Gram w RDR2 na PC i – o rety – jaka to piękna katastrofa! - Strona 2
Rok czekania, miesiące spekulacji, wreszcie oficjalna zapowiedź Red Dead Redemption 2 na PC i kilka tygodni wielkiej ekscytacji… a potem wszystko zniweczone w dniu premiery przez katastrofalny stan portu. Na szczęście z łatki na łatkę jest coraz lepiej.
Optymalizacja metodą prób, błędów i restartów
Skoro mowa o pamięci i przycięciach, najwyższy czas sprecyzować, w oparciu o jaką platformę testową napisałem niniejszy tekst. Grałem w rozdzielczości 1080p na komputerze wyposażonym w procesor Core i5-4570 (3,2 GHz), 16 GB RAM-u i kartę graficzną GeForce GTX 1060 (6 GB). Jest to, nie da się ukryć, sprzęt niezbyt mocarny – ale zbliżony do tego z rekomendowanych wymagań gry podanych przez Rockstar Games (główną różnicę stanowi procesor; deweloper rekomenduje co najmniej Core i7-4770K).
Domyślnie zaproponowane dla takiej maszyny ustawienia oscylowały między średnim i wysokim pułapem, z pojedynczymi opcjami na poziomie ultra. Efekt? Grafika mniej więcej tak samo okazała jak na PlayStation 4 Pro, ale wyświetlana z płynnością z szerokiego i przeto niezbyt komfortowego przedziału 30–45 klatek na sekundę. Przyjrzawszy się uważnie tej domyślnej konfiguracji, doszedłem do wniosku, że mógłbym ją ręcznie zoptymalizować (np. podbić jakość drzew ze średniej na wysoką, a jednocześnie obniżyć do tego samego poziomu – z ultra – sprzętożerną szczegółowość cieni), posiłkując się wbudowanym w grę benchmarkiem. I tak zaczęła się moja dwugodzinna mordęga.

Od czasu do czasu zdarzają się graficzne artefakty (tutaj przy krawędziach ekranu). Można też zauważyć nagłe, nienaturalne zmiany oświetlenia.
Zaspokojenie apetytu gry na pamięć nie było końcem moich problemów z testem wydajności. Zaraz potem objawiła się frustrująca niestabilność pecetowego Red Dead Redemption 2. Trzy kolejne próby włączenia benchmarku kończyły się tym, że program wysypywał się do systemu – zawsze w tym samym momencie. Zjawisko przestało występować (na jakiś czas), gdy zmieniłem ustawienia. Teraz benchmark wysypywał się… do menu głównego, i to już na etapie ładowania. Dopiero uruchomiwszy grę ponownie, zdołałem przeprowadzić test wydajności do końca. I chociaż „crashe” już mi nie dokuczały, lądowaniem w menu kończyła się każda próba włączenia benchmarku z nowymi ustawieniami bez uprzedniego restartu programu… Na szczęście występowanie tych bolączek ustało – albo przynajmniej zostało bardzo ograniczone – już po patchu 1.14a.
W każdym razie, wracając do kwestii ustawień, koniec końców eksperymenty wykazały, że mogę cieszyć się płynnością w przedziale 35–50 klatek na sekundę, mając prawie wszystkie opcje na poziomie wysokim (niektóre musiałem zostawić na medium), a kilka nawet na ultra. To ostatnie dotyczy zwłaszcza tekstur – poziom ultra to absolutny mus, poniżej niego jakość grafiki leci na łeb, na szyję.
Jednak nie nacieszyłem się długo własnoręcznie zmajstrowaną konfiguracją. Po aktualizacji 1.14a gra automatycznie wróciła do domyślnych ustawień – ciekawostka: na skutek błędu tym razem zaproponowano mi prawie wszystkie opcje na poziomie niskim – a potem to samo nastąpiło jeszcze raz po patchu 1.14b. Wyobrażam sobie, że niejeden gracz zgrzytnął zębami, gdy jego wypracowane z mozołem optymalne ustawienia zostały zmienione ot tak. I pewnie zgrzytnie jeszcze nie raz i nie dwa po kolejnych aktualizacjach.
