Też uważacie, że nie powinno być ocen w szkołach?
To dyskryminujące dla wielu osób. Jeśli ktoś nie jest zainteresowany jakimś przedmiotem, to czemu ma to wkuwać i jest z tego oceniany? To tak, jakby ktoś kazał mi naprawić samochód i oceniał to, mimo że ja się na tym w ogóle nie znam i nie chcę znać, bo mnie to nie interesuje. Mam inne zainteresowania.
Takie oceny tylko niszczą samoocenę, dzieciaki czują się gorsze od innych, prowadzi to do depresji i samobójstw.
Nie da się stworzyć idealnego programu żeby każdy był zadowolony. Zawsze ktoś z czymś będzie miał problem. Można zrezygnować z ocen ale co to da. Skąd będzie wiadomo że ktoś jest w czymś dobry, kto się nadaje do danej roboty. Jakoś trzeba oceniać ludzi żeby wiedzieć w czym są dobrzy, a w czym nie.
Jak nie jest dobry w składaniu samochodów to po ocenie będziesz wiedział że masz iść w innym kierunku. Przecież nie poklepie cie po głowie i nie powiem że jest wszystko dobrze.
Jeśli ktoś nie jest zainteresowany jakimś przedmiotem, to czemu ma to wkuwać i jest z tego oceniany?
Bo to podstawowa wiedza
Jeśli ktoś nie jest zainteresowany jakimś przedmiotem, to czemu ma to wkuwać i jest z tego oceniany?
Bo to podstawowa wiedza
Taaa zwłaszcza umiejętność liczenia stężenia molowego, bez niej nie przeżyłbym miesiąca.
I rozumiem, że potrafisz przytoczyć wszystko czego nauczyłeś się w szkole przez kilkanaście lat nawet obudzony w środku nocy?
Pamiętajmy tylko o tym, że część nauki miała na celu nie tyle zapamiętanie danych elementów do końca życia co ćwiczenie pamięci, naukę uczenia się czy budowę podstawy pod naukę bardziej przydatnych rzeczy. Problem w tym, że wielu nauczycieli nie wiedziało czego i po co uczy i ograniczało sie do sprawdzania tego jak uczeń zakuł podręcznik.
Mój ulubiony przykład to tabliczka mnożenia. Na studiach dorabiałem udzielając korków z matmy. Przekrój miałem dość spory od gimnazjalistów szykujących się do testów na koniec gimnazjum i mających problemy z podstawową matematyką po studentów pierwszego roku na ekonomii czy polibudzie z zaległościami po szkole średniej. Nikt nie rozumiał po co jest znajomość tabliczki mnożenia, że przecież są kalkulatory. Sensem nauki tabliczki mnożenia nie jest liczenia w pamięci wszystkich operacji arytmetycznych jak leci a nauka dostrzegania wzorców, zależności i powiązań. Bez jej znajomości nie ma szansy by patrząc na równanie zauważyć co można wyciągnąć przed nawias, gdzie można skrócić itd. Jej opanowanie to nie zakucie jej na pałę a zrozumienie np., że mnożąc razy 6 wygodniej może być mi pomnożyć razy 3 a potem przez 2, przez co dostrzega się dzielniki naturalnie.
I tak, rozwiązywanie równań przydatne w życiu jest tylko dla garstki ludzi, ale dostrzeganie tego typu zależności już jest przydatne na co dzień większości.
o kurde zgadzam się z elathirem.
Szkoła podstawowa i średnia tak naprawdę są po to żeby nauczyc się uczyć.
Moje córki wyskakują z takim absurdem od czasu do czasu.
A na co mi się przyda taki czy inny temat w przyszłości.
Cóż one są młode a TY już chyba stary i czas na oświecenie chłopie.
Najpewniej Ci się na co dzień przyda dodawanie i odejmowanie, ale raczej przez kilkanaście lat edukacji nie da się tak złożyć planu byś w sposób ciekawy mógł dodawać siedem do ośmiu, więc po drugie stąd ta szeroka i przeróżna gama zadań i sposobów mierzenia i liczenia i wszystkiego innego.
