Czołem kociarze. Mam pewne pytanie, na które mam nadzieję, szacowne grono znać będzie jakąś odpowiedź. Otóż przymierzam się do adopcji mruczka. Siedemnaście lat spędziłem z uroczą kotką, jednak od ponad dwóch lat jestem bezkotny, no i już czas na kogoś nowego. Tamtego mruczka spotkałem w klasyczny sposób - tj. kiedyś po prostu pojawiła mi się na drodze, i tak została. Teraz przeglądam miejskie schronisko i inne przybytki które "oferują" koty, i mam mętlik w głowie - tyle jest fajnych mordek które zasługują na dom, że już teraz z bólem przychodzi mi nawet wstępna "selekcja". Oczywiście chciałbym by zwierzak przejawiał pewne cechy - był spokojny, dało radę wchodzić z nim w interakcję, i tym też pewnie będę kierował się przy wyborze. Macie jakieś doświadczenia w braniu zwierza ze schroniska? Czym kierowaliście się przy wyborze? Mieliście jakieś dylematy?
Najcudowniejszy kot w moim zyciu zostal wziety ze schroniska wlasnie.
W sumie wszystkie byly znajdami, ale ze schroniska ten jeden.
A malego kotka ciezko ocenic, co z niego wyrosnie. Zreszta zmieniaja sie w czasie - moj Mopik, ktory odszedl rok temu najpierw byl malym ciekawskim kotkiem, potem wrednym agresywnym sukinkotem, a potem stal sie spokojna kocia pierdola...
Dzięki za odpowiedź. Jednak wcale nie celuję w małego kotka - raczej biorę pod uwagę już bardziej wyrośniętego, o określonym charakterze, bo maluchy jak mówisz, kinder niespodzianka :)
Filmik znany, przeuroczy kotek, albo i epizodyczna Oscarowa rola życia ;)
Lifter - wiadomo że najlepszym wyborem będą przytulasy, ale jak mi wyskoczy takich z pięć, każdy nic tylko wziąć na dom i żyć długo i szczęśliwie, to będę miał dylemat moralny jak stąd do Chin. O to też mi chodzi.
Moze pamietacie, ze jesienia pisalem o malym kotku, ktorego uratowalismy z dworu, wyleczylismy i znalezlismy mu dom.
Wpadl do nas z wizyta ostatnimi czasy.
Chyba pamietal stare katy i stare koty, bo chcial sie zaprzyjaznic z nimi, co im sie niespecjalnie podobalo, ale tez do aktow przemocy nie doszlo.
Dzisiaj mija rok od odejścia Mopika.
Mówią, że czas leczy rany. Ale nie mówią, że mu się z tym wcale nie śpieszy.
Ciągle za nim tęsknię.
Jej, to była Emi... Zmiany neurologiczne... Straciła wzrok i ostatnio strasznie wyła po nocach albo chowała się w rożnych dziurach i nie chciała wyjść. Wet stwierdził, że nic nie może poradzić i żebyśmy już z nią nie przychodzili, bo on nie jest cudotwórcą.
Nie chcieliśmy, żeby się męczyła.
Znam to uczucie, niestety.
14 miesiecy nie ma Mopika i jakos "czas nie leczy ran".
Nie pocieszylem, wiem.
Ale kicie przynajmniej nic juz nie boli.
Moze za jakis czas uznasz, ze warto dac szanse na dobre zycie innym futrzakom?
A tu fotka naszego "odchowanca" z jesieni, ktoremu znalezlismy dom i to zaraz obok nas :).
Kot czasem wpada z wizyta i bardzo chce sie zaprzyjaznic z Kropkiem, ale ten zawsze odpowiada "ffffffffuuuu....(ck off?)" choc ostatnio to juz tak zupelnie bez przekonania.
A Mlody nieco zjezony odchodzi (tu od koszyka z Kropkiem), by za chwile znowu sprobowac. I tak w kolko. Uparty jest.
A u mnie nowy członek rodziny, mały kocurek zwany Negro. Żona pojechała na wieś po jajka i wróciła z nim. Sytuacja, wypisz wymaluj jak z poprzednim, tylko, że wtedy pojechała na wieś po mięso.
No nie dziwie mu sie, byl krolem, a teraz pojawil sie pretendent.
Ale powinien przywyknac, a jest na tyle mlody, ze powinny sie z soba bawic i ganiac.
Starszy to jest typowy koci gentleman, za to młody - wulkan energii.
Z ciekawością obserwuję tę interakcję.
U mnie byl ok. roczny Kropek -siedmioletni+ Mopik. I na poczatku ten konflikt, ze jak mlody chcial sie bawic to sie wieszal na starszym, co tamten odbieral jako atak, bo jednak roczny kot jest duzy i silny wiec odpowiadal agresja. Ale w koncu jakos wypracowaly konsensus.
Tu bedzie prosciej, bo mlody jest maly, wiec nawet jak sie bedzie na duzego rzucal, to ten co najwyzej pacnie go lapa jako ostrzezenie i mlody nabierze szacunku. Z kolei stary nie bedzie tego odbieral jako atak, a naprzykrzanie sie.
A nie jest na tyle stary, by nie miec checi do zabawy, wiec prorokuje ze beda niezle gonitwy i zapasy za miesiac albo dwa.
