Newsroom Wiadomości Najciekawsze Komiksy Tematy RSS
Wiadomość opinie 15 grudnia 2023, 14:00

Gdzie te dopracowane gry? Patologie gier-usług przenikają nawet do indyków

Myślisz, że kupując grę w wersji 1.0, otrzymasz kompletny produkt? Zapomnij, nabędziesz co najwyżej bardziej grywalny wczesny dostęp, który zostanie ukończony w ciągu następnego roku. I to przy dobrych wiatrach.

Źródło fot. Bethesda/Fatshark
i

Jest poniedziałek rano, zaspałeś. Śpieszysz się do pracy lub szkoły, więc szybko zahaczasz o sklep, aby kupić gotową kanapkę na śniadanie. W gablocie widzisz swój upragniony towar z szyneczką, kawałkiem żółtego serka, plastrem pomidorka oraz ogórkiem kiszonym. Bez wahania więc płacisz za tego dostarczyciela prostej rozkoszy w ustach, ale ekspedientka podaje Ci zwykłą bułę z serem. Zaskoczony pytasz o resztę składników, ale dowiadujesz się, że nie ma – będą za tydzień do odbioru. Brzmi niewyobrażalnie? Witam więc na Steamie, gdzie takie cuda to od pewnego czasu codzienność!

Gwoli ścisłości, nie chodzi wyłącznie o Steama, a o gry, które dostępne są na tej, jak i każdej innej platformie. Rynek ostatnio mocno się rozhulał i wcale nie mam na myśli wczesnych dostępów. O tym, że są one nadużywane, wie każdy, ale nie wszyscy zdają sobie sprawę, że teraz nie można już zaufać nawet wersjom 1.0!

Kompletna gra? Panie, to nie u nas!

Wydawać by się mogło, że kupując grę w dniu premiery, otrzymamy wszystko, co deweloper obiecywał. Jasne, błędy mniejsze i większe zawsze będą, tego nie da się uniknąć. Zresztą wszyscy się już do tego przyzwyczailiśmy, i to na tyle, że wręcz oczekujemy niedopracowanych produktów. Skoro więc na to ochoczo pozwalamy, nie ma się co dziwić, że studia łatają potem swoje dzieła miesiącami, doprowadzając je do porządku długo po premierze. Brzmi znajomo? Taki Cyberpunk 2077 jest tego doskonałym przykładem, ale nie chciałbym znęcać się nad tytułem, który trzy lata po swoim debiucie oferuje paczki z nowościami. W końcu upragnione metro dodali, więc o co ta awantura?

Wychwalane Baldur’s Gate 3 również zafundowało nam coś podobnego. Nie była to doskonała gra na premierę, co niektórzy dostrzegli już w drugim akcie, gdzie zaczął się spadek jakości oraz pojawiły rozmaite niedoróbki. Niemniej dało się ten tytuł przejść od początku do końca, więc można na to przymknąć oko – przecież to nie podły Blizzard. W końcu to prawdziwie zacna produkcja, zatem WYBACZAMY jej diabelskie praktyki, z których słynie branża AAA.

Gdzie te dopracowane gry? Patologie gier-usług przenikają nawet do indyków - ilustracja #1

Baldur's Gate 3, Larian Studios, 2023.

Aczkolwiek można je również nazwać dbaniem o graczy i troszczeniem się o społeczność, ale to już kwestia podejścia. Ostatecznie, gdy gra zostanie połatana, wszyscy będą szczęśliwi. A kiedy to się stanie? To najwidoczniej rzecz drugorzędna, ale z dwojga złego lepiej w tę stronę – patrzę na ciebie, Starfieldzie. Niemniej chyba nie tak powinny wyglądać gry w wersji 1.0, czyż nie?

Z drugiej strony takie wielkie aktualizacje naprawiające gry oraz dodające obiecane funkcje lub rozwiązania „quality of life”, które mogły być od początku, to świetna okazja do marketingu! Branża może ponownie rozpisać się o danym tytule, gracze mają powód do radości (lub marudzenia), a słupki sprzedażowe pną się w górę. Czasami zastanawiam się, czy w niektórych przypadkach nie jest to celowo zaplanowana strategia, dzięki której „premiera” odbywa się nawet kilkakrotnie. A emocjonalny rollercoaster, który temu towarzyszy, ostatecznie nigdy nie szkodzi, bo przecież nieważne, jak mówią, byleby mówili.

