Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 20 października 2022, 13:00

Recenzja gry Gotham Knights - przygoda bardziej dla Robinów niż Batmanów - Strona 2

Dla jednych przeciętniak, dla drugich gra przystępna i oferująca dużo frajdy. Gotham Knights cierpi trochę przez brak Batmana, ale z drugiej strony zaprasza na wciągającą, nieskomplikowaną przygodę w świecie superbohaterów i złoczyńców DC Comics.

Binge-playing – misje fabularne wciągają jak dobry serial

Schematycznym walkom na szczęście towarzyszą nieźle zaprojektowane misje fabularne. Każda zabiera nas do zróżnicowanych lokacji i praktycznie wszystkie robią wrażenie klimatem, projektami pomieszczeń i ilością detali. Zawsze też czekają tam jakieś zagadki środowiskowe. Jeden ich typ nie jest zbyt skomplikowany i polega na kojarzeniu ze sobą przedmiotów aż do skutku, bez żadnych konsekwencji w razie błędu. Ale drugi rodzaj, cechujący się tym, że trzeba poustawiać jakieś obiekty we właściwej kolejności, okazuje się już bardziej ciekawy. Podpowiedzi są wtedy znikome lub nie ma ich w ogóle i wszystko zależy od obserwacji otoczenia, z którego należy sobie wydedukować instrukcję. I nawet jeśli ta zabawa nie trwa jakoś wyjątkowo długo, trzeba przyznać, że jest dość zajmująca i przyjemna.

Podobały mi się też specjalnie przygotowane sekwencje zręcznościowe, jak choćby ta z unikaniem wirujących ostrzy i dysz zionących ogniem, gdzie kluczowe było wyczucie odpowiedniego momentu do biegu. W innych z kolei pojawiały się psychodeliczne wizje, wydłużające się tunele niczym w Maxie Paynie. Taka ciągła różnorodność w nowych lokacjach ze świeżymi pomysłami, przeplatana walką, skradaniem się i filmowymi cutscenkami naprawdę potrafi wciągnąć i nie pozwala oderwać się od monitora. Zwłaszcza że nasi rycerze cały czas prowadzą śledztwo zaczęte wcześniej przez Batmana i każda taka misja to kolejny krok posuwający je dalej. Przypomina to trochę odcinki serialu, kiedy po obejrzeniu jednego od razu chcemy się przekonać, co było dalej, czyli w tym wypadku – uruchomić następną misję.

Fabuła co chwila podrzuca nam znajome motywy i nie pozwala zapomnieć o Batmanie, mimo jego nieobecności w tej odsłonie.

Zbyt ciemno i nudno na spacery po Gotham

Gotham Knights to również gra z otwartym światem, tyle że trochę zaskoczył mnie fakt, iż w ogóle tu tej przestrzeni i otwartości nie odczułem. A złożyło się na to kilka czynników. Pierwszy to wszechobecne loadingi, które szybko zaczynają irytować. Nie ma tu płynności znanej choćby z Far Crya, gdzie z otwartego świata wchodzimy do obozu i zmienia się tylko widok z kamery oraz to, że nie można używać broni. Tu każda wizyta w bazie Belfry, każda aktywacja misji fabularnej wyrzuca nas do ekranu ładowania, co bardzo wybija z rytmu i robi wrażenie grania w singlową grę z etapami. W dodatku w trakcie samych misji widać pełno ukrytych sekwencji loadingu, kiedy nasza postać musi powoli przecisnąć się przez jakąś szparę – niekiedy jest tego naprawdę za dużo.

Druga sprawa to Gotham pogrążone w wiecznym mroku nocy i w deszczowej pogodzie. Wprawdzie tworzy to odpowiednią atmosferę, ale jednocześnie sprawia, że większość ulic i zakamarków niczym się od siebie nie różni. W połączeniu z brakiem zaskakujących losowych zdarzeń z NPC nie daje to żadnych powodów, by z własnej woli, dla przyjemności, eksplorować miasto. Są oczywiście różne aktywności poboczne, jak niedopuszczanie do przestępstw czy badanie miejsc zbrodni, potem dochodzą też różne wyzwania na czas, ale wszystko szybko staje się powtarzalne.