Po pierwsze co najważniejsze wyobraź sobie że mózg ludzki rozwija się podobnie jak mięsień, im szersza i bardziej różnorodna gama ćwiczeń tym staje się ten mięsień silniejszy i bardziej wszechstronny.
Założenie jest takie, żeby mózg ludzki się rozwijał we wszelkim możliwym kierunku.
Mam nadzieję że pomogłem.
Oceny powinny zostać, ale nie ma co ukrywać, że system pruski jest przestarzały jak na obecne czasy.
Trzy ciekawostki:
1) Oto mapa (chyba nie do końca kompletna) polskich szkół, gdzie nie używa się ocen cyfrowych:
O ile wiem, takich szkół (podstawowych i średnich) jest w naszym kraju już ponad 100.
2) Zgodnie z obowiązującymi w Polsce przepisami prawa oświatowego nauczyciel ma obowiązek ustalić tylko JEDNĄ ocenę w ciągu roku szkolnego - ocenę końcoworoczną. Inne oceny to już fanaberia konkretnej szkoły, dyrekcji czy nauczycieli.
3) Mój znajomy (ksiądz) był przez kilka lat dyrektorem liceum w Sierpcu (Collegium Leonium), gdzie wprowadził właśnie system nauczania bez ocen. Szkoła stała się jedną z najlepszych w Polsce (nie tylko ze względu na wyniki maturalne).
To, ze oceny opisowe (wskazywanie stron silnych i tych wymagających poprawy tak by wskazać kierunek dalszej pracy i rozwoju a nie tylko oceniać) mają dużo większy sens niż klasyczne cyferki promujące pogoń za cyferkami i klasyczne zakuj, zdaj, zapomnij to akurat od lat już oczywiste, ale obawiam się, że ci i mi przyświeca inna idea niż autorowi wątku. Nam poprawienie jakości kształcenia, on liczy, ze jak nie będzie ocen to nie będzie musiał się uczyć.
A druga kwestia to pytanie ile z tych szkół rzeczywiście zrezygnowało z ocen. Pamiętam jak w podstawówce gdzie chodził chrześniak zrezygnowano ładnych parę lat temu niby z ocen w klasach 1-3 ale praktycznie wszyscy nauczyciele po prostu zastąpili je serduszkami, gwiazdkami czy innymi rozwiązaniami praktycznie takimi samymi, fundament problemu został bez zmian, zmieniła się tylko forma na niby przyjaźniejszą.
No i jedno pytanie, czy przypadkiem w rekrutacji do szkół średnich nie liczą się oceny tylko z kilku wybranych przedmiotów a nie ze wszystkich? Jeżeli tak, to co wam tak zależy na ocenach ze wszystkich? A na studia liczy się i tak tylko wynik matury, ewentualnie dodatkowych egzaminów wstępnych.
Ja bym tam zamknął te obozy stworzone dla prześladowania dzieci. Samokształcenie internetowe i naturalne interakcje w środowisku rozwijają i uczą, kontakt z różnymi grupami wiekowymi i społecznymi daje niesamowitego życiowego boosta.
Zajebiste mają dzieci teraz to samokształcenie internetowe.
Nie. Ale za to do wypierdzielenia duża część przedmiotów, albo część ich podstawy programowej. Uczysz się pierdół, które cię nie interesują I NIE WYKORZYSTASZ ich w życiu, a ci jeszcze wmawiają, że to ci się przyda i niby "musisz to umieć" XD. A że 90% tej wiedzy zapomnisz to nikogo to nie obchodzi. Są przedmioty ważne typu języki obce czy nawet W-F, żeby być sprawnym i są takie co się powinny kończyć na szkole podstawowej i nie marnować czasu uczniom. Zamiast nich można by zwiększyć liczbę godzin przedmiotów faktycznie przydatnych, a nie uczyć budowy pantofelka czy rodzajów jezior.
