Zszokował mnie 3. sezon The Boys, ale ma to sens

Myślałem, że w The Boys widziałem już wszystko, ale trzeci sezon pokazał, że się myliłem i dalej mogę przeżywać maniakalny śmiech przeplatany z tikami nerwowymi. Szok przeżywany podczas seansu nie jest jednak pusty. Ten serial ma coś do powiedzenia.

nasze opinie
Karol Laska 7 czerwca 2022
17

The Boys to nie pierwsze lepsze żółtodzioby spod bloku czy chłopaki z baraków. To samozwańcza jednostka paramilitarna szerząca chaos, ból i sprawiedliwość w wydaniu co najmniej obrazoburczym. Trzeci sezon serialu (a przynajmniej jego pierwsze trzy odcinki, bo tyle obejrzałem) nie tylko utrzymuje wysoki poziom kontrowersji, nierozerwalnie zespojony z tą ostrą jak brzytwa historią superbohaterską, ale i w paru scenach przekracza kolejne granice dobrego smaku w imię jeszcze lepszej, choć odrobinę wątpliwej moralnie zabawy. Co prawda dalej zastanawiam się, czy ta pokręcona wariacja na temat Tetmajerowskiego evviva l’arte, epatująca często szokiem dla samego szoku miejscami nie przesadza, ale myśli te na szczęście regularnie przełamują przebłyski reżyserskiej i scenariopisarskiej błyskotliwości, zawierające w sobie całkiem sporo wartościowej, pikantnej satyry na wiele społecznych problemów i problemików. Kto jednak ostatecznie wygra – mózgojebne efekciarstwo czy socjologiczny komentarz? Mam nadzieję i dobre przeczucie, że to drugie.

You are so beautiful to me, can’t you see?

Mój optymizm bierze się między innymi z obrazu dwóch poprzednich sezonów, które jakże skrupulatnie budowały portrety psychologiczne swoich postaci przy użyciu nie ckliwych scen dialogowych, a szaleńczych scen żywcem wyjętych z najbardziej nieokiełznanych komiksów o herosach w pidżamach i pelerynach. W ramach szybkiego przypomnienia – odrzucony przez elitarną Siódemkę superbohater Deep, zdolny do porozumiewania ze zwierzętami morskimi, swoją walkę z kompleksami musiał wygrać, śpiewając kultową piosenkę o miłości Joego Cockera wspólnie z własnymi skrzelami. A potem zresztą wylądował w sekcie. Absurdalny pomysł zastosowany w imię wyraźnego nakreślenia aktualnego stanu emocjonalnego postaci? Istny szczyt twórczej kreatywności.

Trzeci sezon The Boys nadal używa podobnych sztuczek, nie zrywa kompletnie z przeszłością, choć odrobinę się od niej odcina. Akcję nowych odcinków od tych starych dzieli bowiem rok czasu, a to naprawdę dużo. Na tyle dużo, by niektórzy bohaterowie porozpoczynali nowe życia, przepracowali parę osobistych problemów czy wręcz przeciwnie – dali się im całkowicie przytłoczyć. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że to miękki restart dla całego serialu, pomimo ewidentnego kontynuowania paru głównych wątków fabularnych. Nie brakuje jednak nowych postaci i opowiastek, oraz większej liczby punktów napędowych historii. Co prawda całość wyraźnie przystopowała pod względem tempa i wydaje mi się, że zdecydowała się na być może o jeden zakręt za dużo, ale dalej chce się śledzić losy tychże pań i panów. Szczególnie, że losy te wciąż przeplatane są spektakularnymi ciosami w twarz. Głównie widza, nie jakichś knypków na ekranie.