Gra wprawdzie wymusza czasem zaliczenie kilku wspomnianych dodatkowych aktywności, by pociągnąć dalej śledztwo i odblokować kolejną misję fabularną albo umiejętność, jednak robi się to błyskawicznie. Koniec końców, otwarty świat Gotham był dla mnie głównie przerywnikiem na dojazdy do znaczników o wiele ciekawszych misji. I zdecydowanie częściej wybierałem do tego linkę z hakiem oraz szybowanie, przy których widać jeszcze mniej miasta, niż jazdę Batmotocyklem, który nie dorasta do pięt Batmobilowi. Twórcy po pierwsze w ogóle nie wykorzystali jego potencjału w istotnych misjach, a po drugie – 30 klatek na PlayStation 5 boli najbardziej właśnie podczas jazdy motocyklem. Przy niemal pustych ulicach ciągle można utrzymywać maksymalną prędkość, co przy minimalnych, ale notorycznych rwaniach animacji daje wrażenie takiego sztucznego spowalniania jazdy.

Gotham jest bardzo klimatyczne, ale otwarty świat średnio zachęca do eksploracji.

Bardziej dla Robinów niż Batmanów

Przechodząc Gotham Knights, cały czas miałem wrażenie, że silnik tej gry mocno niedomaga. Grafika niby nie wygląda jakoś źle czy staro, ale pod przypudrowanym wierzchem kryją się chyba zabytki old-genowych technologii. Stąd te ciągłe loadingi i tylko 30 klatek na najnowszych konsolach, wytłumaczone koniecznością utrzymania niskich parametrów z uwagi na rozgrywkę w co-opie. Na szczęście nie uświadczyłem jakichś poważnych, irytujących błędów poza brakiem niektórych efektów dźwiękowych. Z drugiej strony casualowy gracz zupełnie nie zwraca uwagi na to, ile ma klatek i czy obraz się rwie, jeśli się dobrze bawi – wiem, bo mam takiego w domu, przywiązanego do grania na PS4 z HDD mimo PS5 obok.

Być może więc w tym szaleństwie jest metoda i twórcy Gotham Knights prawidłowo ulokowali swoje priorytety względem możliwości. Bo nie sposób odmówić tej grze, że jest widowiskową przygodą w świecie superbohaterów DC Comics, z wartką akcją i angażującą fabułą, którą można przeżywać, grając razem w co-opie. I tak jak nie każdy bohater nosi pelerynę, tak nie każda gra musi być od razu złożonym, wymagającym doświadczeniem czy kandydatem do tytułu GOTY. Czasem wystarczy ta przeciętność, casualowość albo – inaczej mówiąc – przystępność dla każdego, by po prostu zapewnić trochę frajdy. A Rycerzom Gotham, mimo braku charyzmy bohaterów, nawet jakoś to wychodzi.

O AUTORZE

Kompletnie nie czekałem w tym roku na Gotham Knights, nie interesowałem się zapowiedziami, ale kiedy przyszło mi zagrać w trzygodzinne demo, wciągnąłem się na tyle, by chcieć zaliczyć i pełną wersję. Pomimo różnych opisanych wyżej wad grało mi się dobrze – zapewne przez tą ogromną różnorodność wszystkiego, co upchnięto w grze w odpowiednio dobranych dawkach. Nie sądzę, bym jeszcze do niej wrócił, nominował za coś do nagród Game Awards, jednak przez te ponad 20 godzin bawiłem się naprawdę nieźle i nie był to czas stracony.

Dariusz Matusiak | GRYOnline.pl

Dariusz Matusiak

Dariusz Matusiak

Absolwent Wydziału Nauk Społecznych i Dziennikarstwa. Pisanie o grach rozpoczął w 2013 roku od swojego bloga na gameplay.pl, skąd szybko trafił do działu Recenzji i Publicystki GRYOnline.pl. Czasem pisze też o filmach i technologii. Gracz od czasów świetności Amigi. Od zawsze fan wyścigów, realistycznych symulatorów i strzelanin militarnych oraz gier z wciągającą fabułą lub wyjątkowym stylem artystycznym. W wolnych chwilach uczy latać w symulatorach nowoczesnych myśliwców bojowych na prowadzonej przez siebie stronie Szkoła Latania. Poza tym wielki miłośnik urządzania swojego stanowiska w stylu „minimal desk setup”, sprzętowych nowinek i kotów.

więcej