A mlode koty zawsze roznosi energia, tak juz maja.
Mimo że z kocurami mieszkamy już 6 rok to bestie potrafią zaskoczyć czymś zawsze człowieka.
Jestem ciekaw w jaki mit wierzyliście dopóki nie pojawił się u Was kot? Ja w ten o tym że koty są małe towarzyskie.
Moje jakbym je wpuszczał to bym mi towarzyszyły nawet podczas porannego kl... No wieci sami czego;P
Kuffa, Kropek by CALY CZAS nam towarzyszyl, drac morde o atencje, nie miauczac ale DRAC morde. Wali sie pod nogi, wije, jezczy... a pogoniony wraca. GLASKAC, K*** KOTA!!!
Z mitow? Ze jak bedziesz mial dwa koty to ci odpadnie troszke obowiazkow, bo koty beda sie soba zajmowac.
No to jest... Jak tu żyć bez kota?
Były Mika i Emi jest nowa Nika ;)
kot rasy Devon Rex :)
Ma dopiero 3,5 miesiąca
O tak, wspolne zarcie socjalizuje koty.
Ale lepiej dac dwie oddzielne miseczki obok siebie.
U mnie zwykle koty podchodza do swojej, wachaja, robia "meh!", zagladaja do tej drugiej (a w niej to samo) - "oooo, tu dales lepsze!" i jedza. Rytual wrecz!
Swoja droga nie wiem co im dajesz, ale chrupki dla doroslego sa dla malego zbyt duze i twarde, a chrupki dla malego sa zbyt kaloryczne dla doroslego...
Ależ mają swoje miski, z tym że jest tak jak napisałeś, permanentne podjadanie z cudzej. Co w ich przypadku, wiąże się dla mnie z pewnym kłopotem, bo młody dostaje żarcie "junior" a stary "adult/sterilized".
A tutaj zostały złapane w momencie konsumowania małej nagrody za wspólną (całkiem grzeczną) zabawę. Nagroda - czyli super niezdrowe, ale za to uzależniająco przyprawione przysmaki w postaci nadziewanych chrupek. Docelowo miało pójść w dwie miski, ale zanim zdążyłem podejść do drugiej, one zgodnie zasiadły do posiłku.
[edit]
Swoja droga nie wiem co im dajesz
młody - rano saszetka/puszeczka mokrego "junior" + chrupki "junior" na czas naszego pobytu poza domem
starszy - podobny zestaw + koci kabanos pod wieczór
jeden i drugi - pod wieczór "kocie przysmaki"
Taka piątkowa historyjka.
Próbowałem wczoraj tego o to mościa ze zdjęcia załadować do transportera w celu wizyty u weta. Poległem oczywiście. Nic pilnego miał to być rutynowy coroczny przegląd.
Ale nie o tym. Pirat mega się boi transporterów i weterynarzy więc nie męczyłem go. Czytałem jakąś bzdurę o krótkiej pamięci kotów. Ten jegomość jeszcze kilka godzin później obchodził łukiem transporter. Wyglądało to przekomicznie!
Pare godzin?
Mopik tydzien po wizycie u weta chowal sie pod lozkiem gdy wczesniej wracalem z pracy, bo kojarzyl moje wczesniejsze przybycia z wizytami, ktorych nienawidzil i tak bardzo sie stresowal, ze po prostu popadal w stupor. Weci sie nie mogli go nachwalic, bo pozwal z soba zrobic wszystko (poza obcinaniem pazurow i pobraniem krwi z przedniej lapy - wtedy wpadal w furie - ale juz z tylnej "a prosze bardzo").
A pakoanie do transportera bylo na raty. Najpierw rano wstawialem transporter do lazienki, potem wracalem z pracy, lapalem kota i nioslem do lazienki. Od razu lament, a czasem nawet zsikiwal sie ze strachu, biedak. A tak naprawde weci nic mu nie robili strasznego, co najwyzej pobranie krwi na wyniki.
Eh i znowu wraca problem karmy... tym razem poszukuje karmy dla kota z chora "trzustka" ma byc jak niajmniej tluszczy najlepiej ponizej 10%
Chociaz zastanawiam sie czy nie zostacz przy tej Farminie Ultra Hypo co Meg polecala dla alergikow.
To ja wrzucę swojego :)
On jest po prostu piękny :)
A my pozegnalismy "Starunie" spod bloku. Gdy sie tylko wprowadzilismy - 12 lat temu - ona juz tam byla. Prawdopodobnie pojawila sie tam, gdy tylko wybudowano ten blok czyli jakies 14 la temu (sasiadka, ktora tam mieszka od samego poczatku twierdzi, ze ja widziala). Dokarmialismy ja, miala swoj domek na zimne i jakos sobie zyla. Ale jakies 4 lata temu zaczelo byc z nia zle. Wychudla, sierc miala okropna, byla brudna i apatyczna. Zostala odlowiona, okazalo sie ze nie ma juz zadnego zeba, choroby skory etc. Znajomi wzieli ja do swego domu z ogrodem, zeby kicia dozyla resztke dni w cieple i spokoju. No i okazalo sie, ze w takim otoczeniu kicia odzyla - w przenosni i doslownie. Zeby jej nie odrosly ale futerko jak najbardziej, nabrala ciala i humoru, i w sumie okazala sie calkiem proludzka i zadowolna ze swego losu. Musiala miec wtedy co najmniej 14 lat - i przezyla tam prawie 4. Ze dwa razy wygladalo, ze juz z nia kiepsko (zapalenie pecherza, jakas infekcja) ale za kazdym razem wracala do zdeowia. Ale coz, starosc nikogo nie oszczedza. Zaczely wysiadac jej nerki, a do tego okazalo sie, ze ma jakis guz w krtani, ktory utrudnial jej jedzenie i oddychanie. Nie bylo sensu takiej staruszki meczyc operacjami, kroplowkami. Coz, przynajmniej odeszla w cywilizowany sposob, a teraz ma grob w ogrodku, w kepie krzakow, gdzie lubila sobie siedziec.
