Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Star Wars: The Old Republic Publicystyka

Publicystyka 8 maja 2012, 14:19

autor: Szymon Liebert

Futurystyczne strzelanie. Nowa era free to play – przedstawiamy trzy gry, które uratowały „darmowość”

Spis treści

Postacie w Super Monday Night Combat podzielone są na klasy – każda z nich reprezentuje inny styl zabawy oraz unikatowe umiejętności. Przykładowy goryl dysponuje Tommy Gunem, którego celność spada podczas dłuższych serii.

Od popularnej „doty” najłatwiej przejść do Super Monday Night Combat, gry akcji TPP. W drugiej odsłonie swojej serii studio Uber Entertainment zmieniło specyfikę rozgrywki właśnie na dynamiczną adaptację bodaj najpopularniejszej z gier typu MOBA. W SMNC wcielamy się w uczestników futurystycznego sportu, w którym drużyny walczą o zniszczenie kuli z pieniędzmi przeciwnika. Żeby tego dokonać, trzeba doprowadzić do jego bazy zautomatyzowane jednostki. Deweloper zawarł tu wszystkie aspekty „doty”: co najmniej dwie linie poruszania się jednostek, ulepszenia postaci, walki z wieżyczkami, motyw dżungli i możliwość wykorzystania dodatkowych elementów. Wierne odtworzenie zasad znanych z LoL sprawia, że wejście do świata SMNC jest bezproblemowe dla osób zaznajomionych z tematem. Tym bardziej że od strony rozgrywki produkcja ta jest dobra. To solidna strzelanka z widokiem znad ramienia, w której wiele zależy zarówno od statystyk, jak i umiejętności. W parze ze świetnym wykonaniem idzie pomysłowe rozwinięcie „doty” – areny w końcu nie są płaskie, a wielopoziomowe.

Uber Entertainment zaczerpnęło nie tylko mechanikę z gry Riot Games. Także kwestie finansowe wyglądają podobnie – dostajemy kilku bohaterów za darmo, później następuje rotacja. Kupować można dodatki kosmetyczne (np. zabawne stroje) i małe modyfikatory rozgrywki. Te drugie odblokowujemy także za zdobywaną w grze walutę. Spędziłem w Super Monday Night Combat kilkanaście godzin – dobrze się bawiąc – a nie kupiłem niczego. Muszę jednak przyznać, że kusi mnie pewne wdzianko dla mojej ulubionej postaci. Wyobrażacie sobie wielkiego goryla w stroju renifera?

Wbrew popularności League of Legends nie wszyscy lubią „dotę”. Na szczęście kategoria free to play wzbogaciła się ostatnio o strzelankę bardziej klasyczną od Super Monday Night Combat. Jest nią Blacklight Retribution, gra niezwykła z dwóch zasadniczych powodów. Poprzednia płatna produkcja studia Zombie, czyli Blacklight: Tango Down, spotkała się z chłodnym przyjęciem. Tym większym zaskoczeniem było to, że jej kontynuacja okazała się dobra i przemyślana. To właśnie drugi aspekt niezwykłości Retribution – dostaliśmy przyjemną i solidnie zbudowanego shootera. Grę, którą można by sprzedawać w normalnej cenie i wiele osób by ją kupiło. Blacklight Retribution to nowy poziom w tym gatunku, do którego inni będą musieli aspirować.

W Retribution znajduje się sporo zaawansowanych gadżetów – miny, bomby, granaty EMP. Najciekawszym dodatkiem są jednak mechy, które zmieniają sytuację na polu walki.

Tytuł opowiada o starciach najemników przyszłości, ale przyznam, że wątków fabularnych nie śledziłem zbyt uważnie. W końcu chodzi o strzelanie i eliminowanie przeciwników. W tym aspekcie Blacklight Retribution wypada świetnie, bo gra jest szybka, przyjemna i jednocześnie zabawna. Mam wrażenie, że twórcy chcieli połączyć w niej dwa popularne FPS-y: Call of Duty i Counter-Strike’a. Z jednej strony to pozycja łatwa do opanowania, a z drugiej odrobinę taktyczna. Wejście w świat Blacklighta upraszcza pewien dodatek do zabawy: skaner otoczenia, który pozwala wykryć wszystkich graczy na mapie (możemy używać go w ograniczony sposób). Dzięki niemu nie trzeba znać areny, żeby coś zdziałać, bo zawsze da się podejrzeć okolicę i sprawdzić, skąd nadejdą przeciwnicy.

Kwestia mikropłatności w Blacklight: Retribution nie jest już tak czytelna. Głównie ze względu na fakt, że twórcy stworzyli dość zagmatwany system kupowania przeróżnych dodatków i gotowych karabinów. Gracz może składać je własnoręcznie, dobierając poszczególne komponenty. Praktycznie każdy z nich da się też nabyć za pieniądze zarobione podczas meczów. Być może nie jest to tak przejrzyste jak w przypadku Super Monday Night Combat, ale osobiście nie czułem przewagi osób płacących za dodatki. System rozgrywki jest na tyle sensowny, że drobne różnice można nadrobić umiejętnościami lub – w moim przypadku – szczęściem.

Star Wars: The Old Republic

Star Wars: The Old Republic