Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Borderlands 2: Mr. Torgue's Campaign of Carnage Recenzja gry

Recenzja gry 17 stycznia 2013, 13:00

Recenzja Mr. Torgue’s Campaign of Carnage - dodatku do gry Borderlands 2

Drugi dodatek do Borderlands 2 oferuje to, co sugeruje jego tytuł – intensywną rzeź. Świszczące w powietrzu kule, hordy przeciwników i eksplozje – oto Mr. Torgue w pigułce.

Recenzja powstała na bazie wersji PC. Dotyczy również wersji X360, PS3

PLUSY:
  • obszerna zawartość, zabawa na długie godziny;
  • dobra fabuła;
  • świetni bohaterowie, zwłaszcza Mr. Torgue;
  • solidna dawka rzezi;
  • nowe bronie i przedmioty;
  • szalony, kapitalny humor;
  • muzyka.
MINUSY:
  • irytujący momentami backtracking;
  • znikoma liczba nowych przeciwników;
  • brak nowych pojazdów.

Krótko po premierze gry Borderlands 2 stało się jasne, że pokonanie Przystojnego Jacka nie zakończy przygód na Pandorze. Firma Gearbox Software zapowiedziała wypuszczenie czterech niezależnych dodatków do swojego nad wyraz udanego dzieła i Mr. Torgue’s Campaign of Carnage jest właśnie drugim z nich. Zgodnie z rozpoczętą w Captain Scarlett and Her Pirate’s Booty tradycją do stworzenia rozszerzenia zatrudniono zewnętrzną ekipę. Tym razem wybór Amerykanów padł na studio The Workshop Entertainment, które w lecie 2012 roku zaproponowało światu grę Sorcery: Świat magii na PlayStation 3. Wydany pod koniec listopada add-on udowodnił, że ekipa ze słonecznej Kalifornii potrafi zaprojektować zarówno produkt skierowany do młodszej widowni, jak i bezkompromisową minikampanię do strzelaniny z nalepką 18+.

Dodatek udostępnia zupełnie nowy obszar na mapie, o uroczej nazwie Badass Crater of Badassitude. Można się do niego przenieść za pomocą dowolnego punktu szybkiej podróży, ale gracze dopiero rozpoczynający swoją przygodę z Borderlands 2 będą zmuszeni wstrzymać się z ewentualną wizytą w tej krainie. Bandyci zamieszkujący okoliczne tereny mają ustawiony na starcie piętnasty poziom doświadczenia, co oznacza, że są poza zasięgiem każdego żółtodzioba. Kampania stawia przed nami zadanie otwarcia Skarbca zlokalizowanego w centralnej części krateru. Legenda głosi, że „czynu tego dokona czempion Pandory, który nakarmi ziemię krwią największego tchórza”.

Fabuła drugiego dodatku przypadła mi do gustu bardziej niż pierwszego, mimo że próżno szukać tu misternie skonstruowanej intrygi i nagłych zwrotów akcji. Naszym głównym celem jest dotarcie na szczyt rankingu „badassów”, a robimy to, eliminując po kolei wszystkich pretendentów do tego jakże zaszczytnego tytułu. W czym zatem tkwi sekret tej prostej jak konstrukcja cepa historyjki? Odpowiedź jest banalna: w jej bohaterach. Zarówno Mr. Torgue (znany na Pandorze producent broni), jak i Piston (szef szefów), zamykający listę bandziorów do ubicia, to wyraziste i na dodatek świetnie zagrane postacie – pierwszego nie sposób polubić, drugiego znienawidzić. Na ich tle kapitan Scarlett z poprzedniego rozszerzenia prezentuje się nad wyraz przeciętnie.

Motocykliści w natarciu. Szkoda, że gra nie pozwala korzystać z tych pojazdów. - 2013-01-17
Motocykliści w natarciu. Szkoda, że gra nie pozwala korzystać z tych pojazdów.

Nazwa zobowiązuje, więc od samego początku Mr. Torgue’s Campaign of Carnage serwuje totalną jatkę. Dodatek został mocno zorientowany na walkę, mozolne przebijanie się przez hordy wrogów jest tu na porządku dziennym. Gra sprawia wrażenie, że w szeregach rywali pojawiło się wiele premierowych jednostek, ale tak naprawdę przeważającą większość z nich stanowią znani już przeciwnicy z podstawki, zmodyfikowani co najwyżej pod względem wyglądu. W rzeczywistości zupełnie nowym piechurem jest jedynie Enforcer – dopakowany, przypominający z twarzy B.J. Blazkowicza miś, strzelający z dwóch gnatów naraz. Przemierzając pustkowia samochodem, bardzo często natykamy się również na oponentów korzystających z motocykli, ale sami za kierownicą jednośladów nie siadamy. Rozszerzenie nie oferuje żadnych nowych pojazdów.

Arena Torgue’a – jedna z kilku plansz, gdzie toczymy bój z wieloma przeciwnikami równocześnie. - 2013-01-17
Arena Torgue’a – jedna z kilku plansz, gdzie toczymy bój z wieloma przeciwnikami równocześnie.

We wszystkich przygotowanych lokacjach, a jest ich w sumie siedem, znajdują się nowe automaty z bronią, oferujące szeroki asortyment firmy Torgue. Niestety, tradycyjna gotówka na nic się w nich nie przydaje. Pukawki te można nabyć wyłącznie za pomocą trudno dostępnych żetonów, które w niewielkich ilościach wypadają z wszystkich przeciwników w wersji badass oraz z bossów. Tą specyficzną walutą nagradzane są też zadania, a przy odrobinie szczęścia możemy nawet zdobyć ją, grając na jednorękich bandytach Torgue’a w miejscowym barze. Tutaj kryje się jednak pułapka, bo szansa na zwycięstwo nie jest duża, a za każde odpalenie maszyny z naszego konta odliczana jest stała liczba cennych krążków.