Oczywiście w ramach testów nie odmówiłem sobie przestawienia wszystkich pokręteł – z wyjątkiem MSAA – do pozycji ultra. Wówczas na „klatkomierzu” uwidocznił się drastyczny spadek, do 15–25 FPS-ów... ale bez równie drastycznej poprawy grafiki.
Nawiasem mówiąc, trudno znaleźć istotną różnicę w oprawie między najwyższymi ustawieniami pecetowymi a najładniejszą dotąd wersją gry – tą na Xboksa One X. Wydajność na komputerach wydaje się zaś niewspółmiernie niższa niż na konsoli, która utrzymuje stabilne 30 klatek na sekundę. Takie podejrzenie wzmaga to, co zobaczyłem na komputerze ekipy tvgry.pl. Mając na pokładzie kartę grafiki GeForce RTX 2080 Ti i grając na ustawieniach ultra w rozdzielczości 1440p, Arasz wyciągał niewiele ponad 60 FPS-ów (chwilami nawet troszkę mniej). I jakkolwiek RDR2 jest wyjątkowo ładną grą – choć też nie taką, która dystansowałaby konkurencję o lata świetlne – to spodziewałbym się po niej jednak lepszych osiągów na maszynie uzbrojonej w topowe GPU.
Słowo otuchy
Ostatnie lata ewolucji gier w pecetowych wydaniach przyzwyczaiły nas do tego, że wizualne – i wydajnościowe – różnice między niskim i wysokim poziomem ustawień wideo nie są duże. Red Dead Redemption 2 na PC nie wpisuje się w ten trend. Rzućcie tylko okiem na screeny porównawcze, które zamieściliśmy poniżej – od konfiguracji „low” do „ultra” rozciąga się potężna graficzna przepaść. Taka sama przepaść zieje między obydwoma zestawami ustawień w odniesieniu do liczby klatek na sekundę. Dzięki temu pojawia się szansa, by zagrać w RDR2 nawet na leciwym, wieloletnim komputerze... Tylko kto by chciał oglądać najładniejszą grę generacji w tak wykoślawionej formie?


Po lewej gra z najniższymi ustawieniami jakości grafiki (niezachwiane 60 klatek na sekundę z synchronizacją pionową), po prawej – z najwyższymi bez MSAA (20 FPS-ów).
Skoro już chwalę pecetowy port, wspomnę o sterowaniu. Prawdę mówiąc, miałem co do niego równie duże obawy, jeśli chodzi o konwersję, co w przypadku optymalizacji. Na konsolowym padzie powodowanie koniem czy nawigowanie po kołowym menu podręcznego ekwipunku sprawiało mi pewne problemy nawet po wielu godzinach gry, więc nie byłem przekonany, czy Rockstarowi uda się intuicyjnie przenieść kompleksowe, bądź co bądź, sterowanie na klawiaturę i myszkę. Na szczęście udało się, kto wie, czy nie z lepszym skutkiem niż w oryginalnych wydaniach gry.
Szczególnie cieszy mnie funkcja lewego klawisza Alt, któremu domyślnie przypisano konfigurowanie interfejsu w locie – jeden z najwspanialszych elementów sterowania w Red Dead Redemption 2, zwiększający immersję jak nic innego, na pecetach działa jeszcze wygodniej niż na padzie. Zresztą nie trzeba zadowalać się domyślnym obłożeniem klawiszy, bo oczywiście można je sobie dowolnie zmodyfikować. Ten ekran konfiguracji zrobił na mnie szczególne wrażenie – Rockstar rozpisał sterowanie nawet dla każdej minigry i każdego menu osobno. Przewijałem listę przycisków i przewijałem, a końca nie było widać.

Sytuacja RDR2 może nasuwać skojarzenia z niesławnym pecetowym portem GTA IV - ale zaręczam, nie jest aż tak źle.
Pochwała należy się też „gwiazdom rocka” za nowy tryb fotograficzny. Choć sam nie jestem entuzjastą „cykania” screenów, doceniam, że deweloper przygotował kompleksowy zestaw narzędzi dla graczy, którzy chcieliby szybko i sprawnie uchwycić piękno scen w grze, bez sięgania po klimatyczny wprawdzie, ale niepraktyczny aparat z ekwipunku Arthura Morgana. Zdając się na opinię kogoś, kto potrafi zrobić użytek z podobnych „zabawek” – a taką osobą jest niewątpliwie DM – z przedpremierowego pokazu RDR2 na PC wnioskuję, że amatorzy wirtualnej fotografii odkryją tu spore pokłady frajdy.
