Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Need for Speed: No Limits Recenzja gry

Recenzja gry 7 października 2015, 12:50

autor: Piotr Doroń

Recenzja gry Need for Speed: No Limits – za darmo, ale czy warto?

Pierwsze wrażenie, jakie pozostawia po sobie Need for Speed: No Limits, jest zachęcająco dobre. Potem jest gorzej...

Recenzja powstała na bazie wersji AND. Dotyczy również wersji iOS

PLUSY:
  • graficzny przepych, niestety – tylko na najwydajniejszych urządzeniach;
  • dobry, zręcznościowy model jazdy;
  • świetnie oddane wrażenie prędkości;
  • przyzwoite zróżnicowanie wyzwań;
  • przejrzyste, łatwe w obsłudze menu.
MINUSY:
  • liczne ograniczenia i uproszczenia;
  • po kilku godzinach bezproblemowej zabawy we znaki daje się system mikropłatności;
  • niski poziom trudności – o zwycięstwie decyduje przede wszystkim moc silnika;
  • niewielkie różnice w zachowaniu poszczególnych samochodów;
  • nijaka warstwa audio z kiepsko udźwiękowionymi samochodami na czele.

Gdy pod koniec ubiegłego roku firma Electronic Arts potwierdziła prace nad kolejną mobilną odsłoną cyklu Need for Speed (poprzednia – Most Wanted – ukazała się w 2012 roku), wielu graczom zrzedła mina. Głównym tego powodem były informacje o planowanym wydaniu tytułu w modelu darmowym z mikropłatnościami. Sytuacji nie było w stanie uratować ani obsadzenie w roli dewelopera uznanego studia Firemonkeys, mającego na koncie znakomitą serię Real Racing oraz Need for Speed: Most Wanted, ani też wysokobudżetowa otoczka, towarzysząca oficjalnej zapowiedzi (współpraca z Kenem Blockiem itp.). Nadwątlona – m.in. przez aferę z mobilnym, free-to-playowym Dungeon Keeperem – reputacja Elektroników nie sprzyjała budowaniu odpowiedniej atmosfery wokół No Limits. Czy ostatecznie grze udało się wybronić?

Efektownie i z przytupem

Need for Speed: No Limits – wzorem tegorocznej odsłony na konsole – zostało osadzone w kulturze motoryzacyjnej skupionej wokół nielegalnych wyścigów, organizowanych na ulicach miast (w tym przypadku metropolii Blackridge, opanowanej przez pięć ulicznych gangów) i w miejscach rzadko kojarzonych z rykiem potężnych silników i zapachem palonej gumy. I choć tytułowi brakuje rozmachu charakterystycznego dla topowych gier wyścigowych na platformy stacjonarne, to styl prezentacji, na jaki zdecydowali się twórcy ze studia Firemonkeys, i tak robi wrażenie. W rzeczywistość nielegalnych wyścigów wkraczamy płynnie i bez zbędnych wstępów, a niski próg wejścia i niedostrzegalny poziom trudności pozwalają szybko nabrać pewności siebie. Miejska motoryzacyjna otoczka stanowi doskonałe tło dla zmagań, do czego zresztą nie trzeba przekonywać żadnego fana Need for Speed: Underground.

Tytuł robi też bardzo dobre wrażenie zawartością. Rozgrywkę oparto na przyzwoitym trybie fabularnym o nazwie Underground, podzielonym na kilkanaście niezbyt obszernych, ale – z uwagi na free-to-playowy charakter gry – potrafiących zająć parę godzin rozdziałów, w trakcie których pniemy się po szczeblach motoryzacyjnej kariery. Doświadczenie w zakresie nielegalnych wyścigów zdobywamy także podczas wieloetapowych wyzwań, poświęconych poszczególnym markom samochodów lub zjawiskom. Wymagają one zdobycia konkretnych maszyn – np. w przypadku German Precision trzeba posiadać w garażu jeden z niemieckich samochodów. Obrazu całości dopełniają odblokowywane z czasem specjalne wydarzenia (Special Events) oraz turnieje (Tournaments). W efekcie w Need for Speed: No Limits zdecydowanie mamy co robić.

Recenzja gry Need for Speed: No Limits – za darmo, ale czy warto? - ilustracja #3

No Limits to pierwsza odsłona serii Need for Speed, która została wydana na smartfonach i tabletach w modelu darmowym z mikropłatnościami. Wcześniejsze były lub są oferowane jako produkcje premium. W 2008 roku na rynek trafił Undercover (dostępny już tylko na systemie Windows Phone), rok później ukazał się Shift (już usunięty z oferty), a w 2010 roku udany Hot Pursuit (do znalezienia jeszcze w Google Play i App Store). Po dwóch latach otrzymaliśmy możliwość przetestowania zdecydowanie najlepszego mobilnego NfS-a, czyli Most Wanted. Czy przyszłość serii na urządzeniach mobilnych rysuje się we free-to-playowych barwach?

