Elyta i celebrycja, nowa sarmacja, wielce urażona. No ktoś śmie żądać od niej pieniędzy. Ona myślała, że na piękne oczy to załatwi, a tu szok i niedowierzanie.
Monisia nigdy nie była w moich oczach lotnym umysłem. Ta akcja tylko mnie w tym utwierdziła. Odklejona od rzeczywistości i wielce zszokowana, że ktoś się ujął za inteligentem pracującym. ...No i wszystko jest hejtem. Słowo klucz wytrych. Można kogoś oczernić, palnąć głupotę ale każda reakcja na to będzie hejtem. Pewnie były wpisy które się pod to określenie kwalifikowały ale kto to zaczął? Jest też takie powiedzenie - kto sieje wiatr ten zbiera burzę.
Klasyka. Elita, która pławi się w luksusach i wydaje na zabiegi estetyczne więcej niż przeciętny obywatel na jedzenie przez cały rok, domaga się, żeby plebs (weterynarze, pielęgniarki, nauczyciele itd.) pracował za darmo w ramach tzw. "misji".
Ale nie bójcie żaby: przekonanie o wyższości moralnej nie opuści elity! Kochani celebryci zorganizują przecież raz w roku zbiórkę charytatywną dla jakiejś chorej Marysi, rzucą na tacę jedną setną comiesięcznych wpływów i sumienie będzie czyste jak łza.
Draczku, tak tak.
Jeżdżę 15letnim autem, bo Maserati mam w garażu pod kocem i nie chcę, żeby mi się pobrudziło. ;)
Nie jeździsz 15-letnim autem, bo weterynarze slabo zarabiaja, tylko dlatego, że rozwalasz kasę na domki z muminków w odcinkach
Akurat weterynarze plasują się bliżej elit niż plebsu
To zależy.
Weterynarz w instytucjach państwowych zarabia nieco lepiej od nauczyciela (ok. 1-2 tys. więcej), a często mniej od pielęgniarki ze specjalizacją i doświadczeniem. Podobnie na etacie w lecznicy. Ale specjaliści i właściciele praktyk (zwłaszcza w dużych miastach) rzeczywiście zarabiają w porządku (powyżej 10 tysięcy, czasem nawet znacznie).
Tak czy inaczej, gdy idzie o finanse, weterynarzom raczej daleko do celebrytów (i lekarzy).
Megera potwierdzi lub zaprzeczy. ;)
Magera no ok , ty nie zarabiasz 5 cyfrowych kwot miesięcznie. Ale siedzisz w tym biznesie i wiesz że właściciele placówek zarabiają bardzo dobrze, takie 15k miesięcznie to chyba dziś minimum prawda?
Draczku
przyznam szczerze, że nie wiem, jaka kwota "standardowa" jest obecnie wyznacznikiem zarobków właściciela placówki weterynaryjnej. Pracuję w kilku miejscach i teoretycznie to nie jest dla mnie jakiś top secret, ale:
a) nie za bardzo lubimy się chwalić zarobkami, nawet w bliskim, przyjacielskim gronie ;)
b) teoretycznie mogłabym sobie przemnożyć, ilość wizyt dziennie x średnia kwota x średnia ilość dni pracujących w miesiącu, ale to nie jest aż tak prosta matematyka ;) jest sporo zmiennych typu wielkość placówki, wielkość miasta; utrzymanie, koszta stałe, zatrudnienie pracowników (wypłaty zależne od poziomu kwalifikacji), podatki, etc, etc - a księgowość to nie jest moje hobby :D
Z pewnością mogę jednak napisać, że nikt z moich znajomych w zawodzie (a trochę ich mam uzbieranych) nie narzeka. A jak narzeka, to znaczy że kłamie ;))) Pewnie zdarzają się tacy, co ciągle im mało. Nie słyszałam jednak, by ktoś przymierał z głodu, albo x lat prowadził firmę przynoszącą straty "pro publico bono".
