Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Battlefleet Gothic: Armada Recenzja gry

Recenzja gry 30 kwietnia 2016, 14:23

autor: Michał Wasiak

Recenzja gry Battlefleet Gothic: Armada - średniowiecze w kosmosie

Do imponującej kolekcji gier osadzonych w uniwersum Warhammera 40K dołącza właśnie kolejny ciekawy tytuł. Battlefleet Gothic: Armada – wirtualna wariacja na temat planszówki z 1999 roku – to kawał naprawdę udanego taktycznego RTS-a.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  1. świetnie zaprojektowane statki kosmiczne;
  2. każdą z czterech dostępnych frakcji gra się zupełnie inaczej;
  3. duży dynamizm i głębia taktyczna starć;
  4. możliwość ulepszania floty wraz z postępami w zabawie;
  5. ładna grafika;
  6. interesująca kampania solowa.
MINUSY:
  1. nierówny poziom trudności starć, w zależności od roli obrońcy lub atakującego;
  2. mało rozbudowany multiplayer;
  3. puste pola bitew.

„Eklektyczny” – słowo to wyjątkowo dobrze opisuje świat Warhammera 40K. W owym uniwersum motywy średniowieczne mieszają się z mrocznym science fiction, a nowoczesna technologia istnieje obok magii i teokratycznej wiary w nieśmiertelnego imperatora. Potężne polityczne zawirowania pomiędzy rasami zamieszkującymi galaktykę prowadzą do wojen na masową skalę, wciągających w wir walki całe systemy planetarne. W Battlefleet Gothic: Armada stajemy na czele floty kosmicznych okrętów, należących do jednej z czterech stron konfliktu: Imperium, Chaosu, orków lub eldarów, i rzucamy się w sam środek batalii o sektor Gothic – serce cywilizacji człowieka.

Ustawka w kosmosie

Istotą rozgrywki w Battlefleet Gothic: Armada są taktyczne potyczki w czasie rzeczywistym, rozgrywające się na wyznaczonych w przestrzeni kosmicznej kwadratowych polach bitew. Zazwyczaj w walce bierze udział kilka okrętów liniowych – krążowników różnych klas lub pancerników oraz mniejsze jednostki eskortowe – niszczyciele, fregaty itp. Przed potyczką w ramach narzuconego limitu tonażu wybieramy, które okręty z naszego zaplecza wezmą w niej udział. Flotą dowodzimy zarówno w skali makro, planując ogólny szkic ataku, jak i mikro, dbając, by jednostki wykorzystywały swój maksymalny potencjał. Ślepa szarża bez żadnej strategii praktycznie nigdy nie przynosi dobrego rezultatu.

Mimo że pod naszą komendą jest jedynie kilka okrętów, przez całe starcie mamy pełne ręce roboty: wytyczamy kursy, wskazujemy cele i uruchamiamy systemy pokładowe. Jako że statki różnią się rodzajem uzbrojenia i jego rozlokowaniem na kadłubie, musimy dobrać zarówno właściwy dystans ostrzału, jak i ustawienie burtą lub dziobem w trakcie salwy z dział. Część rozkazów, które domyślnie wydajemy sami, da się zautomatyzować, co przydaje się szczególnie podczas dowodzenia mniejszymi jednostkami eskortowymi. Kluczową rolę pełni też manewrowość. Nawet potężny pancernik otoczony słabszymi, ale szybkimi jednostkami, krążącymi poza strefą rażenia jego dział, może paść ich łupem.

Bitwy są szybkie, efektowne i wymagają weryfikowania na bieżąco przyjętych strategii. Ich skomplikowanie pogłębia dodatkowo cała gama manewrów specjalnych – umieszczanie w przestrzeni bomb albo powolnych, ale potężnych torped, szybkie zwroty z wykorzystaniem silników pomocniczych, teleportacja i wiele, wiele innych. Aby wydanie w porę wszystkich kluczowych rozkazów było w ogóle możliwe, twórcy wprowadzili opcję taktycznego spowolnienia czasu gry dostępną po naciśnięciu spacji. Potyczki w Battlefleet Gothic: Armada nie należą więc do łatwych, ale sprawiają wielką frajdę dzięki fenomenalnej głębi taktycznej i niezwykłemu dynamizmowi. Dodatkowym ogromnym plusem są zasadnicze różnice między dostępnymi frakcjami. Imperium stawia na silne uzbrojenie na burtach i niezły pancerz, ale płaci za to cenę w postaci niewielkiej prędkości jednostek. Siły Chaosu mogą prowadzić ostrzał z o wiele większego dystansu, lecz moc ich rażenia jest obniżona, a statki podatne na uszkodzenia. Orkowie, rasa, która lata na skleconych z kosmicznego złomu i cudem trzymających się kupy statkach, mają niesubordynowane załogi i fatalną celność ostrzału, ale że niewiele na owych okrętach może się jeszcze popsuć, bez obawy taranują one jednostki innych frakcji. Ostatni na tej liście korsarze eldarscy posiadają niezwykle zwrotne i szybkie maszyny, wyposażone w potężne działa pulsarowe, jednak owe cuda techniki są bardzo wrażliwe na uszkodzenia, gdy tylko przestają być w ruchu. Tak duże zróżnicowanie frakcji sprawia, że dowodzenie każdą z nich stanowi zupełnie nowe wyzwanie i znacząco wydłuża czas, który spędzamy przy grze.

