Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 22 czerwca 2010, 12:56

autor: Paweł Surowiec

Rig'n'Roll: Tirowiec - recenzja gry

Rig’n’Roll najwyraźniej miał ochotę pobić niechlubny rekord Duke Nukem Forever – rosyjska gra była w produkcji od 2002 roku, a miała wyjść już... 6 lat temu. W końcu jest – czy warto w nią zagrać?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Wiele wskazuje na to, że gracze za naszą wschodnią granicą są przez ich rodzime firmy traktowani trochę jak darmowi beta-testerzy, którym rzuca się grę, często pełną błędów, by wychwycili wszelkie niedoróbki. I by sprawdzić, jaki będzie popyt na program – nim wyda się go na rynkach zachodnich. Można by wymienić parę tytułów, przy których zastosowano podobnie niecną strategię –choćby 7.62 High Calibre czy Men of War. Nie inaczej wydaje się być i teraz – Rosjanie grają w Rig’n’Rolla już od dłuższego czasu – sama gra była w produkcji ok. 7 lat (!), pierwotnie miała wyjść w 2004 roku. Jednak w przypadku R’n’R-a, nim stwierdzimy, że współczujemy biednym rosyjskim graczom, warto się najpierw zastanowić, czy tym razem nie zazdrościmy im roli „królików doświadczalnych”.

Autostop, autostop, wsiadaj, bracie, dalej, hop!

W Rig’n’Rollu wcielamy się w niejakiego Nicka Armstronga (w rosyjskojęzycznej wersji gry – Pieriepiełowa), właściciela firmy spedycyjnej o jakże dumnie brzmiącej nazwie Nick Trucking. Obszarem jej działania jest zachodnie wybrzeże USA, konkretnie piękny stan Kalifornia. Myślicie, że to mały hektarek do zjechania? To jesteście w błędzie, ponieważ przejażdżka z jednego krańca mapy na drugi to wyjęte z życiorysu jakieś 2 godziny realnego czasu. Oczywiście, nie odbywamy jej na rowerze, ale kierując wielgachną ciężarówą. Czy – używając bardziej fachowego nazewnictwa – ciągnikiem siodłowym.

I pomyśleć, że tylko delikatnie otarłem się o tego Forda…

Spedycja towarów, którą zajmuje się nasz bohater, już nie jest taka nudna jak u konkurencji, czyli np. w grach spod znaku SCS Software (seria 18 Wheels of Steel, Euro Truck Simulator). Tutaj ładunki dostarczamy, zmagając się z upływającym czasem i rywalizując z konkurentami w postaci ciężarówek innych firm. Już brzmi nieźle, a jeśli jeszcze wspomnieć, że są to iście bezpardonowe zmagania, praktycznie aż do samego końca każdej trasy, to znajdziemy się w siódmym niebie kierowców TIR-ów. Do drogowych przepychanek często dochodzi dosłownie na ostatnich zakrętach przed magazynem, do którego należy dowieźć ładunek, kiedy dodatkowo czujemy na karku smrodliwy wydech kalifornijskich radiowozów. Jakby tego było mało, zazwyczaj również właśnie wtedy odzywa się CB-Radio Nicka i ktoś wyskakuje z propozycją kolejnego zlecenia. Nie zawsze całkiem legalnego…

To niejedyne „zasadzki” na drogach, jakie na nas czyhają. Mknąc autostradami, zdarza się nam także zabierać z poboczy autostopowiczów obu płci, błagających o podwiezienie ich biednych czterech literek albo o dostarczenie przesyłek (czasami lekko szemranym typom). Także na czas. Nick bywa też proszony przez wspomniane CB-Radio o udzielenie pomocy rannemu koledze po fachu albo o wyświadczenie przysługi przewiezienia komuś towaru. Przyznacie więc, że atrakcji i emocji na trasie nie brakuje.

