Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 18 marca 2003, 10:24

autor: Jacek Hałas

Highland Warriors - recenzja gry

Highland Warriors to strategia czasu rzeczywistego zainspirowana głośnym filmem Braveheart, w którym Mel Gibson wcielił się w postać Williama Wallace. Akcja toczy się w na wyspach brytyjskich i pozwala graczom uczestniczyć w licznych konfliktach...

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Jak stworzyć dobrze sprzedającego się RTS-a? Najważniejsza sprawa to wzornictwo. Koniecznie musi bazować na jakimś hitowym tytule a najlepiej na kilku. Na świeże, niesprawdzone pomysły nie ma tu absolutnie miejsca. Innowacyjne elementy są wdrażane tylko przez samobójców :-) Kolejna sprawa to wybór wątku fabularnego. W przypadku strategii czasu rzeczywistego istnieją dwie główne drogi: fantasy i historyczna. Obie mają swoich zagorzałych zwolenników, którzy bez żadnych wątów rzucą się na cokolwiek co przypomina choćby w najmniejszym stopniu ich ulubione hity. Ponownie, z innymi epokami nie ma co eksperymentować! Na dalszy plan spada natomiast wykonanie. W końcu wystarczy tylko zadbać o dobrze zaplanowany marketing. Kluczową rolę powinny odgrywać bardzo liczne odwołania do głośnych tytułów, oczywiście z zaznaczeniem, że reklamowany produkt jest o niebo lepiej wykonany :-) Zapewni to stabilną sprzedaż. Dla pewności można jeszcze „zapomnieć” o dosłaniu egzemplarzy testowych lokalnej prasie i sukces murowany! Taką właśnie drogę obierają twórcy recenzowanego „Highland Warriorsa”. Niestety, grze daleko jest nawet do solidnej, rzemieślniczej roboty. Mamy więc do czynienia z produktem nie mającym w sobie ani krzty oryginalności a przy okazji kiepsko zrealizowanym. Dzięki tej recenzji na szczęście dowiecie się o tych wszystkich pułapkach i wstrętnych ograniczeniach (można to też nazwać inaczej: ułomnościach :-)), które czekają tylko na naiwnych klientów lubujących się w RTS-ach. Zapewniam, że po przeczytaniu poniższego tekstu każdy z Was trzeźwo spojrzy na sprawę i co najmniej kilka razy zastanowi się przed kupnem „HW”...

Fabułę „Highland Warriors” osadzono w średniowiecznej Szkocji a konkretnie w czasach gdy nacja ta walczyła o swą niepodległość. Od razu przypominają się więc wspaniałe klimaty chociażby z filmu „Braveheart”. Wątek fabularny gry obejmuje niemal wszystkie wydarzenia jakie miały miejsce w tym czasie, że wymienię tylko ukazany w filmie bunt, który został zapoczątkowany przez niejakiego Williama Wallace’a czy też nie mniej ciekawe zwycięstwo pod Bannockburn, które ostatecznie przesądziło o sukcesie Szkotów. Ilość przedstawionych tu wątków niejednego fana gier historycznych może przerazić, w pozytywnym tego słowa znaczeniu oczywiście. Autorzy starali się zawrzeć w swym produkcie możliwie jak najwięcej takich wydarzeń. Co ciekawe, ogromna większość z nich niemalże w stu procentach pokrywa się z tym co miało miejsce w rzeczywistości. Obserwowanie Szkocji od czasów prymitywnych wojen wrogo nastawionych do siebie plemion wierzących we własne pogańskie bóstwa aż do osiągnięcia upragnionego zwycięstwa może być niezłą lekcją historii. Niestety, nie wszystkie aspekty fabuły przypadły mi do gustu. Warto bowiem zaznaczyć, iż autorzy zdecydowali się dołożyć do niej elementy... fantasy! Paranoja! Ja rozumiem, że po części w ten sposób chciano pokazać jak ogromną rolę w tamtejszej Szkocji odgrywały pogańskie bóstwa, tajemne rytuały czy też postaci druidów ale można tego było przecież dokonać w bardziej subtelny sposób. W rezultacie otrzymaliśmy zaś niejasną mieszankę, która nie zadowoli ani miłośników produktów twardo trzymających się realiów historycznych ani tych, którzy lubują się w kolejnych „Warcraftach” i innych grach głęboko osadzonych w fantasy. No ale przynajmniej jest powód żeby chwalić się tym przy każdej możliwej okazji...

