Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 27 kwietnia 2011, 12:03

autor: Maciej Kozłowski

Men of War: Oddział Szturmowy - recenzja gry

Ponoć wojna nigdy się nie zmienia - czy stwierdzenie to pozostanie prawdziwe również przy najnowszym dodatku do ekstremalnie złożonego Men of War?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

W dzisiejszych czasach wielu graczy narzeka na rosnącą casualizację gier. Produkcje wydawane przez koncerny growe stają się coraz prostsze, coraz łatwiejsze, coraz mnie skomplikowane, a czas rozgrywki uległ skróceniu. Rzadko kiedy mamy do czynienia z tworami, które wymagałyby wielokrotnego podchodzenia do każdej misji. Hardcorowi gracze bronią swoich bastionów, takich jak Demon Souls czy Hearts of Iron III – gier ekstremalnie trudnych, stanowiących prawdziwe wyzwanie. Pozostają jednak w mniejszości.

Właśnie dla tego typu odbiorcy został przeznaczony oryginalny Men of War – wydany dwa lata temu drugowojenny RTS. Podobnie jak w Codename Panzers czy w Company of Heroes kierowaliśmy w nim oddziałami zaprawionych w boju żołnierzy, których celem była eliminacja przeciwnika i zajmowanie kolejnych punktów strategicznych na w pełni deformowalnych mapach. MoW odróżniał się jednak od wspomnianych pozycji stopniem złożoności – każdy żołnierz posiadał swoje imię, portret i nazwisko oraz korzystał z kilku rodzajów amunicji do niezliczonej ilości broni. Trafienie w czołg wiązało się z kilkudziesięcioma typami uszkodzeń – w zależności od rodzaju pocisku, kąta jego uderzenia, odległości od celu, miejsca trafienia i prędkości ruchu obiektu. Gdy połączyć to z niemal nieskończoną gamą możliwych interakcji z otoczeniem (np. przelanie paliwa z uszkodzonego czołgu do traktora i zastosowanie go jako transportu dla działa kaliber ’88) oraz dużą skalą rozgrywki (nieraz kilkuset żołnierzy równocześnie), stanie się dla nas jasne, że nie był to typowy RTS dla fanów szybkiej, bezstresowej rozrywki.

Oddział Szturmowy to drugie, po Karmazynowym Przypływie, rozszerzenie do Men of War. Nie tylko kontynuuje tradycję poprzednich gier, ale i wprowadza sporo świeżości, dzięki nastawieniu na tryb wieloosobowy. Jako że jest to dodatek całkowicie samodzielny, wielu nowych użytkowników będzie mogło przystąpić do starć w Internecie.

Walka na śmierć i życie – o kluczowe skrzyżowanie.

For the Vaterland!

Cykl Men of War przeznaczony jest dla naprawdę cierpliwych, skrupulatnych i lubiących wyzwania graczy. Walki toczą się tu dosłownie o każdy centymetr chodnika i każdą cegłę w zburzonym domu. Komputer cechuje się dość wysoką intligencją, a przy tym potrafi nie najgorzej wykorzystać otoczenie oraz swoją przewagę liczebną – na szczęście stopień jego agresji rośnie wraz z naszymi postępami, dzięki czemu mamy jakiekolwiek szanse. Niemniej już na najniższym poziomie trudności zdobycie jednej przecznicy i jej utrzymanie potrafi być nie lada wyzwaniem, a najmniejszy błąd może nas kosztować cofnięcie się linii frontu o kilkanaście metrów. Gra jest bezlitosna.

Aby było jeszcze trudniej, kierujemy nie tylko pojedynczymi żołnierzami, ale i całymi oddziałami – widok heroicznych zmagań kilkudziesięciu wojaków o jeden płotek nie jest tu niczym zaskakującym. Ponieważ każdy żołnierz oraz pojazd posiada typowe dla siebie umiejętności i uzbrojenie, kluczem do zwycięstwa jest ich optymalne wykorzystanie – co zawsze było sporym problemem dla graczy, którzy po prostu nie byli w stanie tego wszystkiego ogarnąć (a co wreszcie rozwiązuje Oddział Szturmowy).