Generalnie z weterynarzem, czy pielęgniarką może być problem, ale z tego co widać gołym okiem, nauczycieli zastąpią wkrótce roboty w kształcie wieszaka na ubrania z wbudowaną AI. Wszystko bez Karty Nauczyciela i wakacji od przedszkola do emerytury.
Bukary aleś pojechał... Nie dość że już tu elitą dajesz za autorem wątku to jeszcze podpiąłeś pod to nauczycieli i pielęgniarki... Śmieszny jesteś...
Ale tę celebrytkę chyba bardziej oburzyła semantyka, a nie kwota rachunku? Ja tu widzę przejaw innego głupiego, celebryckiego trendu. Czyli przewrażliwienia na słowa mającego źródło w promowanym w niektórych kręgach porównywaniu zwierząt do ludzi, nazywaniu psów i kotów "dziećmi" itp. To ta sama sytuacja kiedy ktoś wielce oburza się, że ktoś inny śmiał np. powiedzieć, iż zwierzę zdechło, a nie umarło. Plus zwykłe poszukiwanie sensacji celem wzrostu zasięgów.
Ale przeciez ci ludzie nie staja sie slawni i bogaci (a nastepnie robia za autorytety) sami z siebie. Ktos ich oglada, slucha i nasladuje nakrecajac biznes. A nastepnie wielkie zdziwienie, ze przyglup, co nagle stal sie bogolem i bozyszczem tlumow, nadal jest przyglupem?
Też mam wrażenie, że tam chodziło bardziej o typowe psiarskie odklejenie, że piesek to w zasadzie taki mały człowiek i nie wypada o nim pisać jak o zakupie usługi czy produktu. W sumie to bardziej jestem zaskoczony, że więcej tego zdziwaczałego środowiska nie podniosło tematu. Dosyć to budujące, nie powiem.
Z cyklu "nie znam się, ale się wypowiem"... oh wait, no tu się akurat znam :P
Afera jest naprawdę niewąska. Grupa zawodowa wściekła (jesteśmy na etapie pisania petycji do Krajowej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej).
Link, który wkleił Viti, to tylko wycinki z wybitnie elokwentnych, wcale nie hejterskich wypowiedzi pani Moniki. Pani Monika rzuca perły przed wieprze, odwołując się np do "wściekłych weterynarek" bądź "płowowłosych dziewcząt w wieku potrądzikowym". Bo przecież jest wolność słowa, i to jest argument na wszystko - łącznie z tym, że wycierając ryj tym hasłem można z siebie robić celebrytkę, a nie podstarzałą umysłową biedotę o intelekcie rozkapryszonej nastolatki.
Z tego wszystkiego (zupełnie nie wiedzieć czemu) zaczęłam sobie myśleć o hydraulice - stare zardzewiałe rury to jednak potrafią hałasować... :P
Mówicie, że chodziło o semantykę? Bo co, pani Monika dostała szczegółowy rachunek (o który zapewne sama poprosiła, bo nie jest powszechne by takie rachunki szczegółowe wystawiać) i tam się nagle okazało, że jej psiecko zostało sprowadzone do kosztorysu zabiegów i materiałów? WTF, no ale czego innego się spodziewać? My też jesteśmy zobowiązani literą prawa. W Urzędzie Skarbowym nikogo nie interesuje, że to był piesek akurat pani Moniki i jaką traumę ona przeżyła. Została wykonana dana usługa/sprzedaż, tak należy to nazwać, to jest aż tak proste.
Ale co ja tam mogę wiedzieć, jestem przecież członkinią szajki, która nie ma powołania, ba, Bogu w sercu nie ma, bo nie ratuję zwierzątek za friko, a za swoją zawodową pracę oczekuję wynagrodzenia. :>
Megera czy nie widzisz, że to twoje 5min? Chciałaś rozpocząć działalność socialmediową to mogłabyś rozpocząć od filmiku wyjaśniającym tą sytuację, a bazując na sławie tej babki która wyzywa miałabyś niemałe zasięgi na start
Patrząc na to co inni pokazują, to myślę że dekolt to troszkę za mało.
