Forum Gry Hobby Sprzęt Rozmawiamy Archiwum Regulamin

Forum: Czy głupota jest teraz trendy?

początekpoprzednia12
07.03.2011 11:16
201
odpowiedz
zanonimizowany688961
26
Generał

@EspenLund Nie mam czasu czytać całego wątku więc pewnie napisze coś odbiegającego od dyskusji. Wejdzcie sobie na fotka.tv - kumulacja idiotyzmu, analfabetyzmu i braku szacunku do siebie i innych.

To jest uwaga jak najbardziej na temat. Podajesz bowiem miejsce, w którym można spotkać ludzi zachowujących się, Twoim zdaniem głupio. Piszesz, że byłeś zdziwiony, a więc zakładam, że na co dzień nie kontaktujesz się z takimi ludźmi. I mniej więcej to wyczerpuje przedmiot dyskusji. Twierdzenia o tym, że "młodzież/dzieci/wyborcy/politycy (niepotrzebne skreślić, potrzebne dopisać) jest dziś głupsza" to znane od starożytności marudzenie na upadek obyczajów związane z mitem złotego wieku, wynikłe zwykle z generalizowania własnych doświadczeń.

Może się to wydać dziwne, ale ludzie bardzo często generalizują swoje przeszłe otoczenie i uważają je za normę, więc kiedy np.: zetkną się z głupimi uczniami z podstawówki (dla dowolnej definicji głupoty) twierdzą, że "dzisiaj wszstkie dzieci z podstawówki są głupie", chociaż tak naprawdę nie wiedzą, jak reprezentatywna była próbka ich kolegów ze szkoły. Odnosi się to do wszystkich zjawisk i grup społecznych. Zwróć uwagę na to, jak często można spotkać się z wypowiedziami sugerującymi, iż ich autor nigdy wcześniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że na świecie znajdują się ludzie głupi (dla dowolnej wartości tego wyrażenia, bo w rozmowie potocznej wyrażenie to ma zawsze charakter idiosynkratyczny).

bombardują dzieci w wieku buntu niezrozumiałymi, ciężkimi lekturami i niezrozumiałym, ciężkim opowiadaniem o nich.

Niezrozumiała to może być "Krytyka czystego rozumu" lub teoria niejednorodnych równań falowych. Z literaturą jest ten problem, że nauczyciele często nie wiedzą, czemu ona służy i jakie miejsce zajmuje w kulturze, przez co często poprzestają na przekazywaniu informacji z bryków dla nauczycieli, nierzadko zawierających informacje przestarzałe lub nieprawdziwe.

Kiedy będziesz czytać "Pana Tadeusza" zapomnij o wszystkich wyznacznikach romantyzmu (bo to nie jest utwór romantyczny!) i potraktuj go jako lekki poemat heroikomiczny parodiujący styl i tematykę dzieł klasycznych i będący XIX-wiecznym odpowiednikiem komedii Machulskiego. Jeśli chcesz, możesz nawet odebrać to jako swego rodzaju odpowiednik wczesnych filmów Tarantino lub Rodrigueza, bo w "Panu Tadeuszu" masz do czynienia ze świadomą zabawą gatunkiem.

W kontekście tego, co piszesz, przypomina mi się reakcja na propozycję usunięcia z listy lektur obowiązkowych "Ferdydurke" Gombrowicza, ale chciałbym zobaczyć na własne oczy polonistę, który jest w stanie kompetentnie odpowiedzieć na najprostsze nawet pytania uczniów dotyczące tej lektury.

07.03.2011 15:18
EspenLund
202
odpowiedz
EspenLund
125
Legend

Azazello

Problem tkwi w tym, że w gimnazjum ludzie zazwyczaj są jeszcze niedojrzali, więc z takiego przykładowego "Pana Tadeusza" będą sobie robić zwyczajne nic, bo przecież batem się wiedzy nie wpoi. Na etapie gimnazjum powinno się uczyć po prostu szacunku do słowa pisanego, docierając do uczniów tym co może ich zainteresować - kryminał, powieść sensacyjna etc. i trzeba to robić w sposób delikatny bo niestety czytanie książek wymiera w naszym społeczeństwie. Dopiero po takim "zaszczepieniu" literatury, można brać się za poważniejsze dzieła. Przyznajcie szczerze - kto z Was w gimnazjum poważnie myślał o życiu i nauce?

Z literaturą jest ten problem, że nauczyciele często nie wiedzą, czemu ona służy i jakie miejsce zajmuje w kulturze, przez co często poprzestają na przekazywaniu informacji z bryków dla nauczycieli, nierzadko zawierających informacje przestarzałe lub nieprawdziwe.

Zgadzam się.

07.03.2011 15:51
matmafan
203
odpowiedz
matmafan
170
Altair ibn al-Ahad

Po prostu, świat schodzi na psy, z roku na rok młodzież jest coraz mniej inteligentniejsza, kiedyś wiedza była lepiej wpajana, z samego przykładu jak mi nauczyciel mówił, że kiedyś w książkach było napisane krótko zwięźle i na temat a teraz to nawalą tego wszystkiego i nie wiadomo jak tu sie tego nauczyć, ogólnie świat był według mnie dawniej lepszy, i zdrowszy :) A teraz, to każdy ino widzi internet i internet, młodzież powinna czytać więcej książek i korzystać z umiarem z internetu.

