Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 4 października 2010, 10:48

Borderlands: Claptrap's New Robot Revolution - recenzja gry

Czwarty dodatek do Borderlands jest jednocześnie pierwszym, za którego powstanie nie odpowiada firma Gearbox Software. Czy nowy deweloper poradził sobie z zadaniem i stworzył produkt równie dobry, co poprzednie rozszerzenia?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Po trwającej ponad pół roku przerwie firma 2K Games zdecydowała się uszczęśliwić miłośników gry Borderlands, wydając kolejny, czwarty już, dodatek DLC. Przygotowanie nowego rozszerzenia powierzono studiu Darkside Game, które choć wcześniej maczało palce w tworzeniu kilku znanych tytułów (m.in. drugiego BioShocka), to jednak do tej pory nie mogło pochwalić się żadną autorską produkcją. Debiutanckie dzieło amerykańskiego dewelopera nie wypadło niestety zbyt okazale –Claptrap’s New Robot Revolution to zdecydowanie najsłabszy epizod spośród wszystkich, jakie ukazały się do tej pory.

Po lekturze krótkiego opisu, wyświetlanego na stronach systemu elektronicznej dystrybucji Steam, można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z wyjątkowo solidnym dodatkiem. Nie dość że zabawna opowieść o buncie pociesznych robotów doskonale wpisuje się w odjechaną konwencję gry, to przyzwoicie prezentują się również liczby: mamy tu 7 misji głównych, 14 pobocznych, 6 premierowych terenów do eksploracji, 11 bossów (w tym pięciu zupełnie nowych), a także masę przeciwników do odstrzału i przedmiotów do kolekcjonowania. Dobrze to jednak wygląda tylko na papierze, bo podczas zabawy okazuje się, że mimo tych wielu „innowacji” Claptrap’s New Robot Revolution to rozszerzenie przeciętne i niestanowiące żadnego wyzwania dla kogoś, kto w Borderlands grał dłużej niż pół godziny.

Wrogowie nie stanowią tu żadnego wyzwania.

Największą bolączką dodatku jest skandalicznie niski poziom trudności. Bez względu na to, jakim bohaterem teleportujemy się do otwierającej zmagania lokacji, przeciwnicy zawsze okazują się słabsi o kilka poziomów doświadczenia, przez co ich likwidacja jest bajecznie prosta. W grze nie brakuje sytuacji, w których trzeba stoczyć bój z kilkunastoma wrogami naraz, ale co z tego, skoro wyjście ze starcia obronną ręką to betka. Nawet częste walki z bossami nie sprawiają kłopotu. Choć niektórzy oponenci budzą respekt swoimi rozmiarami, by posłać ich do piachu, wystarczy po prostu ładować, ile fabryka dała. W Claptrap’s New Robot Revolution nie udało mi się ani razu wyzionąć ducha (jeden Second Wind i to podczas finałowej walki!), co najlepiej świadczy o tym, że panowie z Darkside Game Studios pokpili sprawę.

Tytuł rozszerzenia zobowiązuje, więc głównymi przeciwnikami są w nim małe, zabawne, roboty, które tym razem, zamiast pomagać graczom, chwytają za broń. Podczas zmagań natrafiamy na kilka typów tych uroczych jednostek, m.in. Claptrapy wyposażone w rękawice bokserskie i atakujące w zwarciu, partyzantów uzbrojonych w karabiny i strzelby czy samobójców, wysadzających się w powietrze tuż obok bohaterów. Równie licznie w grze reprezentowani są żołnierze Hyperionu, którzy walczą po stronie „roboliantów” i generalnie stanowią odrobinę większe wyzwanie – zwłaszcza, gdy na placu boją pojawią się jednostki uzbrojone w kuloodporne tarcze. W Claptrap’s New Robot Revolution spotykamy ponadto znanych już doskonale wrogów w nieco innych wersjach, m.in. Skagi i Raaki, z charakterystycznymi pojemnikami na głowach.

