Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

LEGO The Hobbit Recenzja gry

Recenzja gry 14 kwietnia 2014, 15:14

autor: Luc

Recenzja gry LEGO The Hobbit - wyraźnie słabszej od Władcy Pierścieni

Po krótkim eksperymencie z LEGO Przygoda Traveller’s Tales za sprawą LEGO The Hobbit wraca do klasycznej, wzorującej się na filmie konwencji. Sprawdzamy, czy Thorin i spółka poradzili sobie w klockowym Śródziemiu równie udanie, co Drużyna Pierścienia.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  • świetny, filmowy klimat;
  • nowy, ciekawy system craftingu;
  • dużo misji pobocznych;
  • zróżnicowany, otwarty świat;
  • większy niż zwykle nacisk na współpracę.
MINUSY:
  • praktycznie to samo, co zawsze;
  • brak zróżnicowania postaci;
  • uciążliwa praca kamery;
  • niewielka liczba humorystycznych elementów.

Choć trudno w to uwierzyć, od wydania pierwszego tytułu serii ze znakiem LEGO na okładce minęło już blisko 10 lat. Każda kolejna odsłona nieustannie trzyma wysoki poziom, jednak od pewnego czasu, poza scenerią, nie zmienia się w nich praktycznie nic – ciągle otrzymujemy te same zagadki, niczym nieróżniące się wyzwania oraz identyczny koncept rozgrywki. Kinowa ekranizacja Hobbita okazała się doskonałą okazją do wydania nowej części – ponownie osadzonej w tolkienowskiej rzeczywistości. Jeżeli ktokolwiek spodziewał się jednak rewolucji na miarę LEGO Władca Pierścieni, to po seansie z ostatnią produkcją Traveller’s Tales będzie mocno rozczarowany. Po raz kolejny otrzymaliśmy dobry, solidny tytuł, któremu pomimo kilku drobnych innowacji dosyć wyraźnie brakuje świeżości.

Na spotkanie z przygodą

Już od pierwszych minut rozgrywki widać, że twórcy bardzo sumiennie pracowali nad oddaniem klimatu obecnego na srebrnym ekranie. Przemierzając kolejne lokacje ani przez chwilę nie mamy wątpliwości odnośnie tego, w jakim świecie się znajdujemy. Bez względu na to, czy właśnie biegniemy przez Rivendell czy wkraczamy do opuszczonego Ereboru – wyraźnie czuć, że przemierzamy rozległe Śródziemie. Przygody, które przeżywamy wcielając się w młodego Bilbo Bagginsa, to także w prostej linii nawiązanie do historii opowiedzianej w filmie. Niestety – fabularny wątek jest mocno pocięty i nie oddaje nawet w połowie tego, co widzieliśmy w kinach. W samym uproszczeniu nie byłoby nic złego, jednak w tym przypadku twórcy posunęli się chyba odrobinę za daleko. Gracze bez dokładnej znajomości ekranizacji bądź samej prozy Tolkiena w niektórych momentach nie będą mieli po prostu pojęcia o co chodzi.

Nawet tak znaczna armia krasnoludów nie będzie w stanie powstrzymać Smauga.

Recenzja gry LEGO The Hobbit - wyraźnie słabszej od Władcy Pierścieni - ilustracja #3

Peter Jackson lubi pojawić się na moment we własnych filmach. Tak samo jak w kinowych hitach, tak i w LEGO The Hobbit, przez krótką chwilę możemy ujrzeć słynnego reżysera. Na kilka sekund pojawia się w momencie ucieczki krasnoludów z Ereboru.

Niemniej narrację należy zaliczyć do udanych – akcja toczy się w szybkim tempie, niepozwalającym sobie na jakiekolwiek przestoje. Częste zmiany scenerii, choć chwilami lekko dezorientujące, przez cały czas skutecznie angażują w to, co dzieje się na ekranie. Największym rozczarowaniem jest jednak fakt, iż gra kończy się w tym samym momencie, co Pustkowie Smauga. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że końcowy epizod zostanie wydany dopiero w grudniu – zaraz po premierze Tam i z powrotem – i to najprawdopodobniej w formie płatnego DLC. Sensowniej byłoby chyba poczekać na zwieńczenie trylogii i wówczas wydać kompletną grę, bo decyzja o pocięciu rozgrywki na części wygląda jak klasyczny skok na kasę.

Shire jeszcze nigdy nie wyglądało tak pięknie.

Mój skarb!

Jednak nawet pomimo swoich fabularnych ograniczeń LEGO The Hobbit jest grą o naprawdę pokaźnych rozmiarach. Otwarty świat tym razem imponuje wielkością oraz oferowanymi możliwościami. Ilość oraz zróżnicowanie pobocznych misji to jedna z głównych zalet gry, która zapewnia jeszcze mnóstwo frajdy po ukończeniu głównego wątku. Ponownie część z nich dostępna jest jedynie w dzień lub w nocy, co dodatkowo urozmaica rozgrywkę.

