Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać
Recenzja gry 4 stycznia 2012, 12:45

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja Postal III - Od bohatera do zera

Kontrowersyjny Koleś powraca w Postal III, by znów gwałcić sumienia młodocianych. W recenzji sprawdzamy, na ile jest w tym skuteczny.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Bycie fanem kiepskich produkcji to słaby pomysł. Szczególnie gdy poprzednia część serii, pomimo wielu zastrzeżeń, była obiektywnie całkiem przyzwoita i przez tych kilka lat pozwoliła sądzić, że tworząc kolejną, ludzie z Running With Scissors we współpracy z Akellą staną na wysokości zadania. Nieco niepokoił przedłużający się okres produkcyjny, optymizmem napawała zaś decyzja o zmianie silnika ze stareńkiego Unreala 2 na, ekhm, ekhm, prawie równie stareńki Source. No, ale skoro takie tuzy jak Valve wciąż potrafią z tego cudeńka wykrzesać pełnię możliwości, to dlaczego innym ma się ta sztuka nie udać?

Postal Dude po wydarzeniach w Paradise City przeprowadza się do nowego miasteczka – Catharsis City. Oczywiście po to, by ponownie oddać się grzechowi i rozpuście, a przy okazji zarobić parę groszy na swe utrzymanie. Nic więcej nas nie obchodzi, choć od samego początku co kilkadziesiąt sekund jesteśmy raczeni tym, co gra ma najlepszego do zaoferowania: komiksowymi przerywnikami okraszonymi niezłym głosem narratora, czyli Kolesia. Problem w tym, że filmiki te – w moim odczuciu – nie są ani śmieszne, ani w żaden sposób obrazoburcze, jak chcieliby niektórzy. Nie wiem, może to moje poczucie humoru szwankuje, bo nie pamiętam, by przez cały spędzony z grą czas, a więc jakieś 5 godzin z hakiem, choć raz coś mnie rozśmieszyło. Albo zniesmaczyło, a to chyba jeszcze gorzej. Ponurak ze mnie, ot co. W każdym razie to i tak jedyny element Postala III, który nie budzi zażenowania.

Reszta jest tragicznie, fatalnie, katastrofalnie beznadziejna. Poczynając od faktu, że autorzy wykastrowali swoje dzieło z możliwości poruszania się po otwartym czy pseudootwartym świecie, co tak bardzo polubili fani „dwójki”. Owszem, w kilku przypadkach trafiamy do większych lokacji, w których można trochę pobiegać, ale to jednak nie to samo. A owo bieganie ogranicza się do odpierania fala po fali ataków przygłupich przeciwników. Wyraźny krok wstecz w stosunku do poprzedniej odsłony. Poza tym wysłuchiwanie błąkających się po lokacjach postaci, którym nagrano po dwie kwestie dialogowe, wypowiadane raz za razem, już po piętnastu minutach irytuje na tyle, że ma się ochotę w ogóle wyłączyć dźwięk.

Chętnie dodałbym przy okazji, że powtarzalność wykonywanych misji jest niczym cierń w oku lub drzazga w miejscu, gdzie kończą się plecy. Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest to, że uruchamiając grę, odpalamy wehikuł czasu, który cofa nas o kilka ładnych lat wstecz, a czyni to tak złośliwie, że trafiamy do alternatywnej rzeczywistości, w której na rynku królują amatorskie mody – twory potwora Frankensteina i Eda Wooda. Albo Uwe Bolla, jak kto woli.

To, co przygotowali programiści, to jakiś ponury żart. Zwykle bowiem jest tak, że silnik stara się poprawić i dodać funkcje pasujące do założeń projektu. W tym przypadku było chyba inaczej i gotowy kod postanowiono jak najbardziej zepsuć.

W pierwszej kolejności przyczyniło się to do fatalnego wyglądu gry. Z całym szacunkiem dla Source’a, ale to najbrzydsza produkcja, jaką kiedykolwiek widziałem na tym enginie. Zapomnijcie o współczesnych filtrach, ostrych i zróżnicowanych teksturach oraz innych bajerach. Jest siermiężnie, płasko, a świat zapełnia armia klonów poruszających się identycznie beznadziejnie jak w pierwszych grach na karty Voodoo. Kto ma więcej niż dwadzieścia lat, powinien wiedzieć, o czym mowa – kto nie kojarzy rewolucji sprzętowej, musi mu wystarczyć stwierdzenie, że animacja postaci to zwykły żart. Nie wspominając już o sztucznej inteligencji, której zwyczajnie wirtualna społeczność Catharsis City nie posiada. Ludziki biegają bez ładu i składu albo stoją w miejscu.

Inna sprawa to mnóstwo błędów i problemy z płynnością działania. Gra od czasu do czasu lubi się bez powodu zaciąć – na szczęście mnie zdarzyło się to tylko kilka razy. Poza tym bohater dziwnie klei się do wszelkich narożników, a co gorsza, programiści coś takiego jak kolizje obiektów mieli za nic, zdarza się, że sylwetki postaci wnikają niemal w całości w ściany.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.

Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami
Recenzja gry Helldivers 2 - to jedna z najlepszych pozycji w historii do grania z kolegami

Recenzja gry

Helldivers 2 pokazuje, co może zrobić doświadczony zespół specjalizujący się w określonym gatunku gier, mając wsparcie dużego wydawcy pokroju Sony. Zdecydowanie nie sprawi, że serwery będą działać stabilnie po 14 dniach po premierze.

Recenzja gry Pacific Drive - to najdziwniejszy, najbardziej wciągający survival od dawna
Recenzja gry Pacific Drive - to najdziwniejszy, najbardziej wciągający survival od dawna

Recenzja gry

Pacific Drive udowadnia, że w oklepanym gatunku survivali jest jeszcze miejsce na nowe, świeże doświadczenia, nawet gdy składają się na nie znane pomysły. W żadnej innej grze nie poczujecie tak silnej więzi ze swoim samochodem – starym kombi!