Na początek trzeba wziąć poprawkę na to kiedy gry mają prawdziwą premierę. Lata temu grę kupowało się kompletną i gotową, wychodził patch mający czasem 1-2 mb i w takiej wersji można było grać latami, w pudełku często masa dodatków, koszulek, map, figurek itp itd. Obecnie kupujesz pudełko na płytę DVD, często z naklejonym kodem steam w miejsce płyty ...i to wszystko. 2 dni po premierze wychodzą dlc, wycięte z gry przed premierą i patche potrafiące mieć kilkadziesiąt GB, finalna wersja gry ze wszystkimi dodatkami i w formie grywalnej, niezabugowanej wychodzi na rok po premierze jako gold edition czy o innej fikuśnej nazwie i to taką premierę uważam, za jedyną właściwą.
Teraz przeliczenie gra/średnia pensja. W latach gdy gry były najtańsze w moim regionie bezrobocie wynosiło realnie ze 40% (zakłady upadające na potęgę i przynajmniej jeden bezrobotny w każdej znanej mi rodzinie), zarabiało się często 500-800 zł na czarno, umowa to był rarytas a na umowie najczęściej najniższa krajowa, w tamtych latach gra z bazaru za 15 zł często była ogromnym wydatkiem, gra za 100 zł to była już abstrakcja, dodać do tego fakt, że często trzeba było po nią pojechać do większego miasta. Obecnie pracę za 2500 netto z umową od pierwszego dnia można znaleźć maksymalnie w 3 dni i to nawet na prowincji, jeśli kogoś interesuje budowlanka, konstrukcje stalowe czy wszelakie delegacje to pensje zaczynają się od 5000 netto. Bezrobocie jest na prawdę marginalne, dotyczy głównie kobiet przed emeryturą i wszelakich niedopitków i walencjuszy w różnym stadium alkoholizmu. Przeliczyć to sobie na gry komputerowe każdy może sam, ale jeśli ktoś twierdzi, że 10-20 lat temu można było kupić więcej gier komputerowych to musiał chyba przyjść na świat w rodzinie posła albo wziętych adwokatów i nigdy nie wystawić bogatej d... z zamkniętego osiedla, reszta narodu głównie walczyła o przeżycie, szukała zakładu, który miał szansę nie upaść i nie przeliczała wypłaty na premierowe gry. W tym momencie każdy nastolatek może mieć półki pełne nowych tytułów, kiedyś cieszył się jak miał lepsze buty do gry w piłkę.
Podsumowując, obecne czasy pod względem siły nabywczej i poziomu dobrobytu biją na łeb wszystko co pamiętam od dobrych 30 lat. Młodszym użytkownikom, urodzonym po 2000 roku radzę nie brać poważnie tych przeliczeń z fujary. Lata 1990-2007 kojarzą się bardziej z szarzyzną, postkomunistyczną biedą, kombinatorstwem, ogromnym bezrobociem i straconą młodością. Na pewno nie z tanimi grami.
Redakcjo wasze wyliczenia są błędne pod względem pensji polaków. Uśredniliście swoje obliczenia za pomocą średniej krajowej to nie jest do końca błąd, gdyby nie jedno ale..