Musiala miec 18-19 lat, piekny wiek jak na kota, a dla kota wolnozyjacego to wrecz niesamowity.
Kurcze, jakbym znalazł ten wątek wcześniej, to bym się nie zdecydował. Tyle strasznych historii.
A tak od dwoch tygodni mamy kotkę. Odpukać - póki co chyba bez problemów zdrowotnych. Biega, je (Orijen dla kociąt, boziu, ile to kosztuje), śpi, rośnie - chyba standard dla dwumiesięcznego kota...
Tylko jedno pytanie: jak ją oduczyć gryzienia po rękach? Nie agresywnego, zdecydowanie to zabawa, ale bywa troche uciążliwa.
Kotka byla oddana w 5 tygodniu życia (matka zbytnio nie chciała karmić i rodzeństwo ją podobno męczyło), więc to chyba efekt braku kociego wychowania?
Nie bawic sie z nia rekami - wedka itd. ale unikac okazji by mogla podgryzac.
A takiego kotka ciezko coz nauczyc, na razie po prostu szaleje, Z czasem powinno jej przejsc, choc Mopikowi zajelo to pare lat :) Widac z fotki ze to "bandytka" :)
No i jakie straszne historie tutaj? Ze oplakujemy czasem swe "futra"? Tak to jest, ze biorac zwierzaka wiesz, ze kiedys bedziesz musial z nim isc na te ostatnia wizyte u weta. Ale poki co masz te -nascie lat czasu do tego. Ciesz sie kotem, daj mu dobry dom.
Mini
na trzustkę, z diet komercyjnych, jedyna sensowna to ta gastrointestinal low-fat. Nie znam stanu kity ale potwierdzam, że dieta ma tutaj znaczenie kluczowe. I enzymy jako suplementy.
Lindil
nie przesadzajmy z tym tragizmem, takie są koleje losu - a kto się rodzi, ten kiedyś umiera, i tyle. Pytanie, ilu z nas jest w stanie wziąć odpowiedzialność za czyjeś życie, bo o to rozbija się posiadanie zwierzęcia.
Szylkreta :) Szylkrety są wredne z natury. :) Jak dla mnie kot to nie jest zwierzę "pod tresurę". Jak gryzie po rękach - przestać się bawić, odejść, zlekceważyć. Trochę konsekwencji i będzie efekt.
Czołem kociarze i kociary, mam pewną zgryzotę, może dacie radę pomóc.
Otóż w skromne moje progi zawitał półtoramiesięczny kociaczek, którego zabrałem z pewnego gospodarstwa, gdzie urodził się razem z innymi czterema. Niestety, życie w takim miejscu jest bardzo ciężkie i ostał się tylko on (tydzień temu gospodarski pies pozbawił go siostrzyczki, z którą razem przetrwali i byli nierozłączni.) No i wziąłem tego biedaka - żylibyśmy długo i szczęśliwie, ale ja już posiadam 6 letniego kocura, którego pół roku temu wziąłem z pewnego kociego azylu. No i jest oczywiście problem. Mały jest wulkanem energii, jest w dwóch miejscach naraz, a starszy to już tylko zjeść i poleżeć, choć staram się go aktywizować jakimiś zabawami z czasem niezłym skutkiem. Tak trochę liczyłem że mały wprowadzi trochę życia w życie dużego, ale duży (choć cierpliwy) jest jego towarzystwem raczej utrapiony - co prawda już prawie nie syczy i burka, ale zrobił się jakiś osowiały, mało je (a zjeść to on potrafił), nawet jakoś rzadko zagląda do kuwety i ogólnie niepokoi mnie, bo wygląda jakby miał jakąś depresję. Nie pomiałkuje przyjaźnie, nie mruczy. Mały jest u mnie czwarty dzień i wiem że to są dopiero początki, ale czuję się dość podle gdy patrzę na dużego, on na mnie, i widzę w tych oczach coś w stylu "ale dlaczego mi to zrobiłeś, człowiek" :( Z drugiej strony będzie mi równie niefajnie jak będę musiał małemu szukać nowego domu.
Miał ktoś doświadczenia z oswajaniem dwóch kotełów?