To cud, że orkowy złom w ogóle działa.

Podstawowy rodzaj potyczki to tzw. „starcie krążowników”, w którym naszym jedynym celem jest rozniesienie w pył wrogiej flotylli. Istnieją jednakże również inne typy bitew. W zależności od przydzielonej roli obrońcy lub atakującego wykonujemy w ramach nich takie zadania jak ochrona konwoju statków transportowych, koordynowanie ostrzału planety, kradzież danych przechowywanych na statku flagowym wroga, zniszczenie platform obronnych czy też eliminacja z gry konkretnej jednostki. Niestety, pomimo pozornej różnorodności owe dodatkowe tryby nie zawsze dobrze się sprawdzają w praktyce. Największym ich mankamentem jest nierówny poziom trudności w zależności od frakcji i pozycji obrońcy/atakującego. Na przykład ochrona słabych i powolnych statków transportowych to twardy orzech do zgryzienia, a gdy atakującymi są szybcy eldarowie, jest to czasem wręcz niewykonalne. Eldarowie mają również przewagę w tych misjach, w których liczy się szybka ucieczka po wykonaniu zadania, np. po wykradzeniu danych. Tymczasem większość wyzwań rozgrywanych w roli atakującego okazuje się mało zajmująca taktycznie, sprowadzając się do szarży wszystkim, co mamy pod ręką, zanim wróg uskuteczni ucieczkę w Osnowę. Pewnym problemem owych potyczek są również same ich cele, wyznaczone niekiedy w dość sztuczny sposób i niosące dziwne implikacje taktyczne. Na przykład misja typu „ostrzał planety” polega na tym, aby na czas dolecieć w trzy wybrane punkty mapy i w ten sposób wywołać promień znikąd, uderzający w powierzchnię globu. Trudno oprzeć się wrażeniu, że autorzy nie mieli pomysłu na ten rodzaj zadania. Powyższe defekty nie miałyby może aż takiego znaczenia, gdyby owe misje pojawiały się sporadycznie jako przerywniki pomiędzy klasycznymi starciami krążowników. Komputer jednak często losuje je w grze wieloosobowej oraz w trybie kariery admirała, stąd po pewnym czasie zaczynają one irytować swoimi niedociągnięciami.

Konwoje to słabo zbalansowany scenariusz potyczki.

Pewne trudności na początku gry może sprawiać interfejs. Doskwiera brak skróconego menu kontekstowego, które pojawiałoby się w pobliżu statku. Dopóki więc nie opanujemy skrótów klawiszowych, jesteśmy skazani na ciągłe galopowanie myszką z pola walki na dolną belkę rozkazów i z powrotem na ekran gry.

Interfejs do najprostszych nie należy.

Uczta dla samotników

W Batllefleet: Gothic Armada możemy zmierzyć się zarówno z komputerem, w trybie dla pojedynczego gracza, jak i z innymi fanami tego typu rozrywki za pośrednictwem internetu. Gra oferuje kampanię, w której liczne walki wplecione są w klimatyczną historię, opowiadaną z punktu widzenia admirała imperialnej marynarki. Poza tym istnieje ciekawy system skirmishów, w których zdobywamy punkty sławy, awansujemy i rozwijamy flotę. Tryb ten jest praktycznie identyczny tak dla rozgrywki wielo-, jak i jednoosobowej. Dzięki niemu nasze sukcesy przekładają się na zwiększenie siły armady, zaś my sami jesteśmy zmuszeni do dbania o posiadane statki. Całkowite zniszczenie okrętu w trakcie bitwy skutkuje bowiem jego wyłączeniem na dwa następne starcia. Trzeba przyznać, że twórcy zadbali o graczy lubiących zabawę solową, co w dzisiejszych czasach jest miłym zaskoczeniem. Niestety, za to multiplayer B:GA pozostawia sporo do życzenia. Praktycznie nie ma możliwości wyboru parametrów rozgrywki. Gra sama losuje planszę, tryb i dobiera przeciwników. My zaś możemy jedynie zdecydować, czy chcemy wziąć udział w bitwie jeden na jednego, czy w starciu czterech przypisanych do dwóch drużyn graczy. Nie istnieje żadne lobby, nie ma list najlepszych graczy, rang, sojuszów, awatarów czy okienka czatu. Mam nadzieję, że kolejne aktualizacje dodadzą nieco funkcjonalności, bowiem w obecnym stanie system gry wieloosobowej jest, delikatnie mówiąc, surowy.

