Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 30 października 2007, 11:30

autor: Adam Kaczmarek

ArmA: Queen's Gambit - recenzja gry

ArmA: Queen’s Gambit jest dobrym uzupełnieniem podstawki. Mimo to, gracze oczekujący po tym dodatku cudów raczej się zawiodą. Produkt maskuje braki edycji bazowej, sam zaś nie rozwija tytułu o nowe rozwiązania.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Prawie rok minął od daty debiutu ArmA: Armed Assault na polskim rynku. To szmat czasu. Dzieło Czechów z Bohemia Interactive zapamiętaliśmy jako grę niedopracowaną. Z potencjałem, ale bezduszną. Zabrakło przede wszystkim atrakcji w trybie dla pojedynczego gracza. Kampania zawarta w ówczesnej wersji została – delikatnie ujmując – solidnie skrytykowana. Trwająca przez kilka miesięcy wojna o pozostawienie ArmA przy życiu zakończyła się jednak sukcesem. Większość błędów wyeliminowano dzięki patchom. O powodzeniu całej operacji zadecydował również tryb wieloosobowy, który gromadzi każdego wieczoru niemałą liczbę graczy. Jednak społeczność dalej czuła pewien niedosyt. Aby wypełnić lukę po miernej fabule i bezbarwnych bohaterach, BIS postanowił wydać dodatek. Czy Queen’s Gambit spełni swe zadanie?

Na Porto spaceruje się całkiem przyjemnie, a jeszcze lepiej strzela.

Zawartość pudełka nie jest imponująca. Płytka z grą i kilkunastostronicowa instrukcja to standard, aczkolwiek za niecałe 50 zł ciężko oczekiwać bonusów. Cieszy trochę lepsza jakość boxu niż w wydaniu z podstawką. A co upchnięto na DVD? Dwie kampanie, dwie wyspy, dwie misje dla trybu wieloosobowego (Cooperative), trzy pojazdy, jedną pukawkę i najnowszego, ważącego ponad 500 MB patcha z numerkiem 1.08. Jak widać, nie jest tego zbyt dużo. Dlatego przyjrzyjmy się wszystkim składnikom dogłębnie.

Konflikt Rahmadi

Pierwsza z kampanii, od której polecam zacząć przygodę, rozgrywa się na znanej z podstawowej wersji wyspie Rahmadi. Fabuła ściśle wiąże się z wydarzeniami zeszłorocznego konfliktu. Po wykurzeniu wojsk AWS z Sahrani wojna miała się zakończyć raz na zawsze. Rosjanie nie dali jednak za wygraną i ufortyfikowali się na Rahmadi, budując bazę i kilka posterunków na wybrzeżu. Jako Leon Ortega - członek elitarnego oddziału specjalnego – musisz zagwarantować swoim sojusznikom bezpieczny transport na wyspę, a następnie zabić prowodyra mobilizacji Rosjan – prezydenta Richardicha. Trzy duże, długie misje powalają rozmachem od samego początku. Autorzy wycisnęli wszystkie soki z obszaru, na którym rozgrywa się kampania. Niemal pozbawiona zabudowań wysepka przeobraziła się w teren brutalnej wojny, gdzie umiejętność przetrwania jest ceniona ponad wszystko. Odczuwalne jest to już w pierwszej misji, gdzie podkradamy się pod stanowiska z Sziłkami i DSzK, podkładamy ładunki i modlimy się, aby ktoś przypadkiem nas nie zauważył. Emocji towarzyszącym naszym wyczynom brakowało w Armed Assault. Niepokój i strach to nie jedyne kluczowe czynniki wpływające na grywalność. Czesi postarali się również o żywiołowe, pełne fajerwerków bitwy. W kilku miejscach ArmA przestaje być symulatorem wojny, a staje się filmowym FPS-em. Nocne desanty pełne wybuchów, dymu, odgłosów strzałów potęgują to wrażenie. Na całe szczęście tytuł na tym zabiegu nic nie traci, albowiem zachowano główną zasadę rządzącą rozgrywką – jeden strzał, jedna śmierć. Całość doprawiono bardzo dobrymi przerywnikami na silniku gry oraz wyrazistą, orkiestralną muzyką Ondreja Matejki.

Królewski Poker

Dwa lata po obaleniu komunistycznego reżimu na Sahrani rozpoczyna się druga z kampanii – Królewski Poker. Rządy króla wyspy Józefa III przyczyniają się do rozkwitu gospodarki. Władca ginie jednak w wypadku helikoptera wraz ze swoim synem, księciem Orlando. Na tron zasiada samozwańcza królowa Izabela. Jej przywódcze zapędy wyraźnie nie podobają się społeczeństwu, które tworzy zalążek ruchu powstańczego na terenach Północy. Aby nie doszło do masakry cywilów, królowa wynajmuje grupę najemników, która ma za zadanie zlikwidować bazy opozycji i znaleźć groźną broń biologiczną. Jednym z takich żołdaków jesteś Ty, nazywasz się Kurt Lambovski i, jak na prawdziwego bohatera przystało, wplątujesz się w sam środek intrygi. Fabuła jest świetnie skonstruowana. Pełno tu nieoczekiwanych zwrotów akcji, ciekawych misji i barwnych postaci. To właśnie bohaterowie napędzają historię kampanii. Drobne uszczypliwości, a przede wszystkim wulgaryzmy i humor dialogów tworzą klimat rodem z serialu „Drużyna A”.

