Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 2 sierpnia 2011, 11:56

autor: Przemysław Zamęcki

Bastion, czyli kopalnia nowych pomysłów - recenzja gry

Ot, jeszcze jedna kolorowa gierka z cyfrowej dystrybucji. Ale w Bastionie kryje się ogromny potencjał i być może już wkrótce najwięksi deweloperzy będą czerpać z niego pomysły.

Recenzja powstała na bazie wersji X360.

Często jesteśmy świadkami dyskusji, czy gry są sztuką. Jedni traktują je jako kolejną muzę, która istnieje już na tyle długo, że najwyższy czas, aby znalazła swoje miejsce w panteonie. Inni są zwolennikami teorii, że gry są produktem masowym, wytworem marketingu i jako takie pełnią rolę zwykłego wypełniacza czasu. Być może tak jest. Ale ja jestem zwolennikiem jeszcze innej teorii i zadaję proste pytania. Czy utwór muzyczny jest formą sztuki? Czy rysunek/malowidło jest formą sztuki? Czy narracja/opowieść może być sztuką? A z czego składają się gry? Między innymi z muzyki, grafiki i narracji. Oraz kodu. Więc skoro jej części składowe mogą być sztuką, to dlaczego ona sama ma nią nie być? Jest czy nie jest, hę?

Pytam nie bez przyczyny, bowiem recenzowany dziś Bastion jest perełką, co ja mówię, perłą, która znalazła się w konsolowej cyfrowej dystrybucji. To dwuwymiarowy hack n' slash, w którym akcję obserwujemy w rzucie izometrycznym, a jego bohaterem jest Dzieciak. The Kid.

W świecie Dzieciaka miała miejsce jakaś katastrofa. Na początku nie mamy pojęcia, co się stało, bohater po prostu budzi się w jednej z podniebnych lokacji – bez broni i bez doświadczenia. Dzieciak znajduje więc wielki młot, łuk oraz tarczę i rusza przed siebie, by poznać swoje przeznaczenie. Tak trafia do tytułowego Bastionu, miejsca będącego czymś w rodzaju przedpokoju, huba, do innych podniebnych lokacji. Miejsca, w którym Dzieciak spotyka tajemniczego starca.

Dzieciaku, obudź się...

Mechanika gry jest dość standardowa i przypomina tę z innych produkcji z tego gatunku. Dzieciak znajduje w trakcie wędrówki różne artefakty, które następnie służą do ulepszania posiadanych rodzajów broni. A tych jest całkiem sporo. Akapit wyżej wspomniałem jedynie o tych podstawowych, ale już po kilkudziesięciu minutach arsenał wzbogaca się o maczetę, coś w rodzaju samopowtarzalnej kuszy czy muszkiet. Każdy oręż posiada trzy poziomy ulepszenia, a wykupienie jednego z nich odblokowuje dwa różnie działające perki. Na przykład zadawanie większych obrażeń lub zwiększenie szans na spowodowanie rany krytycznej. Składając wizytę w zbrojowni, możemy dowolnie wymieniać wszystkie odblokowane właściwości, więc nie ma konieczności długiego zastanawiania się nad wyborem. Coś nie pasuje, zmieniamy to. Wygodne i funkcjonalne. Poza tym postać dysponuje atakiem specjalnym, którego wyprowadzenie zużywa buteleczkę toniku. Możemy na przykład wezwać do walki sprzymierzeńca, rzucić granatem czy zostawić za sobą minę. Może i całość na pierwszy rzut oka wygląda skromnie, ale na ekranie panuje nieraz taki tłok, że i tak nie byłoby specjalnie czasu, na zastanawianie się nad taktyką.

Na podobnej zasadzie działa zwiększanie poziomu doświadczenia postaci. Każdy kolejny level odblokowuje slot pozwalający dosłownie wstawić w niego jakiś ulepszacz. Gdy coś nam po drodze przestaje odpowiadać, to wymieniamy to coś innego. Funkcjonalność ponad wszystko.

Z czasem odnajdujemy świątynię, gdzie możemy się pomodlić. Bogowie nie są jednak zbyt przychylni, bowiem na nasze modły odpowiadają w dość przewrotny sposób. Jeżeli poprosimy o zwiększenie punktów doświadczenia wypadających z zabitych stworów, bogowie czynią je bardziej odpornymi na ciosy. Interes musi się kręcić.

Gra zachwyca niemal w każdym aspekcie. Tym, co nasza percepcja dostrzega w pierwszej kolejności, jest śliczna, dwuwymiarowa oprawa wizualna, przypominająca nieco japońskie RPG, aczkolwiek nie do końca, bo na upartego można dopatrzyć się tu również stylu znanego z Magicki. Choć chyba najlepiej po prostu przyznać, że Bastion jest na tyle oryginalny, iż trudno jednoznacznie stwierdzić, skąd pracujący przy nim artyści czerpali inspiracje.