Kiedy zmęczą nas trudy podróży, można zjechać na parking dla kierowców i przekimać na motelowym łóżku. Lub naprawić w warsztacie poobijaną furę, dolać wachy na stacji, wejść do baru i poczytać branżową gazetkę „Long Haul News”. Wreszcie – zagadać do niektórych klientów, być może łapiąc się na kolejną fuchę.

Jako że Nick nie podoła wszystkiemu sam, rychło dochodzi do głosu również aspekt ekonomiczny gry. Możemy zatrudniać w firmie dodatkowych kierowców, organizować ich pracę, kupować dla nich ciężarówki, nabywać licencje na spedycję w kolejnych kalifornijskich metropoliach, aby w końcu w pełni rozwinąć skrzydła i stać się potentatem na rynku usług transportowych. Interesami kierujemy z centrali wyposażonej w nowoczesny komputer, zaś na trasie korzystamy ze specjalnego, łatwego w obsłudze organizera. Umożliwia on m.in. sprawdzenie prognoz pogody – przegląd sytuacji jest stosunkowo przystępny i czytelny.

Nie jest to jednak taki całkiem typowy symulator z elementami ekonomicznej łamigłówki, bowiem wpleciono weń nawet jakąś fabułkę, ozdobioną scenkami przerywnikowymi. Intrygę, która zetknie Nicka m.in. z miejscowym folklorem w postaci czarnoskórych „ziomali” w bejsbolówkach noszonych daszkiem do tyłu. Jak i z podstarzałym policyjnym detektywem. Ba, w świecie R’n’R-a nasz król szos może szybko i marnie zakończyć nie tylko karierę transportowca, ale również swoje życie, zabity przez oprychów lub w wyniku nieszczęśliwego zderzenia swojego TIR-a z latarnią…

Smutne jest więc, że wszystkich tych atrakcji posmakujemy jedynie w trybie single player, ale głowy do góry, autorzy przebąkują bowiem coś o wprowadzeniu multiplayera w łatach bądź dodatkach…

Ciemność widzę, widzę ciemność!

Pora napisać o tym, jak prowadzi się ciężarówki w grze. Każdemu skrętowi wirtualnej kierownicy towarzyszy kołysanie się ciągnika z boku na bok – czuć, że pojazd ma tę konkretną szerokość. Zbyt ostre wejście w zakręt i ciężarówka w akompaniamencie pisku palonych opon wpada w poślizg, tracimy nad nią kontrolę (dopóki nie zdejmiemy stopy z pedału gazu). Instynktownie czujemy, że tył nam gdzieś ucieka – ładunek może się wręcz wyczepić i przewrócić!

Inne pojazdy poruszają się jednak trochę jak po torach albo jak gdyby pod jezdnią znajdował się magnes. Jeśli nimi z rzadka zarzuci, to wygląda to deko nieprzekonująco.

Ten obrazek został naprawdę baaardzo mocno rozjaśniony…

Co może się jeszcze nie podobać? Kto grał w Haulina, ten kojarzy, że tam gwoździem biednego skądinąd programu było parkowanie ciężarówki z naczepą tyłem. Zadanie arcytrudne, gdy ciągnęło się naczepę oraz przyczepę, a każda podczas cofania podążała w swoją stronę. Tutaj tej atrakcji nie ma (po dojechaniu do magazynu włącza się po prostu cut-scenka i zdanie towaru odbywa się już bez udziału gracza). A przecież parkowanie tyłem to jeden ze stałych elementów pracy transportowca! Rzadko również w ogóle cofamy, by podpiąć zgubioną naczepę, prościej po prostu załadować quick-save`a. Ładunek traci się, w moim odczuciu, zbyt łatwo, często wystarczy delikatne otarcie się o inny samochód, co skrzętnie wykorzystuje podczas pościgu tutejsza policja, uciekając się do nieczystych zagrywek w rodzaju „bodnięcia” w naczepę naszej ciężarówki. I w tym momencie gra jest nieco niesprawiedliwa, a komputer oszukuje, ponieważ na naszą konkurencję ten podstępny manewr, jeśli sami go zastosujemy, zdaje się działać z mniejszym skutkiem. Ścigający radiowóz potrafi się nagle zmaterializować przed graczem (inne pojazdy również) – to kolejna wątpliwa sztuczka programu. Cały czas brakowało mi też policyjnych blokad na drogach. Ze śmieszniejszych bugów warto jeszcze wymienić samochody kręcące bączki na środku jezdni.

