Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 7 marca 2003, 14:37

autor: Bolesław Wójtowicz

Shadow Force: Razor Unit - recenzja gry

W Shadow Force: Razor Unit, stajemy się jednym z członków specjalnej grupy operacyjnej amerykańskich oddziałów Air Force, który wyszkolony na potrzeby wszelkich nietypowych zdarzeń i zagrożeń, zostaje wysłany na Bliski Wschód.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Czasy jednak się zmieniają... Można wyrzucić telewizor przez okno, roznosiciela gazet straszyć groźnym psem, Internetu używać tylko do grania, a mimo wszystko nie sposób nie zauważyć tych zmian. Nawet komuś, kto nie odrywa oczu od monitora komputera, a świat wirtualny myli mu się niekiedy z tym rzeczywistym, nie uda się uniknąć tego, że zmiany, które mają obecnie miejsce, wedrą się bezwzględnie w jego umysł. Pewnie zastanawiacie się o czym ja tu... Już wyjaśniam.

Starzy gracze, tacy którzy pamiętają jeszcze czasy 8-bitowców, potrafią zapewne wymienić dziesiątki, jeśli nie setki tytułów gier, w których przyszło im walczyć z Imperium Zła, uosabianym wówczas przez Związek Radziecki. Młodszym przypomnę, że był to taki twór w którym partia rosła w siłę, a ludziom żyło się... ciekawie. Ale dla wszelkiej maści twórców, czy to filmów, obrazów, książek, a później i gier komputerowych przez długie, długie lata stanowił on niewyczerpane źródło natchnienia, nawet wówczas kiedy przestał już istnieć. Zły wilk z babcinych opowieści długo jeszcze funkcjonował pod postacią czerwonego sołdata. Kto wykonywał tysięczny rajd na Moskwę na stareńkim Atari, później walczył z wrogiem, kiedy ogłoszono Czerwony Alarm, lub odbywał setki tajnych misji w innych grach, przyzna mi zapewne racje.

Ale czasy się zmieniają. Związek Radziecki rozpadł się definitywnie, prezydenci wrogich kiedyś sobie mocarstw teraz razem grają w golfa, a ich żony wymieniają się przepisami na świąteczne ciasta. Czyż wypadałoby w takich to “okolicznościach przyrody” robić gry, gdzie bombardujemy Kreml lub zrzucamy głowice na koronę Statuy Wolności? Nie do pomyślenia... Hola, zaraz, krzyknie ktoś, a przecież... Wiem, wiem, powstają i takie “niepolityczne” gry, ale myślę, że śmiało możemy uznać je za margines, który z czasem zaniknie całkowicie. Teraz mamy wszak innego wroga...

Życie nie uznaje próżni... Stara ta maksyma wciąż jest aktualna. Kiedy znika nam jeden wróg, na jego miejsce powinien jak najszybciej pojawić się następny. Nie ma? Jak to: nie ma?! Ma być! Skoro sam się nie chce ujawnić, to my tu zaraz wam go wskażemy. Chwileczkę, kogo by tu wybrać... Jest! Terroryści! Wymarzony kandydat na wroga nr 1. Nie ważne z jakiego kraju pochodzą i jaki im cel przyświeca, ważne by knuli i spiskowali chcąc zburzyć ten nasz wspaniały, demokratyczny świat. Zawsze są na czasie, czy w garniturze, czy w turbanie. Proszę, oto wróg uniwersalny...