A wrzuciłeś małego od razu do mieszkania i patrzyłeś czy się dogadają? Najlepiej nowego kociaka przez kilka dni przetrzymać w jednym pokoju, niech się poznają przez przysłowiowe drzwi. Potem można im miski postawić przy tych zamkniętych drzwiach, niech przy jedzeniu czują swój zapach, ale też muszą wiedzieć, że miska jest ich. Potem można zmienić miejsca, i starszego wziąć do pokoju gdzie są zapachy małego, a małemu pokazać resztę domu. Na koniec najlepiej mieć jakąś przezroczystą przegrodę w drzwiach, żeby były oddzielone, ale się widziały, i przy tym ponowić opcję z miskami, żeby już przy jedzeniu się widziały, ale były jeszcze od siebie odseparowane. Rzucanie nowego kociaka od razu na cały teren do dość ryzykowne.
Oczywiście od razu ich sobie nie przedstawiłem w cztery oczy. Niestety duży musi mieć cały dom do dyspozycji i siłą rzeczy natrafili na siebie, ale teraz ustąpił małemu pola i przesiaduje w innym pomieszczeniu, byle być jak najdalej od juniora, który do niego lgnie i chce się bawić. Był moment że spali obok siebie na jednym łóżku i ogólnie nie jest źle, ale najbardziej właśnie niepokoi mnie te smutne zachowanie dużego.
Posty 105, 106, 109.
Bardzo podobna sytuacja, nawet zbliżone przedziały wiekowe. W tej chwili, po trzech miesiącach, koty są już zżyte na tyle, że starszy potrafi inicjować zabawy, czy udostępnić młodszemu miejsce przy swojej misce.
Oswajałem je ze sobą stopniowo, pierwszy miesiąc młody większość czasu przebywał w garażu i interakcje były ograniczone do dwóch - trzech godzin dziennie. Stopniowo (głównie w weekendy) zwiększałem im ilość czasu spędzanego wspólnie. Obecnie, cały czas mają możliwość być razem, kiedy któryś potrzebuje czasu dla siebie, to udaje się w "swoje" miejsce, gdzie drugi mu nie przeszkadza, szanując prywatność.
Powinny sie dograc, 6 lat to jeszcze nie wiek sedziwy przeciez, choc mlode kocie moze starego wymeczyc - ale tez starszy potrafi mlodego usadzic.
Mialem cos podobnego z rocznym Kropkiem i 8-letnim Mopikiem, a teraz czasem 6-letniego Mopika odwiedza roczny kocurek sasiadki (znany z tego watku Kurdupel), ktory teraz jemu daje popalic.
BTW: wszystko wskazuje, ze bede mial znowu trzeciego kota. Nie chcialem ale... to ok 4-letni kot inwalida po wypadku (stracil tylnia lapke), nikt go nir chce, bo kto chce takiego kustykajacego kaleke,... A wypuscic go pod blok to jak skazac go na smierc ale wyrok rozlozyc na tygodnie, bo przeciez on sobie nie poradzi. Kocurek jest dzikusem, trzy doby przesiedzial pod wanna (noca wylazil cos zjesc, do kuwety i chodu z powrotem) i dopiero dzis wieczorem odwazyl sie wyjsc choc jeszcze do ludzi nastawiony z dystansem, no ale...
Tak wyglada - na zdjeciu jest masywniejszy niz w realu, bo sie nastroszyl...
Niby trzymam go na tymczasie, z nadzieja ze ktos go wezmie, ale - kto go wezmie, no kto?
Nie powiem zebym sie cieszyl, bo ciagle nie moge Mopika odzalowac, choc to juz poltora roku, i nie chcialem nowych kotow. No ale nie mozna byc egoista...
BTW: w Rzeszowie uwolniono tego kota, co od 10 dni utkwil w rurze.
No właśnie mały w ogóle się dużego nie boi i traktuje jego ogon jak kolejną zabawkę. Jak tego nie robi, to jest okej, nawet poleżą w dość bliskiej odległości. Czasem duży zdzieli go łapą, ale bez pazurów i tylko ot tak, kontrolnie, żeby mały do reszty się nie rozfikał.
Bardzo ładny kot, szkoda, że taki defekt pozbawia go praktycznie jakichkolwiek szans na opiekunów, chyba że znajdzie się taki świr jak Ty, z raz na 5000 ludzi, i dobrze. Mam nadzieję że szybko się poczuje dobrze i dogada z pozostałymi lokatorami.
Akcja w Rzeszowie spektakularna, fajnie, że taki "byle kot" nie został zostawiony samemu sobie.
Dlatego mam motywacje by go zatrzymac (takze dlatego ze bardzo mi przypomina moje najukochanszego kota, ktorego mialem daaaawno temu - praktuycznie identycznie ubarwiony) choc kot na razie robi wszystko zeby mnie zrazic - w nocy wskakiwal na kazdy parapet, za ktorym widac podworko, zwalajac wszystko co na nim jest (trzylapy kot - jak widac sobie radzi), drapiac w okna/zaluje i WYYYYJAC. Cala cholerna noc. :/ Przespalem moze godzine/dwie.
Coz, tej nocy zaciagam rolety i zaluzje, zeby go nie kusic wizja "wolnosci" i zobaczymy. W dzien zachowuje sie normalnie, ale na razie to dzikus, dotknac sie nie da. Na balkonie mu sie podobalo i nie probowal przebic sie przez siatke, ani nie wyl. Moze tylko w nocy taki diabel w niego wstepuje...