Średnia krajowa jest zawyżona przez zarobki (tu mogę się nieco mylić) około 10 procent całej populacji polski najwyżej zarabiającej głównie w wielkich aglomeracjach takich jak Poznań czy Warszawa lub Wrocław. Nie wzięliście pod uwagę, że zdecydowana większość polaków zarabia najniższą krajową, za którą nawet nie można się dziś utrzymać, a co dopiero kupować towary luksusowe. Niestety gry to są właśnie takimi towarami. W miejscowościach do 40 tyś, takich jak ta, w której mieszkam, tylko pracownicy jednostek samorządowych (mam na myśli urzędników i nauczycieli, bo np. sprzątaczki zarabiają już mniej) oraz firm skarbu państwa, a także właściciele firm prywatnych zarabiają więcej niż najniższa krajowa. Dlatego uważam, że polaków dziś po prostu nie stać na kupno gier, co najwyżej jedną na kilka miesięcy, a wyliczenie na podstawie średniej polskiej krajowej pensji jest nieprawidłowe, bo nie przedstawia ona w rzeczywistości siły nabywczej polaków. Prawda, są tzw. 500+ ale i one przekłamują obraz, bo nie wszyscy z niego korzystają, a same koszty utrzymania pochłaniają te dodatkowe pieniądze. Nie zapominajmy oczymś takim jak inflacja, która obecnie pochłania dodatkowo pieniądze polaków, wypracowane dzięki wzrostowi gospodarczemu, który obecnie już się kończy. Po za tym wyniki niedawno przedstawionych przez GUS danych o stanie ubóstwa w Polsce, jasno stwierdzają, że poziom ubóstwa obywateli naszego kraju w 18 roku wzrósł (jeśli się nie mylę) o 1% w stosunku do roku poprzedniego nawet wśród osób pracujących zawodowo a wynosi obecnie 13% w ogólnej populacji. Więc reasumując wasze badania są moim zdaniem błędne i nie przedstawiają prawdziwych możliwości finansowych polaków, których na granie w nowości po prostu nie stać. Niestety podobna sytuacja miała miejsce i kilka lat temu. Dzisiaj jest nawet gorzej, bo ceny są horrendalnie wysokie, niemniej jednak wszyscy o czymś jeszcze zapomnieli, także i wy drodzy redaktorzy. Jeszcze jeden ważny czynnik. Ceny nowych gier w Polsce przez lata się nie zmieniały, bodajże od roku 2004 właśnie do roku 2018, dlatego rzeczone podwyżki cen, były szokiem dla polskiego klienta.
Ile razy jeszcze trzeba będzie powtarzać, że opieranie się w "analizach" o gusowską średnią płac sprawia, że wnioski z tychże "analiz" można sobie o kant dupy rozbić?
Były tańsze. Wystarczy porównać cenę premierowe Battlefieldów, czy nawet Assassinów.
Teraz niektóre indyki potrafią kosztować koło 100zł.
Gry tanieją szybko, problem w tym, że tanieją słabsze gry, albo mało popularne.
W latach 2010-2015 gry były faktycznie tańsze. Gry pecetowe kosztowały 120-150 zł, maks 200, ale to w przypadku nielicznych tytułów, takich jak Diablo 3. Przez 4 lata cena gier poszła w górę o 100 złotych. Zarobki co prawda również wzrosły, ale nie o tyle, co w stosunku do przełomu 90/00. Także w przypadku rynku PC gry podrożały (nie liczę tutaj wszystkich wyprzedaży, bundlów itd., chodzi o premierówki).
Jeśli chodzi o konsole, cen pozostała bez większych zmian. Może jedynie nastąpiła podwyżka z 230 do 250, ale to też nie w przypadku każdej gry.
Niestety, nie zauważono tu jednej rzeczy. Cena może pozostała ta sama, ale zawartość uległa pogorszeniu. Co z tego, że za premierówkę płaci się 250, jak za pełną zawartość w premierowych edycjach gold wydawcy życzą sobie 300, 350, a skrajnych przypadkach nawet 500 złotych?
https://www.youtube.com/watch?v=vcebekI9F7g
https://www.youtube.com/watch?v=ZM4Dx33p57M
Tyle dobrze, że coraz częściej gry szybko tanieją. Takiego RAGE'a 2 można już kupić za 140.
Kiedyś brałem 50 złotych na zakupy i wracałem do domu z dwiema grami i jedzeniem na cały weekend.
A teraz wszędzie te kamery, bramki, ochroniarze...
Kiedys w kioskach mozna bylo kupic dobre gry za 20 czy 30zl. Np Giant Obywatel Kabuto czy Original War. A teraz jak dadza cos lepszego do gazety to jakies kilkuletnie gry.
