Zacząłem się zastanawiać co się ze mną lub moimi znajomymi stało. Wszyscy jesteśmy z rocznika od 83 do 87 tak więc stare konie a ja zacząłem się wycofywać z tego towarzystwa gdyż na każdym kroku, z powodu każdego mniejszego i większego wydarzenia "trzeba się napić".
Odwiedziny z dziewczyną u znajomych na 30 minut - piwo. Podjechać 10km na działkę znajomych - po 5 piw na łba schodzi a ja tylko siedzę i patrzę z niesmakiem na to. Piwsko, fajki, wódka. A właśnie - wódka. Niektórzy mają dosyć piwa i przesiedli się na wódkę bo po niej nie mają kaca...więc jak jakaś okazja to "no to czas na wódeczkę" i jeb flacha na stół.
Czy to jest normalne, że ludzie mający po ~30 lat przy każdej okazji spotkania w ciut większym gronie muszą chlać? To jakiś przymus w związku z mieszkaniem w Polsce?
Nawet ludzie, którym wódka ryj wykrzywia a po 3 piwach jest im niedobrze dalej chleją i tylko pieprzą "jakie to niedobre, ale kurna ktoś musi wypić".
Ja piję coraz mniej, jedno piwo na spotkaniu raz na jakiś czas wypiję o ile dziewczyna wraca samochodem a nie ja prowadzę. Alkohol mi zbrzydł strasznie a i tak nie piłem więcej niż 4-5 piw czy ćwiartkę żołądkowej dla lepszego humoru. Zdarzyło mi się spić w trupa po skończeniu LO, ale do cholery nie 3x w tygodniu z powodu braku powodu.
Tak samo wśród gówniarzy lat 17-19, braci i sióstr znajomych widzę tręd schlewania dupy z byle powodu.
Ja się pytam - co jest grane?
PS. będzie na mnie pocisk ale wisi mi to więc gadajcie co chcecie :)
Ja nie wiem co jest fajnego w naebywaniu się czystą wódą. Rozumiem, piwo, wino, whiskey.
No to mi wytłumacz co jest fajnego w nawaleniu się piwem, winem czy whisky/whiskey?
Jestem rocznik 87, spotykając się ze znajomymi często bywa piwo ale jest to jedno, góra dwa, tak po prostu dla smaku. Wodki w ogole nie pije, znajomi generalnie tez nie, a juz napewno nie gdy sie widzimy w wiekszym gronie.
Pare razy zdarzylo mi sie nawalic ale generalnie nigdy nie bylem fanem tego typu "zabaw".
Mysle, ze wiele zalezy od charakteru spotkan ze znajomymi, my zazwyczaj widzimy sie na koncertach to nie potrzebujemy alkoholu by sie dobrze bawic.
a jaka jest różnica między nawaleniem a jak to pięknie ująłeś w słowo naebaniem się?
Mysle, ze wiele zalezy od charakteru spotkan ze znajomymi, my zazwyczaj widzimy sie na koncertach to nie potrzebujemy alkoholu by sie dobrze bawic.
U mnie ludzie mają dzieciaki, te dzieciaki leżą w wózkach i śpią a rodzinka popija piwko czy wódeczkę, pali fajka czy cygaro bo takich też mam znajomych. Zastanawiam się czy to stres dnia codziennego w pracy wychodzi czy jakaś patologia nabyta?
A może jesteś po prostu już stetryczały?
Takie każualowe picie dla zapchania czasu przy każdej okzaji to trochę żenada i oznaka szarości życia. Co innego tankowanie na melanżach, imprezach, w klubach. Alkohol jest fajny, tylko trzeba umieć go używać w odpowiednich sytuacjach. Jeśli ktoś dzień w dzień pije 3 piwka z byle jakiego powodu, wtedy mamy już wykolejenie. Jeśli ktoś od czasu do czasu lubi ostro popłynąć na imprezie - czemu nie?
W zasadzie nie wiem o co Ci teraz chodzi. Nie ma różnicy.
Chodzi mi o piwko po ciężkim dniu pracy, jedno, góra dwa. Tym się nie można nawalić lub naebać. To samo z whiskey i innymi tego typu trunkami. To nie jest stworzone po to, aby doić z gwinta.
Jeśli ktoś dzień w dzień pije 3 piwka z byle jakiego powodu, wtedy mamy już wykolejenie. Jeśli ktoś od czasu do czasu lubi ostro popłynąć na imprezie - czemu nie?
Właśnie o tym mówię, moi znajomi to co wieczór piją jak to mówią "bo lubią" a przy okazji jakiejś okazji płyną z prądem. Przy czym okazja się zdarza dość często ostatnio jak się ciepło zrobiło. A ja tego nie pojmuję.
Ja nie wiem co jest fajnego w naebywaniu się czystą wódą. Rozumiem, piwo, wino, whiskey.