I zaczęło się... Tom Clancy przyjął system pracy jaki zapewne podpatrzył u Forda i zaczął taśmowo produkować gry komputerowe, w których dzielny oddział tych dobrych wycina w pień bandę tych złych. Tysiące, jeśli nie miliony różnego rodzaju Fok, Marines, Rangersów, czy jak tam oni się jeszcze zwą, uzbrojonych po zęby we wszelkiego rodzaju śmiercionośne paskudztwa, rozszalały się po górach i dolinach całego Bliskiego i Dalekiego Wschodu. Oczywiście gry te spotkały się z radosnym odzewem graczy spragnionych tego rodzaju rozrywki i szybko, szybciutko spowodowały, że imć Clancy przestał już liczyć kolejne zera na swoim koncie. Wiązało się to, jakżeby inaczej, z zazdrością innych producentów, więc i oni zaprzęgli swoich programistów do wytężonej pracy. Na efekty nie trzeba było długo czekać... Pudełka z tego rodzaju grami zaczęły zasypywać sklepowe półki, a gracz mógł w tytułach przebierać jak w ulęgałkach. Które wybrać? Czy te, które oferują ładniejszą grafikę i nieprawdopodobny wręcz system sztucznej inteligencji, czy też te w których postawiono na grywalność? Czy takie, które zapewniają o strasznie skomplikowanych misjach, których nie uda się przejść nawet za dziesiątym razem, czy raczej te oferujące radosną eksterminację wszystkiego, co nam stanie na drodze? Wszak złoty środek nie istnieje... Trudny wybór...

Firma Activision podeszła do tego problemu w bardzo niewyszukany sposób i zaproponowała strapionemu graczowi serię gier, stworzonych za możliwie jak najmniejszą ilość pieniędzy, które jednakże są w stanie zagwarantować mu zabawę na wiele, wiele godzin. Chwytliwy temat, jak najbardziej na czasie, przyzwoita acz nie oszałamiająca grafika, jako taka oprawa dźwiękowa i muzyczna, a przede wszystkim położenie zdecydowanego nacisku na grywalność, ma być według tej firmy receptą na sukces. I właśnie grą, wyprodukowaną według powyższych założeń, jest dzieło Fun Labs pod tytułem “Shadow Force: Razor Unit”. Pozostaje pytanie: czy wszystko się udało, tak jak powinno? Co dostajemy za nasze pieniądze?

Fabuła... Teraz powinna być fabuła... Powinna... Ale tak naprawdę, by opowiedzieć o czym traktuje ta gra, musiałbym streścić po kolei każdą misję. Jednakże za tę dywersję potencjalni nabywcy produktu Activision Value mogliby uczynić ze mną coś niemiłego, więc spróbuję ująć to inaczej. Wchodząc w świat “Shadow Force” przeistaczamy się w kogoś, kogo funkcję określa się w jeszcze ciągle obcym dla nas języku jako Air Controller. Nie, nie oznacza to, że będziemy siedzieli na wieży i decydowali, czy najpierw odleci samolot do Aten czy innej Ankary. Nasze zadanie będzie polegało raczej na tym, by przedostać się niepostrzeżenie na terytorium wroga, odnaleźć wyznaczony cel, namierzyć go laserowym wskaźnikiem celu, przekazać namiary do centrali, która wyśle bombowce, i wiać, wiać stamtąd jak najszybciej... No dobra, powie ktoś, to zadanie raczej w stylu pamiętnego “Thiefa”, skąd więc twierdzenie, że “Shadow Force” to radosna strzelanina, skoro tu trzeba po cichu, niepostrzeżenie... Ech, jakby to ująć...

Autorzy gry troszkę inaczej postanowili zinterpretować znaczenie tego przymiotnika, a mianowicie należy rozumieć to w ten sposób, że niepostrzeżenie jest wówczas, kiedy wróg nie ma w sobie już dość życia, by nas spostrzec... Proste, prawda?

Lądujesz więc gdzieś w górskim wąwozie, sam jeden jedyny, wiedząc, że wszędzie dookoła aż roi się od uzbrojonych po zęby terrorystów, a ciebie biedaku wyposażyli jedynie w nóż i pistolet. I ten nieszczęsny laserowy wskaźnik celu... Musisz odnaleźć wyznaczone cele, upewnić się, że zostały zniszczone, zlikwidować każdego, kto będzie chciał ci przeszkodzić w wykonaniu misji i na koniec przedostać się do miejsca, skąd (chyba) ktoś powinien zabrać jedynego syna twojej mamusi do domu. Cóż to dla nas, nie takie rzeczy już się robiło.. Trzeba się tylko odrobinę postarać. A może nawet więcej niż odrobinę, gdyż... No tak, ja wiedziałem, że tak będzie...

