Drugi sezon Euforii to już nie serial. To poruszający pokaz artystowskich slajdów
Po obejrzeniu drugiego sezonu Euforii nie do końca jestem w stanie streścić, co się w niej zadziało od strony fabularnej. W pamięci pozostało mi z kolei mnóstwo pięknych ujęć oraz sekwencji i wiążących się z nimi emocji. Forma wygrała z treścią.

„Sztuka musi być niebezpieczna” – z takim luźnym przemyśleniem musiała zmierzyć się Lexi Howard, jedna z głównych bohaterek serialu Euforia, kiedy to jej osobisty spektakl teatralny uraził parę bliskich jej osób. Owe słowa są także doskonałą odpowiedzią na część dotychczasowych zarzutów widzów wobec tej jakże kontrowersyjnej teen dramy. Ma ona ponoć gloryfikować przemoc i zażywanie narkotyków, innymi słowy nastoletnie życie na krawędzi, estetyzować psychodeliczne tripy, szokować na siłę kosztem zdrowia psychicznego młodych widzów, niepotrafiących z rozsądkiem przyswoić prezentowanych treści. Sam Levinson mówi jednak wprost, że jego Euforia musi być w swoim przekazie tak agresywna, jak tylko się da. Drugi sezon to tego dobitny przykład. Jasne, trochę pretensjonalny, ale unikatowy na skalę światową.
Przy tym realizacyjnym piekle (albo niebie, jeszcze chyba sam nie zadecydowałem) pierwszy sezon wygląda trochę jak przygotowania do rozegrania partii szachów. Ktoś tam rozłożył szereg pionków na planszy, nie zapominając przy tym o najważniejszych figurach, nakrył do stołu i przygotował klepsydrę. Ta od samego początku drugiej części Euforii została obrócona do góry nogami i piasek przesypuje się w nieubłaganym tempie. Na ekranie widzimy wszystko i nic zarazem – pokaz przepięknych slajdów (których lepiej nie udostępniać epileptykom) o wymownym znaczeniu symbolicznym, ale fabuły w tym wszystkim tyle, co kot napłakał.
Niektórzy przeżyją drobne deja vu – Rue znowu musi walczyć ze swoim uzależnieniem, wybujałe ego Nate’a kolejny raz dochodzi do głosu w najbardziej drastycznych seksualnych i przemocowych kombinacjach, a Fezco nadal bawi się w dilerkę, będąc na wiecznie radosnym haju. Choć wszystkie te szachowe figury wykonały w ciągu tych ośmiu odcinków maksymalnie dwa, trzy ruchy do przodu, to i tak wiemy o nich nieco więcej, a przede wszystkim jeszcze bardziej z nimi sympatyzujemy. A nawet jeśli nie sympatyzujemy, to w końcu da się tych samotnych nastolatków trochę bardziej zrozumieć.

O wiele więcej miłości i atencji od twórców dostała natomiast w tym sezonie Lexi. W pierwszej serii stojąca gdzieś z boku – wycofana, nieśmiała, trochę niepasująca do całego towarzystwa. Tym razem jednak wchodzimy do jej głowy, a ta okazuje się pełna jakże celnych przemyśleń na temat dojrzewania. Euforia w końcu otrzymała pełnokrwistą postać, która rozumuje i działa jak większość widzów. Dziewczęca ostoja normalności, która musiała jednak dużo przejść, by zdobyć się na swoje trafne, choć miejscami nieco uszczypliwe uwagi pod adresem rówieśników.
Wszystko więc znów kręci się wokół postaci – każda z nich zmaga się ze swoimi demonami, jednak po zakończeniu sezonu większość problemów nadal pozostaje nierozwiązana. Mogłoby to irytować czy rodzić niedosyt, gdyby nie fakt, że każdy odcinek to osobny formalny eksces, i to na tyle pomyślany, że w pożyteczny dla zmysłów sposób wymęcza widza przez te kilkadziesiąt minut seansu (aż współczuję binge-watcherom). Znajdą się tu odcinki, w których co drugie ujęcie nakręcone zostało na czarnym tle w rozmytej, odrealnionej przestrzeni, wszystko oczywiście w towarzystwie onirycznej muzyki popowej (jest tu nawet Lana del Rey) oraz żywiołowej pracy kamery, jak i montażu. Nie wspomnę nawet o epizodzie wzorowanym na największych filmowych dziełach Jeana Renoira i Roberta Altmana czy o długaśnej, humorystyczno-tragicznej sekwencji, która mogłaby wylądować w serii komediowych gonitw spod znaku Benny’ego Hilla. Levinson strzela pomysłami realizacyjnymi na prawo i lewo, a te cały czas zaskakują rozmachem i świeżością.
Z całą pewnością można więc nazwać Euforię żywą postmoderną. Teen dramą ostateczną, którą jednocześnie trudno postrzegać w kategoriach zwykłej teen dramy, bo zamiast z linearną, rozgałęziającą się narracją, opowiadającą o rozterkach sercowych nastolatków, mamy do czynienia z pozytywnym przerostem formy nad treścią, w którym owe rozterki sercowe i tak są dość mocno akcentowane. Nie zdziwię się, jeśli wielu ludzi drugi sezon Euforii po prostu odrzuci, bo to już nie ten sam serial co wcześniej. Trudno to nawet nazwać zwykłym serialem. To ciąg epizodycznych eksperymentów na taśmie filmowej, które w awangardowy sposób przedstawiają kwestie prozaiczne, ale jakże nam bliskie i przy okazji ważne. Ja ten twórczy odlot w pełni pokochałem. I to bez żadnych substancji psychoaktywnych.
Ocena: 9/10
Więcej:Następny serial z uniwersum Gry o tron wystartuje za 4 miesiące i złamie tradycję serii fantasy
Serial:Euforia(Euphoria)
premiera: 2019dramatkryminał
Nowy sezon Sezonów: 2 Epizodów: 16
Euforia jest serialem opowiadającym historię Rue Bennett, nastolatki, która po zakończeniu odwyku narkotykowego stara się uporządkować swoje życie. Jej spojrzenie na świat zmienia się, gdy spotyka transseksualną dziewczynę. Produkcja należy do gatunku dramatów. Euforia to serial dramatyczny wyprodukowany dla HBO. Jego twórcą jest Sam Levinson (Kolejny szczęśliwy dzień, Arcyoszust). Przedstawia on losy 17-letniej Rue Bennett. Po zakończeniu odwyku narkotykowego stara się ona zaplanować swoją przyszłość. Jej życie zmienia się w momencie, gdy poznaje transseksulaną dziewczynę Jules Vaughn, która po rozwodzie swoich rodziców przeprowadza się do miasta Rue i stara się znaleźć swoje miejsce na Ziemi. W produkcji wystąpili między innymi Zendaya (Rue Bennett), Hunter Schafer (Jules Vaughn), Angus Cloud (Fezco), Jacob Elordi (Nate Jacobs), Sydney Sweeney (Cassie Howard) oraz Eric Dane (Cal Jacobs). Zdjęcia kręcono w Los Angeles i Culver City.