
autor: Przemysław Zamęcki
Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021
Recenzja gry Pure - czysta adrenalina, czysta przyjemność
Czysta adrenalina, czysta zabawa, czysta przyjemność. Pure darowuje nam kawałek konsoli na domowym pececie.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Niby konsole są dla matołków, którzy w przerwie między telewizyjnym seansem tańczących na lodzie jednosezonowych gwiazdek, a obalaniem w bramie wina marki „Że Tę”, łapią w dłonie pad i w bezsensownym napadzie szału zabijają latające po ekranie kolorowe kwadraciki. Ale kiedy już jakiś ochłap spadnie z pańskiego, konsolowego stołu i leniwie potoczy się pomiędzy sforę wygłodniałych pecetowców, w ruch idą kły, pazury, jęzory i wszystkie członki, którymi da się wyrazić dezaprobatę dla złych wydawców gnębiących biednych torrentowców brakiem poszanowania ich prawa do zabawy. A jak nie spadnie, tym gorzej dla niego. Znaczy się crap. Uogólniając.
Ale tym razem złóżcie łapki w geście podziękowania i zmówcie paciorek, gdyż jest ktoś, kto o Was nie zapomniał i podarował cząstkę konsoli na „wysłużonym” blaszaku. Sprawdźcie, czy dysponujecie dobrą kartą graficzną, porządnym, panoramicznym monitorem zdolnym wyświetlić obraz kwarka w kosmicznej rozdzielczości i przede wszystkim, dajcie nura w kierunku dolnej szuflady i spod zalegającego w niej atomowego odpadu wykopcie pad. Przyda się, gdyż granie w Pure na klawiaturze przypomina czesanie yorka szczoteczką do zębów.
Blackrock Studios wszystkim kręcącym nosem na ich poprzednie propozycje malkontentom tegoż nosa utarło i wyprodukowało grę, którą długo jeszcze będą wspominać miłośnicy much rozbijających się o gogle i pyrkających silniczków rodem z koszmarnego snu projektanta wozów wyścigowych.

Można rzec, że seria ATV – poprzednik Pure – staczała się po równi pochyłej, rozrywka, jaką zaoferowała w ostatniej odsłonie, skierowana była chyba tylko do mieszkańców domów spokojnej starości. Najwyraźniej jednak ktoś tam, będący oczywiście na odpowiednim stanowisku, puknął się w czoło i przekonał kogoś jeszcze ważniejszego, że warto by co nieco przemodelować i zaproponować dłubiącym w nosie ze znudzenia graczom coś nowego. Może nie całkowicie nowego, ale świeżego na tyle, by przestano sarkać i patrzeć spode łba na fikające w powietrzu pojazdy popularnie zwane quadami. Koniec końców powstał produkt godny zainteresowania nie tylko tych czekających cierpliwie na pecetowego Burnouta, ale i tych, którzy tęsknym okiem łypią w kierunku posiadaczy PlayStation 3 rozbijających wirtualne karoserie w Motorstormie.

Tytuł ten padł nieprzypadkowo – obie gry, choć całkowicie różne, jeżeli chodzi o sam sposób rozgrywki, oferują zapierające dech w piersiach widoczki i w wielu przypadkach możliwość wyboru trasy, którą zamierzamy się poruszać. Może się zdarzyć, że kiedy gnamy jakąś kotlinką, nad głową przelatuje nam pozostała piętnastka rywalizujących z nami pojazdów. To fantastyczne uczucie i choć Motorstorm jest pod tym względem nieco bardziej widowiskowy, Pure w wersji pecetowej „siedzi mu na ogonie”.