Co do tej "dyskryminacji" tylko nwm czy bym to tak nazwał to się zgadzam. Nie każdy musi mieć same piątki z wszystkich przedmiotów. Ktoś może być uzdolniony językowo i mieć dobre oceny z niemieckiego czy angielskiego, ale być słabym z matematyki i fizyki i mieć 2,3, a inny odwrotnie wolałby przedmioty ścisłe. Nauczyciele najlepiej to by chcieli, żeby z ich przedmiotu to wszyscy mieli 5, ale mają wywalone, albo nie chcą zrozumieć tego, że oni uczą np. jednego przedmiotu podczas gdy uczniowie muszą się uczyć ich z 10 i z każdego mają mieć 5, bo takie mają wymagania ci co uczą XD.
Z jakiegoś powodu utarło się, że człowiek wykształcony powinien mieć jakiś poziom wiedzy z różnorodnych dziedzin. Moim zdaniem to głupie marnowanie potencjału ludzkiego. Najlepszy wydaje mi się system amerykański - podstawowa wiedza, żeby czytać, pisać i liczyć, oraz zgłębianie wybranych przez ucznia przedmiotów, które go interesują.
Kontrowersyjnie powiem też, że matura jest dla mnie bezsensownym stresowaniem ludzi, które niczemu nie służy.
Co do samych ocen wydają mi się konieczne, bo skoro już decydujemy się na nauczanie wszystkich tego samego, trzeba mieć jakiś możliwie obiektywny sposób sprawdzania na ile to nauczanie przynosi skutki.
Ja jestem za jakimś systemem ocen i ten który miałem te kilkadziesiąt lat temu, uważam że był okej. Jedyne czego nie jestem fanem, to warunkowania promocji na podstawie ocen. Nie miałbym nic przeciwko gdyby uczniowie kończyli szkoły (bez powtarzania klas) z niedopuszczalnymi ocenami.
Natomiast twierdzenie że Takie oceny tylko niszczą samoocenę, dzieciaki czują się gorsze od innych, prowadzi to do depresji i samobójstw. to gruba przesada. Same negatywne oceny nie mają wpływu na dziecko, to presja otoczenia (głównie wymagający, ale i nie poświęcający swojego czasu rodzice) nadaje tym "pałom i dwójom" tego tragicznego wymiaru.
Co wy z tym pantofelkiem?
Widzę, że was strasznie ta biologia straumatyzowała. Akurat biologii to jest za mało w szkole. A to jest potwierdzenie https://www.youtube.com/watch?v=paM8ed0sReo
Uczenie się przedmiotów pokroju matematyki, nie jest głównie po to, abyś mógł brylować używaniem wzorów skróconego mnożenia "w życiu", tylko po to, aby trenować logiczne myślenie.
Oceny są po to żeby ocenić to jaką masz chęć do wkładania pracy w swoje obowiązki oraz umiejętności wchłaniania nowej wiedzy, nie ważne w jakiej dziedzine, to że masz pały z przyrody i języka polskiego to bardzo zły znak o tobie nawet jeśli chcesz być mechanikiem samochodowym
Jest to sposób na to aby odfiltrować nierobów od pracowitych. Jeśli zależy Ci na ocenach nawet z przedmiotów do którymi nie ziejasz pasją, to znak że będziesz dokładnym i starannym pracownikiem a nie robił wszystko na odwal i po najmniejszym oporze
Dyskryminacja - jak że częste słowo używane w ostatnich latach w celu usprawiedliwienia wprowadzanych zmian na własne potrzeby. Jak coś mi się nie podoba i nie pomagają argumenty to w między zdanie jest wplatane owe słowo mające głównie na celu w przeciwnikach moich argumentów prowadzić zamieszanie, zniesmaczenie czy nawet poczucie winy że się na to czy na tamto nie zgodzili.
Dyskryminacja, to dziś słowo klucz. Wszędzie dyskryminacja, również w szkole, bo wymaga się od dziecka czegoś więcej, niż tylko pokazywania się na lekcjach. Naprawdę chcemy tworzyć społeczne kaleki, które za młodu były chowane pod kloszem, bo nic od nich nie wymagano, aż przyszło brutalne zderzenie z rzeczywistością, czyli pierwsza praca? A nie, czekajcie, dzisiejsze pokolenia nie będą przecież pracować, bo mają lepsze rzeczy do roboty, a kasę dadzą rodzice. Zastanawia mnie tylko, kto da pieniądze ich dzieciom?
