Wydana w zeszłym tygodniu na Steamie gra PirateFi okazała się mieć złośliwe oprogramowanie. Valve zareagowało na to szybko, ale pojawiły się pytania o to, jak firma sprawdza dopuszczane do dystrybucji pliki.
W ubiegły czwartek na Steamie zadebiutowała gra PirateFi, reklamowana jako produkcja survivalowa w klimacie opowieści o piratach. Piszemy o tym, bo okazuje się, że gra zawierała malware.
Valve nie podało, o jakie dokładnie malware chodzi, ale według kanału Dirtybones74 Gaming w serwisie YouTube był to trojan zbierający informacje z naszego komputera. Na szczęście nie był on specjalnie zaawansowany i zwykły Windows Defender był w stanie go wykryć i wyłączyć.

Oczywiście tutaj rodzi się istotne pytanie: skoro to malware było tak łatwe do wykrycia, to jakim cudem trafiło na Steama. Wynika to z tego, że Valve nie sprawdza po tym względem wszystkich buildów każdej gry przed publikacją. Robi to jedynie z pierwszą wersją, więc potem deweloper może dorzucić malware w aktualizacji. Jest to więc ogromny problem i aż dziw bierze, że dopiero teraz zaliczono taką wpadkę.
0

Autor: Adrian Werner
Prawdziwy weteran newsroomu GRYOnline.pl, piszący nieprzerwanie od 2009 roku i wciąż niemający dosyć. Złapał bakcyla gier dzięki zabawie na ZX Spectrum kolegi. Potem przesiadł się na własne Commodore 64, a po krótkiej przygodzie z 16-bitowymi konsolami powierzył na zawsze swoje serce grom pecetowym. Wielbiciel niszowych produkcji, w tym zwłaszcza przygodówek, RPG-ów oraz gier z gatunku immersive sim, jak również pasjonat modów. Poza grami pożeracz fabuł w każdej postaci – książek, seriali, filmów i komiksów.