Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 28 stycznia 2010, 11:25

autor: Maciej Makuła

MAG - wrażenia z pola bitwy

Czy w 256 osobowym tłumie można czuć się samotnie? MAG 256 – o zmaganiach z innowacyjną ideą, pechem i serwerami.

Spis treści

Nikt nie zauważy, jak zdezerteruję

Największą przykrością, jaka spotkała nas podczas pokazu był brak komunikacji głosowej. Ot, usterka (a może złośliwość? Sabotaż ze strony amerykańskiego szpiega? Kto to wie?). I chociaż twórcy w samej grze przedsięwzięli mnóstwo środków mających zapobiec chaosowi, w takiej sytuacji ciężko było wykrzesać z siebie cokolwiek ambitnego. Bo podstawową komórką w wojskowej hierarchii MAG-a jest ośmioosobowa grupa wraz z dowodzącym, której członkowie mogą komunikować się tylko między sobą. Nie licząc dowodzącego, który może komunikować się też z innymi dowodzącymi. Cztery takie grupy tworzą pluton, a cztery plutony – kompanię. Kto grał w betę, ten wie – że taki układ działa.

Po śmierci gracz odradza się wraz z drużyną w cyklach co 20 sekund. A przychodzi na świat np. z powietrza.

Ale osobom, które w betę nie grały, wydawać się pewnie może, że jeśli samo wrzucenie na jedną mapę 256 graczy nie zakończy się chaosem – zrobi to wyłączenie im komunikacji głosowej. Jest to, na szczęście, wrażenie mylne. Chaosowi przeciwdziałają olbrzymie rozmiary map i sama konstrukcja rozgrywki. W różnych bowiem trybach przeważnie to bronimy, to atakujemy różne punkty i jeśli wziąć pod uwagę, że punktów jest kilka, a każdy z oddziałów oddelegowany jest do walk o inny – oznacza to po prostu sporo mikropotyczek. Mikro naturalnie w skali MAG-a, bo w konwencjonalnych warunkach są to przecież boje 8 na 8.

Nie było więc chaosu, było natomiast poczucie braku sensu życia. Walcząc, czułem się jak mały trybik w wielkiej machinie pozbawionej okalającego wszystkie te trybiki łańcucha. „Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem”. Miło było tak dziobać wrogów, a jakże – głównie jako snajper, czając się godzinami w krzakach, hasając po mapie jak ta owca po przepastnych, zielonych pastwiskach. Jednak brak pasterza mocno dawał się we znaki, zwłaszcza gdy zastanawiałem się nad znaczeniem mego żywota dla reszty drużyny i całej kompani. Cierpiałem z braku kogoś, kto krzyknąłby, a nawet skrzyknąłby kilka oddziałów, wrzucił z głową w jakiś kocioł i doprowadził do zwycięstwa. I nie była to moja druga połówka.

MAG

MAG