Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 12 lutego 2015, 13:00

autor: Konrad Kruk

Recenzja gry Total War: Attila - Europa na kolanach - Strona 4

Już nie starożytność, jeszcze nie średniowiecze. W najnowszej odsłonie serii Total War podzielone rzymskie imperium stawia czoła hordom barbarzyńskich najeźdźców.

Wojna

Kilka nowości pojawiło się również w stricte wojennym wymiarze najnowszego dodatku. Przede wszystkim, wzorem wcześniejszych części cyklu, Attila oferuje podział na cztery pory roku, gdzie każda trwa 3 miesiące. Zima jako jedyna z nich nie jest dobrym okresem do prowadzenia kampanii militarnej. Niskie temperatury destruktywnie wpływają na stan osobowy naszych sił oraz na ich morale. Dlatego dobrze jest na ten czas ulokować armie w miastach lub polowych obozowiskach. Leża zimowe są za to dobrą okazją do podreperowania oddziałów, powołania nowych lub rekrutacji najemników. Attila w odróżnieniu od poprzednika zaprezentował nową stylistykę, czy raczej powrócił do starej – mowa o wizerunkach naszych oddziałów. Tworzone na modłę helleńską malowidła zostały zastąpione kolorowymi ikonami.

Nasz Hel również się załapał. - Recenzja gry Total War: Attila - Europa na kolanach - dokument - 2019-07-26
Nasz Hel również się załapał.
Recenzja gry Total War: Attila - Europa na kolanach - ilustracja #2

Do najsłynniejszej bitwy, jaką stoczył Rzym z plemieniem Hunów doszło 20 czerwca 451 roku. Wówczas na Polach Katalaunijskich (Francja, okolice miasteczka Chalons) naprzeciwko siebie stanęły oddziały cesarstwa zachodniorzymskiego oraz doborowe jednostki Hunów z samym Attylą na czele. Obie armie były wspomagane prze sojuszników. Po stronie Rzymu m.in. walczyli Wizygoci. Do Attyli z kolei dołączyły oddziały Ostrogotów. Powszechnie przyjęło się, że zwycięstwo w tej bitwie odnieśli Rzymianie, lecz w istocie zażarta walka nie wyłoniła jednoznacznego triumfatora. Hunowie w pewnym momencie po prostu wycofali się z pola walki. Rzymianie natomiast nie zdecydowali się na pościg. Sam przebieg bitwy, jej przyczyny oraz następstwa zostały opisane w książce Daniela Gazdy Pola Katalaunijskie 451. Natomiast znacznie szerzej problematykę Hunów ujął Lech Tyszkiewicz w swej pracy pt. Hunowie w Europie.

Również na placu boju da się zauważyć pewne zmiany. Przede wszystkim została uproszczona identyfikacja wrogich oddziałów. Już na pierwszy rzut oka widać z jakim typem jednostek przyjdzie nam stoczyć bitwę. Ponownie będziemy mogli skoordynować działania jednostek lądowych z flotą mogącą dokonać desantu. Dodatkowo wojacy wyposażeni w broń miotaną przed przystąpieniem do walki najpierw zasypią przeciwnika oszczepami czy pilum. W kontekście prowadzenia oblężeń nadal obowiązuje zasada zdobycia najważniejszego punktu bastionu lub całkowitego wybicia obrońców. Podobnie zresztą jak zmieniające się warunki pogodowe. Często przyjdzie nam rozgrywać bitwę podczas ulewy czy gęstej jak mleko mgły. Wszystkie te czynniki odgrywają niebagatelną rolę i wpływają na uatrakcyjnienie zabawy. Rzecz jasna kluczowe znaczenie ma osoba dowódcy armii. Dzięki rozwojowi własnego drzewka umiejętności silnie oddziałuje on na morale, zapał, a także możliwości taktyczne swoich podopiecznych.

Warto tutaj nadmienić, iż mimo starań twórców w kontekście zróżnicowania rodzajów jednostek militarnych, ich wyglądu czy uzbrojenia, nadal nie da się oprzeć wrażeniu, że tak naprawdę mamy do czynienia z armią klonów. W przypadku rzymskich armii można to wytłumaczyć specyfiką i organizacją tych formacji, ale gdy idzie o siły barbarzyńców raczej trudno o ujednolicenie w kontekście uzbrojenia, a tym bardziej „umundurowania”. Szwankuje również sztuczna inteligencja. Przeciwnik nie stara się oskrzydlić naszych formacji konnicą i chronić wodza – po prostu rzuca na nasze linie wszystkie swoje kolumny. Nie lepiej wyglądają oblężenia. Taranujemy bramę grodu, mrowie wojowników wlewa się do placówki, obrońcy ruszają do kontrnatarcia. Przebijamy się przez linie obrony, i podążamy w kierunku głównego sztandaru. Przeciwnik, nadal dysponując niemałą liczbą wojów, odpuszcza. Nie stara się nam przeszkodzić. Zamiast tego snuje się wojskami po całej placówce. Przykro to pisać, ale wciąż piętą achillesową serii Total War jest de facto sedno tych produkcji.

Nad Londynem jak zwykle pada. Nie tylko deszcz. - Recenzja gry Total War: Attila - Europa na kolanach - dokument - 2019-07-26
Nad Londynem jak zwykle pada. Nie tylko deszcz.

Czy najnowsze dzieło studia Creative Assembly można polecić fanom Rome II? Tak. Wprawdzie niektórzy uważają ten dodatek za ordynarną kopię poprzednika, ale w mojej opinii Attila wobec Rome II jest tym, czym stał się Napoleon względem Empire – bardzo miodnym i ciekawym uzupełnieniem. Czy zaś Total War: Attila zainteresuje fanów całej serii? Również tak. To przecież produkt ewidentnie skierowany do entuzjastów słynnego Medievala II. Wprawdzie nie można tu mówić o pełnym średniowieczu, niemniej świt wspomnianej epoki został zilustrowany niezwykle wymownie i klimatycznie. Zdecydowanie na plus można zaliczyć zróżnicowanie dostępnych frakcji, poprawnie odzwierciedloną mapę strategiczną, a przede wszystkim system zarządzania państwem oparty o drzewko rozwoju technologicznego oraz ekran drzewa rodowego. Owszem, mankamenty towarzyszące toczonym bataliom nie są żadną nowością serii i gracze już dawno się do nich przyzwyczaili, niemniej jednak nie da się przejść obok takich rzeczy obojętnie. Głęboko wierzę, że Attila stanie się preludium do kolejnej części średniowiecznych zmagań w świecie Total War.

Konrad Kruk | GRYOnline.pl