Sama policja w grze, podobnie jak w 18 Wheels of Steel: Haulin’, momentami zbyt mocno daje się we znaki, nie odpuszczając, urządzając niekończące się pościgi i karząc za najmniejsze nawet wykroczenia drogowe, typu przejechanie linii ciągłej czy jazdę bez włączonych świateł. I na nic tłumaczenia, że od kilkuset mil w ogóle ich się nie posiada w wyniku czołowego przydzwonienia w filar wiaduktu…

Zaś podróżowanie nocą, w panujących tu iście egipskich ciemnościach, jest bezsprzecznie największym wyzwaniem w tej grze. Dosyć kontrowersyjnym, zresztą. Jednym, jak mnie osobiście, będzie się podobało, bo naprawdę wymaga od gracza ciągłej koncentracji. Dla innych, wyjątkowo nerwowych, okaże się po prostu zbyt trudne. Tym bardziej, że łatwo stracić światła, a wtedy ogarnia nas już kompletny – akcentuję to słowo! – mrok. I bez wezwania pomocy drogowej praktycznie się nie obejdzie.

W rzeczy samej nasz wóz od pierwszych chwil sprawia wrażenie cokolwiek kruchego i podatnego na uszkodzenia, co również nie wszystkim przypadnie do gustu.

Totalna demolka furgonu

Za to już wszyscy jak jeden mąż powinni przyznać, że model uszkodzeń pojazdów, jego wizualizacja, w szczególności kiedy dotyczy fury naszego hajłejowego herosa, jawi się w tej grze jako więcej niż tylko zadowalający. Jest bardzo dobry! Na porządku dziennym mamy więc pogiętą karoserię, rozbite albo nawet całkiem pourywane lusterka boczne, niedomykające się drzwi, smętnie zwisające zderzaki. Do tego dochodzą potłuczone światła, przebite lub całkiem zerwane z felg opony (wpływa na tor jazdy!), gołe felgi iskrzące o asfalt, popękana przednia szyba. Również pojazdy innych użytkowników dróg da się zdemolować w podobny sposób. Choć chyba jednak w nieco mniejszym stopniu. Uszkodzenia nie odbijają się tylko na wyglądzie zewnętrznym samochodu ciężarowego, ale wnikają głębiej i dotyczą również jego bebechów. Ot, choćby dosyć często zdarza się awaria skrzyni biegów i to w kilku wariantach (niektóre biegi przestają wchodzić). Same przewożone ładunki też mogą ulec zniszczeniu, ale niestety jest to przedstawione już w dosyć umowny sposób. Podobnie szkoda, że bliskie spotkanie ze stojącą na poboczu latarnią kończy się dla niej bez szwanku.

W warsztacie. Mechanik będzie miał trochę pracy.

Wypasiony Freightliner

Kiedy już zdarzy nam się zdemolować ciężarówkę, z pomocą przychodzi mechanik. Ekhm… Właściwie to my musimy udać się do niego. W warsztatach na postojach możemy dokonać także tuningu furgonu, kupując lepsze części samochodowe – tutaj wybór jest naprawdę ogromny, istne zatrzęsienie opcji! Możliwość nabycia mocniejszych silników, zawieszenia etc. to „oczywista oczywistość” i nie sposób wyobrazić sobie bez niej takiego symulatora. A do tego całego asortymentu ulepszeń dochodzą jeszcze takie rarytasy, jak GPS i tempomat. Albo system kamer z monitorem umożliwiającym obserwowanie tego, co dzieje się za ciągnikiem, bez potrzeby rozglądania się wokół. Tudzież instalacja dopalacza rodem z Messerschmitta Bf 109 G, mechanizm automatycznie kierujący pracą świateł lub wycieraczek… czy wisienka na szczycie torcika w postaci elektrycznie sterowanych lusterek bocznych. Samych ciężarówek, tych wszystkich amerykańskich Freightlinerów, Sterlingów, Herculesów itp., również jest całkiem sporo. Bez mała kilkanaście modeli. Mamy zatem do czego ładować rzeczone gadżety.