Jak najbardziej w szkołach powinno się oceniać postępy uczniów. Inna kwestią jest, czy program nauczania jest dobry czy nie. Może potrzebuje nawet gruntownej przebudowy, ale to nie zmienia nic w kwestii oceniania. Może i ono potrzebuje zmian, ale nie powinno być zlikwidowane.
za moich czasów jak ktoś nie chciał się uczyć i nie mieścił się w skali (której.prog wejścia nie był jakoś przesadnie wysoki)
To szedł do szkoły specjalnej i tyle.
Rzecz w tym że nikt nie chciał i większość dzieciaków starała się żeby do tego nie doszło.
Teraz szkół specjalnych już nie ma, a właściwie są :)
Najważniejsze to dostosowywać edukację do obecnych czasów A z tym jest problem.
Oceny punktowe obecne są zbędne.
Zgoda trzeba pewnych rzeczy nauczyć podstawowych nauczyć tylko ważniejsze jest uczenie umiejętności samodzielnego zdobywania wiedzy przy wykorzystaniu obecnych narzędzi.
Bibliotek Internetu oprogramowania sztucznej inteligencji oraz kreatywnego myślenia.
Nauka o finansach dług system monetarny konsumpcjonizm o mediach społecznościowych nalogach dezinformacji zarówno konsumpcyjnej jak i medialnej itd itp tak aby kształcić zdrowych psychicznie zaradnych kreatywnych nie ulegających konsumpcji i programowaniu społecznemu ludzi którzy jeśli mają jakoś potrzebę realizacji zawodową mają opanowane narzędzia aby to osiągnąć.
Tylko że system nie potrzebuje takich osób i możemy zamknąć temat.
Jakby u mnie dziecko decydowało co chce robić na etapie podstawówki to by nic nie robiło tylko z telefonem w łapie siedziało.
Decydować o sobie możesz jak skończysz całe Tourne szkolne i później możesz zdecydować jakie chcesz mieć studia. Już i tak mamy otępiałą młodzież i nie ma co tego dalej pogłębiać bo za kilkanaście lat będziemy mieć samych tumanów w kraju.
Tylko wyścig szczurów, brutalne ale prawdziwe, nie nadajesz się to na zwałkę. Jak cię rodzice będą utrzymywali to miałeś szczęście w życiu, jak nie, to kompost w pryzmy na wysypisku układać.
No właśnie nie albo inaczej trzeba uczyć wiedzy o systemie żeby móc żyć komfortowo tak jak nam wygodnie A nie tak jak nam system narzuca.
Wyścig szczurów poświęcaj czas zycie próbując zdobywać coraz więcej aby konsumowac coraz więcej coraz mniej potrzebnych rzeczy.
Możemy np. zwolnić zastosować inflację poziomu życia nauczyć się oszczędzić nabyć świadomości i zacząć żyć bardziej dla siebie bez potrzeby wyścigu.
Tylko tak jak pisałem wcześniej system i wladze takich nie potrzebuje więc świadomośc rodziców i własna pozostaje tylko że zazwyczaj świadomość przychodzi z czasem A u większości że względu na programowanie w ogóle.
Tak samo powinno być z imionami, przecież to że rodzice nazwali kogoś Bronisław albo Genowefa może być dla kogoś krzywdzące, wszystkie dzieci w szkole powinny mieć w szkole to samo imie i czuć się równe.
No i pamiętajmy o WFie, nie powinno się liczyć punktów w żadnych grach zespołowych, bo przecież ktoś może nie być zainteresowany piłką nożną czy koszykówką, wolałby np. liczyć kotlety ojebane na stołówce.
STOP dyskryminacji!
Oczywiście.
Nie powinno być ocen w szkołach, nie powinno być egzaminów z ocenami czy wynikami, nie powinno być oceny pracownika.
Ogólnie wprowadźmy system, że na wszystko można mieć wyjeb...