W latach 90-tych twierdzono że gry są drogie przez piractwo, teraz kiedy piractwo jest marginesem o dużo mniejszej skali gry są 2-3razy droższe , a to dopiero początek już wydawcy badają granicę 500 zł wersjami premium że skinem w gratisie.
Skoro twórcy twierdzą, że nas stać na kupowanie gier po 300zł to ja myślę, że rynek szybko weryfikuje, czy twórców stać... na piractwo i g2a :)
Usprawiedliwiacie wszystko wzrostem wynagrodzeń Polaków. Dziwne tylko, że w USA przez te lata cena skoczyła z 50 do 60 dolarów, czyli o 20%, a u nas ze 140 do 250 czyli o 80%.
Płakać mi się chce, że nawet ci niby biedni ruscy mogą sobie pozwolić na więcej gier niż my. To jest ten cudowny zachód o który walczono?
P.S. "nie warto przy tym psioczyć, jak to kiedyś było lepiej, a gry mniej nas kosztowały, bo realnie wcale tak nie było – może i z okładek kusiły nas niższe ceny, ale i my w tej naszej III RP zarabialiśmy adekwatnie mniej" - pamiętajcie, że większość waszych czytelników wtedy brała kieszonkowe, a nie pensje. Jego wysokość nie ulega zmianie wysokości jak zarobki - 100zł miesięczne wnusio dostawał 15 lat temu i nadal tyle samo dostaje dzisiaj. I 15 lat temu kupił za to 1 grę, dzisiaj kupi jej pół.
Poza tym dochód rozporządzalny praktycznie się nie zmienia - zarabiamy więcej ale wszystko kosztuje coraz więcej, więc realna kwota którą możemy przeznaczyć na gry jest stała - wcześniej było to np. 500 zł, teraz jest 750, ale co z tego skoro gry proporcjonalnie zdrożały?
P.P.S. Autor artykułu ewidentnie stara się przepchnąć pewną ideologię pomimo tego, że zaprezentowane przez niego dane jej przeczą. Przecież czarno na białym pokazane jest, że w 2012 czy 2013 relacja zarobków do ceny gier była wspaniała. Nawet w 2001 było nieźle. Po co się tak czepiać tego roku 1995 skoro wtedy niektórzy czytelnicy dopiero się rodzili lub jeszcze ich na świecie nie było więc nie mają na co narzekać? To właśnie lata 2000-2005 były początkiem pokolenia graczy.
Oprócz tego co jest w artykule, to warto zauważyć że jest też masa darmowych gier jak na przykład World of Warships, DOTa, LOL, Battle for Wesnoth, Alien Swarm. Często są darmowo rozdawane ciekawe kilkuletnie tytuły a liczne przeceny pozwalają kupować w cenach nawet niższych niż kiedyś. Jeśli będziemy rocznie kupowali tyle gier ile w latach 2000 to przy obecnej ilości wydawanych gier będziemy bardzo do tyłu co oznacza że czekają na nas nieograne gry które będzie się dało kupić za 100zł. Więc ogólnie moim zdaniem nie dość że zarabiamy więcej to wydaje mi się że przeciętny koszt gry jaką nabywamy (a przynajmniej ja) jest zbliżony do tych które były kiedyś.
Oczywiście że kiedyś gry był tańsze. Kiedyś za edycję kolekcjonerską płaciłem mniej niż teraz za wydanie zwykłe.
Biorąc pod uwagę inflację i zarobki, to teraz jest zdecydowanie łatwiej kupić grę. Nie wspominam nawet o promocjach następujących szybko po premierze, grach F2P, albo tanich grach multiplayer z mikropłatnościami. Jak ktoś jest na budżecie, to i tak można przebierać w grach, szczególnie że mamy szeroki wachlarz starszych pozycji. W latach 90 i początku 00 jak ktoś był na budżecie to pozostawało patrzeć na pulpit, albo piractwo.
Próbował już ktoś logować się przez VPN na rosyjski lub japoński steam żeby kupować w niższej cenie?