Powiem to najprościej jak się da: w tej grze nie ma możliwości samodzielnego dokonywania zapisu stanu gry. Pierwszy raz uruchamiając “Shadow Force” określasz swój własny profil, wykonujesz misję, przechodzisz do następnej. Zapis odbywa się automatycznie. Ale nie daj Bóg, byś zechciał tego spróbować na przykład po przejściu jakiegoś trudnego fragmentu. Nic z tych rzeczy, zadanie, które masz do wykonania musisz dosłownie “przeżyć”. Na szczęście, kiedy będziesz wykonywał je po raz drugi, trzeci, czwarty... nie martw się, gdyż w większości przypadków misje są bardzo krótkie i nie spocisz się przy nich za bardzo. Może trzeba jedynie bardziej uważać, gdyż jakimś dziwnym trafem tutaj nikt nie porozrzucał po mapach cudownych eliksirów przywracających zdrowie strudzonemu wojakowi. Nie udało się , terrorysta był lepszy? No cóż, trudno, przepraszamy za wynikłe trudności, ale Air Force nie zwraca kosztów podróży... Zapraszamy ponownie...

Nóż, pistolet, marny granat, wskaźnik celu... A terroryści uzbrojeni po zęby... To ja... takie coś... Z czym do ludzi, a raczej do wroga?! Ze scyzorykiem?! Spokojnie, nie jest wcale tak źle, jak mogłoby wydawać się na początku. Arsenał jakiego przyjdzie nam użyć jest całkiem sporych rozmiarów i sam jego widok każdego pacyfistę mógłby przyprawić o palpitację serca. Cóż więc takiego oferuje nasz sklepik? Prezentację czas zacząć. Zapraszamy w światła areny: ulubieńca wszystkich czyli dzieło pana Kałasznikowa o symbolu AK 47, małego lecz niezawodnego Uzi, działającego ze sporym rozrzutem M870 Mk.5, który jednakże otworzy każde drzwi. Tuż po nich oczom naszym ukazują się: szybkostrzelny MP-55, wspaniały M4 i bardzo celny XM 36 oraz niezwykły M25 (coś dla tych, którzy lubią z daleka) i na koniec prezentujemy wagę ciężką, czyli XM 179 oraz słynnego Stingera. Oczywiście, dla niezadowolonych, pod ladą trzymamy jeszcze pistolet M9, kilka granatów i noży oraz parę niezłych ładunków sterowanych radiowo bądź laserowo, do wyboru. Czy państwo czują się usatysfakcjonowani naszą ofertą? Cieszę się niezmiernie i zapraszam do degustacji... to znaczy na strzelnicę.

Rozpoczęcie gry od treningu to naprawdę znakomity pomysł, gdyż pozwoli nam to nie tylko na zapoznanie się z każdą sztuką broni, nie tylko wypróbowanie ich w realnej walce z przeciwnikiem, ale również odpowiednie dobranie przyrządów celowniczych, które będą nam bardzo pomocne w dalszej rozgrywce. Każda broń się zachowuje inaczej, inny odrzut ma XM 36, a inny M870, inaczej należy strzelać z Uzi, a inaczej z M25. Podobnie rzecz się ma z celownikami. Możemy z nich zrezygnować, możemy wybrać wersję uproszczoną, ale by przekonać się jaka jest różnica przy celowaniu do wroga trzymając broń swobodnie w rękach, a jaka kiedy porządnie się z niej przymierzymy, proponuję spróbować wiernej symulacji przyrządów celowniczych (szczególnie tym, którzy kiedyś tam zdecydowali się wybrać inną formę służby ojczyźnie). Wrażenia gwarantowane...

Misje, które przygotowali dla nas autorzy gry, nie należą, jak już wspomniałem wcześniej, do szczególnie skomplikowanych. Ot, tradycyjne, idź w tamto miejsce, tam podłóż, to namierz, z tym się spotkaj... Cóż tu wymyślać? Rutyna. Wrogów jest od liku, tak więc lufa naszej broni rzadko stygnie, ale i też oni, czy w turbanach czy beretach, nie stanowią dla wprawnego likwidatora większego problemu. Mimo, iż potrafią się schować, uciec by zawołać innych, atakować grupą, czy też zajść z innej strony, to co tam dla nas takie podchody... Dlatego też od czasu do czasu twórcy gry starają się nas zaskoczyć czymś, czego nie ujęto w zapiskach dla gracza i nie poinformowano go o tym na odprawie do misji. Ci z graczy, którzy biegali po pewnym mostku tam i z powrotem, nie wiedząc dlaczego te... drzwi nie chcą się otworzyć i nie można ukończyć misji, mimo iż każdy wróg już puka do bram Allacha, wiedzą o czym mówię. Innych niespodzianek, siłą rzeczy oczywiście, nie będę zdradzał, by nie psuć zabawy tym, którzy nabierają dopiero ochoty na kupno tej gry.

