Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać

Battlefield Hardline Recenzja gry

Recenzja gry 2 kwietnia 2015, 16:00

autor: Grzegorz Bobrek

Recenzja gry Battlefield: Hardline - pierwszy i ostatni napad marki?

Battlefield: Hardline to jedna z najtrudniejszych gier do ocenienia. Jak bowiem podejść do gry, która łączy w sobie sprzeczne rozwiązania. Dobre pomysły mieszają się tu z okropnościami na każdym kroku.

Recenzja powstała na bazie wersji PC. Dotyczy również wersji PS4, XONE

PLUSY:
  1. solidny, oparty na znanych zasadach multiplayer;
  2. jak na Battlefielda – stabilna;
  3. kampania słaba... ale lepsza od tej z „czwórki”.
MINUSY:
  1. mniej zawartości niż w poprzedniej części;
  2. odejście od dobrych rozwiązań „czwórki”;
  3. słaba, nieprzemyślana kampania;
  4. niejasna koncepcja zabawy – to napad czy wojna?

Battlefield: Hardline od początku miał pod górkę. Z jednej strony musiał radzić sobie z niechcianym spadkiem po katastrofalnej kondycji Battlefielda 4 na starcie, z drugiej za wszelką cenę próbował przekonać do siebie zarówno starych, jak i nowych fanów. EA wyłożyło mnóstwo środków, by podkreślić, że pomysł na Battlefielda zmieniono o niemal 180 stopni, że oczekiwania odnośnie wyboru settingu zostaną w pełni spełnione. W tych staraniach nie pomogła pierwsza, nieudana faza otwartych testów, która przyciągnęła rekordową liczbę testerów, ale też wywołała falę krytyki, niespotykaną od czasu wyboistej premiery poprzednika. Nie pomogło również delegowanie Visceral Games do prac nad trybem dla jednego gracza. Hardline miało być policyjno-złodziejskim dramatem. I fakt, jest tu dramaturgia – oto tragiczna klęska całkiem niezłej gry, która rozdarta pomiędzy dwoma nurtami nie potrafi się jasno określić i ostatecznie wybiera nijaką drogę środka.

Twórcy wyraźnie miotali się przy produkcji nowego Battlefielda. Czuć to na niemal każdym kroku. Niby bierzemy udział w napadzie, ale po stronie przestępców mamy dwa śmigłowce, samochody z RPG w bagażniku i arsenał godny armii małego państewka. W trybie „Fucha” niby kradniemy oznaczone pojazdy, ale tak naprawdę kręcimy się nimi w kółko po mapie. Po stronie policji niby nawołujemy do poddania się „podejrzanych”, ale w sumie ciągniemy za spust, jak tylko łotr wychyli łeb zza winkla. W Hardline większość elementów jest „na niby”.

Policyjno-bandycka wojenka wymaga od gracza wiele wiary, inaczej ciężko byłoby mu strawić to, co widzi. Opancerzone furgonetki sunące po pustyni niczym BMP, bandyci inżynierowie biegający ze stingerami, śmigłowce zrzucające przestępców spadochroniarzy, przewracający się dźwig demolujący cały kwartał. Klimat walk raczej nasuwa skojarzenia z kolumbijskim konfliktem czy meksykańskimi wojnami narkotykowymi albo ze starciami paramilitarnych, dozbrojonych na łapu-capu bojówek w jakimś kraju Trzeciego Świata. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że gra traktuje się zupełnie serio i nagminnie stara się wymusić na nas odpowiednią interpretację tego, co dzieje się na ekranie. Komunikaty fikcyjnej stacji telewizyjnej przed rozpoczęciem meczu nijak pasują do właściwej akcji. Proszę pani – to jest wojna! I trochę szkoda tego nadęcia, bo w odpowiednich warunkach mutliplayer w Hardline potrafi bawić równie dobrze jak w poprzedniej części cyklu.

Bandziory "aresztowane". W kostnicy wyliżą rany.

Przede wszystkim, choć „Podbój” to nadal mój ulubiony wybór, zabawa wyraźnie zyskuje przy mniejszej liczbie graczy na mapę i w trybach ściśle nastawionych na piechotę. Napad na bank przy 16 uczestnikach przestaje przypominać walki w Stalingradzie, jak ma to miejsce przy 32 czy – nie daj Boże – 64 zawodnikach. W takich warunkach każdy może odegrać rolę bohatera czy arcyzłodzieja – jedna dobra akcja potrafi przechylić szalę zwycięstwa, a więcej wolnej przestrzeni oznacza miejsce na pomysłowe manewry. Po kilkunastu godzinach z Hardline złapałem się na tym, że przestały mi przeszkadzać wszystkie koncepcyjne absurdy zabawy w policjantów i złodziei. Gdy M16 radośnie terkocze w dłoniach, kolejne zbiry padają przy próbie aresztowania (he, he), sojuszniczy haker informuje na bieżąco o ruchach nieprzyjaciela, a wrogi snajper na naszych oczach jednym strzałem ściąga pilota śmigłowca, to łatwo zapomnieć o niedociągnięciach i głupotkach. To nadal pole walki – inne, to fakt. Szkoda tylko, że pod wieloma względami ta inność to jednak krok wstecz.

Zimny łokieć to przeszłość. W policji rządzi pozycja "zimny korpus".

Pożegnajcie otwarty system dostosowywania żołnierza z Battlefielda 4 – w Hardline mocno usztywniono klasowy gorset. Już nie tylko gadżety stanowią o klasie – każdy typ żołnierza to także bardzo konkretny dobór głównej broni, a nawet pistoletu. Przykładowo w rewolwerach specjalizuje się mechanik, strzelby to domena szturmowca, zaś karabiny wyborowe przeznaczone są jedynie dla specjalisty. Wyraźniej zaznaczone zróżnicowanie klas to niby dobry pomysł, ale mamy tu kilka nietrafionych decyzji. Operator to zdecydowanie zbyt mocny wybór w większości przypadków. Nie dość, że dysponuje uniwersalnymi karabinkami, które sprawdzają się świetnie na każdym dystansie, to jeszcze jest samowystarczalny – sam się uleczy, a w trudniejszej sytuacji wskrzesi kompana. Na mapach nastawionych na piechotę cała drużyna operatorów poradzi sobie naprawdę dobrze. Szkoda, że uniemożliwiono stworzenie chociażby bardziej agresywnego specjalisty – teraz pozostaje mu już tylko czaić się i walić do wrogów z dużej odległości.

Recenzja gry Battlefield Hardline - wrażenia z kampanii dla jednego gracza
Recenzja gry Battlefield Hardline - wrażenia z kampanii dla jednego gracza

Recenzja gry

Odejście od wojskowej stylistyki na rzecz policyjnych starć to odważne posunięcie. Pierwszy test tego, czy nowa formuła z Battlefield Hardline ma szansę się sprawdzić, już za nami. Kampania to jednak jedynie rozgrzewka przed multiplayerem.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.