Mało tego, poza naprawami i tuningiem warsztaty oferują również zmianę wyglądu pojazdu na zewnątrz i w środku! Naprawdę supersprawa z tą kustomizacją. Do zmienionego lakieru i koloru szyb dobierzemy także tapicerkę, dostosujemy wygląd deski rozdzielczej, ba – samych tylko liczników. By dodać szyku, na masce zamontujemy jedną z wielu oferowanych figurek (pozłacaną, chromowaną – do wyboru, do koloru). Wręcz całą ciężarówkę da się „odpicować” w jednym z kilku dostępnych standardów. A później, już na drodze, możemy dokładnie obejrzeć sobie nasz nowy image. Nie tylko z siedzenia kierowcy, ale także z pasażera, a nawet z perspektywy kabiny sypialnej.

Oczień priekrasnyje… po secie samogonu

W Tirowcu jest na co popatrzeć, ponieważ do prezencji samych ciężarówek autorzy solidnie się przyłożyli. Mam na myśli także fajnie odwzorowane wnętrza kabin. Trochę mniej tych starań włożono w projekt pozostałych pojazdów. Co niektóre robią wrażenie nieco plastikowych, ale – niejako na osłodę – jest ich sporo i różnorodnych typów. Większość ładunków przygotowano zaś na jedną modłę, różnią się one w zasadzie napisami na burtach kontenerów lub cystern. A jeszcze całkiem nieźle pamiętam, że w grach od SCS Software ciągnęliśmy takie nietypowo wyglądające towary, jak jacht, koparkę czy dom…

Nie zachwycił mnie także zmieniający się za oknem krajobraz. W Haulinie mieliśmy w widoczkach charakterystyczne dla danej lokacji punkty, jak np. napis Hollywood na wzgórzach otaczających Los Angeles. Tutaj znajdziemy niewiele takich smaczków. Cóż, grę tworzyli nie Amerykanie a Rosjanie, którzy najwyraźniej nie mieli zbyt bogatego programu wycieczki po Stanach i nie zdążyli wszystkiego sfotografować. Nie da się też ukryć, że to i owo ząb czasu (patrz: wstęp) zdążył już nadgryźć, jeżeli chodzi o kwestie graficzne. Na plus zapisujemy oczywiście zmienne pory dnia i warunki pogodowe, chociaż ulewa to najgwałtowniejsze pogorszenie pogody, na jakie możemy liczyć.

Program wypadałoby jeszcze pochwalić za naprawdę sporo opcji konfiguracyjnych grafiki. Aczkolwiek, by być uczciwym, zdają się one psu na budę (zysk rzędu kilku, góra kilkunastu, klatek na sekundę pomiędzy wysokimi a najniższymi ustawieniami grafiki), bowiem optymalizacja silnika graficznego leży i kwiczy (momentami doświadczałem lekkiego pokazu slajdów, ale dało się grać, choć do komfortu daleko). Summa summarum, by cieszyć się tą symulacją w pełnych „wodotryskach” graficznych, trzeba być szczęśliwym posiadaczem naprawdę mocarnej maszynki. Doliczmy jeszcze brak opcji rozjaśnienia ekranu, sporadyczne problemy z uszkodzonymi zapisami gry czy wyświetlaniem grafiki na kartach ATI i macie lepszy obraz, czego się można spodziewać.

- A zna panienka autostopowiczka historię o kierowcy ciężarówki zwanymPonurym Żniwiarzem? Ups... No, nic, baba z wozu, koniom lżej...