Kolejny przykład - gry z serii Colin McRae Rally kosztowały w dniu premiery 99zł (były to lata 2000-2005). Wtedy wydawało mi się, że to drogo, ale z perspektywy czasu widać, że to były śmiesznie małe kwoty. Obecne gry od "Twórców Kodu" kosztują dwa razy tyle, a nawet więcej - DiRT Rally 2 kosztował chyba około 250zł, a F1 2019 - 199zł.
"Zarabiamy prawie cztery razy więcej niż dwadzieścia lat temu – ale za gry nie płacimy cztery razy drożej." Fajnie, że bierzecie pod uwagę cenę z wersję standardową - 250 co daję nam połowę zawartości, za resztę należy zapłacić kolejne 170 (w przypadku Assassin's Creed) co daję nam 420 na premierę. Nie muszę chyba przypominać, że kiedyś zawartość nie była wycinana z gry i sprzedawana oddzielnie.
Niestety, Polska to zadupie i trzeba się z tym pogodzić
Innym aspektem, który mógłby być brany pod uwagę to obecne ceny DLC w stosunku do dawnych expansion packów.
Jak to było :D zarabialiśmy marnie a każdy miał zawsze najnowsze gry zaraz po premierze hmmm :) coś nie bywałego ! Piękne czasy :)
Boshe... ludzie (znaczy autorzy tekstu)!!! Za to, co wy tu wyczyniacie ze statystyką i ekonomią w dawnych czasach musielibyście je zabrać przed ołtarz.
No masarka... Jedyne, co z tego rzeczywiście wynika to fakt, że kiedyś gry faktycznie były droższe w relacji do zarobków. Ale dalej to już jest słabo.
Wyliczenia w oparciu o samą średnią krajową są prawie totalnie bez sensu. Tzn. coś nam to mówi, ale właściwie to do niczego nie da się tego przyłożyć, bo tak działa ta średnia. Zamiast tego dużo lepiej posługiwać się dominantą, czyli najczęściej pojawiającą się wartością. Już samo to mogłoby istotnie zmienić liczbę gier na miesiąc z pensji w sposób istotny.
Poza tym autorzy ignorują zjawisko zmiany wartości pieniądza w czasie i inflację. Bo wzrost wynagrodzeń wcale nie podąża równo za inflacją. Gry mimo tego, że są dla nas ważne, to nie są taką kotwicą, żeby do nich robić wyliczenia zmiany wartości naszych wynagrodzeń w czasie. Po to też robi się koszyk produktów do wyliczenia inflacji. Wypadałoby też zwrócić uwagę na to ile kasy zostaje nam w kieszeni po opłaceniu wydatków koniecznych - mieszkanie, media, konieczne jedzenie itp., czyli dochód rozporządzalny. Ten też się zmienia i jeżeli nie ma ciężkiego kryzysu to raczej rośnie.
Uwzględnianie wszystkich zmiennych byłoby na pewno bardzo ciekawe, ale też trudne. Dlatego można się posłużyć parytetem siły nabywczej. Jest to przy okazji dobre narzędzie do porównania wartości gier w różnych państwach.
To nie jest żadna czarna magia, ani wiedza tajemna. Jak już ktoś się zabiera za artykuł na trzy strony, to mógłby poświęcić pół godziny na dokształcenie się z podstaw metodologii takich wyliczeń.
Albo nie, może też pisać o 3,98 kończyny. To tak jak powiedzieć na grillu, że jak mój pies ma patyk, a ja mam wołowinę, to średnio mamy po szaszłyku.
Zaznaczam, iż wrogiem Steama nie jestem, ale trzeba też brać pod uwagę, że dostajemy klucz, a nie naszą płytkę.
Jak zrobiliśmy film o problemach gracza na polskiej wsi to podniosły się głosy, że przesadzamy. Tzn. "jeśli u mnie jest szybki internet to u Was na pewno nie jest tak źle".
Każdy patrzy na liczby w artykule ze swojej perspektywy. I jest to perspektywa dająca do myślenia.