Bo jak nie od dziś już wiadomo, że to iż ktoś może ocenić Twoje wysiłki nijak nie wpływa na Twoje zaangażowanie:)
Do dzieła.
Tak jak sięgam wzrokiem w kierunku horyzontu to widzę społeczeństwo takie co to nic nie umie, ulane jest jak gotowe na zacięcie świnie i generalne to wszystko im się należy za to ,że w ogóle są.
A potem atakują antyszczepy...
Wbrew pozorom wiedza ogólna, nawet jeśli z czasem zapominania, jest potrzebna. Niestety, jest źle, a często wręcz fatalnie nauczana, z naciskiem na nieodpowiednie elementy, a nauczyciele - nie tylko rodzice! - nie mają świadomości celu nauki i nie przekazują go uczniom.
Czy zatem same oceny są winne? Raczej brak przyzwolenia na bycie niedoskonałym, nierealne wymagania,, chore ambicje rodziców, toksyczne, skrzywione podejście pedagogów itp.
Ciągła presja wyłuska najlepiej przystosowanych. Nie ma i nie będzie równości, to mit dla przygłupów, jedni rodzą się z większą inteligencją i wychowują się w lepszych warunkach. Inni nie. To jest stwierdzenie nie falsyfikowalnego faktu. Całe to pitolenie o "równych szansach" to narracja z ideologiczną podszewką.
Nie ma równych szans i nie ma równych potrzeb.
Najpierw świadomość że nie musisz byc lepszy gorszy bo każdy jest inny i zaczyna w innych warunkach. Musisz tylko dążyć do życia które Cię satysfakcjonuje oraz mieć narzędzia aby w przypadku gdy gdzieś zaczyna się problem aby podjąć działanie i celu jego poprawy.
chore ambicje rodziców, toksyczne
Ten argument jest, ale chyba w mniejszości.
Większość rodziców z moich obserwacji ma wywalone.
Tylko, ze oceny cyferkowe w niczym nie pomagają, bo realnie nie wskazują problemów.
Dużo lepszym rozwiązaniem są oceny opisowe stosowane w wielu najlepszych systemach edukacyjnych. Bo jakie ma znaczenie, ze uczeń dostał 4 z kartkówki o budowie komórki? Co to oznacza? Nic, tylko służy do napędzanie wyścigu o cyferki zamiast po wiedze i umiejętności. Dzieciaki olewają kwestie istotne a maksymalizują oceny i średnią na głupotach.
Dużo większa wartość ma ocenienie na podstawie przekroju pracy ucznia jak radzi sobie z zapamiętywaniem, czy jest pracowity, czy potrafi wyciągać wnioski, kojarzenie faktów, poszukiwanie informacji itd. I niech nikt mi nie wmawia, ze taki system oceniania jest za trudny, bo podobny jest podstawą w praktycznie każdym przedszkolu już dzisiaj.
Trzeba wskazywać silne strony i słabe strony a nie tylko oceniać wiedzę. Tą wiadomo też w w pewnym stopniu, ale powinna ona stanowić 1/4 tego co testujemy a nie 90% jak obecnie często to wygląda. W zasadzie testy umiejętności na poziomie podstawówki dotyczą niemal wyłącznie matematyki w w większości szkół i częściowo języków (Polskiego i obcych). A to jest błąd. Widać to potem w wynikach egzaminów gdzie choćby czytanie ze zrozumieniem leży i kwiczy.
A może ocena i opis.
Opis to przecież też forma oceny. Do czego ci potrzebny ten numerek jak masz opisową, szczegółową ocenę?
Ale co ta cyferka poza napędzaniem niezdrowego wyścigu po te cyferki ma dawać?