Po wczytaniu menu głównego możemy wybrać tradycyjne singleplayerowe kampanie bądź też skorzystać z dobrodziejstw skirmisha (najlepiej w multi). W grze zawarto cztery różnorodne kampanie. Jest to tym samym jeden z najmocniejszych jej punktów, rzadko kiedy trafia się bowiem tak długi RTS. To nie to co chociażby „Warcraft III”, którego w singleplayerze kończyło się bardzo szybko.

W przypadku „Highland Warriors” misje nierzadko trwają po kilkadziesiąt minut, pod tym względem gra przypomina tak świetne tytuły jak chociażby „Medieval: Total War” czy „Age of Mythology”. Kampanie składają się z ośmiu misji (czyli w sumie mamy 32 etapy). W moim przekonaniu ich ilość została ustalona w sam raz. Przez cały czas utrzymujemy bowiem kontakt z najważniejszymi wydarzeniami związanymi z daną nacją a zarazem nie wyczekujemy momentu aż to wszystko się skończy. Zabawę rozpoczynamy sterując klanem MacKay’a. Charakteryzuje się on przede wszystkim głęboko zakorzenioną wiarą w liczne bóstwa. To właśnie tu będziemy mieć najwięcej do czynienia z obecną w grze magią. Tyczy się to przede wszystkim licznych bohaterów, którzy pojawiają się niemal w każdej misji a także druidów, z których usług przyjdzie nam skorzystać. Po zakończeniu kampanii klanu MacKay’a przesiądziemy się na Anglików. Ich jednostki i styl bycia bliższe są już temu co zapamiętaliśmy z książek do historii chociaż i tu nie zabraknie kilku „niespodzianek”. Nie zmienia to jednak faktu, iż Anglicy w grze zostali ukazani w najbardziej wierny realiom sposób. Tyczy się to przede wszystkim udostępnianych jednostek, osoby, które ostro pogrywały w takie hity jak chociażby „Medieval: Total War” bardzo szybko się tu odnajdą. Trzecia kampania to klan Cameron. Powiem krótko: to urodzeni wojownicy, którzy wymiatają na polu walki :-) Na sam koniec przyjdzie nam natomiast pokierować losami MacDonaldów. Jest to klan kupców. Nie muszę więc chyba mówić, iż strona militarna nie jest ich najmocniejszą stroną. W zamian za to lubują się w zatrudnianiu najemników a sami koncentrują się na ulepszaniu własnego modelu ekonomicznego. O ile co do ilości misji składających się na kampanie nie można mieć żadnych zastrzeżeń to już ich przebieg budzi we mnie mieszane odczucia. Schemat rozgrywania kolejnych etapów jest bardzo podobny. Przeważnie musimy znaleźć i zniszczyć określone bazy przeciwnika. Często zdarzają się też scenariusze polegające na ochronie wyznaczonych bohaterów bądź też utrzymaniu wioski/fortecy przez określony czas (np. do momentu dotarcia w to miejsce posiłków). Niestety, ANI JEDNA z tych misji mnie nie zaskoczyła i to zarówno pod względem wyznaczonych celów jak i jej przebiegu. Wszystko jest z góry przewidywalne a dodatkowe cele pojawiające się już w trakcie rozgrywania danego etapu są rzadkością. Okazyjnie trafia się szansa do wykonania subquestów ale są one na tyle nużące, że mało kto się chyba nimi zainteresuje (a i profity z ich zaliczenia są mizerne...). Tyle dobrze, że same etapy są długie tak więc gry nie skończy się w kilka wieczorów. Szkoda tylko, że przez stosunkowo nisko postawiony poziom trudności długość gry wynika wyłącznie z wielkości map i ślamazarności rozgrywki a nie poziomu gry przeciwników, którzy zmuszaliby nas do ostrożnego planowania dalszych działań...