Wszystkie wyliczenia średniej pensji i jej wartości budzą do tego jeszcze kontrowersje, bo...
regionalnie nawet w Polsce kasa ma różną wartość.
Pensja 2000 zł w małym miasteczku to co innego niż 2000 zł w Krakowie czy Warszawie.
Pamiętam zaskoczenie, jak na wyciecze do Malborka zobaczyłem, że w piekarni ceny były tak o dobre 30% w dół względem Gdańska.
Kojarzę też jakąś analizę (niestety źródła nie pamiętam), że szczególnie przechlapane mają biedni właśnie w dużych miastach, gdzie same ceny najmu są nieraz zabójcze.
Wyżej wspomniano o stałości kieszonkowego - cóż, biedna byłaby młodzież, jeśli rodzice, zarabiający więcej swoim dzieciom dawaliby - relatywnie - coraz mniej. Kiedyś pół litra coli dało się kupić za 2 zł - dzisiaj bliżej już 3,50 czy 4 zł.
Za 100 zł miesięcznie młody człowiek realnie musi zaciskać pasa. Przecież na mieście piwo w Krakowie kosztuje 9-12 zł ;)
Ale tu mówimy o produktach spożywczych, których ceny rosną i będą rosnąć. Najlepiej w tej sytuacji oczywiście mają dobrze zarabiający, bo wzrost cen żywności nie przeżera im budżetu na rozrywkę. Co więcej, rozrywka, technologia jest tańsza niż kiedyś. Bo też porównując, Polak sobie może kupić dziś nową konsolę za 1/2 albo 1/3 pensji.
Tylko się wydaje że było taniej, sprawdźcie ile wcześniej wynosiły zarobki. Teraz jest drogo ale w takich sklepach jak microsoft czy sony, bo gry w cenie ponad 200-300zł to normalka. Wersje pudełkowe (co dziwne) i tak są tańsze. Na premierę to chyba dzieciaki którzy mają bogatych rodziców chyba kupują (bo kto normalny pracujący za średnią wydawałby ponad 300zł za jedną grę, chore). Ja jak mam zamiar coś kupić to kupuję rok po premierze jak cena wynosi lekko ponad 100zł. Pozdrawiam.
Może w czasach gdy CD Projekt dawał tańsze gry w polskiej wersji, zdarzały się premierowe wydania za 19.99zł.
Pamiętam, jak w 2000 roku kupiłem pierwszą część The Sims. Gra była wtedy ówczesną rekordzistką - kosztowała ona podczas premiery "aż" 139zł.
W obecnych czasach raczej się nie kupi gry w takiej cenie w dniu premiery. Zazwyczaj kosztują one o 110zł drożej. Choć akurat F1 2019 kosztowała 199zł.
Pamiętam czasy PS1 - wtedy zarabiało się 700-900zł a taki Resident evil 2 kosztował 239zł...Więc taniej raczej nie było,biorąc pod uwagę dochody.Jedyny plus tamtych czasów to że nie było tych cholernych DLC i sklepów z MTX a człowiek kupował pełnowartościowy niepochlastany produkt...
Pan rosjanin był najlepszy :D Pamiętam tam kupione Diablo 1, KKND, Rainbow Six, Carmageddon 1 (niestety trafiłem na wersję z zieloną krwią) itd. Wspaniałe czasy :)
Ja pamiętam Settlers 3 na premier było ponad 180zł. A dla ucznia podstawówki to była nierealna kwota.
Z tego co pamiętam to dopiero po 2000 cenny spadły i można było na coś sensownie uzbierać lub wyżebrać od rodziców.
Były tańsze ale głównie właśnie w sklepach wysyłkowych, bo tak poza nimi nie było takiej taryfy ulgowej, no chyba że mówimy o reedycjach Extra Klasyka itp. Wtedy to kupowałem Fallouta 2 za 20zł w 2002 może 2003r,
Pamiętam jak oryginalne gry na PSX stały w Empiku w przeszklonej gablocie jak dobro luksusowe. W tamtych czasch pirat z bazarku za 30 zł dawał po kieszeni, a o oryginalne za 1/3 wypłaty nikt nawet nie śnił.
