Marvels otwiera MCU wieczko od trumny. Ten film to marność nad marnościami
Przyszłość Marvela spowiły ciemne chmury. Kolejny film osadzony w świecie superbohaterów – Marvels – to koszmarek, którego najchętniej zamknęłoby się w szafie na nieudane projekty. Niestety tego trupa najwyraźniej ktoś próbował reanimować….

Nie spodziewałem się, że czasy po Thanosie okażą się dla Marvela aż tak ciężkie. Oczywiście w morzu rozczarowujących produkcji znajdziemy pojedyncze przebłyski – chociażby ostatnią odsłonę Strażników Galaktyki – ale samo uniwersum superbohaterów zmierza po prostu donikąd. Albo jeśli ktoś woli bardziej obrazowe metafory – pakuje się do tunelu, gdzie jest ciemno jak w czterech literach, że aż nie wiadomo, skąd się przybyło, a w dodatku z daleka słychać pędzący na złamanie karku pociąg.
Może zatrzyma go stara brygada z Iron Manem i Czarną Wdową na czele? Nie wiem, na pewno do zbawienia nie przyczyni się trójka bohaterek filmu Marvels, która co najwyżej może wyrzeźbić kosztowną trumnę dla całego MCU. Co mogę Wam powiedzieć – jest bardzo źle.
Dobra fabuła? A na co to komu…
Marvelowskie produkcje co prawda nie musiały tworzyć wspaniałych historii – ważne, że budziły emocje, że działała chemia między bohaterami, a naparzanie wrogów przy udziale pompatycznej, wywołującej ciary muzyki dawało satysfakcję. Wyznam, iż pamiętam zaledwie jeden (niepowtórzony później) utwór ze ścieżki dźwiękowej Marvels – aż do tego stopnia jest ona nijaka. Co pasuje do równie bezpłciowej fabuły, którą równie dobrze mogła napisać sztuczna inteligencja.
Nie dostrzegam grama kreatywności w zaserwowanej nam opowieści. Wszystkie wątki zostały tu napisane jak od linijki – ratowanie świata wymagające współpracy, poniesienie porażki, by wyciągnąć z niej lekcję i podjąć właściwe decyzje, antagonistka (Zawe Ashton), która niby ma jakąś motywację, ale równie dobrze mogłaby jej nie mieć – wszak i tak nikt nie wymyślił dla niej ważniejszej roli niż narobienie głównym postaciom trochę smrodu. Potężne bransoletki dające moce, blablabla… Tego się nie da nawet ciekawie streścić – to absolutny standard superhero, tylko pozbawiony emocji.
Cóż bowiem z ocalenia świata, skoro nawet przez moment nie czuć, o jaką stawkę toczy się ta gra? Akcja prezentuje się podrzędnie i stara się nadgonić efekciarskością kosmosu, ale nie przebija przez nią żadna autorskość. Całość mdli – mnie jako widza, który z superbohaterami przeżył niejedną ciekawszą przygodę, w dodatku trzymającą lepsze tempo. Tutaj szybko zacząłem wyczekiwać upragnionego końca, bo Marvels nie ma żadnego przyspieszenia czy momentu kulminacyjnego. Dąży jedynie do odhaczania oklepanych punktów na liście. Sprawia wrażenie dłużącego się, scenopisarskiego bałaganu, który poskładano w formę popcornowej rozrywki niskich lotów, mogącej konkurować co najwyżej z ostatnimi popisami Transformersów.