Wspomniałem wcześniej, że Activision postanowił przy produkcji “Shadow Force” trochę zaoszczędzić. I to widać. W dosłownym tego słowa znaczeniu, ponieważ oszczędności odbiły się najmocniej właśnie na grafice. Nie, żebyśmy się źle nie zrozumieli. Nie twierdzę, że jest to brzydka gra, absolutnie tak nie uważam. Po prostu oprawa graficzna została wykonana przyzwoicie, tylko tak jakoś... może “surowo” to będzie dobre określenie. Niby wszystko jest w porządku, niby jest pełno barw i cieni, świateł i dymów, ale widać, że na przykład piasek to jakby jedna żółtoruda tekstura. Podobnie rzecz się ma ze wszystkimi powierzchniami, budynkami, wnętrzami... Oszczędzano, to diabelnie widać. Ale powtarzam, to nie świadczy wcale, że gra jest brzydka. W niektórych przypadkach da się nawet zauważyć, że graficy po kryjomu coś tam uszczknęli z budżetu i trochę zaszaleli z jakimiś detalami. Z drugiej strony te oszczędności mają również swoje zalety, gdyż wymagania sprzętowe jakie muszą zostać spełnione, by móc cieszyć się swobodną grą, są jak na dzisiejsze czasy naprawdę niewygórowane. Ot, taki P2 333 z 8-megową kartą w zupełności powinien wystarczyć. A kto obecnie ma w domu gorszy sprzęt?! Chyba jedynie starożytni miłośnicy przygodówek... Tacy, jak ja...

Oprawcy dźwiękowi i muzyczni również musieli z każdej strony oglądać dolara przed jego pochopnym wydaniem. Ale i oni robili, co mogli, by zadowolić nasze uszy. Wyszło to... jako tako. Powiedzmy, że przyzwoicie. Nie będziemy raczej rozkoszować się tymi wszystkimi efektami, które już znamy z innych gier, ale mimo wszystko starali się. Odgłosy wybuchów, wystrzałów czy rozmów, to wszystko oczywiście jest. Każdy karabin przemawia do wroga innym głosem, inaczej wybucha granat, a inaczej C4... Że można było lepiej? Pewnie, że tak! Ale za co?

W grze oczywiście, zgodnie z najnowszymi trendami, mamy dostęp do trybu wieloosobowego. Niestety, nie grałem, więc na ten temat wypowiadać się raczej nie będę. Autorzy obiecują znane wszystkim: każdy z każdym, zdobywanie flag – jak to wygląda w rzeczywistości trudno mi cokolwiek powiedzieć, ale pamiętając o wężu w kieszeni wydawcy...

„Shadow Force: Razor Unit” to gra naprawdę przyzwoicie wykonana, oferująca sporą dawkę fajnej zabawy, która może nikogo nie zachwyci, ale na jesienne wieczory może być jak znalazł. Kiedy zmęczy nas szkoła lub praca, kiedy nie mamy już ochoty na jakieś logiczne łamańce czy wydumane strategie, można założyć hełm, chwycić w garść karabin i zrobić wreszcie trochę porządku na tym Wschodzie... A jakże... Niepostrzeżenie...

VOID

Shadow Force: Razor Unit - recenzja gry
Shadow Force: Razor Unit - recenzja gry

Recenzja gry

W Shadow Force: Razor Unit, stajemy się jednym z członków specjalnej grupy operacyjnej amerykańskich oddziałów Air Force, który wyszkolony na potrzeby wszelkich nietypowych zdarzeń i zagrożeń, zostaje wysłany na Bliski Wschód.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.