Nowy horror rozsadził mi mózg
Do niedawna miałbym wątpliwości, czy Martwe zło może istnieć bez Bruce'a Campbella. Nowa odsłona serii zapewniła mi jednak tak intensywne wrażenia, że jeśli potrzebowałbym Asha, to do rozluźnienia napiętej atmosfery. Zło powróciło i rozsadza mózgi.

Powroty znanych franczyz z zaświatów są mocno dyskusyjne. Ileż to razy przejechaliśmy się na fali nostalgii, bo dana produkcja nawet nie stała obok kultowego pierwowzoru? Spodziewałem się, że podobnie będzie z nową odsłoną Martwego zła, tymczasem po seansie miałem poczucie, że czym prędzej potrzebuję się przewietrzyć. To było stresujące doświadczenie, pełne hektolitrów krwi i godnie reprezentujące klasyczną serię horrorów.
Groza prawie na poważnie
Nowe Martwe zło zaskoczyło mnie niedostatkiem kampowości. Oryginał był umoczony nie tylko we krwi, lecz także w doskonale bawiącym kiczu. Zwłaszcza w serialowej wersji Ash stał się odważnikiem, który równoważył oglądaną na ekranie grozę. W Przebudzeniu tego elementu mi brakowało – chciałbym, żeby do akcji wkroczył protagonista grany przez Bruce'a Campbella i z wujasowym uśmiechem porozstawiał demonicznych bydlaków po kątach, tnąc im kończyny przy pomocy piły mechanicznej. Groovy!
Asha jednak nie ma. Martwe zło startuje na nowo i musi wykreować nowego bohatera, który zastąpi ikonę horroru klasy B. Nie nastąpi to zbyt szybko, zatem demoniczne siły mają dużo czasu, by napędzić widzom strachu i dokonać krwawej rozróby. W scenach gore przesadną brutalność trudno było mi odbierać humorystycznie – nawet jeśli różne sztuczki są naśladownictwem i puszczeniem oka do fanów gatunku, to wydarzenia mają zbyt srogi wymiar i w najmniejszym stopniu nie trącą plastikiem.
Widać, że dołożono starań, by film był realistyczny w swojej drastyczności. Krew wygląda jak prawdziwa, a bohaterowie dosłownie w niej toną. Opętane osoby mają na twarzy upiorny uśmieszek w stylu klauna z najgorszych koszmarów i poruszają się w sposób – zarówno wizualnie, jak i akustycznie – który wprowadza w dyskomfort. Charakteryzacja powoduje ciary, wydaje się wręcz szatańska, od pewnych widoków chce się też odwrócić wzrok, przynajmniej na moment, żeby wziąć oddech, i dopiero potem stawić czoła kolejnej strasznej scenie.
Seans pod znakiem stresu i krwi
Przebudzenie gdzieniegdzie jest mniej intensywne, ale zazwyczaj ma to swoje uzasadnienie, np. podczas przedstawiania poszczególnych uczestników demonicznej masakry. To jednak było potrzebne, żebyśmy zdążyli poznać wszystkie postacie i uwierzyć w to, że mogą wyjść cało z tej kabały. Nie będę zdradzać fabuły, musicie już sami się przekonać, kto przeżyje, a kto nie – ale podoba mi się ta niepewność. Z jednej strony zło prezentuje się bardzo groźnie i zdaje się niepokonane, z drugiej zaś – mamy znany motyw rodziny z problemami, która zasługuje na lepszy los i w której na pewno obecna jest miłość. Po drodze nieraz padają budujące deklaracje, lecz na ile będą miały pokrycie w rzeczywistości?

Czuć NAPRAWDĘ straszne zagrożenie i są bohaterowie, z którymi zdążyliśmy się zżyć i którym kibicujemy. Do tego ujęcia trzymające w napięciu, choć oglądane już nie pierwszy raz (np. jeden fragment kojarzył mi się z Dziedzictwem. Hereditary). Cholernie stresujący spektakl współtworzy również zamknięta sceneria – poza wstępem akcja zostaje zamknięta w bloku. Postacie poruszają się głównie po jednym piętrze, próbując umknąć panoszącemu się złu, dla którego klaustrofobiczna winda czy prosty korytarz z mieszkaniami odgrodzonymi zaledwie drzwiami to wdzięczne pole do zabawy z ofiarami.
Nie wiem, czy obecność Asha uczyniłaby Przebudzenie jeszcze lepszym filmem – odczuwalność braku tego bohatera wynika z czegoś innego. Nowe Martwe zło dopiero na końcu przynosi pewne rozprężenie od stresującej grozy. I choć dokonuje tego z satysfakcjonującym uderzeniem (cenzura nie pozwala użyć adekwatniejszego słowa) i nawiązaniami dla fanów serii, to... nadal nie popuszcza hamulców w stronę radosnej masakry, zwłaszcza że przecież wśród bohaterów jest małe dziecko. Zostajemy sami z obejrzaną makabrą, przeoranym mózgiem i pragnieniem kolejnych podobnie pełnokrwistych seansów. Brzmi jak sadystyczna przyjemność – ale czy nie tym właśnie jest oglądanie horrorów?
OCENA 8/10
Więcej:W styczniu był klapą w kinach, a teraz horror podbija streaming. W Polsce już stał się numerem 1
Film:Martwe zło: Przebudzenie(Evil Dead Rise)
premiera: 2023premiera PL: 2023horrorfantasythriller
Martwe zło: Przebudzenie jest wyreżyserowanym przez Lee Cronina (Impostor) horrorem, będących kolejną odsłoną popularnej marki zainicjowanej przez produkcję Sama Raimiego z 1981 roku. Opowiada on historię dwóch zwaśnionych sióstr – Ellie i Beth. Ich ponowne spotkanie zostaje przerwane przez pojawienie się opanowujących ciała demonów. Kobiety zostają zmuszone do pierwotnej walki o przetrwanie. W produkcji wystąpili m.in. Alyssa Sutherland (Ellie), Lily Sullivan (Beth), Nell Fisher (Kassie), Gabrielle Echols (Bridget), Jayden Daniels (Gabriel), Billy Reynolds-McCarthy (Jake) oraz Tai Wano (Scott). Zdjęcia kręcono w Auckland.
Komentarze czytelników
mdradekk Konsul
Ja miło wspominam wszystkie Evil Deady. Szczególnie "Armię Ciemności", którą oglądałem za dzieciaka, sceny jak Ash wyskoczył z piłą czy wyrósł mu drugi Ash na ramieniu to już wryły mi się w pamięć na zawsze ;)
Ta z 2013 też była kozacka, świetny klimat.
Ach, aż chyba sobie pocisnę znowu maraton:)
zanonimizowany1376381 Pretorianin
Racja, to był jedyny horror na którym się bałem. Ogólnie całe uniwersum bardzo fajne, na czele z serialem
Kostuch89 Legionista

Remake Evil Dead był jednym z lepszych w historii - widać było szacunek dla oryginału. Nie mogę się doczekać najnowszej części ??
Kothe Senator
Czyli nowy Evil Dead wali prosto w ryj i jest zaskakująco dobry?
Nie będzie tak, że kolejny film oceniliście na 8/10, a będzie przeciętny/słaby?