POwiem tylko, ze ten "wyjec" to chyba najcwanszy kot jakiego widzialem. Nauczyl sie, ze mozna zaluzje podniesc lebkiem (chcialem go odizolowac od widoku za oknem) i pokonal wszystkie moje zabezpieczenia jakie zalozylem przy wejsciu pod wanne, a staralem sie...
Teraz zwalilem tam wazacy 20 kg klamot - jak to ominie, to bedzie kozak, bo sam wazy gora 4.
No i na razie straszny dzik z niego, ale mam nadzieje ze sie oswoi.
Widać to zaprawiona w bojach wyga, i brak łapki mu nie przeszkadza by nadal robić swoje. On był wolnożyjącym przed zabraniem go do domu? To by tłumaczyło jego dzikość, bo pewnie czuje się jak w klatce teraz. Z innymi kotami się widział?
Szacun i życzę powodzenia!
Ostatnio zastanawiałem się nad przygarnięciem jakiegoś kalekiego kotka.
Uliczny wojownik, jak mu chcialem chrupki blizej przysunac, jak mi strzelil z lapy, to mniejsza o pazury - ranki punktowe bo nie cofnalem odruchowo reki - ale sama energia tego strzalu byla zadziwiajaca. Domowe to nawet w zlosci ale "pacaja" lapami, a ten jak pierdolnol to az zabolalo, samo uderzenie.
Kropek go ofuczal, ale on tak zawsze - trzy dni fuczenia, kolejne trzy dni focha, i "a kij... niech se bedzie". Tak sano reagowal na Kurdupla, ktorego rok temu odratowalismy i przechowalismy. Kicia chyba troszke chyba nim wystraszona, bo cos malo je. Sam kot nie zdradza agresji w stosunku do rezydentow. Z tego co widzialem to na dworze sie przyjaznil z reszta kociej bandy, a raczej z wiekszoscia, bo mial kose z jednym kocurem, ale oba czuly respekt do siebie, wiec konczylo sie glownie na obelgach.
W ogole ten kot jest BARDZO dzielny, bo jak sie pojawil to mial juz te noge PO wypadku zlamana i zle zrosnieta, co wygladalo makabrycznie, bo stopa tylniej lapki celowa w niebo pod katem 45 stopni. (Chyba ze taki sie juz urodzil?) I tak sobie kustykal, generalnie zadowolny z zycia i nawet nie za chudy. Pomylcie, ze musicie chodzic i walczyc o przezycie ze zlamanym udem, czy choćby koscia w stopie... Odlowiono go, lapka byla juz nienaprawialna, wiec ja stracil, a ze nikt go nie chcial, to fundacja musialaby go wkrotce wypuscic na dwor. Tu wprawdzie bylby dokarmiany i mial postawiony domek na zime, ale strasznie mi go zal bylo, i coz - zlamalem swe postanowienie, ze zadnego nowego kota juz nigdy. Ale biedak przezyl tyle w swoim kocim zyciu, ze niech jego reszte ma lepsza - w domku, cieple, bezpieczenstwei, z pelna miska. Choc na trazie nie za bardzo zdaje sie to doceniac :)
Charakternik, nawet na zdjęciach się taki prezentuje. Dawanie mu żarcia pod nos odebrał pewnie jako potwarz i kocia duma urażona ;) A tak serio to sytuacja jest dla niego tak nowa i dziwna, że inaczej nie potrafi - ale pewnie nie takie osiedlowe tygrysy miękły i się przyzwyczajały. Również życzę powodzenia i cierpliwości w tej niełatwej drodze.
Chętnie poczytam takie raporty z uczłowieczania dzikusa.
Ciekawe, ile czasu będzie potrzebne, żeby go "złamać"?
Lekko nie jest - bardzo nieufny i wyje w nocy. No ale jest dopiero tydzien, z czego 3 doby siedzial pod wanna...
Sa jakies malutkie postepy, ale malutkie.
Trzeba czasu i cierpliwosci.
Swoja droga jak mnie zdzielil lapa (chcialem miseczke mu pod nos podsunac, jak siedzial pod fotelem) to poczulem co to znaczy uliczny zabijaka - sznyty punktowe (bo to bylo uderzenie a nie szarpniecie, a i ja majac doswiadczenie nie cofnalem reki) ale rozstaw pazurow imponujacy, a sama sila uderzenia bardzo mocna, jak na kota. Takim uderzeniem sie lamie kark zdobyczy... To nie bylo "pacniecie" domowego mruczka, tylko lewy sierpowy ulicznego zabijaki.
Nie wiem jak to się stało ale w ciągu 1,5 roku z psiarza zrobiłem się kociarzem zakochanym w tym małym gówienku ze zdjęcia po uszy.
Ciągłe nerwy tylko bo cały czas kiepskie wyniki badań krwi :(
Nie jest tak zle, Mopik z gorszymi wynikami zyl 12 lat, do tego jeszcze przez ostatnie 2,5 roku cukrzyca i nawracajace zapalenie trzustki.
Podtrzymuję pytanie, co w tych wynikach jest takiego złego? Kot się źle czuje, ma jakieś objawy? Jest jakieś podejrzenie/diagnoza?