Mapa kampanii służy do wyboru potyczek i niczego więcej.

Latające katedry

Największą siłą wizualną B:GA są oczywiście piękne majestatyczne okręty, których projekty bazują na modelach figurek z gry planszowej. Statki wykonano z niesamowitą dbałością o szczegóły i wielkim smakiem. Aż miło wcisnąć czasem klawisz F10, który ukrywa interfejs, i podziwiać pole bitwy w widoku z kamery filmowej. Ogromne wrażenie robią przede wszystkim jednostki Imperium, które przypominają gotyckie budowle z licznymi strzelistymi wieżami, witrażami i kopułami, osadzone na kadłubie i napędzane potężnymi silnikami kosmicznymi. Nie mniej okazale prezentują się statki eldarów – smukłe, z rozpiętymi pomiędzy ramionami konstrukcji słonecznymi żaglami. Z tym architektoniczno-inżynieryjnym patosem kontrastują okręty orków – zbieranina złomu i niepasujących do siebie części – które wraz z pełnymi błędów ortograficznych nazwami wprowadzają sympatyczną atmosferę parodii frakcji.

Jest moc.

Niestety, nieco gorzej jawią się pola bitew. Razi ich pustka i sztywne granice, wyznaczone jak od linijki. Sprawia to wrażenie, jakby starcia nie toczyły się w prawdziwej przestrzeni, tylko na kosmicznych ringach. W samym aktywnym rejonie pojawiają się tylko trzy rodzaje naturalnych obiektów – mgławice, ukrywające statki przed wzrokiem wrogich radarów, chmury głazów, uszkadzające kadłuby jednostek, oraz niewielkie asteroidy bez żadnego znaczenia w walce. Wszelkie większe obiekty, stacje z prawdziwego zdarzenia czy planety otaczają wprawdzie pole bitwy, lecz nie da się do nich dolecieć. Gdy jednak na chwilę zapomnimy o tych ograniczeniach i rozejrzymy się wokół, ujrzymy naprawdę ładny kawałek kosmosu, z kolorowymi mgławicami i wielkimi wirującymi gwiazdami na nieboskłonie. To wszystko udało się zaś osiągnąć przy niezłej optymalizacji, pozwalającej odpalić grę w wysokich detalach nawet na słabszych komputerach.

Niebrzydki ten kosmos.

Imperator byłby zadowolony

Battlefleet Gothic: Armada to z pewnością ciekawy i – co najważniejsze – udany eksperyment konwersji z planszówki do pełnoprawnego RTS-a. Bitwy są dynamiczne i wciągające, zaś okręty to arcydzieła wirtualnej inżynierii. Dobra kampania i niezły system rozwoju floty dają wymierny powód, by rozgrywać kolejne starcia. Liczę na to, że tak wartościowa i pełna potencjału produkcja będzie dalej rozwijana, tracąc tym samym pewne swoje mankamenty. B:GA polecam więc gorąco nie tylko fanom uniwersum Warhammera: 40K, ale i wszystkim, którzy lubią taktyczne strategie.

Recenzja gry Battlefleet Gothic: Armada - średniowiecze w kosmosie
Recenzja gry Battlefleet Gothic: Armada - średniowiecze w kosmosie

Recenzja gry

Do imponującej kolekcji gier osadzonych w uniwersum Warhammera 40K dołącza właśnie kolejny ciekawy tytuł. Battlefleet Gothic: Armada – wirtualna wariacja na temat planszówki z 1999 roku – to kawał naprawdę udanego taktycznego RTS-a.

Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne
Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne

Recenzja gry

Laysara: Summit Kingdom jest doskonałą pozycją dla graczy, którzy uwielbiają logistyczne przeszkody stające na drodze do budowy miasta idealnego. Polskie studio Quite OK Games zdecydowanie wie, co robi, oby tylko Early Access okazał się dla niego łaskawy.

Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Bardziej swojskiej strategii jeszcze długo nie będzie
Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Bardziej swojskiej strategii jeszcze długo nie będzie

Recenzja gry

Polski średniowieczny city builder Manor Lords ma potencjał, by okazać się jedną z najciekawszych gier tego roku. Jak jednak wygląda na początku swojej przygody z Early Accessem? I czy spełnia pokładane w nim nadzieje? Sprawdziłem.