Trójca spaczona – seks, przemoc i płyny ustrojowe

Już przed premierą trzeciego sezonu, do Internetu przedostał się news, jakoby w jednym z odcinków miał zostać zekranizowany zestaw zeszytów The Boys z serii Herogasm, którego czołowym tematem jest, nie wnikając w po części spoilerowe, a po części dość drażliwe szczegóły, dzika orgia. Tej nie razie w serialu nie uświadczyliśmy, ale po tym, co jak dotąd obejrzałem, jestem niemalże przekonany (a wcześniej wcale nie byłem), że Kripke i spółka nie mają żadnych hamulców, a Amazon dał im całkowicie wolną rękę, nie bacząc na potencjalny wydźwięk nowego sezonu w przestrzeni publicznej. Powiem więcej, przeniesienie Herogasmu na mały ekran wydaje się naturalnym kierunkiem radykalizacji tego i tak już cholernie radykalnego serialu.

Wiele mówi już scena inicjalna pierwszego z trzech dopiero co wydanych odcinków, ta tuż przed ogromnym napisem „The Boys”. Łączy ona ze sobą wszystkie wymienione w powyższym śródtytule elementy stanowiące o wulgarności, kontrowersyjności i, wiem że to źle zabrzmi, unikatowości owego tworu, czyli seks, przemoc i płyny ustrojowe. Jestem raczej widzem o twardych nerwach, mocno zdystansowanym, zdającym sobie sprawę z fikcyjności prezentowanego spektaklu, a mimo to gdzieś w środku umarłem. Ba, wierciłem się na kanapie, przymykałem oczy, mierzyłem się z niekontrolowanymi tikami nerwowymi. Wnętrzności zostały porozrzucane, perwersyjne nuty poruszone, a zamierzony efekt jak najbardziej uzyskany. W imię czego? Tym razem czystej sensacji. Z premedytacją. I bez żadnych jeńców.

I choć życie nasze nic niewarte…

Gorszących i niszczących nienaganne żywoty estetów chwil znajdzie się na przestrzeni paru odcinków o wiele więcej. Mowa przecież o serialu, w którym jedna z bohaterek sprawia siłą umysłu i wzroku, że wrogom wybuchają poszczególne części ciała. W większości przypadków te „eksplozje” nie są jednak puste i to nie tylko ze względu na liczbę uwalnianych podczas nich w powietrze flaków i hektolitrów krwi. Chcecie konkretów? Proszę bardzo.

Największym przeciwnikiem Butchera nadal jest agresja, a więc nie brakuje jego wybuchów czy ucieczek w skrajności – to niewolnik własnych uprzedzeń, który desperacko pragnie się swoich okowów pozbyć. Bezskutecznie. Starlight ma szansę na coraz głośniejsze to reprezentowanie kobiet w świecie superbohaterskim, uzyskuje coraz więcej władzy i niezależności w Siódemce. Mimo wielu kart trzymanych w ręku sama jednak staje się ofiarą szantażu i gróźb, przez co coraz bardziej wracają do niej zamierzchłe czasy dzieciństwa, kiedy to zmagała się z publiczną seksualizacją autoryzowaną przez samą matkę. A na koniec oczywiście warto wspomnieć o tym przeklętym Homelanderze (dla Polaków Ojczyznosławie), śmiertelnie niebezpiecznym i samotnym narcyzie, który ma coraz mniej do stracenia.

Zszokował mnie 3. sezon The Boys, ale ma to sens - ilustracja #1

Dzieje się tu dużo na poziomie rozwinięcia wątków poszczególnych postaci, ale tak jak wcześniej wspominałem – wszelkie te portrety nie byłyby tak jasne i mocne, gdyby nie sposób ich zarysowania przez twórców. Nie tylko przez zwykłe słowa i suche określniki, a głównie przez bardzo obrazowe, czasem trudne do przełknięcia sceny, co rusz uciekające ze skrajności w skrajność.

Bohaterowie nie są jedynymi narzędziami w rękach twórców, co to to nie. Trzeci sezon nadal wykorzystuje tło opowieści do sformułowania ostrego komentarza społecznego. Rola mass mediów, aż proszących się o kliknięcie nagłówków, obraźliwych czy prześmiewczych billboardów, a nawet formujących sztuczne buntownicze tłumy statystów jest w świecie The Boys niepodważalna. Wszystkie najdrobniejsze elementy składają się na wyrazisty świat, a ten wyrazisty świat oddziałuje na odbiorcę w sposób znaczący, skłaniający do tego, czemu bardzo lubię się oddać w trakcie seansu, czyli refleksji.

