Powiedzieli „A” i odnieśli duży sukces, więc teraz bez skrępowania mówią „B”. Twórcy kultowej serii gier powracają z Broken Sword: The Smoking Mirror - Reforged
Pierwsza połowa Shadow of the Templars była super - liniowa, logiczna. Było wiadomo gdzie i po co iść dalej. W drugiej musiałem co chwilę zerkać do wskazówek bo nie było wiadomo co robić dalej. było takie klikanie wszystkiego na wszystkim, odwiedzanie w kółko tych samych lokacji i NPCów żeby odblokować jedną nową interakcję.
Np. trzeba było pogadać najpierw z księdzem, a potem z typem w muzeum, mimo, że żaden z nich nie dawał informacji wskazujących na potrzebę kontaktu z tym drugim. Kolejności nie dało się odwrócić. Poszedłem więc do muzeum, gdzie dialogu nie było, potem do kościoła gdzie był dialog o niczym, a potem znowu do muzeum, gdzie magicznie odblokował się całkiem nowy dialog. Bez sensu progresja.
Tylko, że u księdza w zasadzie się robiło 1 rzecz. Trzeba było dać mu kielich do wypolerowania. Jak znów do niego zagadaleś, to ci oddawał kielich i wspominał, że na jednym z grobów w kościele jest podobny herb i trzeba było na ten grób rzucić okiem, żeby George sobie zapamiętał cytaty z Biblii. I druga rzecz w kościele to było użyć soczewki z posągiem, żeby odczytać coś z witraża. Rozmowa z księdzem na żadne dodatkowe tematy nie była raczej potrzebna.
Owszem, w tym momencie była jedna nieintuicyjna rzecz. Znalazłszy grób rycerza, nie możesz od razu pojechać do Hiszpanii, przekazać dobrych wieści hrabinie, jeśli wcześniej nie załatwiłeś wszystkich spraw w miejscu odkrycia posągu Bafometa (bo wypolerowany kielich jest potrzebny do rozwiązania zagadki), a gra w żaden sposób cię nie informuje, dlaczego jeszcze nie możesz odwiedzić hrabiny, chociaż to byłoby logiczne po odnalezieniu grobu.
Ale klikanie wszystkiego na wszystkim? Zdarzyło mi się tylko 2 razy, a to tylko dlatego, że przeoczyłem jakiś przedmiot.
A polski wydawca jak zwykle da leniwej dupy i nawet napisów nie zrobi?
I co to zmienia? Taki jest rynek cyfrowej dystrybucji gier, inne kraje też mają ten problem. Główny powód jest taki, że przez cyfrową dystrybucję to twórcy sami muszą opłacać lokalizację, a nie jak dawniej robili lokalni pośrednicy z wszystkich krajów, w których grę sprzedawali. Już kurde nie wspominając o tym, że oni nawet nie mają wydawcę, to oni są wydawcami, a więc samodzielnie wydają, to nie ma kto im opłacić. Mało tego, to jest tylko studio indyków, ta gra to też indyk, oni nie są dużym zespołem o dużych finansach. To jakim cudem mieliby lokalizować wiele języków na własny koszt?