Napisałeś to tak jakby nawalenie się piwem, winem czy whiskey było lepsze od nawalenia się czystą wódką :)
No fakt, mój błąd. Ale już się wyjaśniło ;)
Taka mentalność Januszów i Grażyn, grill, urodziny, imieniny... bez wódy nie przeżyją.
IGG ---> Ten typ ludzi nie ma celów w życiu. Żyje z dnia na dzień i reaguje tylko na to co mu się przydarza w życiu. Po prostu wiedzą, że mają nudne i smutne życie, a alkohol jest ucieczką od tego. Później to już nałóg, jak się nie napijesz to fizycznie zaczynasz chorować, a alko staję się lekarstwem.
Chłopie trzymaj się z dala od towarzystwa, tacy ludzie szukają takich, którzy piją z nimi. Takie towarzystwo chcę Cię wciągnąć w ich nałóg. Przerabiałem to - 5 lat z dziewczyną alkoholiczką.
Hennsen --> "Chodzi mi o piwko po ciężkim dniu pracy, jedno, góra dwa"
Właśnie tak się zaczyna droga do alkoholizmu. Piję się dla poprawy humoru (czyt. nudnego życia), tak po pracy tylko jedno, dla relaksu - w końcu mi się należy po ciężkim dniu pracy!
Później po jednym czujesz się jakbyś wypił tylko pół, więc wjeżdżają już 2 browarki wieczorem - tak tylko na lepszy sen!
Następnie, aby uzyskać ten sam efekt potrzebujesz 3...później jak się nie napijesz to źle się czujesz, a później tylko szukasz pretekstu i okazji do napicia się, aż w końcu pijesz z okazji braku okazji bo musisz.
Moze to jakas chec przedluzenia sobie, a raczej powrotu do beztroskich lat? Chociaz dla mnie czyms zupelnie abstrakcyjnym jest nawalenie sie obojga rodzicow gdy sa male dzieci, cos sie stanie dzieciakowi to ktos kto kompletnie odplynal nie bedzie w stanie zareagowac, juz o konsekwencjach prawnych nie wspominajac.
Ale i tak zapewne wszystko rozchodzi sie o charakter czlowieka, jeden po ciezkim dniu pracy potrzebuje pograc na komputerze, drugi posluchac muzyki a trzeci sie napic.
3 lata spotykałem się z kobietą (mówię kobietą bo starsza ode mnie o lat kilka) co po pracy piła piwko czy dwa. A teraz zostało już tylko leczenie bo wciągnęło jak bagno. Może dlatego mam awersję do alkoholu i patrzę na to co jest dookoła mnie przez pryzmat tego co miałem przez kilka lat?
Chociaz dla mnie czyms zupelnie abstrakcyjnym jest nawalenie sie obojga rodzicow gdy sa male dzieci
Tatuś sztuk powiedzmy 5, mamusia stoi na straży i tylko jedno dla smaku! :]
Nie każdy, kto pije piwo po pracy zostaje alkoholikiem, i ma nudne szare życie. A picie obojga rodziców przy małym dzieckiem to głupota!
Może macie rację, ale to nie zależy czasem od słabej woli ?
No i oczywiście wiele osób sobie wmawia, cytując znanego bezrobotnego pana "piwo to nie alkohol".
jeden po ciezkim dniu pracy potrzebuje pograc na komputerze, drugi posluchac muzyki a trzeci sie napic.
Damn... zle ze mna...
"Piwko" dla smaku do grilla jak najbardziej, z kulturka. Jak powiedziano wcxesniej, trzeba umiec dopasowac sie do sytuacji. Je sd tem dosc eyrozumialy, ale jak widze cwaniaka z brzuchem z butelka Lecha Premium w lapie i kurwujacych na rzad i generalnie wszystko do okola z blond zona u boku i dzieckiem w eozku to noz mi sie otwiera...
Takie pokolenie, teraz ćpieją hehe. Ogolnie ja rowniez przestałem juz chlac co weekend, bo mnie to za bardzo męczylo, pt-sob swieto i trzeba sie nachlac i tyle widzialem z weekendu, jeszcze jakbym pamietał to wszystko co sie dzialo. No i ogolnie jak mialem przez pare miesiecy abstynencji to okazalo sie, ze wyparowalo mi polowe znajomych. No i tak to wlasnie bywa.
ale jak widze cwaniaka z brzuchem z butelka Lecha Premium w lapie i kurwujacych na rzad i generalnie wszystko do okola z blond zona u boku i dzieckiem w eozku
kropka w kropkę opisałeś moich niegdyś dobrych znajomych a teraz coraz dalszych i dalszych :) gruby fagas z piwskiem w reku (smakosz, tyskiego, lecha itd nie tknie, tylko jakieś importowane albo krajowe z małych browarów) narzekający na życie i wszystko do okoła i blond dziewucha z fajkiem w ustach a dzieciak spi w łóżeczku
Napiszę to po raz ostatni - nie rozumiem tego, po prostu nie rozumiem...
No przecież to jest proste takie. Ten naród tak ma, to jest zakodowane. Żeby się dobrze bawić trzeba się napić, inaczej nie można.