Bilbo doskonale wie czym należy poczęstować głodnych gości.

Recenzja gry LEGO The Hobbit - wyraźnie słabszej od Władcy Pierścieni - ilustracja #3

Grono postaci do wyboru można poszerzyć poprzez zakup dwóch osobnych minirozszerzeń. Dzięki Side Quest Character Pack oraz The Little Big Character Pack dodamy do naszej kolekcji łącznie osiem nowych postaci – m.in. młodego Smauga oraz Wakacyjnego Sarumana.

Samo przemierzanie Śródziemia także nabrało rumieńców. Oprócz zbierania monet, w najnowszej odsłonie serii zdobywamy także surowce – drewno, kryształy, złoto itd. To dzięki nim jesteśmy w stanie budować kolejne urządzenia, klucze oraz uzbrojenie. Ich odszukanie podczas kampanii nie stanowi żadnego wyzwania i wszystko, co potrzeba, leży pod ręką. Jednak stworzenie nowej broni u kowala czy chociażby wykucie rękawic w ramach podrzędnego questu wymaga już nie lada gimnastyki i niejednokrotnie zmusza do podróżowania po całej mapie. Przekrój i zastosowanie poszczególnych przedmiotów są naprawdę szerokie, a że potrafią znacznie ułatwić graczowi życie, zdecydowanie warto poświęcić chwilę na odszukanie właściwego schematu oraz komponentów. Na liczbę pozostałych znajdziek oraz minikitów do zebrania również nie można narzekać – rozrzucone po całym świecie, wszystkim fanom kolekcjonowania skutecznie pochłoną kilka dodatkowych godzin życia.

Spryt, nie siła – trolle boleśnie przekonały się o słuszności tego powiedzenia.

Nieco ubożej wygląda tym razem sekcja dostępnych bohaterów – jest ich wprawdzie blisko setka, ale poziom zróżnicowania postaci pozostawia wiele do życzenia. Choć po części wynika to z uwarunkowań narzuconych przez sam film (w końcu tylko nieliczni bez wahania rozróżnią Noriego, Oriego i Doriego), nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Traveller’s Tales mogło w tej kwestii odrobinę bardziej się przyłożyć. W ramach rekompensaty otrzymaliśmy w końcu możliwość tworzenia własnych wierzchowców. Jeżeli więc zawsze marzyliście o przemierzaniu Hobbitonu na różowym rumaku w niebieskie ciapki – nareszcie macie okazję spełnić swoje fantazje.

Hej, spójrz! Wyglądamy identycznie!

A w Śródziemiu po staremu

Model rozgrywki nie uległ z kolei żadnym większym zmianom – nie licząc wspomnianego zbierania surowców, w LEGO The Hobbit w zgrabny sposób połączono elementy, które mimo wszystko od lat doskonale znamy. Tym razem mocniej postawiono jednak na element współpracy pomiędzy poszczególnymi bohaterami, co dało zresztą fantastyczne rezultaty. Praktycznie każdy z etapów wymaga połączenia sił z innymi figurkami – bez względu na to, czy chcemy rozbić ścianę czy też wspiąć się na wyżej położoną platformę, musimy zaangażować do pomocy pozostałych członków drużyny. Niekiedy aby osiągnąć sukces potrzebna jest kooperacja nie (jak do tej pory) dwóch, a aż czterech postaci, co akurat w przypadku gry traktującej o przygodach drużyny krasnoludów spisuje się naprawdę doskonale.

Wplecione do rozgrywki minigierki, wymagają zręczności i celnego oka.

Niestety, logicznych łamigłówek korzystających z powyższego schematu jest coraz mniej. Z kolei sekwencje quick time event podczas walki wydają się występować aż zbyt często. Przyznać trzeba, że wyglądają szalenie efektownie, jednak w sytuacji, w której są obecne nie tylko podczas walki z bossami, ale i niekiedy przy starciu ze zwykłym przeciwnikiem, można odnieść wrażenie, że ktoś tu chyba odrobinę przesadził. O krok za daleko posunięto się także przy projektowaniu niektórych poziomów. Choć w zdecydowanej większości wyglądają absolutnie rewelacyjnie i samo ich zwiedzanie sprawia dużą przyjemność, w przypadku mroczniejszych lokacji najzwyczajniej w świecie „przedobrzono”. Przykładowo: próba oddania głębokiej ciemności Dol Guldur zakończyła się kompletnym fiaskiem – konia z rzędem temu, kto cokolwiek zobaczy krocząc nad kolejnymi przepaściami. Zamiast przyjemnego i klimatycznego przemierzania twierdzy otrzymaliśmy festiwal „chybił-trafił”, w którym jedynie szczęście decyduje o tym, czy uda nam się przejść daną misję.