Zabawę umila tryb direct control – możliwość osobistego przejęcia kontroli nad danym żołdakiem czy maszyną. Znacząco ułatwia to nasze działania – dzięki bardzo wygodnemu sterowaniu klasyczną kombinacją WSAD + mysz możemy odmienić losy całej kampanii. Nic nie sprawia takiej frajdy, jak samodzielne pokonanie wroga przy pomocy królewskiego tygrysa!

Za rodinu!

Co nowego pojawiło się w Oddziale Szturmowym? Pierwszą zauważalną zmianą jest dodanie piątej strony konfliktu w postaci Cesarstwa Japonii – dołączyło ono do istniejących już wcześniej: III Rzeszy, USA, ZSSR oraz Wspólnoty (czyli de facto Wielkiej Brytanii). Gra przed premierą przeszła bardzo gruntowne beta-testy, w związku z czym wszystkie frakcje są dobrze zrównoważone, a Japończycy świetnie wpisują się w rozgrywkę.

Spore zmiany można zaobserwować również w oprawie gry – do oryginalnego silnika Men of War dodano całą masę nowoczesnych efektów, dzięki którym obserwowanie potyczek sprawia naprawdę sporą przyjemność. Nie jest to co prawda poziom Dawn of War II czy Shoguna 2, ale nie powinniśmy mieć powodów do narzekań. Warto wspomnieć, że wymagania sprzętowe nie uległy przy tym jakiemuś drastycznemu podwyższeniu, dzięki czemu tytuł bez problemu powinien hulać nawet na kilkuletnich komputerach.

Japoński czołg, chatka nad rzeką i oczywiście wybuchające beczki.

Fanów historycznej poprawności ucieszy z pewnością fakt wprowadzenia nowych grafik, które przypisano pojazdom – naprawdę muszę pochylić czoła przed twórcami, którzy z bardzo dużą pieczołowitością oddali oryginalny kształt maszyn z drugiej wojny światowej. Kierowany ciekawością porównałem modele z gry ze zdjęciami tych prawdziwych, doprawdy – nie byłem w stanie doszukać się błędów. Za ten element należy się autorom ogromne uznanie.

Niestety, nie wszystko jest takie idealne – ogromnym krokiem wstecz jest brak fabularyzowanej kampanii, znanej z poprzednich części. Tryb jednoosobowy jest zbitką szesnastu (po trzy na stronę konfliktu + samouczek) zupełnie przypadkowych potyczek. Co gorsza, każda kolejna misja, niezależnie od nacji, opiera się dokładnie na tym samym schemacie – startujemy z niewielkim oddziałem i pewnym zapasem punktów, za które kupujemy wsparcie. Naszym celem każdorazowo jest zdobycie wszystkich przyczółków na mapie, z których każde gwarantuje większą ilość zasobów oraz nowe pojazdy. Co prawda otoczenie jest dość zróżnicowane – od wysepek Pacyfiku poprzez całą Europę aż po północną Afrykę – nie zmienia to jednak faktu, że rozgrywka zawsze wygląda niemal identycznie, przez co szybko zaczyna nużyć.

Wszystkie wspomniane wyżej zmiany są jednak jedynie przystawką przed daniem głównym, jakim jest odświeżony multiplayer.

For the motherland!

W grze wieloosobowej jest nam dane wziąć udział w czterech bardzo zróżnicowanych trybach zabawy. Strefy walki polegają na zajęciu i utrzymaniu wyznaczonych miejsc na mapie – te przynoszą graczom punkty, a ich ilość decyduje o zwycięstwie któregoś z uczestników. W drugim trybie, walce, najważniejsza jest liczba zabitych przeciwników – im lepsze oddziały wyeliminujemy, tym więcej zdobędziemy punktów. Linie frontu, zdecydowanie ulubiony typ rozgrywki większości graczy, polega na naprzemiennym atakowaniu i bronieniu wybranych pozycji – pierwsza drużyna ma za cel zdobycie stanowisk obwarowanego przeciwnika, by potem zamienić się z nim miejscami.