Chyba lepiej skupić się na merytoryce bo w tych innych obszarach to konkurencja dość wysoka :)
Nie do końca rozumiem o co chodzi? Jakaś bana dostała rachunek za wizytę u weterynarza a teraz wylewa żale, że zbyt dużo zapłaciła? Nie podoba sie jej określenie zastosowane w programie wypływającym podsumowanie? Owszem, weterynarze często przeginają z cenami ale każdy kto ma pupila musu się z tym liczyć.
I rozumiem żeby trafiło na kogoś biednego, kto musiał wydać znaczna cześć swojej pensji, w tym wypadku jednak to chyba nie jest biedna osoba - co więcej widać pożałowała na rachunek i nawet w tym wypadku musiała z siebie zrobić gwiazdkę.
Ogólnie to podoba mi się ten post, tylko tak naprostuję dla pewności:
Owszem, weterynarze często przeginają z cenami - przy czym nikt nikomu nie broni udać się do innej, konkurencyjnej placówki, gdzie może będzie taniej. My naprawdę nie musimy skakać sobie do gardeł i wyrywać z rąk rzygających kotków i srających piesków. Nasz klient nasz pan, cenniki każda placówka ma ogólnodostępne, jak się klientowi nie podoba, to niech zmieni placówkę. Proste przecież chyba.
Poza tym ludzie nadal mają to nietrzymające się logiki przeświadczenie, że "jak ratować zwierzątka, to z powołania". I za "dziękuję" kupimy sobie chleb i zapłacimy rachunki. O swoich własnych historiach, to już mogłabym książkę napisać, ale chyba szkoda strzępić ryja/naskórka.
A od zawsze powtarzam jedno, jak mantrę - posiadanie zwierzęcia nie jest w Polsce obowiązkowe. Właściwie to powinno być traktowane jak "dobro luksusowe". Do dziś nie rozwikłałam zagadki, że z panem mechanikiem samochodowym albo z kosmetolożką za zabiegi beauty, to się nie dyskutuje, jak rzucą kwotą. Ale z tymi weteryniorzami to często.
Poza tym ludzie nadal mają to nietrzymające się logiki przeświadczenie, że "jak ratować zwierzątka, to z powołania".
Osobiście sądzę, że zarabianie na poziomie nie stoi w sprzeczności wobec powołania. W praktycznie każdej grupie zawodowej rozróżniłbym kilka typów pokroju artysta, rzemieślnik, wyrobnik i konował. Ten pierwszy ma dosłownie szósty zmysł, prawdziwy dar, zupełnie jakby urodził się do bycia wetem, rzemieślnik opierający się na fachowej wiedzy i doświadczeniu oraz drobiazgowej diagnostyce robi również bezsprzecznie wspaniałą robotę. O tych dwóch ostatnich szkoda mi klawiatury, żeby cokolwiek pozytywnego napisać. Miałem do czynienia ze wszystkimi, oczywiście trzymam się od wielu lat kliniki w której pracuje zespół z pierwszych dwóch kategorii. Dodatkowo są bardzo empatyczni wobec opiekunów - właścicieli zwierzaków, co miałem (niestety) okazję sprawdzić.
Tzn. niektóre słowa zmienił mi słownik i tego nie edytowałem gdyż wbiłem w inny wątek i dopiero teraz zauważyłem.
Nie mam nic do weterynarzy, nie podobało mi się podejście tej baby. Sam mam zwierza z którym chodzę czasem do weterynarza, na ogół do tego samego (poza przypadkami dwoma w nocy gdy musiałem z nim jechać na dyżur gdyż miał kleszcze, których sam nie dałem rady usunąć, nie próbowałem, były zbyt głęboko i inny przypadek na wakacjach gdyż zjadł owoce dzikiej róży i ciagle wymiotował).
Zakładam ze ta kobieta także chodzila do tego samego weterynarza wiec ceny nie były jej obce, dlatego zdziwiło mnie jej narzekanie.
Dobrze to określił Abesnai - W praktycznie każdej grupie zawodowej rozróżniłbym kilka typów pokroju artysta, rzemieślnik, wyrobnik i konował.