Oczywiście są wyjątki, ale sam kiedyś nie potrafiłem się bawić nie pijąc. Wszyscy pili, abstynentem nie byłem, a więc...
To się po latach zmieniło. Alkoholowe słabostki za ryj złapał kac, złapał tak mocno, że imprezowe picie stało się po prostu nieopłacalne. Wynikiem takiego stanu rzeczy jest sytuacja w której aktualnie wypijam może ze 3 piwa miesięcznie (zamiast powiedzmy tych 20-30 jak kiedyś).
Poza tym problemem jest kultura picia alkoholu, której w tym kraju nie dostrzegam. Myślę, że filozofia jest dość prosta, pić należy tak, żeby się najebać. Sam widziałem to u siebie i u znajomych. Na szczęście w większości wypadków to się zmieniło, minęły lata i w większości wypadków ludzie w znacznym stopniu ograniczyli chlanie, dojrzeli... W części środowisk to jedynie problem lat młodzieńczych, gorzej jest z tymi "innymi środowiskami".
Ciekawe są także spojrzenia obcokrajowców na polską "kulturę picia":
https://www.youtube.com/watch?v=eZaO8AS_5PA
http://wp.tv/i,bo-z-danii-polandia,mid,1302063,cid,4051,klip.html
Akurat co do piwa jakie trzyma w reku to wlasnie najgorsze z mozliwych, czyli wspomniany Lech Premium. :D i delektuje sie tym wyrobem piwopodobnym. Moze generalizuje, ale taki typ nie tyka innych trunkow niz z Kompanii piwowarskiej albo Grupy Zywiec :)
No przecież to jest proste takie. Ten naród tak ma, to jest zakodowane. Żeby się dobrze bawić trzeba się napić, inaczej nie można.
Myślę, że filozofia jest dość prosta, pić należy tak, żeby się najebać.
Dobre podsumowanie.
W czasach dziecinstwa tez sobie pozwalalem, ale teraz juz mnie to nie kreci, wodki nigdy nie piłem, tylko piwko. Jednak ja wole pic tak zeby sie nie upic, wtedy mozna sie piwem dlugo delektowac :)
"W czasach dziecinstwa tez sobie pozwalalem"
Eeee??
---
Polecam obejrzeć ten krótki dokument, o tym jak się piło w Rosji na początku lat 90'. Nasi rodzimi specjaliści od dynksu mogą się przy tych zawodnikach schować...
https://www.youtube.com/watch?v=Yo212B-J-NI
[7:51], [9:08], [18:25]
A właśnie - wódka. Niektórzy mają dosyć piwa i przesiedli się na wódkę
W wieku ~30 lat przesiadaja sie na wodke? To co oni robili do tej pory? W tym wieku to ludzie zazwyczaj luzuja przy winku, czy szklaneczce whisky.
Wszystko zależy od dnia, towarzystwa, danej osoby. Sam jak są wakacje piję więcej niż przeciętnie, ale co chwila jakiś grill, wypad do klubu itp. Natomiast na wiosnę/jesień często zdarzają mi się dłuższe przerwy, w tym roku nie piłem nawet małego piwa przez jakieś 2 miesiące, po prostu nie mam ochoty wtedy. A jeśli chodzi o sytuacje gdzie oboje rodziców jest pijących danego dnia to dla mnie to jest najgorsza patologia, nie rozumiem tego i takich ludzi próbuję unikać.
Mam dosc podobne spostrzezenia.
Z tym ze alkoholu nigdy nie lubilem, piwo ma dla mnie ochydny smak, jak pilem to wodke za czasow imprez w akademikach - jako poprawiacz nastroju, plus bez niej te imprezy byly zbyt zenujace bym wytrzymal :D
Od miesiecy nie pilem, nie ciagnie mnie, nie widze sensu, osoby o podejsciu "hehe kupmy pifko i bedzie dobra impreza" mnie irytuja. Jak komus pasuje - niech sie powoli zuli, ale to nie jest towarzystwo jakie lubie.
Zaryzykuje teze - ktora bron Boze nie ma sugerowac nic IGG odnosnie jego znajomych - ze czesto takie januszowate sklonnosci do picia wynikaja z frustracji zyciowej. Marna kasa, zona/maz marudzi, dzieci nie takie jakie "byc powinny", auto stare i sie psuje, to uciekamy w sprawdzone odprezacze....
Czystą wódę to tylko dresiarska hołota chleje.
@IGG Są uzależnieni od alkoholu. Czy tak ciężko to zauważyć?
Takie to trudne żyć po swojemu i innym dać żyć po swojemu? Nie chcesz pić to nie pij, proste.
Ja ostatnio (znaczy po 30-tce) też walę tylko semiseco, na pewno zdrowiej dla organizmu.
Dryf - Ty tego nie chcesz sugerować, ale trzeba to wprost powiedzieć, że gość ma "januszowatych" znajomych i tyle.
