28 lutego 2018
Przygodowe, Eksperymentalne/artystyczne, Eksploracyjne, Horror, Indie, Singleplayer, Visual novel.
Debiutanckie dzieło niezależnego studia Dim Bulb Games. Where The Water Tastes Like Wine osadzono w amerykańskim folklorze, a fabuła koncentruje się na podróży i związanych z nią opowieściach. Wędrując po Ameryce, kolekcjonujemy i wymieniamy historie, których jesteśmy świadkami.
Zobacz Grę
Steam
Gracze
Ocena: 7/10
Kolejny przedstawiciel rosnącego nam powoli gatunku gier podróżniczo-narracyjnych ("80 dni", "Wanderlust Travel Stories") oferuje ogrom treści rozsianych po terenie całych kontynentalnych Stanów Zjednoczonych, co oznacza jednak, że jest również dosyć nierówny: wśród 237 króciutkich opowieści i rozmów z 16 podróżnikami znajdą się i perełki, ale na większość czytelnik zareaguje najwyżej wzruszeniem ramion. Gra obfituje w klimatyczne ilustracje, ale pod koniec (na terenie północno-środkowej Ameryki) zdarzały jej się błędy. No i nie sposób nie podziwiać wysiłku narratora, którym jest tu sam Sting.
Nie mogę nabrać szacunku do gier tego typu. Ani grafiki, ani gameplayu nie ma właściwie i film też to nie jest, nie mogę się wyluzować i tylko oglądać, bo co jakiś czas trzeba kliknąć nieistotną kwestię lub przejść te kilka metrów. Do tego to rozszczepienie z masą różnych historii, które średnio się z sobą łączą, no i narrator stara się bardzo mocno, ale nic tu nie ma żadnych konsekwencji, ani żadnego wspólnego łącznika, pograłem ze 2 godziny i powiedziałem pass. Nie widzę miejsca wśród gier na takie eksperymenty.
Kolejny przedstawiciel rosnącego nam powoli gatunku gier podróżniczo-narracyjnych ("80 dni", "Wanderlust Travel Stories") oferuje ogrom treści rozsianych po terenie całych kontynentalnych Stanów Zjednoczonych, co oznacza jednak, że jest również dosyć nierówny: wśród 237 króciutkich opowieści i rozmów z 16 podróżnikami znajdą się i perełki, ale na większość czytelnik zareaguje najwyżej wzruszeniem ramion. Gra obfituje w klimatyczne ilustracje, ale pod koniec (na terenie północno-środkowej Ameryki) zdarzały jej się błędy. No i nie sposób nie podziwiać wysiłku narratora, którym jest tu sam Sting.