Gra-usługa? Raczej gra-niedokończona!

Mamy również gry-usługi pokroju PayDaya 3 oraz Warhammera 40,000: Darktide’a. Ten pierwszy cały czas wygrzebuje się z Early Accessu... A przepraszam, przecież to pełnoprawny produkt z ubogą zawartością, ale kiedyś na pewno będzie kompletny. Drugi przypadek prezentuje się lepiej, ale również trawi go podobny problem. Wypuszczono nieukończoną produkcję, udając, że to gra w wersji 1.0. Niedawne aktualizacje wprowadziły świetny system talentów i dodały nieco zawartości, więc obecnie można cieszyć się sensowną rozgrywką. Co prawda kilka miesięcy po premierze, ale kto by się tym przejmował. To gra-usługa, takim przecież wolno, a grom AA wpadki się zdarzają!

Niestety, podobne problemy zaczęły występować również w segmencie indie. Takie Roots of Pacha chwalę, bo w swojej podstawowej wersji oferuje naprawdę dużo atrakcji. Ominęło nawet Early Access i faktycznie zostało porządnie wykonane. Szkoda jednak, że sporo dalszej zawartości podzielono na dwie paczki z aktualizacjami. Cieszę się, że są za darmo, a nie zaserwowane w formie DLC, jednak pewien niesmak pozostaje. Schowanie fajnych funkcji za przyszłymi aktualizacjami wydaje się po prostu słabe. Dlaczego?

Gdzie te dopracowane gry? Patologie gier-usług przenikają nawet do indyków - ilustracja #2

Warhammer 40,000: Darktide, Fatshark, 2023.

Nie wiem jak Ty, Czytelniku, ale ja zazwyczaj nie zaliczam drugi raz tej samej produkcji single player (z paroma wyjątkami). Wartych uwagi gier ukazuje się za dużo i jest to nawet nie tyle kwestia czasu, co czerpania przyjemności. Więc nabywając takie Roots of Pacha, chciałbym przejść je od początku do końca, ciesząc się pełną zawartością. Jednak kupując ten tytuł i wiedząc, że kilka nowości dopiero się pojawi, gdzieś z tyłu głowy mam „ach, to kolejny wczesny dostęp, tylko inaczej ubrany”.

Jestem przy tym przekonany, że gdybym nie wiedział o planowanych atrakcjach, moje podejście byłoby zupełnie inne. Nie miałbym bowiem żadnych oczekiwań, a aktualizacje byłyby niczym prezent-niespodzianka! Terraria czy Stardew Valley od lat dostają nowości długo po swoich premierach i grzechem byłoby na to narzekać. Niemniej oba te tytuły sprawiały od początku wrażenie ukończonych, a wszystkie rzeczy wprowadzone po wersji 1.0 to jedynie wartość dodana, którą doceniam. W przypadku Roots of Pacha czuję się natomiast zobowiązany czekać i po początkowym zachwycie nie gram już dalej, póki tytuł ten nie zostanie ukończony.

Pełna premiera czy może wczesny dostęp 2.0?

Wymienione przykłady to jedynie drobnostki w obliczu takiej gry jak Coral Island. Coral Island to naprawdę świetna pozycja będąca wczesnym dostępem, który udaje wersję 1.0. Co ciekawe, we wspomnianym Early Accessie zdążyła posiedzieć przez rok. Teraz w listopadzie nastąpiła faktyczna premiera, a wraz z nią zapowiedź nowości na rok 2024. Wśród nich znajdziemy rzeczy ściśle związane z główną kampanią fabularną oraz istotne elementy rozgrywki. Brzmi słabo?

Uczucie jest jeszcze gorsze, gdy zagramy w Coral Island 1.0. Kwestię błędów pomijam, ale wiele przedmiotów i obszarów zawiera notkę „work in progress”, a historii nie da się ukończyć, bo jej finalna wersja pojawi się dopiero w przyszłym roku. Dostałem więc niedokończony produkt – za który zapłaciłem pełną cenę – z obietnicą, że w przyszłości będzie lepiej. W przypadku Early Accessu świadomie godzę się na taką ewentualność, ale tutaj mamy ponoć pełną wersję gry. Niemożebność! Skandal! Oszustwo!