Najemnicy tworzą paczkę zgranych przyjaciół. Wicks jest dowódcą z krwi i kości. W życiu i na polu walki kieruje się prostymi regułami. Larson z wyglądu przypomina Johna Rambo w wieku osiemdziesięciu lat. Chusta na głowie, długa broda i KM na plecach to jego cechy rozpoznawcze. Fawaz i de Jong lubują się w zabijaniu przeciwników z dystansu. Robinson to najmłodszy członek ekipy, dlatego też jemu dostaje się najwięcej. Alternatywą dla wszystkich jest właśnie nasz Kurt, czyli opanowany i roztropny zastępca Wicksa. Oprócz sześciu standardowych misji pchających fabułę do przodu, twórcy zamieścili jeszcze cztery bonusowe. To w nich otrzymujemy szansę dozbrojenia się u handlarza bronią. Ceny są bardzo wysokie, dlatego radzę uważać, co się kupuje oraz w jakich ilościach. Na zakup sprzętu mamy ograniczony czas. Miejsce spotkania z kupcem zaznaczone jest na mapie, ale możemy być pewni, że po drodze czyhają na nas patrole nieprzyjaciela. Bardzo dobry pomysł, podkreślający rolę psa wojny w nowym świecie.

Podczas rozmów najemnicy poruszają ważne tematy m.in. „kształty” królowej.

Dodatki

Dwie kampanie to nie jedyna atrakcja dla miłośników ArmA. Do gustu powinna im przypaść także nowa wyspa – Porto. Rozmiarem nie odbiega od Rahmadi, aczkolwiek posiada znacznie więcej detali. W oczy rzuca się przede wszystkim sporych rozmiarów miasteczko, plaża, tropikalna roślinność, przystań oraz wrak statku znajdujący się kilkaset metrów od wybrzeża. Ciekawe miejsce do rozgrywania mniejszych misji w trybie wieloosobowym. Zjednoczone Sahrani różni się od standardowego kilkoma budowlami. Dotyczy to zwłaszcza terenów północnych. Na obrzeżach Bagango zwiedzimy pełną korytarzy i pomieszczeń stację telewizyjną oraz kopalnię odkrywkową. Masywy górskie ukrywają bazę rebeliantów. Zmiany są jednak tylko kosmetyczne. Niespecjalnie prezentują się dodane wehikuły. Przerobione Hiluxy i Datsuny z DszKm oraz limuzyna HMMWV do najładniejszych addonów nie należą. Na dobrą sprawę tylko samolot pasażerski DC3 wydaje się świeżym uzupełnieniem cywilnych pojazdów. Jedyna broń w dodatku – 6G30 – spodoba się miłośnikom granatników. Na bliższy dystans potrafi siać niezłe spustoszenie. Dla trybu Cooperative stworzono dwie misje rozgrywające się na Porto. Pierwsza z nich – „Atak na miasto” – to scenariusz dla sześciu graczy. Warunkiem ukończenia jest zajęcie wszystkich stanowisk ogniowych, zlokalizowanych w zabudowaniach. W „Bitwie o Porto” udział weźmie nawet czterdziestu graczy. Wypełniona po brzegi akcją operacja powinna spodobać się fanom starć na większą skalę.

ArmA: Queen’s Gambit jest dobrym uzupełnieniem podstawki. Mimo to, gracze oczekujący po tym dodatku cudów raczej się zawiodą. Produkt maskuje braki edycji bazowej, sam zaś nie rozwija tytułu o nowe rozwiązania. W cenie 50 złotych otrzymujemy dwie, bardzo przyjemne kampanie (około 10 godzin rozgrywki). Jeśli preferujesz granie w samotności i jesteś fanem produktu spod znaku Bohemii Interactive, to wybór jest oczywisty. Warto zaopatrzyć się w QG również z innego powodu. To prawdopodobnie przedostatnia pozycja wydana z logiem BIS. Bracia Spanel pożegnają się z szarymi użytkownikami komputerów poprzez ArmA II i skupią się na programach treningowych dla organizacji wojskowych.

Adam „eJay” Kaczmarek

PLUSY:

  • dwie, bardzo ciekawe, solidnie wykonane kampanie;
  • nowi bohaterowie;
  • handlarze bronią;
  • uczciwa cena.

MINUSY:

  • rozczarowujące nowe pojazdy;
  • tylko jedna, nowa broń;
  • drobne błędy.
ArmA: Queen's Gambit - recenzja gry
ArmA: Queen's Gambit - recenzja gry

Recenzja gry

ArmA: Queen’s Gambit jest dobrym uzupełnieniem podstawki. Mimo to, gracze oczekujący po tym dodatku cudów raczej się zawiodą. Produkt maskuje braki edycji bazowej, sam zaś nie rozwija tytułu o nowe rozwiązania.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.