To dyskryminujące dla wielu osób. Jeśli ktoś nie jest zainteresowany jakimś przedmiotem, to czemu ma to wkuwać i jest z tego oceniany? To tak, jakby ktoś kazał mi naprawić samochód i oceniał to, mimo że ja się na tym w ogóle nie znam i nie chcę znać, bo mnie to nie interesuje. Mam inne zainteresowania.
Takie oceny tylko niszczą samoocenę, dzieciaki czują się gorsze od innych, prowadzi to do depresji i samobójstw.
Jeśli ktoś nie jest zainteresowany jakimś przedmiotem, to czemu ma to wkuwać i jest z tego oceniany?
Bo to podstawowa wiedza
Taaa zwłaszcza umiejętność liczenia stężenia molowego, bez niej nie przeżyłbym miesiąca.
I rozumiem, że potrafisz przytoczyć wszystko czego nauczyłeś się w szkole przez kilkanaście lat nawet obudzony w środku nocy?
Pamiętajmy tylko o tym, że część nauki miała na celu nie tyle zapamiętanie danych elementów do końca życia co ćwiczenie pamięci, naukę uczenia się czy budowę podstawy pod naukę bardziej przydatnych rzeczy. Problem w tym, że wielu nauczycieli nie wiedziało czego i po co uczy i ograniczało sie do sprawdzania tego jak uczeń zakuł podręcznik.
Mój ulubiony przykład to tabliczka mnożenia. Na studiach dorabiałem udzielając korków z matmy. Przekrój miałem dość spory od gimnazjalistów szykujących się do testów na koniec gimnazjum i mających problemy z podstawową matematyką po studentów pierwszego roku na ekonomii czy polibudzie z zaległościami po szkole średniej. Nikt nie rozumiał po co jest znajomość tabliczki mnożenia, że przecież są kalkulatory. Sensem nauki tabliczki mnożenia nie jest liczenia w pamięci wszystkich operacji arytmetycznych jak leci a nauka dostrzegania wzorców, zależności i powiązań. Bez jej znajomości nie ma szansy by patrząc na równanie zauważyć co można wyciągnąć przed nawias, gdzie można skrócić itd. Jej opanowanie to nie zakucie jej na pałę a zrozumienie np., że mnożąc razy 6 wygodniej może być mi pomnożyć razy 3 a potem przez 2, przez co dostrzega się dzielniki naturalnie.
I tak, rozwiązywanie równań przydatne w życiu jest tylko dla garstki ludzi, ale dostrzeganie tego typu zależności już jest przydatne na co dzień większości.
o kurde zgadzam się z elathirem.
Szkoła podstawowa i średnia tak naprawdę są po to żeby nauczyc się uczyć.
Oceny powinny zostać, ale nie ma co ukrywać, że system pruski jest przestarzały jak na obecne czasy.
Trzy ciekawostki:
1) Oto mapa (chyba nie do końca kompletna) polskich szkół, gdzie nie używa się ocen cyfrowych:
O ile wiem, takich szkół (podstawowych i średnich) jest w naszym kraju już ponad 100.
2) Zgodnie z obowiązującymi w Polsce przepisami prawa oświatowego nauczyciel ma obowiązek ustalić tylko JEDNĄ ocenę w ciągu roku szkolnego - ocenę końcoworoczną. Inne oceny to już fanaberia konkretnej szkoły, dyrekcji czy nauczycieli.
3) Mój znajomy (ksiądz) był przez kilka lat dyrektorem liceum w Sierpcu (Collegium Leonium), gdzie wprowadził właśnie system nauczania bez ocen. Szkoła stała się jedną z najlepszych w Polsce (nie tylko ze względu na wyniki maturalne).
To, ze oceny opisowe (wskazywanie stron silnych i tych wymagających poprawy tak by wskazać kierunek dalszej pracy i rozwoju a nie tylko oceniać) mają dużo większy sens niż klasyczne cyferki promujące pogoń za cyferkami i klasyczne zakuj, zdaj, zapomnij to akurat od lat już oczywiste, ale obawiam się, że ci i mi przyświeca inna idea niż autorowi wątku. Nam poprawienie jakości kształcenia, on liczy, ze jak nie będzie ocen to nie będzie musiał się uczyć.
A druga kwestia to pytanie ile z tych szkół rzeczywiście zrezygnowało z ocen. Pamiętam jak w podstawówce gdzie chodził chrześniak zrezygnowano ładnych parę lat temu niby z ocen w klasach 1-3 ale praktycznie wszyscy nauczyciele po prostu zastąpili je serduszkami, gwiazdkami czy innymi rozwiązaniami praktycznie takimi samymi, fundament problemu został bez zmian, zmieniła się tylko forma na niby przyjaźniejszą.
No i jedno pytanie, czy przypadkiem w rekrutacji do szkół średnich nie liczą się oceny tylko z kilku wybranych przedmiotów a nie ze wszystkich? Jeżeli tak, to co wam tak zależy na ocenach ze wszystkich? A na studia liczy się i tak tylko wynik matury, ewentualnie dodatkowych egzaminów wstępnych.