Celem szkoły jest wypuszczenie osoby jak najlepiej przystosowanej, z odpowiednią wiedzą i umiejętnościami a nie jak najlepiej ocenionej. Znam mase przykładów osób mający świetne oceny na poziomie szkoły podstawowej/gimnazjum co ostatecznie pracują jako kasjerzy. Część jeszcze sobie dawała rade w szkole średniej ale część i tam miała problemy. Czemu? Bo był nacisk na cyferki, zakuwanie, wyciąganie ocen z elementów pamięciowych czy mało co wnoszących prac dodatkowych kosztem tych gdzie trzeba było się skupić na zrozumieniu i umiejętnościach konkretnych. Ale wszyscy zadowoleni bo średnia wysoka a braki w wielu aspektach narastały przez zaniedbanie.
Ocena opisowa pozwala postawić diagnozę nie tonącą pośród masy przeróżnych ocen z kartkówek, prac domowych, referatów, prac plastycznych itd. Bo nie poszedł sprawdzian z podstawowych zasad dynamiki Newtona (trójka + po pytania o definicje odpowiedziane prawidłowo, ale 0 punktów za wykorzystanie wzorów w praktyce), ale ocena z przedmiotu wysoka bo przygotowana ładna plastyczna praca o Newtonie na plakat z okazji jakieś tam rocznicy działalności geniusza, która to 6 pozwoliła wyciągnąć ocenę na 5. I tym podobne absurdy.
Nauczanie musi być przekrojowe, wiedza, umiejętności wyciągania wniosków, poszukiwania i zrozumienia źródeł, weryfikacji tekstu, logicznego myślenia, zastosowania różnych narzędzi czy to matematycznych, technicznych itd. Dzisiaj niby uczymy przekrojowo ale nie kontrolujemy tej nauki, koncentrujemy się na sprawdzaniu wiedzy i pojedynczych umiejętności, uśredniamy wyniki zamiast wskazać gdzie idzie dobrze a gdzie idzie źle, co trzeba zrobić by się poprawić zamiast zdawkowego uczyć się więcej i poprawić oceny.
Opis dla rodzica super.
Ocena dla dziecka jako motywacja może działać.
Jest to jakaś nagroda za pracę.
Jest to jakaś nagroda za pracę.
Chyba tylko dla tych, którym ograniczeni rodzice tłuką do głów jakieś dyrdymały o budowaniu przewagi nad innymi. Kary i nagrody, dziewiętnasty wiek.
Ocena dla dziecka jako motywacja może działać.
No właśnie tłumaczyłem dlaczego nie działa, bo motywuje nie do tego do czego trzeba. Motywuje do kolekcjonowania punkcików a nie rozwoju.
Chyba tylko dla tych, którym ograniczeni rodzice tłuką do głów jakieś dyrdymały o budowaniu przewagi nad innymi. Kary i nagrody, dziewiętnasty wiek.
Skąd założenie, że rodzic wykorzystuje ocenę do porównywania z innymi rówieśnikami?
Jakie złe wspomnienia?
No właśnie tłumaczyłem dlaczego nie działa, bo motywuje nie do tego do czego trzeba
Moim zdaniem działa i mam tego przykłady w domu.
Stygmatyzujcie rodziców za złe wykorzystanie ocen a nie oceny same w sobie.
Można pogodzić wszystkie strony jednym podejściem: wystarczą oceny dla samego ucznia, by nie wpływały na to czy przejdzie do następnej klasy czy nie
I później jak pójdą do pracy i nic nie będą robić to będą się dziwić, że ktoś ich zwalnia.
Po to jest właśnie nauka przedmiotów tylko tych, które kogoś interesują, by nie musieć wkuwać niczego, co nie jest dla niego tym, co się przyda danej osobie w życiu.
Gdzieś słyszałem takie powiedzonko:
"Nigdy nie wiadomo co Ci się przyda w życiu".
Wtedy pytam AI, lub osoby z odpowiednimi kompetencjami i wiedzą. Problem solved
Wtedy pytam AI, lub osoby z odpowiednimi kompetencjami i wiedzą. Problem solved
Czyli znasz jakiś jasnowidzów? Bo skąd ludzie mają wiedzieć co będzie przydatne za 10-15 lat? Są pewne punkty stałe, które są niezmiennie przydatne, ale wiele się zmienia a umiejętność uczenia się, w tym tego co się nie chce, jest podstawową umiejętnością.
