Django z niemym D - mogło być lepiej Quentinie, ale i tak jest fajnie!
Kto jeszcze nie napisał recenzji Django na tym serwisie, niech to zrobi. Nie ma innych tematów?
Cieszę się, że nie marudzisz na Tarantino, jak to się zdarza przy okazji premiery każdego jego nowego filmu (nie twierdzę, że marudzenie nie ma podstaw, jedynie cieszę się z faktu, że nie marudzisz :P) i generalnie mamy podobny odbiór, z tą różnicą, że mi kreacje aktorskie bardzo się podobały, a Jamie Foxx to jest BAUS :) (stąd wyższa ocena u mnie)
Miami Vice ma u mnie dychę za milion innych rzeczy. Foxx w sumie był tam dobrany idealnie, Mann go nie zmuszał do pajacowania, koleś nie musiał się wysilać ;)
Jakkolwiek historia o czarnym rewolwerowcu wymierzającym na niewolniczym południu sprawiedliwość wraz z niemieckim łowcą żyd...znaczy bandytów nie może być poważna - jest fajnie, bo jest zgoła poważnie, acz w charakterystycznym sosie Tarantino. Męczące dla mnie wariacje rodem z Kill Billów i Bękartów tutaj nie istnieją, no prawie - scena z kapturami i stosy trupów na końcu psują nieco wspomnianą powagę.
Obsada - zgoda. Na przeciętności Foxxa zyskują role drugoplanowe - Waltz (właściwie znakomita postać pierwszoplanowa), Di Caprio i tutaj fenomenalny, fenomenalny, fenomenalny Samuel L. Jackson.
eJay >>> pomijając Miami Vice, w Jarhead zagrał równie fajnie - mimo iż musiał trochę pajacować :).
Na Django wybiorę się może w tym tygodniu :).
Cóż, ile nicków tyle spojrzeń na film :) Mi się bardzo podobał, nie mam zastrzeżeń do aktorów oprócz... Samuela, który drażni mnie swoją rolą :) Ale nie zmienia to jednak odbioru filmu przeze mnie i zapisaniu go do moich ulubionych pozycji do których będę wracać w wolnym czasie.
"Niekwestionowaną gwiazdą jak dla mnie jest Samuel L. Jackson w roli zdziadziałego wazeliniarza-kamerdynera na plantacji Calvina Candie." AMEN! Kiedy ktoś porusza w towarzystwie temat Django, zawsze to powtarzam. Niestety nikt nie podziela mojej opinii.