Kolekcjonowanie żetonów ma oczywiście sens. Automaty Torgue’a są wyładowane po brzegi interesującymi klamotami w kolorze niebieskim i fioletowym, a jako przedmiot dnia zawsze oferowana jest broń legendarna, czyli pomarańczowa. Kupno tej ostatniej to jednak dla średnio cierpliwego bohatera pustkowi marzenie ściętej głowy. Praktycznie każda pukawka czy gadżet tego typu wycenione są na 613 krążków. Zdobycie ich tylu to efekt wytrwałej i – nie czarujmy się – piekielnie długiej rozgrywki.

Automaty Torque’a oferują legendarne typy broni, niestety – za bajońską liczbę żetonów. - 2013-01-17
Automaty Torque’a oferują legendarne typy broni, niestety – za bajońską liczbę żetonów.

Serwowana przez rozszerzenie kampania do krótkich nie należy – zaliczenie czternastu zadań głównych to wyzwanie na co najmniej sześć godzin. Mr. Torgue’s Campaign of Carnage zawiera też dwanaście nieobowiązkowych misji pobocznych, jeden scenariusz raidowy dla bardzo doświadczonych postaci, a także po dwie nadprogramowe bitwy na każdej z czterech aren, które również wpisywane są do dziennika w formie questów. Wspomniane areny budzą naturalne skojarzenia z dodatkiem Mad Moxxi’s Underdome Riot do „jedynki”, ale konieczność zmierzenia się z wieloma przeciwnikami naraz to ich jedyna cecha wspólna. Add-on do pierwszego Borderlands koncentrował się wyłącznie na tego typu starciach i nie oferował zestawu misji w tradycyjnym wydaniu. W omawianym DLC na pierwszym planie mamy natomiast fabułę, a luźne potyczki z oponentami są jedynie miłym urozmaiceniem.

Recenzja Mr. Torgue’s Campaign of Carnage - dodatku do gry Borderlands 2 - ilustracja #2

Pracownicy firmy The Workshop Entertainment okazali się miłośnikami mocniejszego brzmienia. Wszystkie nazwy misji z głównego wątku fabularnego nawiązują w jakiś sposób do doskonale znanych utworów rockowych. Wśród docenionych przez Kalifornijczyków kapel znalazły się takie tuzy gitarowego grania jak AC/DC, Guns N’ Roses, Ash czy Steppenwolf.

Wyprawa do Badass Crater of Badassitude niewątpliwie przypadnie do gustu wszystkim sympatykom podstawki, zarówno tym, którzy pokochali ją za specyficzny klimat, ogromną dawkę czarnego humoru oraz totalnie odjechanych bohaterów niezależnych, jak i tym, którzy nad skomplikowaną intrygę fabularną przedkładają rozwałkę w najlepszym wydaniu. W Mr. Torgue’s Campaign of Carnage gra się znakomicie, bo nie dość, że rozszerzenie w umiejętny sposób wykorzystuje wszystkie wspomniane atuty pierwowzoru, to na dodatek nie daje chwili wytchnienia i nie obfituje w nużące przestoje, obecne choćby w poprzednim DLC. Tutaj cały czas mamy pełne ręce roboty i ciągle coś się dzieje, a w przypadku tak intensywnej produkcji, jaką jest Borderlands 2, są to bez wątpienia kwestie kluczowe.

Enforcerzy to jedna z niewielu naprawdę nowych jednostek w tym dodatku. - 2013-01-17
Enforcerzy to jedna z niewielu naprawdę nowych jednostek w tym dodatku.

Po drugiej stronie barykady mamy oczywiście mankamenty, ale jest ich tyle, co kot napłakał. Najbardziej zirytował mnie backtracking, czyli konieczność powtórnego przemierzania niektórych lokacji w celu rozwinięcia fabuły. Mozolną wędrówkę zwiedzonym wcześniej korytarzem, by zabrać jakiś przedmiot znajdujący się dokładnie na jego końcu, trudno nazwać rajcującą, zwłaszcza że zadanie wiąże się z ponownym eliminowaniem tych samych robotów. Szkoda również, że autorzy nie zdecydowali się oddać w ręce graczy motocykli, choć bandyci korzystają z nich w najlepsze. Możliwość pokierowania takim pojazdem z kompanem u boku z pewnością podniosłaby i tak już wysoką wartość dodatku.

Długa droga na szczyt. - 2013-01-17
Długa droga na szczyt.

Ostatecznie drugie rozszerzenie do Borderlands 2 okazuje się być produktem lepszym od Captain Scarlett. Oba add-ony są tak naprawdę dobrą inwestycją dla fanów serii, ale w bezpośredniej konfrontacji zdecydowanie wygrywa bardziej intensywny, szalony i bezkompromisowy Mr. Torgue. Czekam na więcej, mając ogromną nadzieję, że w kolejnych dwóch przygodach ten niezwykle wysoki poziom zostanie utrzymany.

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

Recenzja Mr. Torgue’s Campaign of Carnage - dodatku do gry Borderlands 2
Recenzja Mr. Torgue’s Campaign of Carnage - dodatku do gry Borderlands 2

Recenzja gry

Drugi dodatek do Borderlands 2 oferuje to, co sugeruje jego tytuł – intensywną rzeź. Świszczące w powietrzu kule, hordy przeciwników i eksplozje – oto Mr. Torgue w pigułce.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.