Niech więc Butcher rzuca tyloma fuckami, ile tylko chce, Homelander zabija laserami dowolne grupy cywilów, a podrzędni superbohaterowie podlegają swoim godnym pożałowania żądzom i fetyszom. Nie przeszkadza mi to tak długo, jeśli tylko służy całej historii, przekazowi, uwydatnieniu wszystkich demonów współczesności. Puste szokowanie bywa zabawne i satysfakcjonujące, ale tylko w ograniczonych ilościach. Tarantino wie coś na ten temat. Wychodzi na to, że Kripke i Goldberg też czegoś się od niego nauczyli. Jasne, czasem dalej dają się ponieść, ale przy okazji nie zapominają, że rozrywka może być czasem czymś więcej niż farsą.

Ocena: 8/10

OD AUTORA

The Boys od samego początku zaskakuje mnie swoją błyskotliwością i kreatywnością. Brutalnością trochę mniej, bo wiele już w kinie i telewizji widziałem, ale cenię sobie umiejętnie wytryśniętą krew na planie filmowym. Jeszcze bardziej jednak cenię, gdy krew wytryśnięta zostaje w ramach konkretnej konwencji bądź dobrze przemyślanego konceptu. Niech więc i tryska w The Boys, na zdrowie.

O trochę mniej krwawych rzeczach piszę na Twitterze. Chcesz poczytać i być na bieżąco? Znajdziesz mnie pod tym linkiem.

 

Karol Laska

Karol Laska

Swoją żurnalistyczną przygodę rozpoczął na osobistym blogu, którego nazwy już nie warto przytaczać. Następnie interpretował irańskie dramaty i Jokera, pisząc dla świętej pamięci Fali Kina. Dziennikarskie kompetencje uzasadnia ukończeniem filmoznawstwa na UJ, ale pracę dyplomową napisał stricte groznawczą. W GOL-u działa od marca 2020 roku, na początku skrobał na potęgę o kinematografii, następnie wbił do newsroomu, a w pewnym momencie stał się człowiekiem od wszystkiego. Aktualnie redaguje i tworzy treści w dziale publicystyki. Od lat męczy najdziwniejsze „indyki” i ogląda arthouse’owe filmy – ubóstwia surrealizm i postmodernizm. Docenia siłę absurdu. Pewnie dlatego zdecydował się przez 2 lata biegać na B-klasowych boiskach jako sędzia piłkarski (z marnym skutkiem). Przesadnie filozofuje, więc uważajcie na jego teksty.

„Największa głupota wszech czasów”. Producent z Netflixa nie jest fanem sposobu, w jaki wydano Fallouta

„Największa głupota wszech czasów”. Producent z Netflixa nie jest fanem sposobu, w jaki wydano Fallouta

Gwiazdor Fallouta nie miał pojęcia, że kultowa kwestia wypowiadana przez Ghoula w finale serialu ma tak wielkie znaczenie. „Gdybym wiedział, byłbym onieśmielony”

Gwiazdor Fallouta nie miał pojęcia, że kultowa kwestia wypowiadana przez Ghoula w finale serialu ma tak wielkie znaczenie. „Gdybym wiedział, byłbym onieśmielony”

Reniferek to nowy hit Netflixa. Thriller psychologiczny o stalkerce ma 100% pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes i opowiada wstrząsającą historię

Reniferek to nowy hit Netflixa. Thriller psychologiczny o stalkerce ma 100% pozytywnych recenzji na Rotten Tomatoes i opowiada wstrząsającą historię

Gdzie kręcono Fallouta? Lokacje z serialu Amazona

Gdzie kręcono Fallouta? Lokacje z serialu Amazona

Bohaterowie z Fallouta. Wyjaśniamy, kto jest kim w serialu Amazona

Bohaterowie z Fallouta. Wyjaśniamy, kto jest kim w serialu Amazona