Z resztą teraz nowe czasy, ćpanie bardziej cool. Piwkowanie zostało tylko dla januszy.
Takie to trudne żyć po swojemu i innym dać żyć po swojemu?
Ciężko patrzeć na powolne osiadanie na dnie ludzi co się ich zna od lat kilkunastu i zawsze była to paczka nie do rozerwania a teraz rwie się wszystko. I to przez właśnie ciąg do piweczka, wódeczki i innych gówien w ilości stanowczo za dużej.
Co ile są te spotkania? Jak raz w tygodniu w weekend no to faktycznie kilka piw czy flaszka to pójście na dno.
Co ile są te spotkania? Jak raz w tygodniu w weekend no to faktycznie kilka piw czy flaszka to pójście na dno.
Czytałeś tylko pierwszy post czy całą dyskusję?
[37]
...za kołnierz.
Nie jestem żadnym specjalistą od problemów alkoholowych, ale na bazie obserwacji mogę ocenić kiedy dane ilości i stany związane z piciem zaczynają być niepokojące.
@IGG
Normalnie sprawa wygląda tak:
- podczas studiów/w okolicy 20-tki się pije (robi to prawdopodobnie większość).
- po 30-tce człowiek zaczyna wyhamowywać swoje szaleństwa, przestaje eksperymentować, zaczyna pić dla smaku. Zmienia trunek i go ogranicza, ewentualnie nie zmienia ale też ogranicza.
- tak zostaje, ewentualnie jeszcze bardziej staje się zauważalna tendencja zniżkowa.
Nienormalnie sprawa wygląda tak:
- nie ma wyraźnego przejścia między wiekiem "durnym i chmurnym", a tym nieco bardziej dojrzałym. Delikwent jak pił, tak pije nadal.
- delikwent każdą okazję uważa za wręcz idealną by sięgnąć po procenty, a najlepszym sposobem na kaca jest klin. Trywializuje wszelkie ewidentnie "dziwne" stany jakie zdarzają się podczas/po spożyciu.
- staje się np. agresywny po wypiciu, a bez dodatkowej porcji - marudny (a mimo to pije nadal). Normą staje się picie w dzień powszedni np. w godzinach rannych.
- przestaje kontrolować swoje zachowanie.
- Spada (!) tolerancja dla ilości spożytego alkoholu (o akcjach takich jak delirium tremens nie wspominam, bo to już wyższa szkoła jazdy, wręcz ostateczna, żeby nie powiedzieć przed-terminalna).
Na koniec banalna, ale chyba nie przez wszystkich dostrzegana uwaga. Alkoholik nie musi być żulem, to może być gość pod krawatem, który zarabia na tyle dobrze, że stać go na kupno wina za dajmy na to 300 euro. Problem polega na tym, że na jednym się nie kończy. No i to może tak trwać latami, gościu nie spóźnia się do pracy, ma żonę, dzieci, udane życie prywatne... Do czasu, zawsze traci się kontrolę.
Jeżeli dostrzegasz pewne symptomy (np. dotyczące życia rodzinnego i towarzyskiego bezpośrednio powiązanego z piciem), to czas zacząć się martwić. Chcesz o nich walczyć? Walcz, ale jest spore prawdopodobieństwo, że się Tobie za to oberwie...
@Mat3iz
No ale przynajmniej nie wygląda to na trololo.
Autor zadał pytanie tam gdzie zadał i dostał przynajmniej pełną rozpiętość odpowiedzi, ma w czym wybierać:-) Gdyby to samo pytanie zadał na forum AA, to odpowiedź pewnie byłaby następująca: "koniecznie wyślij znajomych do specjalisty, lub na zebranie AA. W przeciwnym wypadku jutro umrą".
Przeczytałem pierwszy post i resztę pobieżnie, mój stosunek do częstego picia ma się tak: po całym dniu różnych zajęć i obowiązków wypicie paru piw dla relaksu należy się każdemu, póki nikt się nie upija i nie traci świadomości to nie widzę w tym niczego złego.
Teraz są wakacje i ładna pogoda, raz w tygodniu czy rzadziej wypicie na działce nawet tych 5 piw na łeb, o których IGG piszesz, to normalna rzecz, a na pewno nie taka by zacząć myśleć o sobie jak o degeneracie.
Ja mam tak, ze nie trawie niepijacych. Sa z zalozenia podejrzani, albo psychiczni, albo konfidenci albo jakies problems z ego. Nie lubie pic z randomami, bo jednak oczekuje jakiegos poziomu. A randomy sa nieprzewidywalne.
@Lutz
"Ja mam tak, ze nie trawie niepijacych. Sa z zalozenia podejrzani, albo psychiczni, albo konfidenci albo jakies problems z ego."
Ja nie znam żadnych <sic!> niepijących, ale to tak jakby powiedzieć o wszystkich pijących, że są alkoholikami.