Wiem, że to trolling, ale ogólnie to wprowadziłbym nawet jakieś ocenianie dla dorosłych, choćby tylko z samej umiejętności komunikowania się, bo to się dzieje teraz to jest jakiś dramat. Ludzie nie potrafią się wysławiać. I to nawet nie chodzi o jakieś dzieciaki wychowane na emotkach, tylko o dorosłych ludzi.
Nawet na GOLu to widać. Nie będę wytykał palcem, bo nie o to chodzi, ale naprawdę, są na forum użytkownicy, przy których scrolluję automatycznie w dół jak widzę ich awatar. Wiem, że nie warto czytać takiego posta, bo gość nie potrafi pisać po polsku na zupełnie podstawowym poziomie.
Uważam, że komunikowanie się to jest podstawowa rzecz, która w społeczeństwie powinna działać, więc może co jakiś czas warto by to oceniać.
A z kim chciałbyś rozmawiać? Wystarczy sięgnąć do tej nieszczęsnej AI i zapytać jaka jest głębokość semantyczna głównego atraktora populacji i jaka jest jego liczność. To się dowiesz, że 60 - 70 % populacji ma "dość ograniczony zasób semantyczny".
Aż zadałem to pytanie Avisonie
M......u, nie istnieje powszechnie zdefiniowana ani mierzalna wartość dla głębokości semantycznej głównego atraktora populacji ani jego liczności w standardowej nomenklaturze naukowej czy technicznej.
?Głębokość semantyczna
?Cecha semantyczna to najmniejsza, nierozkładalna część znaczenia.
?Termin głębokość semantyczna nie jest standardowym pojęciem, ale można go interpretować jako złożoność albo specyficzność znaczenia danej frazy lub konceptu. W kontekście głównego atraktora populacji, który również nie jest standardowym, zdefiniowanym terminem, nie da się ustalić jego głębokości semantycznej. Fraza ta wydaje się być kombinacją słów z różnych dziedzin nauki atraktor z teorii chaosu albo fizyki i populacja z biologii albo statystyki co utrudnia jej jednoznaczną eksplikację.
Tyle z tej teorii. Jak widać jest AI i "AI". Po wypowiedzi Avisony mogę śmiało powiedzieć, że moja to ta pierwsza
Coś takiego w ogóle jeszcze funkcjonuje? Tak jak godzina wychowawcza, wiadomo. Tym samym powinno być zebranie - wychowywanie tej roszczeniowej, rozkapryszonej dorosłej hałastry.
Tym samym powinno być zebranie - wychowywanie tej roszczeniowej, rozkapryszonej dorosłej hałastry
Moja kuzynka jest nauczycielką i mówi, że nie lubi wywiadówek i ogólnie kontaktu z rodzicami swoich uczniów, bo jak twierdzi "są pojebani". W sumie to nie dziwię się, że tak mało osób chce dziś być nauczycielami w publicznych szkołach, bo nie dość, że użerasz się z dzieciakami, to jeszcze ich starym ponoć coraz bardziej odwala.
nauczyciele zawsze się użerali z dzieciakami. Tak samo było z ich rodzicami.
Zawsze tak samo się użerali? Swego czasu rozbestwione dzieci zakładały nauczycielce kubeł na głowę, to przelało czarę goryczy i proceder bestialstwa młodzieży, oraz słabnącego autorytetu został nagłośniony. Więc powiedz nam z której nory wyciągasz te swoje pseudofakty, że zawsze było tak samo?
Nie, nie zawsze. W sumie jak słucham opowieści nauczycieli, albo czytam gdzieś jak to teraz wygląda, to aż się dziwię, że ktoś tam jeszcze w ogóle chce pracować. To jak dziś nauczyciele muszą się cackać z tą dzieciarnią to jest kosmiczna różnica w stosunku do tego co było jak ja chodziłem do szkoły. A to przecież nie było jakoś nie wiadomo jak dawno temu.
Zlikwidować szkoły w ogóle i pracę też. Dla wszystkich chętnych dochód gwarantowany, dwie gry w miesiącu z MOPSu i jeszcze frytki do tego.