Cieszę się, że trafiłeś po prostu na wykwalifikowane, jak i empatyczne osoby. Jest nas wielu, naprawdę :)
Natomiast wystawianie ocen z pozycji właściciela jest lekko mówiąc trudne. Rozbija się o to, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Bez wgłębiania się w szczegóły, miałabym apel tylko jeden do wszystkich właścicieli - pozwólcie nam wykonywać naszą pracę, wg swoich reguł. A jeśli się nie podoba, to zawsze możecie zmienić lecznicę.
Wspominanie o empatii jest wielce zwodzące.. Czasem jest tak, że właściciel "wie lepiej", a cała jego "empatia" ma podłoże w wiedzy ludowej i tym, co wypluł ChatGPT (i wtedy jest bardzo niemiło). Czasem jest odwrotnie, że właściciel potrafi wytłumaczyć sobie swoją zwłokę, niedopatrzenia - a ode mnie oczekuje cudów w minutę (i wtedy jest burzowo). Klienci są przeróżni, weterynarze też. Tego nie da się jednoznacznie zdefiniować nawet cennikiem, bo to ciągle "płynie"..
abesnai mam tylko nadzieję, że masz w sobie to przekonanie, że empatia oddawana tobie i twoim kotom, też nie przechodzi bez echa. Bardzo wielu z nas "odchorowuje" dopiero w domu, bardzo wielu z nas nie umie sobie poradzić emocjonalnie, kiedy już zamkną się drzwi lecznicy. My też to przeżywamy, tylko nam nie za bardzo wolno to okazać. Przynosimy do domów, ze stresu płaczemy w poduszkę, nierzadko sięgamy po psychotropy. To jest naprawdę bardzo ciężki zawód, żeby to udźwignąć.
... a potem na scenę wchodzi pani Monika, która pieprzy trzy po trzy, oczernia choć kompletnie się nie zna. Robi się afera na pół Polski. Ale spoko - my jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Nadal będziemy się oburzać, pokrzykiwać, denerwować się - następnego dnia i tak wrócimy na swoje miejsce pracy i będziemy ratować zwierzątka.
Natomiast wystawianie ocen z pozycji właściciela jest lekko mówiąc trudne. - jest w tym wiele prawdy. Właściciel podchodzi do zwierza jak do przyjaciela czy wręcz jak do dziecka. Weterynarz ma zawsze do czynienia z klientem (właścicielem) i pacjentem (zwierzem). Jego zadaniem jest wyleczenie lub doraźna pomoc jeśli leczenie nie jest potrzebne. Są tez przypadki gdzie operacje trwają kilka godzin, są przypadki gdzie ludzie porzucają chore zwierzęta, u mojego weterynarza są już trzy psy, które tak właśnie do niego trafiły, opiekuje się nimi na zmianę z innymi pracownikami przez ostatnie kilka lat gdyż nie miał sumienia ich oddać do schroniska. Jeśli moniczce nie pasował lekarz lub cena to mogła pójść do innej przychodni.
Owszem, nie są to czasem tanie usługi ale jest internet i koszta można sobie porównać dla własnego spokoju.
Ta baba nie przeżywała odejścia przyjaciela, przeżywała rachunek tak bardzo, że postanowiła o tym napisać publicznie. Moim zdaniem wykorzystała smierć podobno bliskiego i kochanego pupila aby zrobić sobie reklamę, jedocześnie przedstawiają się jako pokrzywdzona a lekarzy którzy często ratują życie zwierząt (a nie tylko bawią się w kontrolne wizyty) zwyczajnie oczernić.
W innym wątku jest ciekawa dyskusja o wzroście cen życia w Polsce, ale taka monisia ma na to wywalone i myśli ze jest taka oh i ah, że wszystko powinna dostać po najniższej linii oporu a weterynarze to rodzin na utrzymaniu nie mają wiec powinni zasadniczo gratis, z miłości. Jak dla mnie to nie tyle co się ośmieszyła a raczej pokazała, ze każdy moment w życiu - nawet odejście psiaka - chce wykorzystać na zaistnienie.