O Boże... Pamiętam swoje łzy szczęścia, gdy w lato 2001 r. zagrałem w Baldur's Gate.
I łzy rozpaczy, gdy zobaczyłem cenę Baldur's Gate II - bodajże 160 zł. I jeszcze 80 zł za Tron Bhaala, który już wtedy wyszedł.
Jeszcze przez parę lat ta cena była zaporowa dla biednego gimnazjalisty.
Gry były tańsze ale i zarobki były mniejsze. Kiedyś te 150 to było tak dużo jak teraz te 250 tylko po prostu z perspektywy czasu wydaje nam się, że to było mniej. Oczywiście mówię to ze swojej perspektywy kiedy jako biedny gimnazjalista, albo uczeń podstawówki miało się wydać 150zł za grę to panie skąd na to piniążki :) Wtedy te 150zł wydawało się kolosalną sumę w porównaniu do dzisiejszych 250zł.
Hehe a co to TVPiS?
Corpo wspaniałomyślnie obniżył nam ceny podnosząc je o stówkę.
Oj tak - kiedy mogłem tylko pomarzyć o lepszej konsoli, niż Sega Mega Drive i wchodziłem do sklepu z grami - ten Turok albo Star Fox na N64 za 459 złotych xDDDDDDD
Pamiętam te czasy (okolice 2007/2008 roku) gdy przeglądało się CDA i wszędzie wyskakiwały reklamy najnowszych gier, które w dniu premiery kosztowały 99zl. W tej chwili pecetówki kosztują 2x razy więcej, a naprawdę wątpię, aby średnie zarobki też zostały podwojone.
W przypadku konsol raczej mało się zmieniło choć pamiętam, że na premierę często można było nabyć gry za około 180/190zl.
Ja za PO zarabiałem 1650-1850zł, a teraz ponad 2600-2800zł (Ta sama praca). Jedzenie droższe, ale i tak mogę więcej odłożyć niż za poprzednich rządów.
co prawda w 2000 roku jak marzyłem o nowej grze na PSXa za 200 zł (jeszcze nie pracowałem) to dla moich rodziców był to wydatek grubo ponad stan. Kiedyś wiadomo mniej się zarabiało ale też za 200 zł można było znacznie więcej kupić niż obecnie, inflacja robi swoje. Cena nowych gier nadal waha się w tej granicy ale kiedyś za dwie stówy miałeś dwa wózki żarcia w markecie. Za 10 zł kupiłeś 2 piwa i paczkę ćmików a za 20 zł miałeś pół litra sok i ćmiki. za 100 zł piłeś przez tydzień do nieprzytomności. :) dla przykładu na Ukrainie za pół litra wódki w 2007 płaciło się 2,5 zł za paczkę ćmików L&M 50 gr. :) obecnie inflacja ich tak zjada, że ceny są bardzo zbliżone do cen w Polsce. za pół litra wódki płacisz 20 zł jak u nas a za paczkę L&M 5 zł (tu jest jeszcze spoko) :)
Ceny cenami, wyliczenia wyliczeniami, ale ja jako niewygórowanie zarabiający polak(pensja rzędu 3k netto/msc) wychodzę po prostu z założenia, że szkoda mi wywalać blisko 250zł na premierowe tytuły. Nie uważam, że twórcom nie należy się zarobek, wynagrodzenie, ale tu przychodzi zwykła mentalność w stylu "szkoda mi tyle wydać na grę. Wolę tą kasę przeznaczyć na inne cele, a gier jest dziś tyle, że i po niższych i bardziej atrakcyjnych cenach idzie dostać zacne tytuły". Pamiętam czasy, gdy jako dzieciak jarałem się premierkami za 99zł, jeszcze kupionymi przez rodziców. Lata lecą, gry zdrożały, człowiek starszy, "wszedł w życie", nie ma już tyle czasu na granie, więc i szkoda wywalać tyle na grę. Ja premierek nie kupuję w ogóle, ale nie dlatego, że mnie nie stać, a dlatego, że mam i tak już masę innych(i z czasem już tańszych) gier do ogrania, a czasu na to znacznie mniej. Gry leżą odłogiem, więc po co mi premierki za tyle kasy, jak wiem, że z czasem kupię je taniej i i tak w nie zagram.