Klocki także mogą być epickie

Lekko rozczarowujący jest także humor, będący przecież wizytówką całej serii. Nie chodzi o sam poziom zabawnych wstawek, bo ten jak zawsze jest wysoki, lecz o ich stosunkowo niewielką ilość. Klockowego dowcipu jest w LEGO The Hobbit jak na lekarstwo, a sytuacje, w których autentycznie pokładałem się ze śmiechu, można policzyć na palcach jednej ręki. To oczywiście mocno subiektywna kwestia, ale nie sposób nie zauważyć drobnego kroku w tył.

Bombur już wie „co będzie na obiad”.

Bardzo korzystnie wypadło za to użycie filmowych dialogów w poszczególnych cutscenkach – choć sam zabieg w grach LEGO nie jest niczym nowym, w przypadku The Hobbit wyjątkowo przypada do gustu. Być może to zasługa pewnego kontrastu, jaki powstaje w zestawieniu urokliwych figurek z gburowatymi głosami krasnoludów, niemniej słucha się tego naprawdę rewelacyjnie. Epickość poszczególnych kinowych sekwencji także nie pozostawia miejsca na narzekania – są nie tylko świetnie odwzorowane, ale zaskakują również ilością precyzyjnie oddanych szczegółów. Chwilami naprawdę ma się wrażenie, że oglądamy sceny wyjęte żywcem z filmu. Spory udział ma w tym fakt wykorzystania ścieżki dźwiękowej z obu części trylogii.

Kanciasta głowa krasnoludów to idealna podpora dla elfickich trzewików.

Wszystkie odloty Hobbita

Na sam koniec jeszcze odrobinę o kwestiach technicznych. Choć grafika faktycznie wygląda przepięknie, jej podziwianie często uniemożliwia tradycyjnie tragiczna praca kamery. O ile przez większość czasu wszystko funkcjonuje poprawnie, widok ma niemiłą tendencję do wariowania przy wykonywaniu skoków lub próbach dotarcia w trudno dostępne miejsca. Problem ten w serii istnieje niemal od samego początku, jednak aż do dzisiaj twórcy nie zadali sobie żadnego trudu, aby go wyeliminować. Nie przekreśla to definitywnie wrażeń z rozgrywki, jednak dwudziesta próba sięgnięcia po specjalny klocek zakończona piruetami kamery i efektownym upadkiem na dół potrafi wyprowadzić z równowagi.

Drużyna musi być jednością – tym razem krasnoludy potraktowały tę formułkę zbyt dosłownie.

Równie często zdarzają się sytuacje, w której postacie zaczynają na siebie „zachodzić”, co prowadzi do ich kompletnego zablokowania, czemu zresztą towarzyszą dziwaczne, spazmatyczne ruchy. Duszenie przez kilkanaście sekund losowych przycisków na klawiaturze bądź padzie jest oczywiście w stanie rozwiązać także i tę kwestię, ale nie ulega wątpliwości, że nie tak wyglądał oryginalny koncept.

Cel podróży wciąż przed nami

LEGO The Hobbit jest więc kolejnym tytułem Traveller’s Tales, który choć trzyma dobry poziom, nie wnosi do serii nic przełomowego. Całkiem ciekawie zrealizowana fabuła, filmowy klimat i obfitująca w dodatkowe aktywności przestrzeń do zwiedzenia całkowicie równoważą się z wtórnymi rozwiązaniami i starymi problemami.

Końca przygody wciąż nie widać.

Świat klockowego Śródziemia z pewnością ma ogromny potencjał, ale twórcy najwyraźniej nie chcą go jeszcze w pełni wykorzystywać. Być może nadchodzące rozszerzenie wykrzesze z gry tę brakującą iskrę nowatorstwa, ale póki co, mamy do czynienia z „zaledwie” solidną produkcją. Fani serii oraz zwolennicy Tolkiena spokojnie jednak spędzą z nią przynajmniej kilkanaście udanych godzin.

Recenzja gry LEGO The Hobbit - wyraźnie słabszej od Władcy Pierścieni
Recenzja gry LEGO The Hobbit - wyraźnie słabszej od Władcy Pierścieni

Recenzja gry

Po krótkim eksperymencie z LEGO Przygoda Traveller’s Tales za sprawą LEGO The Hobbit wraca do klasycznej, wzorującej się na filmie konwencji. Sprawdzamy, czy Thorin i spółka poradzili sobie w klockowym Śródziemiu równie udanie, co Drużyna Pierścienia.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.