Powiem, że sam miałem trochę styczności z tzw. szołbiznesem. Powiedzieć, że pieniądz z prostaków zrobił turboprostaków to jak nic nie powiedzieć.
Generalnie mają oni problem z płaceniem kwot które w ich mniemaniu (a mniemanie to oni mają że hoho) są wysoce nieadekwatne do usługi która została wykonana. Dla odmiany majętni ludzie którzy prowadzą firmy i pieniądze w większości przypadków nie spadły im z nieba, raczej nie mają problemów z płaceniem. Rozumieją, że dziś największym kosztem jest często czas.
Ale w tym akurat konkretnym przypadku. Sama sobie zaprzecza. Z jednej strony uprawia pomówienia wobec grupy zawodowej, tłumacząc to wolnością słowa a z drugiej sapie o hejt w jej kierunku. Heloł - wolność słowa tak przez Monisię ukochana.
Typowe zachowanie bogatej i sławnej babki, bo się oburzyła, że została potraktowana, jak każdy obywatel.
Ale pani Moniczka to jednak cebula - kremacja komunalna, a nie indywidualna? Jak to tak, ze wszystkimi? Gdzie ta empatia?
Aż przypomniała mi się wypowiedź Martyny Wojciechowskiej, jak naubliżała ludziom od roszczeniowych frustratów tylko dlatego, że nie zechcieli pracować u niej za darmo w ramach wolontariatu ;)
Pozdrawiam z zawodu, który wg ustawodawcy jest na tyle prowadzony z "misji", że nie tylko daje za pracę dla klienta z urzędu absolutnie psie pieniądze, to jeszcze robi sieć punktów, które w założeniu mają pozbawić nas pracy.
Poważnie NPPiNPO ma pozbawiać pracy adwokatów i radców...bez żartów. W NPP ledwo palcem kiwają i szczytem jest wniosek o pełnomocnika. W NPO główne sprawy zadłużenia, upadłości konsumenckie, eksmisje najczęściej lokale z zasobów miast, proste sprawy z rodzinnego typu ustalenie opieki... do tego skierowane do tych, których nie stać (kupa emerytów i klientów z OPS) na bulenie w kancelariach (teoretycznie), nie róbmy jaj.
kupa emerytów i klientów z OPS
Do koleżanki przyszła babka z pytaniem, czy może wybudować lądowisko dla helikopterów na swoim terenie. Od jakichs dwoch trzech lat standardem w sumie są wizyty przedsiębiorców nie tylko z jdg ale i zoo.
Poważnie, nie róbmy jaj. Może i założenie bylo takie jak piszesz, ale rzeczywistość jest zupełnie inna.
Plus NAWET gdyby tak było, to czy są panstwowe darmowe punkty weterynaryjne? Mechanikow samochodowych? Notariuszy? Hydraulik ów?
Ja trochę te punkty darmowej pomocy prawnej rozumiem, choć szczerze mówiąc nie zaufałbym prawnikowi, który w tym siedzi, ale ja nie mam helikoptera.
Analogia z hydraulikami chyba nie do końca trafiona, bo jednak zapchany zlew nie uniemożliwia podmiotowego uczestnictwa w państwie, a problemy prawne niekiedy już tak. No i państwo zlewu nie zapycha, a życie ustawowo komplikuje.
Ze to w praktyce nie działa, to coz - przywyklismy - ale sama idea na pewno nie jest taka zla. Moze powinni wprowadzić jakiś cenzus zarobków.
Grave
rozstrzygnijmy to po ludzku - jaki masz dom/mieszkanie (powierzchnia), i jakim jeździsz autem? :D A, i ile razy w roku wyjeżdżasz na wakacje, i jak dalekie są to destynacje? :P
Dawaj sprawozdanie majątkowe, inaczej to nie będziemy poważnie rozmawiać
nie uniemożliwia podmiotowego uczestnictwa w państwie, a problemy prawne niekiedy już tak. No i państwo zlewu nie zapycha, a życie ustawowo komplikuje.
To niech zacznie od zejścia z vatu na nasze usługi,bo dla mnie 23% jest absolutnie niezrozumiałe.
