Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Publicystyka 3 sierpnia 2010, 13:07

autor: Piotr Pachlicki

Co z przyszłością?. Koreański fenomen StarCrafta

Spis treści

Sporty elektroniczne to relatywnie młoda dziedzina, ma zaledwie 10 lat. Tak naprawdę nie wiadomo jeszcze, czy jest stabilna na tyle, żeby zapewnić godziwe życie po przejściu na emeryturę. I nie mówię tu o odległej przyszłości, bo pierwsze pokolenie progamerów już w tym momencie wchodzi w wiek, w którym czas odwiesić myszkę na kołek. Trzydzieści lat to magiczna granica, którą na razie przekroczył – i w dalszym ciągu pozostaje w grze – chyba tylko Boxer. Inni przekwalifikowali się i są teraz komentatorami, sędziami lub trenerami. To jest najlepsze wyjście. Ci, którym się nie powiodło, mają teraz około 25 lat, ale żadnych oszczędności z okresu kariery.

Zakładając nawet, że wszystko potoczy się dobrze – zawodnik stanie się legendą swojego pokolenia, a po zakończeniu czynnej przygody z esportem uda mu się załapać na jedno z wyżej wymienionych stanowisk, nadal pozostaje jedno zagrożenie. StarCraft ma już w tej chwili ponad dziesięć lat na karku. Jego grafika jest w dalszym ciągu przyjemna dla oka, ale nie da się ukryć, że odstaje od standardów. Co stanie się w przypadku, gdy przyjdzie czas na zmianę platformy? Budowana przez tyle lat i z ogromnym poświęceniem pozycja w jednej dyscyplinie nie ma specjalnego przełożenia na inną. Doskonałym przykładem jest nasz popularny siłacz Mariusz Pudzianowski. Wydawałoby się, że ma predyspozycje do podbicia MMA w bardzo krótkim czasie, że posiada już wszystkie atuty niezbędne do tego, a każdy wie, jak potoczyła się jego kariera.

StarCraft II na kadłubie samolotu – takie rzeczy to tylko w Korei.

Pierwszym poważnym zagrożeniem dla pozycji StarCrafta w Korei była trzecia odsłona cyklu WarCraft, również przygotowana przez firmę Blizzard Entertainment. Jednak producent zaimplementował tam kilka rozwiązań, które nie przypadły do gustu Koreańczykom. Nie wiadomo, czy chodziło o cukierkową grafikę, brak przejrzystości podczas bitew, czy może o element losowości (artefakty itp.). Chociaż Korea Południowa stanowi potężną siłę na świecie i na tej platformie, to zainteresowanie gwiezdną wersją Crafta jest dużo większe.

Jednak na horyzoncie pojawiło się jeszcze poważniejsze zagrożenie. Chodzi mianowicie o drugą grę z serii StarCraft, od kilku dni obecną na rynku. Produkcję opatrzoną rzymską cyfrą „II” przyjęto jednak w Korei ze sporą rezerwą. Praktycznie wszyscy zawodowcy pozostali na razie przy starszej wersji gry. Blizzard sam sobie także nie pomógł – wyciągnął z szafy szkielety prawne pod postacią roszczeń do KeSPA o część zysków z transmisji. Praktycznie zmusił tym samym koreański związek sportowców elektronicznych do pozostania przy pierwszej odsłonie. Nie pomogła usilna kampania na rzecz „dwójki” – w końcu to właśnie w Korei po raz pierwszy ogłoszono prace nad nią.

Wygląda więc na to, że StarCraft: Brood War pozostanie jeszcze przez jakiś czas niezagrożony na swoim koreańskim tronie.

Piotr „pp” Pachlicki