Heavy metal made in Russia

Odgłosy pracy ciężarówki oddano w grze raczej przeciętnie, nie ma się czym specjalnie zachwycać. Z jednej strony niektóre dźwięki (posapywanie hydrauliki, klakson – dla przykładu) czasami giną gdzieś w warkocie silnika, z drugiej – subtelne i charakterystyczne klekotanie przebitych opon słychać całkiem wyraźnie nawet w szoferce.

W menu pobrzmiewa mocniejszymi, acz banalnymi, riffami rosyjska kapela metalowa o wdzięcznej nazwie „Aria”. Podczas samej rozgrywki mamy zaś możliwość przełączania się pomiędzy kilkoma stacjami radiowymi, puszczającymi zróżnicowaną muzykę (już nie rosyjskiego pochodzenia). Od typowo truckerskiego zawodzenia na nutę country do jakiegoś rocka. To, jakie brzmienia słyszymy w radiu, zależy od rejonu Kalifornii, w którym się aktualnie znajdujemy! Mało tego – zwykła mp3-ka wrzucona do odpowiedniego folderu i już możemy cieszyć się naszymi ulubionymi kawałkami. Są więc chyba powody do radości, wszak często w tego typu simkach ścieżka muzyczna składa się raptem z jednej melodyjki… Od czasu do czasu w kabinie odzywa się nawet CB-Radio. Dodatkowo możemy posłuchać komunikatów dotyczących sytuacji i wydarzeń na drogach, wygłaszanych przez prezenterów stacji radiowych.

Czas najwyższy na podsumowanie. Niech mi wał korbowy jak zapałka trzaśnie, jeżeli nie jest to najlepszy aktualnie wśród gier symulator ciężarówy! Z całą pewnością – najciekawszy. Generalnie Rosjanom udało się zapełnić sporo luk (nuda na drogach, brak jakiegokolwiek modelu uszkodzeń pojazdów itd.), o których pisałem już, recenzując obie wspomniane gry SCS Software. W tej rosyjskiej symulacji spedycja ładunków potrafi naprawdę wciągnąć. Miłośnicy ganiania w stalowych kolosach po autostradach będą zadowoleni.

Paweł „PaZur76” Surowiec

PLUSY:

  • modelowanie i wizualizacja uszkodzeń pojazdów – głównie ciężarówki bohatera;
  • liczba części samochodowych w warsztatach, samych ciągników siodłowych również;
  • dostarczanie ładunków na czas oraz ścigając się z konkurencją;
  • i nawet fabuła jakaś jest.

MINUSY:

  • kiepska optymalizacja grafiki;
  • aktualnie brak trybu multiplayer;
  • zbyt podatna na uszkodzenia ciężarówka i egipskie ciemności podczas jazdy nocą – co najmniej kontrowersyjne.
Rig'n'Roll: Tirowiec - recenzja gry
Rig'n'Roll: Tirowiec - recenzja gry

Recenzja gry

Rig’n’Roll najwyraźniej miał ochotę pobić niechlubny rekord Duke Nukem Forever – rosyjska gra była w produkcji od 2002 roku, a miała wyjść już... 6 lat temu. W końcu jest – czy warto w nią zagrać?

Recenzja gry Expeditions: A MudRunner Game - stop, panie kierowco, proszę dmuchnąć w QTE
Recenzja gry Expeditions: A MudRunner Game - stop, panie kierowco, proszę dmuchnąć w QTE

Recenzja gry

Expeditions: A MudRunner Game to powolna jazda w terenie dla cierpliwych kierowców. Świetną mechanikę jazdy ze SnowRunnera opakowano tu jednak w nudną otoczkę ekspedycji naukowych, które głównie irytują prymitywnymi minigrami.

Recenzja gry House Flipper 2 - kreatywna przygoda z duszą
Recenzja gry House Flipper 2 - kreatywna przygoda z duszą

Recenzja gry

Tytułowe "flippowanie" domów to tylko część atrakcji oferowanych przez najnowszą grę studia Frozen District, część wcale nie najważniejsza. House Flipper 2 zaskoczył mnie bowiem osobistym podejściem do tematu.