Po części asherix ma rację - darmowa pomoc jest wydmuszka. Mało kto prowadzi te sprawy z zaangażowaniem.
Jednak problemem jest to, że ludziom to wystarczy. Zła darmowa porada prawna jest lepsza od płatnej prawidłowej. Npp to chyba 220 zl za 4 godziny. Pomoc z urzędu są jakimis smiesznymi stawkami typu 1000-2000 za za dwa lata pracy.
A dodajmy do tego koszty np. korespondencji, dojazdu, zastepstw, które nie sa zwracane.
Reasumujac, panstwo wysługuje się nami, co realnie tez wplywa na ilość spraw platnych - sady potrafią przydzielic pełnomocnika z urzędu na absolutnie absurdalnych podstawach, co nijak ma się do sytuacji finansowej klienta.
M
Ofc nie zamierzam tutaj przedstawiać sytuacji finansowej, jednak nie jest ona standardowa. Jeżdżę dużo i daleko, jednak kosztem innych rzeczy.
Jakie znaczenie ma
Ja mam ostatnio takie hobby (i przywilej), że prawie co tydzień mogę sobie jeździć innym, pobawić się i oddać, mam skalę, mam porównanie i wreszcie mam wrażenie, że różnica w samochodzie za 180k i takim za 450k to detale estetyczne plus współczynnik lansu u Megery. No te droższe lepsze, wiadomo, ale czy lepsze na 250k? No nie.
Ale większość sensownych ludzi, których znam mają coś w stylu RAV4, gdzie 4 symbolizuje też liczbę mieszkań w Warszawie, które mają, a tylko bidoki jeźdżą BMW w leasingach pod korek ;-)
Ale co ty mi się rzucasz, Loon, czy w pierwszych postach tego wątku nie zostało przypuszczone, ile zarabia weterynarz? To tak samo się pytam, ile zarabia prawnik :P
Chociaż wiem, że nie wolno się tak porównywać, macie większy posłuch i estymę, i w ogóle macie większe(go).
To może wrócimy do tematu? Czy tak jeszcze chwilę musicie sobie wzajemnie poopowiadać te niebotyczne wydarzenia z życia prawniczego? :PPPPP Jak dla mnie spoko, ja mam zawodowo dużo cierpliwości :)
Ja staram się w miarę możliwości nie uprawiać wyuczonego zawodu, czasem tylko popełnię ten błąd i za każdym razem żałuję. Ale obracam się w środowisku. Tak sobie myślę z perspektywy czasu, że jednak lepiej było iść na medycynę
W sumie to nie wiem, Meg, czemu się czepiasz sensownego posta NevGravediggera. Prawda jest taka, że pełnomocników z urzędu państwo traktuje nie tylko gorzej niż pielęgniarki, ale gorzej niż nauczycieli. Owszem, wielu prawników dobrze zarabia w kancelariach, ale skoro już tworzymy darmową konkurencję, taki prawniczy NFZ, to może tak samo nie za psie stawki, wtedy będzie mniejszą fikcją?
Postów Richardson do tej pory nie widziałem i w sumie dziwię się, że chyba na serio obchodzą weterynarzy (rzucił mi się w oczy jakiś artykuł na Onecie). Jakie ona ma obecnie zasięgi?
OK, jak właśnie sprawdziłem zapłaciła 1800 zł za poradę, jakiś komplet badań, leki itp. Dużo czy mało, trudno mi ocenić, część stawek niższa niż za człowieka, część taka sama, do części nie mam się jak odnieść.
Na pewno jest żenujące, że osoba tak majętna czepia się i sugeruje, że to za drogo, ba, że to w ogóle drogo w jej przypadku. :P Czy może być za drogo dla szarego kowalskiego i jego Burka? Pewnie może, zwłaszcza jak Burek ostatecznie wyciągnie kopyta, ale to mnie nawet cieszy, i z czystej nienawiści do psiarzy mam nadzieję, że ceny u wetów będą rosły dalej, bijąc na głowę stomatologów, a nawet kliniki medycyny estetycznej.