No i jest jeszcze sprawa wsparcia dla modów. Teoria głosi, że gra jest równie podatna na przerabianie jak GTA5 – czyli bardzo, bardzo podatna – ale na przekonanie się o tym osobiście oczywiście musimy jeszcze troszkę poczekać. Na razie moderom udało się np. odblokować opcję zmienienia postaci bohatera w dowolne zwierzę. To całkiem niezły początek, nieprawdaż?
Uzbrojeni w cierpliwość, nie opuszczajcie gardy
Śledząc moje perypetie z Red Dead Redemption 2 na PC, być może odnieśliście wrażenie, że pecetowy port to kupa złomu, z którą nie da się zrobić nic pożytecznego. Aż tak źle na szczęście nie jest. Gdyby nie dziennikarski obowiązek, odpuściłbym sobie majstrowanie przy ustawieniach graficznych i po prostu grał, zadowalając się tym, co zaproponowano mi domyślnie... O ile uznałbym na dłuższą metę niestabilne 35 klatek na sekundę za zadowalającą wydajność przy średnio-wysokiej konfiguracji.
Przed instalacją patcha 1.14b musiałbym też wciąż mierzyć się z problemem „pamięciożerności” programu, czyli regularnymi przycinkami. No i pewnie niejeden raz popomstowałbym na autorów po wysypaniu się gry do systemu w środku misji... Ale generalnie RDR2 na komputerach działa i da się na tej platformie czerpać z niego taką samą przyjemność jak na konsolach. Mając łut szczęścia.
Spróbujmy zmierzyć się z ostatecznym pytaniem: czy Red Dead Redemption 2 na PC warte było tak długiego czekania? Oczywiście odpowiedź nadal nie będzie ostateczna, bo Rockstar w pocie czoła wciąż łata grę.
Gdyby ktoś powiedział mi, że zwlekał z zagraniem rok i koniecznie musi zatopić kły w RDR2 już teraz, zaraz – doradziłbym machnięcie ręką na port i wybranie wersji konsolowej. W tej chwili szkoda nerwów na szarpanie się z niedorobionym wydaniem pecetowym. I tak większość z Was nie dysponuje maszyną, która pociągnie ten tytuł w stabilnych 60 klatkach na sekundę z grafiką równie ładną jak na Xboksie One X czy nawet PS4 Pro (co innego, jeśli jesteście gotowi na kompromisy). Poza tym konsolowy egzemplarz dostaniecie za dwie trzecie ceny komputerowej kopii – lub nawet połowę, jeśli bierzecie pod uwagę rynek wtórny.
Gdyby natomiast ktoś powiedział, że skoro czekał cały rok, to jest gotów poczekać jeszcze jeden – w takim wypadku Red Dead Redemption 2 na PC może stać się grą wartą świeczki. Z upływem czasu powinno się tu zmienić bardzo wiele, już teraz – po dwóch tygodniach – jest znacznie lepiej niż w dniu premiery. Ale nawet jeśli Rockstar Games koniec końców nie zdoła połatać wszystkiego i poprawić optymalizacji, to fani – moderzy, znaczy się – wezmą sprawy w swoje ręce i przypuszczalnie zdołają wypolerować grę na wysoki połysk. Wystarczy tylko jeszcze trochę poczekać.
O AUTORZE
Z pecetową wersją Red Dead Redemption 2 spędziłem kilkanaście godzin (większość w trybie fabularnym, kilka w Red Dead Online). Skupiłem się w tym czasie na analizowaniu warstwy technicznej i wyłapywaniu różnic względem wydań konsolowych. Wcześniej zainwestowałem w ten tytuł ponad 100 godzin, przechodząc go na Xboksie One X (oceniłem tę wersję na 9,5), więc myślę, że byłem nieźle przygotowany do testu pecetowego portu.
ZASTRZEŻENIE
Bezpłatny egzemplarz gry do testów otrzymaliśmy bezpośrednio od jej polskiego wydawcy, firmy Cenega.