Interfejs gry jest w miarę przejrzysty. To dobrze, że przy użyciu dostępnych na ekranie przycisków możemy dotrzeć do prawie wszystkich opcji. U góry ekranu mamy wykaz posiadanych aktualnie surowców, z tego też miejsca możemy przejść do menu opcji a także przejrzeć cele misji. Po prawej znajdują się liczne przyciski prowadzące do dość szczegółowych statystyk. W każdej chwili możemy zbadać ilość posiadanych jednostek militarnych, chłopów (a także to czym się zajmują), obejrzeć mapę czy też finansowy stan klanu. Z lewej strony ekranu można znaleźć trzy bardzo istotne przyciski. Zdecydowanie najczęściej korzysta się z tego, który przenosi nas do kolejnego „wolnego” chłopa. Oprócz tego możemy wyszukać militarne oddziały bez konkretnego zajęcia a także zupgrade’ować niektóre jednostki (o tym później).

Całą dolną część interfejsu przeznaczono natomiast na funkcje pojawiające się dopiero po zaznaczeniu wybranej jednostki lub struktury. W przypadku tych pierwszych możemy na przykład ustalać rodzaj formacji, tryb ataku, przejrzeć statystyki ataku i obrony czy też rozkazać (po wybraniu chłopów) postawienie określonego budynku. Znajduje się tu też klasycznie zrealizowana mapa. Wszystko to sprawia wrażenie dość spójnej konstrukcji, doczepię się tylko do niezbyt czytelych ikonek służących do sterowania jednostkami militarnymi aczkolwiek można dość szybko się do nich przyzwyczaić.

Sama gra została wykonana w konwencji „Age of Empires”. Nawiązań do hitu Microsoftu jest tu podejrzanie dużo. W niektórych miejscach można by się było nawet pokusić o stwierdzenie, iż jest to najzwyklejszy plagiat. Podstawowy budynek w osadzie to oczywiście Town Center, w którym rekrutuje się chłopów. Tych zaś wykorzystujemy do stawiania nowych struktur a także pozyskiwania surowców. Skoro już o nich wspomniałem to dodam jeszcze, że jest ich pięć: drewno, złoto, kamień, ruda oraz żywność. Najszerzej potraktowano zbieranie jedzenia. Możemy tego dokonywać kilkoma sposobami. Zdecydowanie najbardziej opłacalne jest uprawianie pól, musimy do tego celu mieć młyn, na szczęście po jego postawieniu można cały ten proces zautomatyzować. Opłacalna jest również hodowla bydła. Na dalszy plan schodzą natomiast polowania oraz krzewy, z których można zrywać owoce. Czy to wszystko czegoś Wam nie przypomina? Przecież to prawie to samo co mieliśmy w przypadku gry Microsoftu! Identyczny zarzut tyczy się zresztą stawianych budynków. Mamy tu na przykład koszary, stajnie a także kowala, który zajmuje się wyłącznie ulepszaniem współczynników oddziałów militarnych. Podobnie rozwiązano również kwestię wynalazków, po zaznaczeniu niektórych budynków pojawiają się dodatkowe opcje upgrade’u określonych współczynników. I tak możemy na przykład zadbać o lepsze pancerze dla naszych mieczników, „zafundować” posiadanym łucznikom większe pole rażenia czy też przeznaczyć trochę gotówki na bardziej wytrzymałą palisadę. Przyczepię się również do sposobu tworzenia grup. Nie dość, iż nie mogą one być zbyt liczne to na dodatek gra w żaden sposób nie potwierdza tego, iż zostały utworzone. Wprowadza to trochę zamętu do walki, szczególnie wtedy gdy bardzo szybko musimy je sobie potworzyć. Jedyna rozsądna innowacja, o której warto by było wspomnieć to możliwość rozwijania umiejętności podległych chłopów. Jest to oczywiście związane z wykonywanymi przez nich czynnościami. Osoba skierowana do ścinania drzew po kilku minutach może już zyskać tytuł mistrza w tej dziedzinie. Co prawda operacja podniesienia rangi wymaga poświęcenia określonej ilości złotych monet ale mimo wszystko warto inwestować w to posiadane fundusze.

