Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Gramy dalej 23 lipca 2016, 16:22

Od żenady do zagłady - kulisy sukcesu nowego Dooma - Strona 3

Mało która gra była wyczekiwana równie długo i z równie wielkimi obawami co nowy Doom – i mało która koniec końców okazała się równie udana. Postanowiliśmy prześledzić długą drogę studia id Software do wskrzeszenia legendy w wielkim stylu.

Jedna z nieoficjalnych grafik pokazujących skasowanego Dooma 4. - Od żenady do zagłady - kulisy sukcesu nowego Dooma - dokument - 2021-10-19
Jedna z nieoficjalnych grafik pokazujących skasowanego Dooma 4.

Krótko mówiąc, id Software szykowało sobie prawdziwą zagładę. Na tle gry, która była tworzona do 2011 roku, kontrowersyjny Doom 3 mógłby jawić się jako najbardziej „prawidłowy” reprezentant cyklu. Oczywiście istnieje spore prawdopodobieństwo, że wcale nie dostalibyśmy gniota, tylko zupełnie przyzwoity produkt – w końcu wciąż mówimy o dziele mistrzów gatunku FPS. Jednak uszczerbek, jaki studio – i cała seria – najpewniej poniosłoby na wizerunku, jest wprost nie do opisania. To mógłby być koniec legendy id Software i Dooma, katastrofa i rozczarowanie wielokrotnie przebijające takie wpadki jak Duke Nukem Forever czy Aliens: Colonial Marines. Na szczęście ktoś w ekipie poszedł po rozum do głowy i jak wspomniano, w 2011 roku czwarta „Zagłada” zaczęła powstawać na nowo. Wprawdzie przyszło nam czekać kilka dodatkowych lat na premierę gry – ale zdecydowanie było warto. Przynajmniej w odniesieniu do trybu dla pojedynczego gracza.

W końcu id Software przestało silić się na innowacje czy szukać zgubnych inspiracji u konkurencji, a zamiast tego sięgnęło po prostu do własnych korzeni. I był to strzał w dziesiątkę. Akcja wróciła na Marsa, a w roli głównej znowu osadzono samotnego zabijakę (tzw. Doomguya); również arsenał i bestiariusz w znacznej mierze zaczerpnięto wprost z pierwszych dwóch odsłon serii. Ale nie to jest najlepsze – model rozgrywki też opracowano na wzór tego, który pokochaliśmy w latach 90. Walka zrobiła się na powrót szybka i pompująca adrenalinę, lokacje dość rozległe i pełne sekretów, a ogólna atmosfera tak samo ciężko-lekka jak za dawnych czasów. Słowem, id Software powróciło do gry w blasku chwały.

Również pokazywani na pierwszych obrazkach Revenant i Cyberdemon sugerowali, że nowy Doom zmierza w dobrym kierunku. - Od żenady do zagłady - kulisy sukcesu nowego Dooma - dokument - 2021-10-19
Również pokazywani na pierwszych obrazkach Revenant i Cyberdemon sugerowali, że nowy Doom zmierza w dobrym kierunku.

A jednak przy tym całym powrocie do korzeni deweloper nie omieszkał dorzucić paru nowości na miarę drugiej dekady XXI wieku i ósmej generacji sprzętu do grania. Całkiem wyraźnie (ale prosto i nieinwazyjnie) zarysowana fabuła, rozwój bohatera i modyfikowanie rynsztunku, większe możliwości poruszania się postacią (podwójny skok, podciąganie na krawędzie), immersyjne cut-scenki oglądane oczami protagonisty – to zauważalne, ale w gruncie rzeczy najmniej istotne ze zmian wprowadzonych względem poprzednich odsłon cyklu. Innowacje te bledną bowiem w zestawieniu z... przemocą. Owszem, Doomy zawsze były brutalne i krwawe (na początku lat 90. wręcz szokująco drastyczne), ale czwarta część i tak wyniosła serię pod tym względem na zupełnie nowy poziom. Dokonała tego, wprowadzając tzw. zabójstwa chwały, czyli efektowne – i efektywne, bo dające apteczki – finiszery wykonywane na ciężko rannych demonach.