Jeśli chodzi o lokacje, to te prezentują się bardzo przyzwoicie. W trakcie zabawy odwiedzamy małe miasteczko ze stacją kolejową (podczas gry wtacza się na nią pociąg), wielkie wysypisko śmieci, elektrownię z przylegającym do niej labiryntem ciasnych uliczek, kopalnię odkrywkową i sieć podziemnych korytarzy. W kilku planszach ewidentnie brakuje pojazdów, którymi można byłoby pokonywać większe odległości, ale ich absencja jest zrozumiała – spacerek piechotą sztucznie wydłuża czas rozgrywki. Cieszy obecność dużej liczby słupów zapisujących stan gry, drażni natomiast zaledwie jeden teleport. Jeśli powędrujemy gdzieś dalej i zdecydujemy się zrobić sobie przerwę, po wznowieniu rozgrywki będziemy zmuszeni kontynuować podroż od lokacji startowej. Nie muszę chyba pisać, jak szalenie niewygodne jest to rozwiązanie.

Choć nowych wrogów i otoczenia należy zaliczyć do atutów gry, jednak w ostatecznym rozrachunku jest to niestety za mało, by przysłonić podstawową wadę dodatku – brak jakiegokolwiek wyzwania. Zbyt łatwą walkę dałoby się może przeboleć, gdyby nie stanowiła ona fundamentu rozgrywki. Jednak pod tym względem czwarte rozszerzenie kultywuje tradycje zapoczątkowane w pierwowzorze – poza ciągłą jatką w Claptrap’s New Robot Revolution nie ma właściwie nic do roboty. Większość misji skupia się na eksterminacji wyznaczonego przez zleceniodawcę celu, w pozostałych trzeba znaleźć jakiś przedmiot bądź wcisnąć określony przycisk, co również wiąże się z nieustannym sianiem destrukcji. A że ten ostatni element nie stanowi problemu, to w zasadzie gra przechodzi się sama.

Nowe lokacje mogą się podobać. Na obrazku stacja kolejowa.

Nie najlepiej o dodatku świadczy również fakt, że zawiera on błąd, który utrudnia zdobywanie achievementów związanych z kolekcjonowaniem przedmiotów (trzeba je zbierać w odpowiedniej kolejności, inaczej program nie zaliczy osiągnięć) i co najważniejsze – dotyczy on wszystkich edycji gry, również konsolowych. Autorzy są już świadomi problemu i pracują nad odpowiednią łatą. Mam nadzieję, że przy okazji poprawią skalowanie poziomu trudności przeciwników, bo to wyraźnie poprawiłoby jakość rozgrywki.

Claptrap’s New Robot Revolution to produkt zaskakująco przeciętny. Piszę to z przykrością, bo poprzednie dodatki – tworzone przez Gearbox Software – prezentowały zdecydowanie wyższy poziom. Co prawda osiem euro za kilka godzin rozrywki to w dzisiejszych czasach niewygórowana kwota, ale lepiej spożytkować te pieniądze na któreś z wcześniejszych rozszerzeń. No chyba, że nie przeszkadza Wam niski stopień trudności, ale wtedy to zupełnie inna bajka.

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

PLUSY:

  • kilka godzin zabawy;
  • świetne, pełne humoru teksty.

MINUSY:

  • bardzo niski poziom trudności, rozgrywka nie stanowi żadnego wyzwania;
  • wtórne, nudne misje;
  • błąd ze zdobywaniem achievementów.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Borderlands: Claptrap's New Robot Revolution - recenzja gry
Borderlands: Claptrap's New Robot Revolution - recenzja gry

Recenzja gry

Czwarty dodatek do Borderlands jest jednocześnie pierwszym, za którego powstanie nie odpowiada firma Gearbox Software. Czy nowy deweloper poradził sobie z zadaniem i stworzył produkt równie dobry, co poprzednie rozszerzenia?

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.