Sztuczna inteligencja woła o pomstę do nieba. Komputerowy dowódca zajmuje się niczym świeżo upieczony rekrut, któremu przez przypadek podarowano całą armię. Tyczy się to zresztą wszystkich poziomów trudności. Nawet jeśli wybierzemy ten najtrudniejszy to i tak nie zmieni to sposobu gry naszych oponentów. Będą tylko mogli szybciej produkować jednostki i w trakcie samych starć zadawać większe obrażenia. Ataki komputerowych przeciwników są niezorganizowane. Zamiast próbować podchodzić nas z kilku kierunków i szukać słabych stron komputer buduje ustalone z góry jednostki i co jakiś czas wysyła je tylko na pewną rzeź. Niewiele lepiej jest z oddziałami podległymi graczowi. Takie krzaczki jak nieustanne gubienie ustalonej drogi czy też nie reagowanie na okoliczne starcia są w tej grze codziennością. Co więcej, podlegli nam ludzie mają tendencję do olewania poleceń gracza.

Bardzo często zdarza się, że robią to co akurat im się podoba i nie potrafią w żaden sposób przerwać tych czynności! Możliwość zastosowania kilku typów zachowania (np. defensywne, neutralne) w ogóle się tu nie sprawdza. Równie dobrze tych przycisków mogłoby nie być! Zaznaczone jednostki mają też spore problemy z układaniem się w formacje. Przysłowiowym gwoździem do trumny okazują się jednak podlegli chłopi, którym bardzo często zdarza się zacinać w otoczeniu, szczególnie wtedy gdy muszą ścinać drzewa. Osoby nie przyzwyczajone do nieustannego kontrolowania ekonomii wioski mogą się więc bardzo łatwo „rozłożyć” :-)

Pomimo wprowadzenia aż czterech różnych klanów styl gry każdym z nich jest bardzo zbliżony. Wszystkie podstawowe jednostki oraz budynki są identyczne. Jedyna różnica polega na tym, iż oddziały militarne inaczej się tylko nazywają. Niewielkim pocieszeniem są nieliczne odstępstwa od tej reguły. Przeważnie jest to tylko kilka nowych jednostek, jak np. druidzi czy też ciężka konnica. Nieznaczne zmiany obejmują również palisady i wieże obronne aczkolwiek są one na tyle marginalne, iż model obrony miast i wiosek nie ulega praktycznie żadnym zmianom. Niezbyt dobrym pomysłem było wprowadzenie bohaterów. Od razu widać, iż autorzy czerpali wzory z „Warcrafta III”. Co więcej, gra sprawia wrażenie jak gdyby dodano je pod sam koniec. Czyżby autorzy doszli do wniosku, iż dzięki temu gra dotrze do jeszcze szerszej grupy odbiorców? Jedyną zaletą bohaterów jest fakt, iż większość z nich to postaci historyczne, które naprawdę brały udział w starciach szkockich klanów z Anglikami. Szkoda tylko, iż przeobrażono ich w coś w rodzaju magów z „W3”. Postaci te posiadają po dwa czary. Może to na przykład być ognista kula zabijająca wszystkie jednostki jakie napotka na swojej drodze czy też potężna elektryczna wiązka wykorzystywana w głównej mierze do osłabiania wrogich struktur. Opróćz typowych czarów ofensywnych bohaterowie są również „wyposażani” w liczne pasywne bonusy. W zależności od kampanii mogą oni na przykład wzmacniać okoliczne jednostki, podnosić ich morale lub doświadczenie a także chronić przed czarami wypuszczanymi przez magów wroga. Do tego celu wykorzystywana jest mana. Także i tu ujawniają się zbytnie uproszczenia rozgrywki, okazuje się mianowicie, iż ładuje się ona zdecydowanie zbyt szybko. Każda ze stron konfliktu może wystawić około dziesięciu rodzajów jednostek. Niestety, podobnie jak miało to miejsce chociażby w przypadku „Empire Earth”, wszystko opiera się na zależnościach. Zadaniem gracza jest odkrycie do zabijania których jednostek należy wykorzystywać posiadane oddziały. I tak na przykład konnica zmiata z powierzchni ziemi łuczników, którzy z kolei świetnie radzą sobie z wrogimi pikinierami. Opanowanie tego wszystkiego jest NIEZBĘDNE, co więcej, jest to jedyna możliwa droga do sukcesu. Model ten jest co prawda realistyczny ale po opanowaniu wszystkich jego założeń zabawa staje się banalna, wystarczy bowiem wystawiać do kolejnych starć odpowiednie jednostki i sukces murowany. Czynność tę ułatwia zresztą sam przeciwnik, który do walk rzadko kiedy posyła zróżnicowane oddziały.