Ja bym tam zamknął te obozy stworzone dla prześladowania dzieci. Samokształcenie internetowe i naturalne interakcje w środowisku rozwijają i uczą, kontakt z różnymi grupami wiekowymi i społecznymi daje niesamowitego życiowego boosta.
Nie. Ale za to do wypierdzielenia duża część przedmiotów, albo część ich podstawy programowej. Uczysz się pierdół, które cię nie interesują I NIE WYKORZYSTASZ ich w życiu, a ci jeszcze wmawiają, że to ci się przyda i niby "musisz to umieć" XD. A że 90% tej wiedzy zapomnisz to nikogo to nie obchodzi. Są przedmioty ważne typu języki obce czy nawet W-F, żeby być sprawnym i są takie co się powinny kończyć na szkole podstawowej i nie marnować czasu uczniom. Zamiast nich można by zwiększyć liczbę godzin przedmiotów faktycznie przydatnych, a nie uczyć budowy pantofelka czy rodzajów jezior.
Co do tej "dyskryminacji" tylko nwm czy bym to tak nazwał to się zgadzam. Nie każdy musi mieć same piątki z wszystkich przedmiotów. Ktoś może być uzdolniony językowo i mieć dobre oceny z niemieckiego czy angielskiego, ale być słabym z matematyki i fizyki i mieć 2,3, a inny odwrotnie wolałby przedmioty ścisłe. Nauczyciele najlepiej to by chcieli, żeby z ich przedmiotu to wszyscy mieli 5, ale mają wywalone, albo nie chcą zrozumieć tego, że oni uczą np. jednego przedmiotu podczas gdy uczniowie muszą się uczyć ich z 10 i z każdego mają mieć 5, bo takie mają wymagania ci co uczą XD.
Z jakiegoś powodu utarło się, że człowiek wykształcony powinien mieć jakiś poziom wiedzy z różnorodnych dziedzin. Moim zdaniem to głupie marnowanie potencjału ludzkiego. Najlepszy wydaje mi się system amerykański - podstawowa wiedza, żeby czytać, pisać i liczyć, oraz zgłębianie wybranych przez ucznia przedmiotów, które go interesują.
Kontrowersyjnie powiem też, że matura jest dla mnie bezsensownym stresowaniem ludzi, które niczemu nie służy.
Co do samych ocen wydają mi się konieczne, bo skoro już decydujemy się na nauczanie wszystkich tego samego, trzeba mieć jakiś możliwie obiektywny sposób sprawdzania na ile to nauczanie przynosi skutki.
Ja jestem za jakimś systemem ocen i ten który miałem te kilkadziesiąt lat temu, uważam że był okej. Jedyne czego nie jestem fanem, to warunkowania promocji na podstawie ocen. Nie miałbym nic przeciwko gdyby uczniowie kończyli szkoły (bez powtarzania klas) z niedopuszczalnymi ocenami.
Natomiast twierdzenie że Takie oceny tylko niszczą samoocenę, dzieciaki czują się gorsze od innych, prowadzi to do depresji i samobójstw. to gruba przesada. Same negatywne oceny nie mają wpływu na dziecko, to presja otoczenia (głównie wymagający, ale i nie poświęcający swojego czasu rodzice) nadaje tym "pałom i dwójom" tego tragicznego wymiaru.
Co wy z tym pantofelkiem?
Widzę, że was strasznie ta biologia straumatyzowała. Akurat biologii to jest za mało w szkole. A to jest potwierdzenie https://www.youtube.com/watch?v=paM8ed0sReo
Uczenie się przedmiotów pokroju matematyki, nie jest głównie po to, abyś mógł brylować używaniem wzorów skróconego mnożenia "w życiu", tylko po to, aby trenować logiczne myślenie.
Oceny są po to żeby ocenić to jaką masz chęć do wkładania pracy w swoje obowiązki oraz umiejętności wchłaniania nowej wiedzy, nie ważne w jakiej dziedzine, to że masz pały z przyrody i języka polskiego to bardzo zły znak o tobie nawet jeśli chcesz być mechanikiem samochodowym
Jest to sposób na to aby odfiltrować nierobów od pracowitych. Jeśli zależy Ci na ocenach nawet z przedmiotów do którymi nie ziejasz pasją, to znak że będziesz dokładnym i starannym pracownikiem a nie robił wszystko na odwal i po najmniejszym oporze
Dyskryminacja - jak że częste słowo używane w ostatnich latach w celu usprawiedliwienia wprowadzanych zmian na własne potrzeby. Jak coś mi się nie podoba i nie pomagają argumenty to w między zdanie jest wplatane owe słowo mające głównie na celu w przeciwnikach moich argumentów prowadzić zamieszanie, zniesmaczenie czy nawet poczucie winy że się na to czy na tamto nie zgodzili.