@Mat3iz
Jasne, to faktycznie jest trochę pitolenie. Nie znamy tych ludzi, nie wiemy jak jest w istocie. A nawet jeżeli byśmy znali, to jakie to ma znaczenie? Podejrzewam, że nikt z obecnych nie jest specjalistą z zakresu problemów alkoholowych, ani jest zobowiązany/upoważniony do udzielania innym takich lub innych rad. Zjawisko w rodzaju: "who gives a fuck?" jest w necie tyle powszechne, co do pewnego stopnia zdrowe. No ale jeżeli InGen nie kituje, to może jakiś problem jest? Widziałem paru ludzi (obserwacja na przestrzeni lat), którzy powoli tracili kontrolę nad własnym życiem. Przykładowo, jeden kolo na wyjeździe urbeksowym po wypiciu flachy zamienił się w magnes na... nie, nie na to;-) Zamienił się w magnes na samochody, jak tylko przestał go ktoś trzymać, to od razu wylatywał na środek ruchliwej jezdni. Marsz z dworca w Modlinie do samej Twierdzy był cholernie długi... Inny przykład, ten sam gość: wrócił nachlany do domu po nocy, rodzice go nie wpuścili, więc przez pozostałą jej część walił łapami po drzwiach. Do pracy przyszedł z kłykciami zdartymi do mięcha, i tak dalej i tak dalej... Takich gości kumpel psychiatra (pijący, a jakże!), przyjmował na oddział paru miesięcznie...
Jedyne co chcę zasugerować autorowi, to głębsze zastanowienie się nad tematem. Albo Ci jego znajomi zmienili się charakterologicznie na przestrzeni lat..."sami z siebie", albo (jak sugeruje przecież sam autor), pomogła im w tym "woda ognista". Niech sam InGen oceni czy jest to początek problemów "wódczano-piwkowych", czy też jego znajomi zaczęli być trochę... zjebani z zupełnie innych powodów.
"Suma sumarum najwazniejsza kwestia jest umiejetnosc balansu, co za duzo to niezdrowo i z mojego doswiadczenia to sie tyczy WSZYSTKICH aspektow zycia :)"
Dobry browar za podsumowanie, >dzyń!< :-)
Powiem Ci ze u mnie było to samo. I odkąd minął spory okres czasu to nawet nie idzie sie spotkac z nikim na jedno zakichane piwo.
To jest najgorsze. I uwierz ze dobrze mieć taką ekipę a nie nudziarzy siedzących w domu tak jak stalo sie to z moimi kumplami.
Nie popieram chlania co drugi dzień, ale jeśli masz urlop czy wakacje... to warto korzystać z dobrodziejstw wspólnego zalania pały. Chyba że jesteś przeciwnikiem, to nie musisz pić... mozesz po prostu posiedzieć. Niekiedy taki nie pijacy ma jeszcze większą zabawe oglądając tych schlanych.
@Dawid8910
Kwestia wieku...
Lemur80 ---> Jedni spędzają parę godzin co jakiś czas przy piwku ze znajomymi, a inni parę godzin przy kompie samotnie. Można się śmiać, tylko z kogo...?
@NicK
Długie siedzenie przy kompie jest tak samo złe jak częste zalewanie pały. Czy ktoś tutaj powiedział, że spotykanie się co jakiś czas ze znajomymi na piwo jest w złe w jakimkolwiek znaczeniu? Co więcej, czy ktokolwiek powiedział, że jedno lub drugie jest warte wyśmiania?
Lemur80 ---> Oczywiście, że tak. Wątek jest pełen oceniających, że ten sposób życia 'picie ze znajomymi' to droga do alkoholizmu, szukanie sposobu na nieudane życie, zalewanie frustracji. Czyli ulubiony (poza nawaleniem się) narodowy sport Polaków - ocenianie innych i moralizowanie. Oceniający widzą niesłychanie ostro, jak inni mają nałogi (picie), a nie widzą własnych, w postaci uzależnienia od siedzenia godzinami przy komputerze.
Hmm, ładnie się dyskusja rozwinęła i przeszła w kolejne problemy codzienności wielu z nas. Fajnie w pewnym sensie. A co do tego czy ściemniam czy nie to nie mam powodu ściemniać, opisałem co widzę i z czym ciężko mi się pogodzić, ale nie będę się już powtarzał.
Ja też jeszcze jakieś dwa lata temu zalewałem pałę wódą. Od tamtego czasu nie mam pojęcia dlaczego, ale nie piję. Po prostu nie lubię i w ogóle nie mam ochoty. Ostatni raz napiłem się wódki w kwietniu, jakieś 0,5L na łeb. Czułem się nieźle, ale przechorowałem kolejne dwa dni. Znajomi też działali mi na nerwy, bo ciągle Tomek czemu nie pijesz, Tomek napij się i takie tam. A ja nienawidzę, kiedy ktoś nie kuma, że można mieć odmienne chęci. I im po prostu podziękowałem. Aktualnie wódki nie piję, ani innych żadnych alkoholi. Piwko bardzo rzadko, ale może się jedno zdarzyć w ciepły dzień, gdy najdzie ochota, czy niemała okazja. Chociaż szczerze, to za piwem nigdy nie przepadałem. Na tą chwilę wolę sobie zapalić. Kilka godzin, czuje się dobrze, po całym zajściu zero kaca, bo to nie alkohol. Raz na tydzień wystarczy. Dobrze się z tym czuję, bo piłem aż za dużo.