Zerowa oryginalność recenzowanej gry byłaby jeszcze do zniesienia gdyby nie to, iż z racji wielu bugów, uproszczeń i bezsensownych sytuacji jej grywalność opada do zastraszająco niskiego poziomu. Dobry RTS powinien gracza zaskakiwać i co chwilę wymuszać wypracowywanie nowszych taktyk. Coś mi się zdaje, iż ulubioną potrawą twórców „Highland Warriors” są flaki z olejem. Misje są bardzo schematyczne, zupełnie niczym nie zaskakują.

Niewiele lepiej jest zresztą w multiplayerze. Byłoby to jeszcze do wytrzymania gdyby nie fakt, iż sama rozgrywka niemalże całkowicie bazuje na takich hitach jak chociażby „Age of Empires”. AI jest przewidywalne i... głupie. Niestety, tyczy się to obu stron. Największą wadą gry jest jednak OGROMNA ilość błędów. Śmiem twierdzić, iż jest to jeden z najbardziej zabugowionych RTS-ów z jakimi ostatnio miałem do czynienia. Pierwsze problemy ukazują się już po zainstalowaniu gry. Gra kiepsko współpracuje z niektórymi akceleratorami graficznymi, co ciekawe, nie tylko tymi mniej popularnymi. Wiele misji nie można ukończyć a to dlatego, iż z racji wykonania czynności nieprzewidzianej przez jej producentów gra wyskakuje do systemu albo zaczyna „świrować”. Jednostki masowo zacinają się w otoczeniu, zdarza się też, iż nie reagują na polecenia gracza bądź też poruszają się stojąc w miejscu. Niektóre teksty nie mieszczą się na ekranie bądź też pojawiają się w złych momentach (lub komunikują o nieprawdziwych rzeczach). W pewnych sytuacjach gra zabrania szkolenia nowych jednostek pomimo faktu posiadania ogromnej ilości wolnych miejsc w chatkach. Wszystkie te bugi (a i tak wymieniłem tylko te najbardziej uciążliwe) byłyby jeszcze do zniesienia gdyby autorzy postarali się o wypuszczenie odpowiedniego patcha. W momencie gdy piszę tę recenzję jest on dopiero zapowiadany a od premiery gry minęło już przecież wiele tygodni. Skandal!