No dobrze, ładnych dwuwymiarowych gier na rynku mamy dostatek, co zatem wyróżnia akurat tę pozycję? Przede wszystkim pomysł na prezentację wirtualnego świata. Otóż, przechadzając się po poszczególnych lokacjach, cały czas jesteśmy świadkami ich budowania w czasie rzeczywistym, co przyznaję, wygląda obłędnie. Idę i widzę, jak poszczególne elementy tuż przed nogami postaci wskakują na swoje miejsce. Sprawia to, że ekran nie tylko prawie nigdy nie jest statyczny, ale także świetnie sprawdza się w ukrywaniu różnych znajdziek, bo dopóki nie podejdziemy do krawędzi lewitującego świata, dopóty nie wiemy, co też ponadplanowego przygotowali autorzy. To trochę taka współczesna wersja Knight Lore.

Do tego dochodzą naprawdę świetnie skomponowane i chwytliwe utwory muzyczne, wykonywane m.in. tylko na gitarze akustycznej. Czasem jest spokojnie, niemal lirycznie, czasem nieco szybciej i muzyka idealnie dopasowuje się do wartkiej akcji na ekranie. To jedna z najlepszych opraw audio, jakie słyszałem w tym roku, i z całą pewnością jedna z najlepszych, jakie można spotkać wśród gier niezależnych.

Jakość dwuwymiarowej grafiki jest obłędna.

A to jeszcze nie koniec zachwytów. Co prawda warstwa fabularna mogłaby być nieco głębsza i bardziej rozbudowana, ale muszę przyznać, że z tym, co oferuje w tej materii Bastion, spotykam się chyba po raz pierwszy. W grze mianowicie występuje narrator, który nie tylko przejmuje role innych postaci w trakcie krótkich konwersacji, ale dosłownie przez cały czas rozgrywki tłumaczy, co dzieje się na ekranie. I to w sposób, który mi osobiście przypomina kryminały Chandlera. Często zgryźliwy, ale równocześnie niezwykle barwny i zabawny, opisujący rzeczywistość tak, że jesteśmy świadomi, iż każdy kieruje się tu jedynie własnym interesem. Już sam zabieg przygotowania takiej narracji stawia tę grę w gronie eksperymentatorów, których zadaniem jest pokazać konkurencji, że pewne rzeczy da się zrobić inaczej. Można sobie tylko wyobrazić, jak wyglądałoby wiele ambitnych gier, w których zamiast zdawkowymi informacjami wypływającymi z ust głównego bohatera raczono by nas przez cały czas interesującymi przemyśleniami na różne tematy czy komentarzami dotyczącymi tego, co akurat dzieje się na ekranie. Sam Fisher czy Garret wypadliby w tej roli perfekcyjnie.

Bastion jest zręcznościówką z elementami RPG, którą zarządza średnio skomplikowana mechanika, ale to niewątpliwie jeden z tytułów posiadających własną duszę. Jest uroczy i kolorowy, sprawiający wielką frajdę samym wyglądem. Ekipa Supergiant Games wyczarowała grę niezwykłą, kolejny stopień na drodze ewolucji elektronicznej rozrywki w stronę bogatej narracji, nieograniczającej się jedynie do czytania znalezionych po drodze notek i suchych rozmów z napotkanymi postaciami. Ta nowa jakość sprawiła, że Dzieciak, ten zlepek kilkudziesięciu pikseli na ekranie telewizora, jest kimś zdecydowanie więcej niż rzesza anonimowych bohaterów setek gier. Dzieciak jest w stanie zmienić swój świat. Mam nadzieję, że nasz w jakieś części również.

g40st

PLUSY:

  • oprawa audiowizualna;
  • całkiem rozbudowana mechanika;
  • sposób narracji.

MINUSY:

  • brak bardziej złożonych konwersacji.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

kwiść Ekspert 1 stycznia 2012

(PSV) "Bastion" to wspaniała przygoda, która choć na początku nie robi większego wrażenia, wraz z upływem czasu staje się naprawdę niesamowitym przeżyciem. Duża w tym zasługa soundtracku, który jest jednym z najlepszych jaki kiedykolwiek słuchałem.

9.5
Bastion, czyli kopalnia nowych pomysłów - recenzja gry
Bastion, czyli kopalnia nowych pomysłów - recenzja gry

Recenzja gry

Ot, jeszcze jedna kolorowa gierka z cyfrowej dystrybucji. Ale w Bastionie kryje się ogromny potencjał i być może już wkrótce najwięksi deweloperzy będą czerpać z niego pomysły.

Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes - recenzja gry. Legenda wróciła, ale strzyka ją w kościach
Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes - recenzja gry. Legenda wróciła, ale strzyka ją w kościach

Recenzja gry

Duchowy spadkobierca serii Suikoden robi wszystko, by ożywić wspomnienia sprzed kilku dekad. Jest przy tym tak konsekwentny, że kontakt z nim wymaga zaakceptowania wielu archaizmów i rozwiązań rozwiniętych później przez licznych konkurentów.

No Rest for the Wicked - recenzja gry we wczesnym dostępie. Czeka nas hit, o ile twórcy faktycznie dopracują grę
No Rest for the Wicked - recenzja gry we wczesnym dostępie. Czeka nas hit, o ile twórcy faktycznie dopracują grę

Recenzja gry

Dla Diablo i Dark Souls można znaleźć jakiś wspólny mianownik. Twórcy No Rest for the Wicked nie podjęli tej próby pierwsi, ale robią to najzgrabniej. Jeśli podczas trwania wczesnego dostępu poprawią grę, czeka nas znakomite action RPG.