Teraz to nawet nie kręci mnie urżnięcie się i pójście na balety. W sumie, to sam nie wiem dlaczego.
@NicK
Skoro piszesz, że wątek jest "pełen oceniających", a post skierowałeś do mnie, to wnioskuję, że zaliczasz mnie do tego właśnie grona. Jeżeli nie, to wyprowadź mnie proszę z błędu.
Jeżeli Twój post (w całym swoim znaczeniu), jest skierowany do mnie, to napisz proszę, lub zacytuj zdanie w którym twierdziłem, że: "ten sposób życia 'picie ze znajomymi' to droga do alkoholizmu, szukanie sposobu na nieudane życie, zalewanie frustracji."
Jaki sposób picia masz na myśli? Bo nawet InGen tego jakoś bardzo dokładnie nie sprecyzował... Może inaczej, ja twierdzę, że codzienne chlanie (lub takie co dwa dni), nie wiem, 1/2 l, albo dajmy na to 6 browarów, daje szanse na władowanie się w przyszłości w kłopoty. Nigdzie za to nie napisałem, że wypicie ze znajomymi paru drinów/browarów (załóżmy w każdy piątek i sobotę), to coś zdrożnego/niebezpiecznego/niemoralnego (niepotrzebne skreślić). Żeby było może jeszcze jaśniej - nie widzę też problemu w okazjonalnym wypiciu browarka-dwóch (lub paru kieliszków wina) po pracy, w tygodniu. Taki ze mnie prohibicjonista, co? W całej tej rozmowie (przynajmniej dla mnie), chodziło o przekraczanie pewnych granic za którymi może zrobić się nieciekawie, to wszystko.
Zwróć proszę uwagę, że to co napisałeś to niemalże cytat z wypowiedzi kogoś innego. Bądź więc tak dobry i nie mieszaj moich wypowiedzi z wypowiedziami innych.
W dalszej części swojej wypowiedzi sugerujesz, że my (?) tu oceniamy i moralizujemy. No ale ponieważ kierujesz post bezpośrednio do mnie, a nie piszesz "Wy", to mam powody traktować go personalnie.
Tak, oceniamy i moralizujemy. O, sorry, to ja oceniam i moralizuję. Faktycznie, może i tak, Tobie się nigdy nie zdarzyło? Być może posunąłem się ze swoimi sugestiami za daleko, Mea Culpa. Z drugiej strony InGen jakoś nie miał żadnych uwag co moich delikatnych sugestii i gdybania (bo tak to należy traktować!). Pominąłeś za to chyba jedną rzecz: intencje. Nie wiem czy zauważyłeś, ale w moich postach nie ma hejtu, czy pochopnych wniosków (lub też wspomnianych kategorycznych ocen). Jest za to coś, co pojawia się w takich dyskusjach rzadko (możesz się śmiać, śmiało): zainteresowanie (oceniam że z chorobliwością nie ma ono nic wspólnego) i zwyczajna próba dyskusji o problemie jaki mógł zaistnieć (co przecież sugeruje sam autor). Jeżeli nie o to chodziło tak naprawdę w tej rozmowie, to o co?
Myślę, że pisałem w sposób wyważony. Pisałem o polskiej kulturze picia i o tym czym może się skończyć po pewnym czasie nadużywanie procentów, oraz podsuwałem pewne rozwiązania do rozważenia. Nic kategorycznego, nic oskarżającego w sposób bezmyślny i prymitywny. No i nagle proszę Pana, wyjeżdżasz mi tu Pan z tym że siedzę za długo przy komputerze (jakoby sugerując, że jestem hipokrytą, bo niby "oskarżam" innych, a samemu nie widzę problemu w swoim grajdołku). Otóż, proszę Pana, problem widzę. Siedziałem dziś przy kompie zdecydowanie za długo i ewidentnie tak być nie powinno...
Tylko co z tego? InGen nie pisał o sobie, pisał o swoich znajomych. Inni udzielający się w tym wątku nie pisali: "jestem alkoholikiem", ewentualnie "jestem abstynentem, pomocy!", lub "jestem uzależniony od kompa!". Nie widzę więc powodu by zarzucać/wyciągać tu czyjeś niedoskonałości, jeżeli ci "niedoskonali" sami siebie nie wywołują do tablicy. Raz, że to poniżej pasa, dwa, że może jednak trochę to urąga, hmm... elementarnym zasadom wychowania? (tak, wiem, że to internety są). Poza tym stawiając mi taki a nie inny zarzut, samoczynnie stajesz się niewiele lepszy. Zastanów się, jest w tym ziarno prawdy, hm? Ja miałem odwagę walnąć się w cyce i w tym poście i w poprzednim. Szkoda, że tego nie zupełnie nie zauważyłeś (albo zauważyłeś i wykorzystałeś przeciwko mnie - cacy:-).