Nie bylo wiadomo ale przez lata mial np. biale cialka duzo ponizej normy - tak 50% dolnej granicy - wykluczono wszystkie racjonalne powody tzn. choroby dajace taki objaw.
A odszedl w sumie pokonany przez starosc, prawdopodobnie raka trzustki i pewnie te chorobska tez swoje dolozyly. (W sumie nawet moze daloby sie go z tego wyciagnac jeszcze ale nie chcialem biedaka meczyc dosc agresywna terapia, tym bardziej ze nerki juz mial bardzo kiepskie a i ten rak trzustki - bylo podejrzenie, za miesiac mialem z nim isc na kolejne badanie ale juz nie dozyl - i uznalem, ze nie bede dla swej egoizmu go meczyl, szczegolnie ze zawsze strasznie sie stresowal wizytami u weta.
W kazdym razie jak lekarz na poczatku ogladal te wyniki to mial bardzo nieciekawa mine, a potem przez lata nie mogl sie nadziwic, bo jego zdaniem ten kot nie powinien 2 lat przezyc z takimi wynikami. Wiec glowa do gory. No i sa to wyniki robione maszynowo - zrob kiedys tzw. reczny rozmaz - gdy laborant liczy te wszystkie krwinki na jakims wycinku i potem na tej podstawie oblicza sie calosciowe wyniki. One sa duzo miarodajniejsze. Np. bardzo sie martwilem, bo Mopikowi ciagle spadala krzepliwosc krwi - wedle wynikow. Powinien miec minimym 800.000 a mial 300-350. Reczny rozmaz wykazal ze wszystko pod tym wzgledem bylo OK. Acz biale cialka nadal mial niskie i nikt nie wiedzial czemu. I tak sobie zylo kocisko, do tego calkiem zadowolone z zycia. Patrz na kota, nie wyniki. Jak kot ma dobre samopoczucie ,apetyt, humor - to nie truj sie wynikami.
lifter
no już już, bo mnie zaraz z zawodu wygryziesz :)
oczywiście masz mnóstwo racji, taka morfologia maszynowa jest obarczona bardzo dużym błędem i w zasadzie tylko rozmaz ręczny (i to wykonany przez doświadczonego lekarza) jest w stanie ocenić sytuację.
Małopłytkowość, o której piszesz w związku z chorobą Mopika, jest w bardzo prosty sposób wytłumaczalna - przy pobieraniu krwi jakaś jej część krzepnie (płytki się wiążą), przez co maszyna daje wynik poniżej normy (bo nie rozczytuje skrzepów), to z marszu powinno być traktowane jako błąd techniczny, bo w 99% przypadków taki wynik jest fałszywy, i tylko właściciele niepotrzebnie się denerwują.
Wiesz, mialem ze tak powiem sporo praktyki z Mopikiem, nauczylem sie wiec czytac wyniki rozmazow, nerkowe wyniki, krzywe cukrowe i takie tam rozne. Niestety...
Potem np. lekarka mnie podpytywala nawet jak potrafie odmierzac insuline strzykawka z dokladnoscia do 0.1 jednostki, choc wyskalowana byla w 0.5 j. - a potrafilem, zeby podpowiadac innym wlacicielom cukrzykow takie patenty,
A o tej maloplytkowosci (tzn. bledzie wyniku) to mi po roku wet powiedzial dopiero, a co sie namartwilem... bo tez kazdy kolejny wynik byl gorszy.
zachowanie kotełe jest normalne, biega, gryzie, skacze, mizia się, kwiczy, miałka i nie daje spokoju :)
Czyli kot jest zdrowy i tyle. Nie patrz na wyniki, patrz na kota. jak kot bedzie wygladal kiepsko, wtedy zrob wyniki.
Jasne, raz na rok czy pol mozna zrobic je profilaktycznie, ale - ciesz sie kotem, a nie martw ze cos mu jest.
To nigdy nie powinno wyjść spod moich palców, ale...radzę olać.
W badaniach nie widzę przede wszystkim żadnych sensownych wniosków. Że są odchylenia od normy? Zawsze będą. Wypada pamiętać, że wyniki badań muszą być skorelowane z samopoczuciem/zachowaniem zwierzęcia, naprawdę nie ma sensu się zamartwiać na podstawie tak szczątowych wyników (to tylko morfologia). Nie wiem, co się tam wydarzyło, ale IMHO zamartwianie się jest niepotrzebne, także głowa do góry.
lifter
HIGH FIVE! :)
(ale nie byłabym sobą, gdybym się czegoś nie uczepiła;) )
Warto robić profilaktykę, szczególnie biochemię krwi (sama morfologia jest potrzebna i miarodajna tylko w konkretnych przypadłościach tak naprawdę)
Nie zgadzam się, że badania robić jak kot wygląda kiepsko - wtedy często jest za późno (szczególnie w pewnych chorobach przewlekłych, które potrafią latami nie dawać objawów)
Młody uwielbia wszelkie formy kontaktu, stary taki nie był. Usiadłem na chwilę przed telewizorem, i cyk ... młody już "na przytulasa".
No nic ... wezmę Clatrę i jakoś to będzie ;)
Jak tam Wyjec? Uspołecznił się już trochę czy nadal po staremu?