Za "Heart of the Tiger" (Wing Commander III) zapłaciłem coś w okolicy dwóch stów.
4 płyty i marnej jakości filmy w przerywnikach które i tak powodowały radosne uniesienia. Moc materiałów w pudełku. Nawet zdaje się były po polsku (choć pewności nie mam) Książeczka z opisem maszyn i broni. Jakieś dodatki.
Znajomy również (o wiele wcześniej) wybulił na Ultimę (nie pamiętam jak część. Wersja kolekcjonerska a wewnątrz pudełka mapa i to nie na papierze tylko jakimś zacnym materiale. "Grzałkę" miał z miesiąc co najmniej. Z Hospitalizacją włącznie. A ja razem z nim bo go lubiłem choć gry nie odnajdywałem. :-P
Przy okazji przestańcie wreszcie patrzeć na statystyki, sondaże i PKB. Toż to jeno kolejny sposób na manipulowanie. "Zarządzanie postrzeganiem".
EDYCJA:
było na były
Kiedyś były tańsze gry. Premiera za 99zł. A teraz w dzisiejszych czasach ta sama gra kosztowałaby 180zł na premierę.
Pamiętam GTA IV na premierę w 2008 za 150 zł, robiło wrażenie :D Teraz to krapy w tej cenie wychodzą i tak wiem, że się wtedy więcej zarabiało, bo nie oszukujmy się, raz na 2 miesiące sobię grę za 250 zł kupić to nie jest jakiś masakryczny wydatek, no chyba że ktoś ma kredyt i ledwo wiąże koniec z końcem (niestety takich osób jest całkiem sporo).
Z tego co pamiętam najtaniej było w 2007, bo gry i żywność była tania :P. Pieczonego kurczaka za mniej niż 5zł szło dostac heh.
Takie zarobki? Kto niby tyle zarabia?? Bedąc informatykiem po szkole zarabiam licząc od 2018 1500-1800 więc skąd sie niby te 4,5k?? To chyba jakiś głupi żart.
Nie ceną bym się przejmował. Dawniej gry były dużo lepsze niż dzisiaj. Dzisiaj mamy tylko grafikę, a czasem trafią się jakieś perełki ale to rzadko.
kiedyś gry były dużo droższe dodatkowo sam zakup gry to był istotny wydatek, dzisiaj gry w cenie dropsów z gigantyczną stratą wartości w czasie, grę po miesiącu od premiery często kupujemy już w cenie -30% a po pół roku w cenie -50-66% nie mówiąc już o możliwościach zakupu gier w dowolnym miejscu na świecie.
tylko wziąć też pod uwagę wzrost naszych zarobków, wychodzi na to, że gry na PC kosztują obecnie... mniej niż pod koniec ubiegłego millenium
Wczesniej gry kosztowaly 100,twraz kosztuja 250, ale autor napisal, ze teraz gry sa tansze xD.
Tylko nieskalany mysla umysl mogl tak napisac, bo fakty sa takie, ze gry sa DROZSZE! Bo przeciez autorze nie chodzilo ci przeciez o to, ze gry kosztuja PORPORCJONALNIE MNIEJ do naszych zarobkow :D
Z tych statystyk można wywnioskować, że za czasów rządów PO, można było za swoją wypłatę kupić więcej... teraz za PiS nasz koszyk w sklepie jest z roku na rok coraz to bardziej pusty.
Dobrze że gram w gry multiplayer dzięki temu mogę nawet kupować gry w najbogatszej wersji a i tak wydam mniej ci co kupują gry AAA - 1 gierka multiplayer starcza na tyle co z 5 gier AAA z rozbudowana fabuła