Powyższe opcje znamy jednak z poprzednich części gry i chociaż wprowadzono wiele nowych map, zdecydowanie nie wystarczyłyby one, by nazwać Oddział Szturmowy dodatkiem nastawionym na multiplayer. Element, który jest największą nowinką, to zdecydowanie czwarty z rodzajów gry, czyli potyczka. Jest ona po prostu trybem kooperacji, dzięki któremu przejście single playera nabiera zupełnie nowego wymiaru i znacznie ułatwia zwycięstwo. Samodzielne, prawidłowe zadbanie o wszystkie oddziały w kampanii jednoosobowej jest całkowicie niewykonalne – natomiast w co-opie możemy swobodnie podzielić się zadaniami z innymi graczami – nawet ośmioma. Dzięki temu gra sprawia naprawdę bardzo dużą frajdę – tym większą, im lepszych mamy towarzyszy broni. Ze swej strony polecam komunikację głosową – znacznie upraszczającą wspólne planowanie manewrów oraz zespołowy direct control, co przynosi dużo więcej radości.

Możecie się śmiać, ale zajęcie tamtych chatek potrafi zająć pół godziny…

Banzai!

Oddział Szturmowy jest zdecydowanie godnym następcą oryginalnego Men of War – dzięki wprowadzeniu trybu kooperacji, nowej frakcji oraz odświeżeniu grafiki tytuł z pewnością znajdzie pewną grupę nabywców. Z drugiej jednak strony ekstremalny poziom trudności, bardzo duża złożoność oraz kiepski tryb single player prawdopodobnie sprawią, że grupa ta nie będzie zbyt liczna. Nie ma co ukrywać – Men of War zawsze był grą dla hardcorowych graczy, casuale nie mają tu zdecydowanie czego szukać (tym bardziej, że gra posiada marną instrukcję i nie jest zbyt hojna w dawaniu porad). Można jedynie mieć nadzieję, że za sprawą co-opa stanie się bardziej przystępna, a przez to znajdzie nowe grono odbiorców. Szkoda, by potencjał drzemiący w rozgrywce został zmarnowany.

Maciej „Czarny” Kozłowski

PLUSY:

  • nadal złożona;
  • raj dla hardcorowych graczy;
  • nowa frakcja – Cesarstwo Japonii;
  • odświeżona grafika;
  • bardzo dobry tryb kooperacji;
  • doskonale odwzorowane modele pojazdów.

MINUSY:

  • nie dla casuali;
  • w sumie niezbyt wiele nowości;
  • mierny tryb jednoosobowy.
Men of War: Oddział Szturmowy - recenzja gry
Men of War: Oddział Szturmowy - recenzja gry

Recenzja gry

Ponoć wojna nigdy się nie zmienia - czy stwierdzenie to pozostanie prawdziwe również przy najnowszym dodatku do ekstremalnie złożonego Men of War?

Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne
Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne

Recenzja gry

Laysara: Summit Kingdom jest doskonałą pozycją dla graczy, którzy uwielbiają logistyczne przeszkody stające na drodze do budowy miasta idealnego. Polskie studio Quite OK Games zdecydowanie wie, co robi, oby tylko Early Access okazał się dla niego łaskawy.

Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Bardziej swojskiej strategii jeszcze długo nie będzie
Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Bardziej swojskiej strategii jeszcze długo nie będzie

Recenzja gry

Polski średniowieczny city builder Manor Lords ma potencjał, by okazać się jedną z najciekawszych gier tego roku. Jak jednak wygląda na początku swojej przygody z Early Accessem? I czy spełnia pokładane w nim nadzieje? Sprawdziłem.