U mnie lekki progres wychowawczy, bo duży na małego już nie syczy, toleruje go wręcz, ale mały chodzi za nim jak cień, bawi się jego ogonem, urządza zasadzki, podgryza.. a on przyjmuje to z podziwu godną postawą, ale czasem nie wytrzyma i sprowadza małego do parteru, aż ten zapiszczy. Za 5 sekund zaczyna wszystko od nowa. Przyznaję bez bicia, że aż sam czuję się zajechany przez tego młodziaka - gdy od wielkiego dzwonu gdzieś przyśnie na chwilę, z dużym łapiemy oddech :)
Taki urok mlodego kociecia - ma reaktor w dupce i szaleje. Wybawic goscia wedka, az ze zmeczenia padnie na bok i zacznie ziapac, nakarmic - i bedzie spal pare godzin. Najgorsze pierwsze 6-8 miesiecy, potem sie troszke uspokaja, a tak po 3 latach to juz calkiem spokoj bedzie.
Pocieszylem?
Wyjec robi postepy ale niewielkie, zas co do wycia to teraz preferuje 4.30 w nocy.
Argh.
No i znalazl sobie nowa kryjowke - w pralce. Czasem sie zonie da poglaskac, na mnie fuczy ale dopiero jak probuje go dotknac, acz juz raczej tylko takie dla zasady fuczenie, a nie wsciekly atak jak wczesniej.
Czasem na kanape wlezie i lezy, po domu pokica.
Ale daleka droga przed nami.
Domyślam się że nie jest lekko, ale cóż, udomowić takiego ulicznego wygę to zapewne proces dość czaso i cierpliwochłonny. Ważne, że są jakieś postępy. Ma coś dostojnego w sobie na tym zdjęciu.
No ja wam powiem, że jestem podłamany w te święta. W wigilię u jednego kota zauważyłem spuchnięty brzuszek, później w nocy miał drgawki i problemy z oddychaniem, siedzi teraz biedak w klinice z podejrzeniem FIP. Miał bardzo słabe wyniki krwi, płyn w otrzewnej i płucach. Dzisiaj jechałem żeby go odwiedzić jak na skazanie, miałem już najgorsze myśli a doktor wyszła z nim i był w dużo lepszym stanie i dało mi to trochę nadziei. Kazałem im zrobić wszystkie możliwe testy. Pobrali płyn z opłucnej i wysłali do badań. Teraz siedzę wk**** z niemocy i czekam na wyniki =(
Małego wziąłem w te lato z fundacji jako dokocenie do mojego 4 letniego rezydenta wziętego ze schroniska i po pierwszych obrazach majestatu było naprawdę super i teraz takie coś =(
No i zaczęło się. Krew w moczu. Sikanie odbywa się przez minutę z czego wylatuje kilka ml płynu. Wychodzi, że zapalenie pęcherza.
Wczoraj kroplówka, dziś kroplówka, jutro kroplówka, antybiotyk, nospa itd.
Nie ma jak zbadać moczu bo ja nie złapię, a na USG widać, że w pęcherzu za mało by próbować pobrać w ogóle.
Kot praktycznie nie pije, nie idzie do kranu, nie idzie do fontanny, wzgardza miską z wodą.
Za to je...a przed chwilą co zjadła to po antybiotyku wyrzygała...z ogromną ilością płynu z żołądka, nie wiem skąd się on tam wziął skoro nie pije...
załamka...
po 3 kroplówkach i antybiotyku i wielu zastrzykach różnych lepiej jest na razie, krew jakby zniknęła chyba, kot biega, bawi się...
ale leki przez 2 tygodnie mamy podawać
kot niewychodzący, przebadany i zaszczepiony przeciw wszystkiemu, je suche royal canin i różne mokre byle by wołowina :)
Hohner, trzymam kciuki za kiciaka, będzie dobrze, i tylko chciałam ostrzec przed braniem sobie do serca tych dyrdymałów powyższych, bo to bardzo szkodliwe.
Wczoraj kot pełen energii, miałczenia, piskania, świergotania, zabawy i życia.
Dzisiejsza noc spedzona w 100% z nami w łóżku przytulona i trzymajaca łapką za ręce nasze.
Powstaliśmy skoro świt o 12, kot zrobił kupkę, siku małe (bez krwi na oko patrząc), wypiła trochę galaretki z mokrego papu po czym poszła od nas na łóżko (zawsze wolne dni spedza z nami), zwinęła sie w muszle ślimaka i spi.
Nie chodzi jeść, nie chodzi pić. Śpi.
Weteryniarz jutro i pewnie kolejna kroplówka i leki.
Wyniki krwi przyszły - najlepsze od miesięcy, nic nadzwyczajnego oprócz odchyleń ale blisko granic.
USG - brak zmian w żołądku widocznych na ekranie, nerki ok, pęcherz na ile mozna bylo zobaczyć wg lekarza też ok.
No i jutro dzień z kubeczkiem w ręku i lapanie kocich siuskow bo trzeba zbadac. Żwirek do lapania nie wchodzi w gre bo siusia kilka ml tylko. Więc pewnie obsika mi rękę o ile nie ucieknie.
Nigdy nie myślałem, że z takim malym zwierzem tyle nerwów...
No i stalo sie, uzupelnilem stan kotowy w domu, adopcja 5 miesiecznego malucha z pod smietnika....