Oprawa audiowizualna gry stoi na bardzo przeciętnym poziomie. Zdecydowanie najlepiej wykonano modele postaci. Są one bogate w szczegóły i nawet pomimo obecności kilkudziesięciu jednostek na planszy nie tracą nic ze swej atrakcyjności. Tekstury zostały dobrane w taki sposób, iż gra nie dobija swymi wymaganiami a wyglądają przy tym bardzo przyzwoicie. Niestety, dalej będzie już znacznie gorzej. Pomimo pozornego „obładowania” świata gry detalami okazuje się, iż są to tylko marne bitmapy, które nawet przy grze z oddalonym widokiem rażą w oczy. Tyle dobrze, że same budynki i ważniejsze struktury wykonano w trójwymiarze co przy dużych możliwościach operowania kamerą jest bardzo istotne. Animacja postaci jest poprawna. Co prawda w dalszym ciągu taka konnica porusza się dość sztywno ale tak szczerze mówiąc nie spotkałem się jeszcze z RTS-em, w którym zostałoby to poprawnie oddane. O wiele gorzej zrealizowano natomiast efekty pogodowe. Jedną z niewielu zastosowanych innowacji są pory roku. Niestety, zima w „Highland Warriors” nie jest ani ładna ani nie spełnia swej roli. To już nawet w legendarnej „Genesii” na poczciwą Amigę zrealizowano ją o wiele lepiej! W recenzowanej grze ograniczono się jedynie do zamarzających rzek, przez które i tak nigdy się nie przechodzi oraz braku możliwości uprawiania pól. Zupełnie odmienna kwestia to jej wygląd. Płatki śniegu są przeogromne! Powinno to być zresztą widoczne na wielu screenach. Nie mogę również nie wspomnieć o tragicznym efekcie ognia. Przypomina mi to „dzieła”, które pojawiały się tuż po upowszechnieniu pierwszych akceleratorów. W dzisiejszych czasach taki manewr jest już niedopuszczalny. Oprawa dźwiękowa trzyma kiepski poziom całej reszty. O ile jeszcze muzyka i dialogi podczas filmików przerywnikowych zostały wykonane poprawnie to nie mogę już tego powiedzieć na temat okrzyków wydawanych przez naszych podopiecznych. W założeniach jest to strategia o starciach Szkotów z Anglikami a tymczasem w grze bełkoczą rodzimym językiem producentów! Ja rozumiem, że autorzy chcą wypromować swój kraj ale nie tędy droga :-) Okrzyki są na tyle niemiłe dla ucha, iż po pewnym czasie całkowicie je wyłączyłem. Autorzy nieznacznie przesadzili z wymaganiami sprzętowymi gry. Absolutne minimum to okolice procesora 1GHz. Konieczne jest również posiadanie co najmniej GeForce’a 2 MX, na słabszych kartach gra w ogóle nie wystartuje! Szkoda tylko, iż wymagania nie przekładają się na wygląd samej gry, szczególnie jeśli spojrzymy na licznie zastosowane bitmapy...

„Highland Warriors” nie spełnia oczekiwań graczy spragnionych kolejnych trójwymiarowych RTS-ów. Gra jest niesamowicie wtórna, w trakcie kilku dni intensywnego testowania doszukałem się zaledwie trzech nowych pomysłów, które i tak nie mają dużego wpływu na całą rozgrywkę. Ogólny kiepski wizerunek dodatkowo obniżają jeszcze wysokie wymagania sprzętowe, które nie idą w parze z porywającą oprawą graficzną a także liczne bugi, których chwilowo nie można jeszcze załatać. Polecam jedynie ZAGORZAŁYM fanom „Bravehearta”, którym znudziła się już gra pod tym samym tytułem a są w stanie wybaczać liczne uchybienia i nie zwracają uwagi na nieustanne nawiązania do innych, LEPSZYCH gier...

Jacek „Stranger” Hałas

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Highland Warriors - recenzja gry
Highland Warriors - recenzja gry

Recenzja gry

Highland Warriors to strategia czasu rzeczywistego zainspirowana głośnym filmem Braveheart, w którym Mel Gibson wcielił się w postać Williama Wallace. Akcja toczy się w na wyspach brytyjskich i pozwala graczom uczestniczyć w licznych konfliktach...

Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne
Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne

Recenzja gry

Laysara: Summit Kingdom jest doskonałą pozycją dla graczy, którzy uwielbiają logistyczne przeszkody stające na drodze do budowy miasta idealnego. Polskie studio Quite OK Games zdecydowanie wie, co robi, oby tylko Early Access okazał się dla niego łaskawy.

Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Nic dziwnego, że to najbardziej wyczekiwana gra na Steamie
Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Nic dziwnego, że to najbardziej wyczekiwana gra na Steamie

Recenzja gry

Polski średniowieczny city builder Manor Lords ma potencjał, by okazać się jedną z najciekawszych gier tego roku. Jak jednak wygląda na początku swojej przygody z Early Accessem? I czy spełnia pokładane w nim nadzieje? Sprawdziłem.