Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 8 sierpnia 2005, 10:07

autor: Maciej Jałowiec

Boiling Point: Road to Hell - recenzja gry

Bohaterem gry jest Saul Myers, były legionista. Mieszka w Paryżu, jest rozwiedziony. Jego córka, Lisa, tworzy reportaże w niewielkim państewku w Południowej Ameryce – Realii. Niestety, Lisa nie dzwoni już od czterdziestu ośmiu godzin.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Twórcy gier zza wschodniej granicy ostatnio wzięli się ostro do roboty. Na razie starają się kopiować wzorce z zachodu, ale nie zapominają też o dodaniu czegoś od siebie, czego Boiling Point: Road to Hell jest najlepszym przykładem.

Opisywana tu gra oferuje niesamowite widoki rodem z niemieckiego Far Cry’a i jednocześnie prezentuje cząstkę tego, czym ma w przyszłości stać się S.T.A.L.K.E.R.: Shadow of Chernobyl. Boilng Point zawiera wiele różnych drobiazgów pochodzących ze wspomnianych przed chwilą produkcji – pojawiają się i przestrzenie, i klimatyczne widoki, i rozwój postaci... problem w tym, że wszystkie te elementy tym razem nie stworzyły zabójczej grywalności. Niestety, wszystko ma swoje wady i zalety.

Zacznijmy może od fabuły. Bohaterem gry jest Saul Myers, były członek Legii Cudzoziemskiej. Mieszka obecnie w Paryżu, jest rozwiedziony. Jego córka, Lisa, pracuje w mediach, tworzy reportaże w niewielkim państewku w Południowej Ameryce – Realii. Zobowiązała się kontaktować ze swoim pracodawcą we Francji, na znak że nic złego się jej nie dzieje. Niestety, Lisa nie dzwoni już od czterdziestu ośmiu godzin. Saul musi wyruszyć do Realii i sprawdzić, co się z nią stało. Mniej więcej tyle informacji przedstawia nam (wyjątkowo słabe) intro gry.

Fabuła, nie da się ukryć, jest dość prosta, jednak to nie ona jest najważniejsza. Pełni tylko rolę powodu, dla którego Myers został rzucony w wielkie bagno na końcu świata. Scenariusz nie zaskakuje nas zbyt wieloma nagłymi zwrotami akcji, stara się jednak wydłużać rozgrywkę poprzez dokładanie kolejnych elementów układanki.

Nie ma to jak opalać się na chodniku... i to w ubraniu!

Przyznam, że takie rozwiązanie niezbyt mi się spodobało. Gracz odnajduje człowieka, który daje mu szyfr do sejfu, w tymże znajduje numer czyjegoś konta bankowego, odnajduje właściciela rachunku, ten zaś daje grającemu kolejny namiar na... ech... sztuczne przedłużanie gry świadczy głównie o braku pomysłowości twórców. Na dodatek, gdy gracz sądzi, że już się rozkręca i do czegoś dochodzi, zatrzymuje go brak pieniędzy na wykupienie kolejnych wiadomości. Jest to oczywiście jakiś sposób na zmuszenie człowieka do wykonywania przynoszących kasę misji pobocznych, ale niektórych ludzi takie wstrzymania mogą doprowadzić do irytacji.

Zanim przejdę do opisu samej gry, wspomnę jeszcze o tym, że jeszcze parę lat temu gra nosiła nazwę Xenus. Xenus to magiczny, składający się z sześciu części kamień, który nadaje nieśmiertelność jego posiadaczowi. Legenda magicznego minerału towarzyszy graczowi przez całą grę, ale nie jest ona istotna dla wydarzeń wątku głównego i można ją spokojnie zlekceważyć.

Pierwsze wrażenie z kontaktu z grą jest średnie. Miasteczko, w którym lądujemy na samym początku – Puerto Sombra – wygląda na wyludnione, można się poczuć jak na jakiejś prowincji. I to w niedzielę. Trochę to dziwne, zważywszy że na całym terenie gry są tylko dwie takie mieściny. Grafika również nie jest najwyższych lotów – brak ładnych cieni, wysokiej jakości tekstur oraz modeli postaci i budynków kole w oczy po kilku minutach spędzonych z BP:RtH. Włączenie wysokich detali również nie załatwia sprawy, wszystko ciągle jest brzydkie. Do tego dochodzą dość wysokie wymagania – inne gry wyglądają dużo lepiej od Boiling Point, w tej samej konfiguracji sprzętowej.

Maciej Jałowiec

Maciej Jałowiec

Specjalista do spraw marketingu gier wideo. Łączy pasję do gier ze spostrzeżeniami na temat branży i światowej gospodarki. Zawodowo związany z firmą Techland, a wcześniej m. in. z Activision i Perfect World.

więcej

Boiling Point: Road to Hell - Recenzja PL
Boiling Point: Road to Hell - Recenzja PL

Recenzja gry

Po niespełna 5 miesiącach od premiery światowej, doczekaliśmy się polskiego wydania Boiling Ponta. Choć zwykle nie recenzujemy polskich wersji, to w przypadku Drogi do Piekła pokusiliśmy się o mały wyjątek. Dlaczego?

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.