Boze juz 2 dzien siedzi pod kanapa... nie je, nie pije.. , kuweta pusta... caly salon dostal.. nikt mu tam nie przeszkadza by go nie stresowac...
Dlugo to potrwa ? bo juz sie martwie ? chyba dzis bede spal na podlodze w salonie...
Dzikus, byl "tydzien" w domu Pani od ktorej go adoptowalem,(ale byl tam z 7 rodzenstwa)
Jak wychodze z pokoju, na dluzej to zaczyna mialczec, ale jak wchodze to nie wychodzi z pod kanapy...
poszukaj na yt jak oswajać "dzikusy" , trzeba było go w transporterze trzymać
Może to koci cyborg albo android? Dlatego kuweta pusta i nie je oraz nie pije.
Też kocham i uwielbiam koty, ale... 3-5 kotów z sąsiedzie sprawiają nam kłopoty w wiosny i lato. Odnowimy ziemi i sadzimy nowe trawy i kwiatki, a oni przychodzą i niszczą to podczas "toalety" i inne potrzeby. Za bardzo to widać. No, niepotrzebne polują na ptaki z gniazda w moim ogrodzie.
Koty są słodkie i mają swoje zalety, ale niestety też mają złe nawyki. :/
Dotychczas kupowałem moim Felix'y w saszetkach 85 g (kiedyś 100g :( ) oraz Gourmet Gold w puszkach 85 g. Niestety, Gourmet Gold nie ma większych puszek a Felixy w puszkach chyba nie istnieją. Jaką karmę byście kupowali dla 5 domowych kotów, by jednocześnie kota nie truć jakimiś whiskasami i kitkatami? Szukam czegoś np. w większych puszkach (np. 200 g), co byłoby w optymalnej cenie w stosunku do dotychczasowej. Jakie karmy są optymalnej jakości w stosunku do ceny?
Eh no dobra / 5 miesieczny "dzikus" jak go oduczyc zabawy/zaczepienia pazurami... spie sobie, a tu cyk atak na stopy/ albo drapniecie reki / nogi (delikatnie ale zawsze 2-3cm slad zostaje)
No i Rudy wylądował dzisiaj w szpitalu. Od dwóch dni biegunka i wymioty. Najprawdopodobniej nerki.
Dzisiaj pożegnaliśmy starego przyjaciela.
Miał wczoraj wycinaną śledzionę, a dzisiaj mu wysiadła wątroba. Prawdopodobnie od któregoś leku lub narkozy.
Będę za nim tęsknić.
Jakby mi ktoś powiedział że tyle kociaków uratujemy to bym mu nie uwierzył.
4 panie i 1 pan. Mama w innym domu tymczasowym.
Stan zdrowia dobry. Jedna przepuklina pępkowa (operowalna w 6 tygodniu) i jedna powieka do operacji ale to dopiero prawdopodobnie jak będzie dorosły kot.
Szylkretka mi dorosła - już ponad jeden rok - i nie jest ani trochę złośliwa. ANI TROCHĘ! Tylko co dzień, o 4:30 +/- 20 minut rano przychodzi do sypialni żeby poruszyć każde foliowe opakowanie, podrapać każdą plastykową powierzchnię, otworzyć szafę i sprawdzić co jest w przechowywanych tam torebkach żony. Zamykanie sypialni nie pomaga, bo mądry kotek potrafi otwierać drzwi, skacząc na klamkę. Zamykanie na klucz też nie pomaga, bo mądry kotek wie, że jak poskacze pół godziny to drzwi się w końcu otworzą.
Zastanawiam się, czy ktoś ma jakiś pomysł na zmodyfikowanie zachowania mądrego i zupełnie nie złośliwego kotka, tak żebym w końcu mógł przespać więcej niż 4 godziny. Opcje jakich jeszcze nie wypróbowałem to:
1. Obkleić klamkę taśmą klejącą - klejącą stroną na zewnątrz.
2. Wymienić klamkę na okrągłą. To mnie nie przekonuje, bo nawet jak drzwi się nie otwierają to kotek i tak skacze do skutku.
Kotek jest karmiony z automatycznego dozownika, więc raczej nie kojarzy budzenia mnie z jedzeniem.
Chciałem kupić fajny kocio-przyjazny dywan. Ktoś ma jakieś doświadczenia? Albo moze polecić jakieś zrodlo inspiracji? znalazlem troche tutaj [link] ale chce zrobic dobry research.
Jak potoczyły się dalsze losy Waszych kociatych?
Może jakiś nowy (bądź stary) opiekun chciałby pochwalić się swoim wąsaczem?
Cudnie, że ten wątek został odkopany :D Wrzucam dwa kot'lety, które od niedawna ze mną mieszkają <3
Ooo jakie słitaśne! Białe kocię ma umaszczoną główkę podobnie jak moja Tosia. Ile mają miesięcy?
No proszę, myślałem, że mało popularne imię. Ze stadka prócz szylkretowej Tosi (2 lata) mam jeszcze łaciatą Klarcię (18 miesięcy) i biało - rudą Marcelcię (10 miesięcy).
Znalazłem ciekawie wyglądająca karmę. Fajny ma skład co o niej myślicie ?
[link]
[link]
Zgadnijcie kraj
Edit: plik za duzy