Reasumując: tak widzę problem, ale to jest mój problem i Tobie nic do tego. Jak będę chciał o tym pogadać, to (nie)dam znać, ok? Przekroczyłeś granice granice hm... prywatności. Po co? Po to, żeby udowodnić coś co jest w najlepszym wypadku wybiórczą półprawdą (oceniam to tak ze względu na chyba dość cholera, zauważalny samokrytycyzm)? Naprawdę nie widzę sensu w takim ataku. Po cholerę? Żeby samemu poczuć się lepiej? Gratsy:-)
[53] Zielone zabierają popęd życiowy i ogólną chęć do działania, także wiesz.
Ja z kolei nie rozumiem idei wypicia jednego - dwóch piwek. Nie lepiej spotkać się przy kawie albo soku w takim wypadku? Ani się tym nie urżniemy, ani nie wprowadzimy w stan błogiej nietrzeźwości, ani nie da wymiernych korzyści w relacjach interpersonalnych, bo jesteśmy w małym gronie. Rozumiem, duża impreza, dużo alko, dużo kobiet, jest powód. Ale w ten sposób piwkując co dzień, dwa wyrabiamy zły nawyk, który absolutnie nic nam nie daje oprócz wyrabiania nieprzyjemnego w efektach tiku otwarcia browara przy każdej możliwej okazji. To jest po prostu głupie, piwo nie jest smaczne, tylko nam szkodzi, te pare procent nie daje nam zauważalnej różnicy, takie nawalenie na spokojnie podchodzi pod rutynę, a rutyna i alkohol, to pojęcia, które łączą się z dwoma innymi - szarówa i żenua.
Ja z kolei nie rozumiem idei wypicia jednego - dwóch piwek.
To też, ale ja z kolei tak jak Lutz, nie ufam takim ludziom, co sobie wezmą w piątek po pracy po jednym piwie (lub AŻ czteropak na dwóch) z kumplem, wypiją na dwóch i rozejdą się do domu. To się bierze raczej z moich doświadczeń życiowych i uprzedzeń do takich dziwnych ludzi, nie bierzcie tego do siebie. ;d
Po co w ogóle iść na jedno piwo, lub dwa? To już nie lepiej sobie kupić jakiegoś lecha owocowego, albo frugo, czy colę (lub co ktoś tam lubi) i porozmawiać, bo się dawno ludzi nie widziało, a gorąco i pić się chce? Jeszcze śmieszniejsi ludzie idą z jednym piwem na jakieś bardziej 'zakrapiane' ognisko i sączą je cztery godziny, chyba tylko po to, żeby patrzeć na najebanych i się śmiać jacy z nich debile.
Sam jestem studencikiem, ale mam znajomych z wieku autora (28-35), oni tu już piją codziennie po pracy, a w weekendy pały zalane cały czas, a jak wrócę pamięcią jak oni byli w okolicach mojego wieku... - robili to samo, ale może trochę na większą skalę, bo wiek glupi. No i żeby nie było, sam nie należę do najświętszych, w weekendy przeważnie nie siedzę w domu, ale gdy potrzebny mi mózg i trzeba coś przygotować, to po prostu nie piję wódki.
to ile wy potrzebujecie piw zeby sie narabac? jedno albo dwa to dobry sposob na lekkie podchmielenie sie
ja tak z 5 ale rodzice pozwalaja mi tylko na 1 wiec rzadko kiedy sie upijam, mowia ze za rok bede mogl juz 2 itp ale przeciez co to za problem z kolegami sie wymknac, no wlasnie koledzy oni kusza najbardziej.
ja tak z 5 ale rodzice pozwalaja mi tylko na 1 wiec rzadko kiedy sie upijam, mowia ze za rok bede mogl juz 2 itp ale przeciez co to za problem z kolegami sie wymknac, no wlasnie koledzy oni kusza najbardziej.
To jakiś smutny żart?
To też, ale ja z kolei tak jak Lutz, nie ufam takim ludziom, co sobie wezmą w piątek po pracy po jednym piwie
Co to jest ZAUFANIE lub BRAK ZAUFANIA do kogoś kto sączy sobie jedno piwko? Boisz się tego człowieka czy nie ufasz mu i cały czas uważasz na niego bo a nóż, widelec...zajdzie Cię od tylca i będzie niespodzianka? ;)
Po co w ogóle iść na jedno piwo, lub dwa? To już nie lepiej sobie kupić jakiegoś lecha owocowego, albo frugo, czy colę
Nie mieści ci się w głowie, że ktoś może lubić piwo tak jak frugo czy Cole i pić dla orzeźwienia i smaku? Ja nie rozumiem ludzi którzy piją piwo żeby sie naebać. Nie lepiej kupić flaszkę?