Gdzie te dopracowane gry? Patologie gier-usług przenikają nawet do indyków - ilustracja #3

Coral Island, Humble Games, 2023.

Najgorsze w całej tej sytuacji są recenzje na Steamie. Gracze wychwalają Coral Island i rozumiem ich, bo z tego będzie dobra gra. Niestety, w obecnym stanie jeszcze nią nie jest i nie zasługuje na nazywanie jej wersją „1.0”, bo daleko jej do kompletnego produktu. Na szczęście trafiło się kilka osób, które zwróciły na to samo uwagę, więc czytając recenzje gry, można natknąć się na takie znaki ostrzegawcze. Niemniej ogólny obraz tego tytułu wydaje się niezwykle pozytywny.

Jak sobie „spatchujesz”, tak sobie zagrasz

Cała ta sytuacja jest o tyle problematyczna, że pozwalamy na jawne okazywanie nam, czyli klientom, braku szacunku. Co najgorsze, nie dotyczy to już tylko rynku AAA, ale również segmentu indie. Nie twierdzę, że wszędzie tak jest, ale do takich niedoróbek powstał właśnie Early Access. Pełna premiera kojarzyła się z ukończonym produktem, a ja coraz częściej odnoszę wrażenie, że to wczesny dostęp 2.0. Z kolei granie na premierę to rozrywka dla największych zapaleńców, bo przecież bez „day 1 patch” nie ma co uruchamiać żadnej nowości. Najlepiej to w ogóle poczekać przynajmniej pół roku!

Gdzie te dopracowane gry? Patologie gier-usług przenikają nawet do indyków - ilustracja #4

Sea of Thieves, Xbox Game Studios, 2018.

Zdaję sobie sprawę, że cały ten mój lament niczego nie zmieni. Sami doprowadziliśmy do tej sytuacji, akceptując ją i głosując portfelem. Nie wiem, gdzie się podziały dopracowane wersje 1.0 gier, ale chciałbym, aby wróciły. Chociaż powoli oswajam się z myślą, że bez Complete/Definitive/GOTY Edition nie ma co ruszać nowości nawet z segmentu AA i indie. Na szczęście te nigdzie nie uciekną, a mnie również się nigdzie nie śpieszy – jeszcze dzięki temu kupię taniej!

Musisz mi przy tym uwierzyć na słowo, Czytelniku, że naprawdę piszę to wszystko z przykrością, bo zarówno sobie, jak i Tobie życzę, aby gry były po prostu dobre. Zwłaszcza na premierę, którą tak jak 18. urodziny ma się podobno tylko raz w życiu. Jak widać, nie wszyscy jednak trzymają się tej zasady, za co płacimy my, gracze. I niestety nie zapowiada się, aby miało to ulec zmianie, bo akceptujemy różne wybryki, czasami nawet je chwaląc, więc standardy maleją, a ceny rosną. Może jednak problemu nie ma, bo tak naprawdę po prostu to lubimy? Tyle ode mnie, zmykam czekać na kolejny patch!

Patryk Manelski

Patryk Manelski

Chciał być informatykiem, potem policjantem, a skończyło się na „dziennikarzeniu” na UŚ. Tam odkrył, że można połączyć pasję do grania z pisaniem. Następnie bytował w kilku redakcjach, próbując przekonać wszystkich, że gry MMO są najlepsze na świecie. Tak trafił do działu publicystyki na GOL-u, gdzie niestrudzenie kontynuuje swoją misję – bez większych sukcesów. W przerwach od walenia z axa hoduje cyfrowe pomidory, bawiąc się w wirtualnego farmera. Nie mając własnego ogródka, zadowala się opieką nad drzewkiem bonsai. Kręci go też jazda na rowerze, zaś czytać lubi mangę i fantastykę. A co najważniejsze, pochodzi z Sosnowca, gdzie zresztą mieszka i z czego jest dumny!

więcej