Z cyklu życiowe decyzje: gdzie mieszkać.
"Życiowe" tematy zaliczają ostatnio hossę, a ponieważ stuka mi dzisiaj kolejny rok żywota, postanowiłam jeszcze_bardziej_wydorośleć i zacząć rozwijać poważną przyszłość. Zatrzymałam się szybko, bo na etapie kwestii mieszkania. Będę wdzięczna za opinię osób doświadczonych.
Miejsce: na 90% Trójmiasto - Gdańsk.
Problem: nowe czy używane?
Czynnik zaporowy: kredyt.
W temacie kredytów jestem kompletnie zielona, ale ponoć jeśli chodzi o mieszkania-nówki, to w zasadzie jest to decyzja banku, a nie klienta - na podstawie zdolności kredytowej przedstawiają propozycje. W szybkim rachunku oceniam swoje własne możliwości na max. 40metrową "klitkę" na przedmieściach.
Dlatego obstawiam praktycznie bezlimitowe /?/ kupno mieszkania używanego - w rozsądnej dzielnicy, z fajnym metrażem /celuję +/- 60m2/, dostępne od ręki, w sensie wprowadzam się i mieszkam, i sukcesywnie sobie wszystko remontuję. Wszak kupno nówki to nie sztuka, solidny kawałek grosza trzeba jeszcze włożyć w wykończenie i wyposażenie. W "używce" ten problem mógłby rozłożyć się na parę lat.
Cały radosny plan przyćmiewa opinia chłopaka, który, wzorem kolegów z pracy, najchętniej kupiłby nówkę w cudnym osiedlu /bo jakoś tak się brzydzi mieszkać w blokach z lat 80/90, że o wieżowcach nie wspomnę/, a w razie potrzeby /przy czym "potrzeba" oznacza w wolnym tłumaczeniu gromadkę dzieci/ kupił drugie mieszkanie /za kolejny kredyt/, a poprzednie wynajął za takie pieniądze, by "samo się spłacało". Podobno "wszyscy tak teraz robią".
Ponieważ jestem z natury uparta, uważam, że tylko mój pomysł jest sensowny ;) Ale wdzięcznie poczytam, najchętniej spostrzeżenia innych doświadczonych, którzy tę kwestię mają za sobą lub w trakcie, bo suma sumarum to nie wiem, który pomysł jest tak naprawdę sensowniejszy.
...a poprzednie wynajął za takie pieniądze, by "samo się spłacało". Podobno "wszyscy tak teraz robią".
Radziłbym zachować ostrożność. Wszystko wskazuje na to, że ta opcja przejdzie do historii. Znacznie trudniej będzie wynająć mieszkanie za dobre pieniądze, a jeszcze trudniej przyjdzie je sprzedać. Podobno single mają spory problem z kredytami, banki ich nie lubią.
a w razie potrzeby /przy czym "potrzeba" oznacza w wolnym tłumaczeniu gromadkę dzieci/ kupił drugie mieszkanie /za kolejny kredyt/, a poprzednie wynajął za takie pieniądze, by "samo się spłacało". Podobno "wszyscy tak teraz robią".
Moja mama siedzi w sprzedaży nieruchomości już długi okres czasu i sporo się nasłuchałem na ten temat, krótko nawet pracowałem w agencji nieruchomości, więc mogę powiedzieć - jeżeli chcesz mieć spokojne życie, to nie próbuj tej metody.
Oczywiście, może się zdarzyć, że wszystko będzie OK - trafi się chętny na wynajem, zgodzi się na cenę w postaci raty waszego kredytu i wszyscy będą szczęśliwi.
Niestety nieruchomości to bardzo, bardzo podatny na kryzys rynek - lekki kryzys (albo nawet duży - wszystko wskazuje na to, że prędzej czy później podobny jak do tego z końca ostatniej dekady się pojawi) i wszystko bierze w łeb. Ceny w dół, kredyt ciężko dostać, chętnych na najem nie ma - może się zdarzyć wszystko.
Jak lubicie ryzyko - to proszę bardzo. Jak wolisz spokojne życie - nie radzę. Można wygrać, ale jak wszystko zacznie się sypać, to czekają was bezsenne noce i masa stresu. Radzę taką opcję MOCNO przemyśleć :)
Z tym kupowaniem mieszkania, by "samo się spłacało" przedmówcy mają rację. Dawniej było to rozsądne posunięcie, dziś nie warto.

A nie możesz sobie znaleźć jak normalna Polka chłopa z mieszkaniem? :P
Mnie akurat "szczęście" 40-letniego kredytu ominęło, bo rodzice wybudowali jeden duży dom, który jest podzielony na dwa osobne mieszkania, więc u mnie to tylko kwestia wykończenia jednego. Zwłaszcza że w moim miasteczku, który jest dziurą zapomnianą przez Boga ceny gruntów/wynajmu są srogie... swego czasu wszyscy pootwierali gały ze zdumienia gdy ktoś kupił 105 mkw gruntu za milion złotych... o tej ------->
Co do spłacania poprzez wynajem - za ile chcielibyście je wynajmować? Tysiąc-półtora? Srogo trochę...
gnoll
Passe. Teraz na czasie jest wyhaczenie dziewczyny, która ma mieszkanie i samochód. ;D
A co do spłacenia przez wynajem, IMHO to jest rzecz praktycznie niemożliwa do określenia, bo ten ewentualny wynajem nastąpiłby za plus minus 10 lat - i ciężko powiedzieć, jakie ceny by wówczas "chodziły"...