Nielegalnie, ale czy bez ograniczeń?

Zadowoleni, aczkolwiek tylko połowicznie, będą również miłośnicy tuningu, gdyż w No Limits ulepszanie samochodów napędza zabawę. Niestety, choć części tu co niemiara, sam proces nie wymaga od gracza wielkiego zaangażowania. Główną tego przyczyną jest fakt, że każda zmiana tak naprawdę prowadzi wyłącznie do zwiększenia mocy silnika, a tym samym prędkości, z jaką może jechać samochód. Zapomnijcie o dopieszczaniu takich elementów jak zawieszenie, przełożenia, przyczepność, sterowność czy hamulce – co zresztą nie dziwi, ponieważ z perspektywy rozgrywki nie mają one absolutnie żadnego znaczenia (np. hamowaniem w ogóle nie zawracamy sobie głowy, a zręcznościowy model jazdy wyklucza jakikolwiek wpływ pozostałych czynników na zachowanie pojazdu). Koniec końców, tuning przebiega automatycznie i często ulepszamy posiadane maszyny bez choćby cienia zastanowienia. Oczywiście w grze tego typu nie mogło też zabraknąć modyfikacji wizualnych. Niestety, w największym stopniu skorzystają z nich użytkownicy, którzy zdecydują się wysupłać z portfela nieco żywej gotówki. Reszta będzie mogła pokusić się o raczej drobne zmiany pokroju wymiany felg, nowego lakieru czy małego spojlera.

Od strony gameplayowej No Limits wypada całkiem nieźle. Zacznijmy od modelu jazdy, którego nie sposób określić inaczej jak tylko kwintesencją zręcznościowej zabawy. Gracz zajmuje się wyłącznie skręcaniem, odpalaniem dopalacza i driftowaniem. Gaz dociskany jest automatycznie, a hamowaniem nikt się specjalnie nie przejmuje. W grze niemal wszystkie samochody prowadzi się tak samo łatwo, zaś jedyny ich wyróżnik stanowi moc silnika, a co za tym idzie – osiągana prędkość. Wrażenie towarzyszące przekraczaniu kolejnych kamieni milowych w zakresie km/h zostało tu zresztą oddane znakomicie. Samochody pędzą aż miło, dzięki czemu z wielką dynamiką mijamy przeciwników bądź innych, niczego niespodziewających się użytkowników dróg. Element ten zdecydowanie pomaga w czerpaniu sporej przyjemności z uczestniczenia w wyścigach. Szkoda tylko, że całą frajdę z jazdy niweczą absurdalnie krótkie trasy.

Recenzja gry Need for Speed: No Limits – za darmo, ale czy warto? - ilustracja #4

Kilka pierwszych godzin zabawy z Need for Speed: No Limits przebiega bez większych przeszkód. System mikropłatności wydaje się dobrze zbalansowany i praktycznie nie zmusza do sięgania po portfel. We znaki nie daje się także system energii (o ile sprawnie zaliczamy kolejne wyzwania, co w związku z niskim poziomem trudności nie stanowi problemu), w tym przypadku przybierający postać paliwa – jego uzupełnianie postępuje stosunkowo szybko, a każdy awans na kolejny poziom doświadczenia jest równoznaczny z tankowaniem do pełna. Niestety, około 20 levelu sytuacja się komplikuje. Powodem tego jest przede wszystkim zagmatwany system odblokowywania kolejnych maszyn – wymaga on zdobywania specjalnych odznak (od kilku do nawet kilkudziesięciu), co w przypadku darmowej zabawy od pewnego momentu staje się irytująco powolne. No Limits? Niestety, ograniczenia, gdy tylko się pojawią, są niemal nie do przeskoczenia.

Wyzwania – bez względu na to, czy bierzemy udział w wyścigu, czasówce, pościgu, jeździe na dopalaczach czy misji transportowej (polegającej na przewiezieniu wybranego samochodu z punktu A do punktu B bez jakichkolwiek uszkodzeń) – trwają około minuty, a początkowo udaje się nam ukończyć je w czasie poniżej 30 sekund. Powodem takiej decyzji była zapewne chęć jak najlepszego dopasowania tytułu do specyfiki grania na urządzeniach mobilnych, choć trudno oprzeć się wrażeniu, że stoi za tym przede wszystkim konieczność dostosowania No Limits do bezkompromisowych wymagań modelu free-to-play. Jakby tego było mało, grę charakteryzuje wyjątkowo niski poziom trudności. W efekcie niemal każde wyzwanie zaliczamy za pierwszym razem. O ile oczywiście posiadamy odpowiednio ulepszony samochód. W przeciwnym wypadku będziemy musieli się namęczyć, co przy takim, a nie innym wykorzystaniu modelu darmowego oznacza zarówno wymóg wspięcia się na wyżyny umiejętności, jak i ogołocenia konta w banku.