Czy Richardson może się stawiać w pozycji trybuna ludowego plebejskich posiadaczy Burków? Na pewno nie. :)
Nadal jednak zadziwia mnie to poruszenie, nie wiem, po co sam się nad tym rozwodzę, na pewno nie z powodu żywego zainteresowania, chyba tylko dlatego, że wreszcie ktoś tu dyskutuje o czymś innym niż polityka i baity z GOL-a.
Dżizas, Pietruch, nie załamuj mnie. Już nawet pominę fakt, że poniekąd SAM zaczynasz pieprzyć o polityce.
Gravewowi rzuciłam baita, nie podjął przynęty (zgodnie zresztą z moim przewidywaniem, nie spodziewałam się że urobię sensownego chłopa na błystkę, po to też wkleiłam uśmieszek - z jakiegoś powodu ty podjąłeś porzuconą przynętę... :| )
Rozeszło mi się o to, że to nie jest wątek o skraplaniu swoich frustracji. To nie jest wątek nawet o weterynarzach, to jest wątek o celebrytach i hejcie, i kto się jak poczuwa.
To, że osobiście nie masz wrażliwości ani nawet umiejętności czytania ze zrozumieniem (znów przypominam, czego miał dotyczyć ten wątek sensu strice) powinno cię już chyba powstrzymać przed pieprzeniem o urzędzie państwa, ale widać nie. Serio, może pójdzie sobie gdzieś indziej albo załóżcie własne forum, bo przestajecie się trzymać poręczy (no przynajmniej Pietruch).
Mój post generalnie odnosił się do wypowiedzi bukarego i obowiązku realizowania misji przez niektóre grupy społeczne i zawody. Myślałem, że w tym kierunku idzie wątek, ale byłem zmęczony po całym dniu,
Apeluję abyśmy w dalszym ciągu rozmawiali o weterynarzach.
LOL A to jest jakiś zakaz zbaczania z głównego tematu dyskusji? Jest jakaś oficjalna deklaracja tematu wątku, którą związani są uczestnicy i zakaz orzekan... dyskusji poza jej granicami? :)
To, że bait odebrałem jako zawoalowane czepialstwo, to znaczy, że się od razu na niego złapałem? 3/4 mojego posta było przecież o hejterskim wpisie Richardson :)
No ale wrócimy w takim razie do głównego tematu wątku - czy środowisko weterynarzy nadal żyje tematem, czy trwają ożywione dyskusje na branżowych forach, czy dalej kotłuje się na Insta Moniki? Czekam na relacje i opinie! :)
IMHO wątek jak najbardziej dotyczy także "obowiązku realizowania misji przez niektóre grupy społeczne i zawody". Przecież tego czepiała się Monisia i na tym skupiali się weterynarze mówiąc że za misję też się płaci :)
Drama z Kozaczka i od razu jest ruch na forum, a potem narzekacie na baity i przeklejki z Reddita.
O co ona ma bol dupy? O to ze na karcie wypisowej/informacyjnej (czy jak to tam sie nazywa u wetow) ma formalne nazwy procedur medycznych i innych takich ;) (ktore pewnie sa tak samo narzucone jak w medycynie ludzkiej - ICD10 to chyba sie nazywa jesli dobrze pamietam)?
Bo nie wiem czy ogarniam moim proctackim, malomiasteczkowym umyslem. ;)
Niech jej nie pokazuja dowolnej karty wypisowej ze szpitala, bo od tej dehumanizacji jej swiat sie zawali (a jak nie na NFZ to i cennik dostanie).
Jeszcze jeden post bym zrozumial. Zaloba po zwierzaku, brak znajomosci realiow systemowych zawodu... zdarza sie. Czasem sie palnie glupote. Ale potem trzeba zamknac paszcze, a nie brnac w szalenstwo, pokazujac ze ma sie wiedze o tym jak swiat funkcjonuje na poziomie tego nieszczesnego pieska.
Rynce opadaja normalnie.
Babe zwyczajnie zabolał rachunek, a nie utrata psa, więc pod płaszczykiem miłości do czworonoga wylała całą swoją żółć.