Superbohaterowie Marvela już mnie nie kręcą
Siła MCU leżała w postaciach. W Kapitanie Ameryce, który mimo szlachetności potrafił przybrać oblicze rebelianta. W rodzinie pozszywanej z największych galaktycznych urwisów, szukających swojego miejsca w świecie. W megalomańskim Iron Manie, zmagającym się z własnym ego, a nawet z napadami paniki. W Thorze uwalniającym komediowy potencjał i emocje skrywane pod zbroją wojownika.
Marvels boryka się z brakiem podobnie wyrazistych bohaterów. Kapitan Marvel (Brie Larson) błąka się po nękających ją dylematach, żadnego nie zgłębiając na tyle, by stała się w oczach widza człowiekiem z krwi i kości. Monica Rambeau (Teyonah Parris) wskakuje tylko jako dopełnienie tria – żeby była trójka walecznych heroin. Jedynie Ms. Marvel wprowadza do filmu świeżą energię, w swojej ekscytacji przypomina Spider-Mana i zdecydowanie ożywia relacje między protagonistkami. Do tego otoczenie dziewczyny, zabawne i kontrastowo przyziemne w stosunku do głównych wydarzeń, też daje produkcji walorów.
Marvelowskie światy przeważnie są do siebie zbyt podobne, i jak do tej pory jedynie James Gunn był w stanie wykorzystać otrzymaną swobodę, pokazując różnorodność kosmicznego życia. Marvels w jednym momencie spełnia tutaj potencjał – gdy sięga po musicalowe fragmenty, bliższe Bollywoodowi niż Hollywodowi, uwydatniając wyjątkowy charakter jednej z planet. Poza tym nadzieje mogła wzbudzić znajdująca się w początkowej partii filmu pierwsza dłuższa scena akcji, kiedy bohaterki jeszcze nie panują nad teleportacją, więc oglądamy rwane, dynamiczne, równolegle toczące się walki. Liczyłem wtedy, że w dalszej części pojawi się więcej podobnie pomysłowych ujęć z dobrze dobranym pod nie utworem (tu: Ratata autorstwa Skrillexa, Missy Elliott i Mr. Oizo).
Tylko że na przebłysku się kończy. To jedyny moment, kiedy reżyseria bawi się sceną akcji, szukając dla Marvels wyróżnika. A przecież wystarczyłoby pójść tą drogą i może nie skazywać bohaterek na szybkie spotkanie we trójkę, tylko wymagając od nich współpracy na daleki dystans oraz skakania po trzech wątkach i lokacjach.
Co stoi za superbohaterskim zmierzchem – pojawiające się w sieci doniesienia wskazują na zbytnią kontrolę Marvela nad projektami (reżyserzy nie mają za dużo do powiedzenia) czy produkcyjny chaos. Na pewno zarysowany parę lat temu plan w tej chwili prowadzi tylko do kolejnych porażek, a te – na czele z Marvels – wybudują MCU nie posąg z dolarów, tylko grobowiec złożony z rozczarowań widzów, krytyków i liczącego na zysk Disneya. Herosi z mocami już mnie nie jarają, chyba że mówimy o DC, które z kolei znajduje się na fali wznoszącej i pod kierownictwem Jamesa Gunna może zapewnić nam wspaniałe przeżycia.
Film:Marvels(The Marvels)
premiera: 2023premiera PL: 2023akcjaprzygodowysci-fifantasytajemnica
Sequel filmu o przygodach Kapitan Marvel, będący częścią MCU, w którą ponownie wciela się laureatka Oscara, Brie Larson. Za reżyserię obrazu odpowiada Nia DaCosta, zaś u boku Larson występują m.in. Zawe Ashton, Teyonah Parris i Iman Vellani. Pełniąc swoje obowiązki, Carol Danvers – Kapitan Marvel – trafia do rewolucjonisty Kree. Jej moce łączą się z mocami superfanki Kamali Khan – Ms. Marvel – oraz z siostrzenicą Carol, obecnie astronautką S.A.B.E.R, kapitan Monicą Rambeau. Teraz to niezgrane trio musi dać prawdziwy popis i wspólnie uratować świat jako „The Marvels”.
Komentarze czytelników
Jerry_D Senator
Mnie osobiście szczególnie rozśmieszyło, że klapie winni ci głupi mężczyźni, którzy nie poszli do kin, bo nie są w stanie znieść silnych kobiet w głównych rolach czy jakoś podobnie. A potem statystyki i ponad 60% widzów Marvels stanowili... mężczyźni.
Persecutor Legend

Ale flop i to niesamowity, drugi weekend był totalną porażką, myszek pewnie wtopi na filmie z 300+ mln, ale oczywiście w wielu mediach winni fani :D Tak fani winni że nie chcą oglądać guana xD
Darkowski93m Generał

W zasadzie zgadzam się z Tobą w 100% co do oceny filmów superbohaterskich^^ Dla mnie one kiedyś były po prostu takim "guilty pleasure". Niestety już od długiego czasu nie są :/
Aen Legend

Darkowski93m - A ja zazdroszczę Ci tego, że potrafiłeś się przynajmniej zrelaksować i odmóżdżyć. Ja koneserem kina absolutnie nie jestem, klimaty sc-fi/fantasy uwielbiam, a mimo to każdy, dosłownie każdy film Marvela wynudził mnie i wprost wymęczył. Każdy film stara się mieć jakąś pseudo-głębie (która najczęściej budzi zażenowany uśmiech), a i tak wiadomo że jego 3/4 to mało inspirujące wygenerowane na komputerze bójki/walki na broń białą CGI ludzików. To całe uniwersum wydaje mi się tak miałkie i po prostu mało ciekawe, że aż głowa boli. Ale pępkiem świata nie jestem i to może ja mam spaczony gust, skoro Marvel osiągnął taki globalny sukces. Tak czy siak, widać jednak że nawet widz-fan ma już chyba dość generycznych papek, skoro ten film to taka finansowa porażka.