Recenzja gry Call of Duty: Modern Warfare Remastered - odmłodzona królowa skryptów
Choć Activision nie oferuje na razie kupna gry Call of Duty: Modern Warfare Remastered oddzielnie, warto mieć na uwadze ten remaster, zwłaszcza, że do momentu zmiany polityki poprawie może ulec multiplayer.
- mistrzowsko odtworzona i rozbudowana kampania, podrasowana wizualnie i wzbogacona o drobne smaczki.
- problemy z trybem multiplayer.
Dobrze wspominam dzień, w którym po raz pierwszy odpaliłem grę Call of Duty 4: Modern Warfare. Choć do pomysłu zaprezentowania konfliktu w realiach nam współczesnych podchodziłem – jak wielu fanów – dość sceptycznie, po kilkugodzinnej sesji wiedziałem, że mam do czynienia z produkcją wyjątkową. Kampania wgniotła mnie w fotel i nie pozwoliła odejść od monitora, dopóki nie zabiłem przytrzymującego zakładnika terrorystę w bonusowej misji Mile High Club. Był to jeden z najbardziej emocjonujących rollercoasterów, który miałem okazję wypróbować w swojej długiej karierze gracza, a takie sceny, jak egzekucja, wybuch bomby atomowej, przemykanie pomiędzy ultranacjonalistami w Prypeci czy ucieczka z tonącego frachtowca wryły mi się w pamięć i pozostaną w niej zapewne do końca życia.
Porównanie standardowej edycji gry Call of Duty 4: Modern Warfare z 2007 roku w wersji PC (najwyższe ustawienia grafiki) z grą Call of Duty: Modern Warfare Remastered na PlayStation 4. U góry standardowa edycja, na dole remaster.
Kruk dostarczył
Nie jestem wielkim zwolennikiem remasterów, ale też nie podchodzę do nich sceptycznie, o ile wkład włożony w odświeżenie danego tytułu faktycznie jest duży. W przypadku Modern Warfare Remastered trudno posądzać autorów o pójście na skróty. Deweloperzy z nieco zapomnianego już studia Raven Software (tak, tak!) przygotowali remake z prawdziwego zdarzenia, znacznie wybijający się w kwestii oprawy wizualnej od obchodzącego niedawno dziewiąte urodziny pierwowzoru. Taki okres w branży elektronicznej rozrywki to wieczność, więc z przyjemnością donoszę, że MWR po liftingu absolutnie nie ma się czego wstydzić. Choć grę napędza silnik, który już dawno powinien odejść w niebyt, tytuł prezentuje się w ruchu absolutnie wybornie. Różnice możecie zresztą zauważyć już na kilku obrazkach, które pozwoliłem sobie przygotować na potrzeby niniejszego tekstu.
Deweloperzy wzięli pod lupę wszystkie mapy wchodzące w skład kampanii, a następnie upiększyli je kawałek po kawałku, dodając rozmaite rzeczy. Już w otwierającym zmagania pobycie w obozie treningowym da się zauważyć ogrom zmian. Baza sił specjalnych nabrała życia, czego dowodem są nie tylko truchtający przed hangarami rekruci, ale również czołgi i ciężarówki przejeżdżające tuż przed naszym nosem. Twórcy pomyśleli również o odpowiednich zmianach w oświetleniu i dodaniu wielu efektów cząsteczkowych, nieobecnych w oryginale. Praktycznie każdy poziom został pod tym względem odpicowany do perfekcji. Nie dość, że mapy są po prostu przepięknie wykonane (w granicach rozsądku dyktowanych możliwościami engine’u), to na dodatek weterani odnajdą na nich nie widziane wcześniej elementy i obiekty.
Ingerencja autorów w materiał źródłowy na tym się nie zakończyła. Co ogromnie cieszy, autorzy pokusili się o wprowadzenie wielu kapitalnych smaczków. Wspomniana misja treningowa została rozbudowana o opcjonalny tor przeszkód, który znajdował się w plikach pierwowzoru, ale z niewiadomych przyczyn nie zmieścił się w kampanii i na ratunek musieli przyjść moderzy. Podczas przeprowadzania zamachu na Imrana Zachajewa możemy z kolei natknąć się na starych dobrych znajomych z Modern Warfare 3 – Makarowa i Yuriego. W ostatniej odsłonie trylogii bohaterowie Ci zostali dodani przez studio Infinity Ward do misji w Prypeci, żeby powiązać ich obecność z postacią przywódcy ultranacjonalistów, więc i teraz możemy ich zobaczyć w jednym z samochodów. Co ciekawe, zlikwidowanie tego pierwszego skutkuje zdobyciem ukrytego trofeum, z kolei śmierć drugiego karana jest typowym dla tej serii komunikatem o niemożności strzelania do sojuszników. Drobny, ale jakże wyborny detal.