Ja nie rozumiem ludzi którzy piją piwo żeby sie naebać. Nie lepiej kupić flaszkę?
Ja nie rozumiem, czy to jakimś cudem wyłuskałeś z mojego postu, czy nie pijesz w ogóle do mnie. W ogóle nie napisałem o naebaniu się piwami. ;o
IGG --> Rozgryzłeś mnie, chodzi dokładnie o zachodzenie od tylca i niespodzianki. Tylko może nie dosłownie, a raczej o to, o czym wspomnial Lutz. Zresztą pisałem, że to z moich osobistych doświadczeń i ludzi mi znanych, a nie wszystkich.
Moze troche wtrące.. Jestem z nieco mlodszego pokolenia niz Wy, ale po czesci nie jest mi to obce o czym tu mowa. Czasami sie spotykamy tu i tam, w domu czy na dworze gdzies W wiekszej grupce czy sami pogadac.. Wiadomo co mi na mysli. No i sie wezmie piwo czy dwa zeby pogadac. Ale do czego zmierzam.. Ostatnio u kumpla bylem no to on ,,wez jakies piwo to sie napijemy'' oki. Jedno wezme. Gadalem ze tylko jedno i starczy. Caly weekend przedemna, jeszcze z dziewczyna wyjsc wieczorem, nie mam zamiaru sie schlać do oporu i nic z tego nie miec. No to wypilo sie tego jednego przy fifie i jakims tam filmie w tle. On gdzies idzie.. wraca z flaszką 0.5l. No -,- i juz ,kielony' w ręce. i nalewa. Myslalem ze mnie cos trafi. Gadam mu ze nie bede pił. Czemu ? Bo nie. Mam slaba glowe i wiem jak na mnie ten kielon zadziała. A ten dalej nalewa. I namawia mnie przez najblizsze pol godziny ,,wierzba (stad tez moj nick) no ze mna sie nie napijesz''. Ale ja nie wypilem tego. Umowilismy sie na jedną sztuke i tyle a nie.. I do czego zmierzam.. Was tez do drażni jak ktos Wam tak podstawia pod nos alko jw. ? Jak odmawiacie ? :)
Noo.. to tez takie ciekawe mozna by o tym dlugo pisac. Jeszcze jakis czas temu nikt nie myslal o piciu. to bylo cos ,,zakazanego''. Ale wiadomo zakazany owoc smakuje najlepiej. Ja tez gadalem ze nie bede pic. Ani jednego. No ale to ten wiek ;3 coz.. nie znam w sumie osoby ktora by sie choć raz nie napiła. W sumie zaczelo sie od ogniska.. namawiali przez godzine no to, wypilem jednego browca na pol. I w sumie od tego sie zaczelo. Nie twierdze ze chleje jak nalogowy alkoholik. Nic z tych rzeczy. Tylko ze to tak sie zaczelo. I pamietam jak jakis czas temu twierdzilem ze to jest zle szkodzi itp. a teraz jak od czasu do czasu sie napije to mam juz inne zdanie na ten temat. Podobnie z fajkami ale to na kiedy indziej..
Calkiem niedawno spotykalo sie w jakims tam gronie, i bez alkoholu dalo sie przezyc. a teraz co widze wieksza grupke to zaraz na melo wszyscy - juz wiadome. I to takie smutne w sumie, ze bez alkoholu nie da sie nic robic ? Kiedys sie o tym nie myslalo nawet nie wiedzialo jak smakuje to i tamto.. I sie dalo bawic czy urodziny czy cokolwiek innego obchodzilo sie bez tego. A teraz piwerko jest zawsze jak zauważam. Staram sie zdrowo zyc, cwicze i jakos ograniczam sie.
Za ,Waszych' czasow tez tak bylo czy nie koniecznie? Z czystej ciekawosci pytam.
.
To troche zabawne, czlowiek uczy sie od malego, ze nie nalezy pic, palic, brac uzywek, a potem przyjdzie jeden moment slabosci, checi sprobowania czegos nowego i cale lata tych pouczen ida gdzies ;/ I sie popali, popije w tym gronie przez okres nauki, a potem ? Nalog zostanie, a znajomosci juz nie koniecznie. Ale chyba po cos nas to uczono, nie ? W koncu to dla ,naszego dobra' Nie mowie ze kazdy kto raz sie napije to bedzie nalogowym palaczem/alkoholikiem. Chyba w miare jasno sie wypowiedzialem.
.
W moim gronie znajomych mimo ze jeszcze mlode tez cos takiego jest wiec rozumiem o co chodzi.. Bez hejtow prosze ;3 Troche pozno lece.
Od kilku ładnych lat wypijam trzy piwa wieczorem.
Wódkę sporadycznie (pikniki, grille solidne ze znajomymi raz na dwa miesiące).
Nie mam ciągot do dopicia się.
Lepiej wieczorem mi się pracuje, mniej nerwowy jestem.