Wizualny przepych

Need for Speed: No Limits to absolutna czołówka mobilnych gier wyścigowych, jeśli chodzi o jakość warstwy wizualnej. Dopracowane modele samochodów, prezentujące poziom tych z Real Racing 3, a być może nawet je przewyższające, i bogate w detale otoczenie to nie wszystko. W stosunku do poprzedniego mobilnego NfS-a, czyli Most Wanted, znacznie podbito także rozdzielczość tekstur, dzięki czemu oprawa nabrała charakteru. Świetnie prezentują się rozmaite efekty świetlne i graficzne towarzyszące zmaganiom. Widać to znakomicie podczas nocnych wyścigów w deszczu – strugi wody lecące z nieba, kałuże na ulicach odbijające otoczenie i wszechobecne rozbłyski nadają rozgrywce odpowiedni klimat. Szkoda jedynie, że trasy są tak krótkie, iż często nie mamy okazji dobrze im się przyjrzeć. Nie ułatwia tego również duża dynamika jazdy, choć akurat znakomicie oddane wrażenie prędkości to wielki atut No Limits. Natomiast do wad zaliczyć należy nijaką ścieżkę dźwiękową i kiepsko brzmiącą pracę silników. Problemy może też sprawiać sterowanie, zwłaszcza to dotykowe (np. niezrozumiały brak reakcji na pewne działania).

Podsumowanie

Pierwsze wrażenie, jakie pozostawia po sobie Need for Speed: No Limits, jest zachęcająco dobre. Efektowna prezentacja, wysokiej jakości szata graficzna ze świetnie oddanym odczuciem prędkości, dynamiczny, zręcznościowy model jazdy oraz błyskawiczny postęp zachęcają do dalszej zabawy. Niestety, po kilku godzinach na jaw wychodzą liczne mankamenty produkcji studia Firemonkeys. Do najpoważniejszych należy zaliczyć liczne ograniczenia i uproszczenia – tak w zakresie czasu trwania wyścigów czy mechaniki rozgrywki, jak i tuningu. Na dłuższą metę irytuje także bardzo niski poziom trudności, który zostaje sztucznie zawyżony po kilku godzinach zabawy, gdy we znaki zaczyna dawać się system mikropłatności. Szkoda też, że poszczególne samochody, których łącznie znajdziemy tu nieco ponad dwadzieścia, niemal się od siebie nie różnią (nie licząc maksymalnej prędkości). Ostatecznie gra nie wypada zbyt okazale – więcej atrakcji oferują starsze produkcje: Asphalt 8: Airborne (free-to-play) oraz Need for Speed: Most Wanted (płatne). Dla kilku pierwszych godzin warto jednak No Limits zainstalować, a niewykluczone, że gra zagości w pamięci Waszych smartfonów i tabletów na dłużej.

Piotr Doroń

Piotr Doroń

Z wykształcenia dziennikarz i politolog. W GRYOnline.pl od 2004 roku. Zaczynał od zapowiedzi i recenzji, by po roku dołączyć do Newsroomu i już tam pozostać. Obecnie szef tego działu, gdzie zarządza zespołem złożonym zarówno ze specjalistów w swoim fachu, jak i ambitnych żółtodziobów, chętnych do nauki oraz pracy na najwyższych obrotach. Były redaktor niezapomnianego emu@dreams, gdzie zagnała go fascynacja emulacją i konsolami, a także recenzent magazynu GB More. Miłośnik informacji, gier (długo by wymieniać ulubione gatunki), Internetu, dobrej książki sci-fi i fantasy, nie pogardzi również dopieszczonym serialem lub filmem. Mąż, ojciec trójki dzieci, esteta, zwolennik umiaru w życiu prywatnym.

więcej

Recenzja gry Need for Speed: No Limits – za darmo, ale czy warto?
Recenzja gry Need for Speed: No Limits – za darmo, ale czy warto?

Recenzja gry

Pierwsze wrażenie, jakie pozostawia po sobie Need for Speed: No Limits, jest zachęcająco dobre. Potem jest gorzej...

Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra
Recenzja Forza Motorsport - dziś „wczesny dostęp”, jutro wielka gra

Recenzja gry

Forza Motorsport wreszcie powraca, by upomnieć się o należną jej koronę królestwa simcade’owych wyścigów. I choć potrafi poprzeć swe roszczenia wieloma mocnymi argumentami, nie jest jeszcze w pełni gotowa, by objąć władanie.

Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem
Recenzja The Crew Motorfest - hawajska Forza zjadliwa nawet z ananasem

Recenzja gry

The Crew Motorfest nawet nie próbuje udawać, że nie jest klonem Forzy Horizon. Ale – jak się okazuje – to klon całkiem niezły, oferujący sporo radości z jazdy.