07.03.2011 16:39
204
odpowiedz
zanonimizowany688961
26
Generał

@EspenLund Na etapie gimnazjum powinno się uczyć po prostu szacunku do słowa pisanego, docierając do uczniów tym co może ich zainteresować - kryminał, powieść sensacyjna etc. i trzeba to robić w sposób delikatny bo niestety czytanie książek wymiera w naszym społeczeństwie.

O, to to. Lepiej bym tego nie ujął. Przykładowo "Nad Niemnem" Orzeszkowej i "Studium w szkarłacie" Doyle'a zostały napisane w tym samym czasie. Pierwsza jest moralizatorską powieścią obyczajową o niskiej wartości literackiej i dość archaicznej w założeniach (napisana w okresie realizmu posiada silne rysy sentymentalistyczne) w zasadzie znaną tylko dlatego, że jest lekturą szkolną. Z kolei opowiadanie Doyle'a nawet nie tyle zrewolucjonizowało, co wręcz stworzyło archetyp prywatnego detektywa kształtując literaturę a następnie i inne media na całym świecie, obecny do tej pory. Gatunek "forensic procedural" (kryminał naukowy) to współczesne wcielenie tego gatunku.

Poza tym, "wymieranie czytelnictwa" to naturalna zmiana mediów. Ludzie przeszli od czytania do oglądania filmów jako formy atrakcyjniejszej. Powieści groszowe zostały zastąpione przez seriale kryminalne, a romanse - przez seriale obyczajowe. Poza tym, młodzież niby mało czyta, ale jakoś książki o Harrym Potterze (świetny Bildungsroman, swoją drogą) sprzedają się jak świeże bułeczki. Ci, którzy szukali ciekawych rzeczy, nadal ich szukają. Ci, którzy szulai prostej rozrywki przesiedli się na wygopdniejsze medium.

07.03.2011 16:52
😊
205
odpowiedz
Dycu
65
zbanowany QQuel

[203] Ktoś chce coś dodać? Toż to przecież czysta prawda! Woda była kiedyś bardziej przejrzysta, słońce bardziej żółte, kobiety piękniejsze (i mniej puszczalskie dla tych którzy takie lubią, a bardziej przystępne dla tych którzy lubią takie), piwo smaczniejsze.

Wszystko przez te złe czasy w których żyjemy : )

Poza tym tekst o "wymieraniu czytelnictwa" też jest dobry - szczególnie patrząc na to że Ja, jak i część moich znajomych czytamy więcej w miesiąc, niż na ten przykład prosty moi rodzice w ciągu ostatnich 10 lat. Nie bardzo więc widzę związku. Kto ma czytać, ten czytać będzie, w pewnym momencie bowiem czytanie wchodzi w zakres zwykłej rozrywki, jak komputer, czy telewizja, trzeba to po prostu lubić. To że w pewien sposób dokształca - cóż, jak mnie wyjebią ze studiów za to że przesiaduję po 10 godzin nad książkami, to wtedy pogadamy, na ile czytanie jest fajne ; )

Jeśli już musicie doszukiwać się problemów współczesnego szkolnictwa, to szukajcie raczej w kierunku niedopasowania szkolnictwa do współczesnych czasów. Co drugi młody ma w domu laptopa, a nawet kalkulatora na lekcje przynieść nie może - Toż to przecież żart. Już nie mówię o tym że zamiast uczyć dzieciaki korzystać z bibliotek i czytelń, uczmy je wyszukiwać informacji w znacznie wygodniejszym miejscu - czyli internecie. Jest sporo specjalistycznych wyszukiwarek, o których młodzi nawet nie wiedzą. Informacje do pewnego poziomu są w internecie szeroko dostępne, tylko trzeba umieć z niego korzystać. A, nie, zapomniałem - przecież jak coś napisane na kartce papieru, to dopiero prawda i to to trzeba młodym wmawiać, racja. Zasłońmy sobie oczy i mówmy głośno "iternetu nie ma, komputery są złe", to może tak będzie naprawdę.

Sam lepiej piszę na komputerze niż ręcznie - ale też jakoś 10 do 100 razy więcej piszę na komputerze niż recznie, nie mówiąc o tym ilekroć szybciej - i dobrze sie z tym czuję, bo jak pisałem znacznie częściej z takiej formy pisania korzystam. Ale dlaczego na większość zajęć nie mogę przynieść laptopa żeby móc robić przyjemne dla czytelnika, pełniejsze i wygodniejsze notatki? A, no tak, komputer zło, a młodzież głupia. Bla bla bla.

07.03.2011 17:19
206
odpowiedz
zanonimizowany782654
15
Pretorianin

EspenLund
Problem tkwi w tym, że w gimnazjum ludzie zazwyczaj są jeszcze niedojrzali, więc z takiego przykładowego "Pana Tadeusza" będą sobie robić zwyczajne nic, bo przecież batem się wiedzy nie wpoi.
Ten, który uczy się czegoś nowego, dojrzewa pod wpływem tego,czego się uczy. Jeżeli taki ktoś nie będzie się uczył, nigdy i do niczego nie dojrzeje. Zresztą cała historia ludzka to historia dojrzewania do czegoś, co człowieka przerasta.
Zresztą Pan Tadeusz nikogo w niczym nie przerasta. Ot prosta powiastka o tym jak człowiek dla_siebie przeradza się w człowieka _dla_narodu (stąd Dzikouaka opowieści o tym, że Pan Tadeusz nie ma charakteru romantycznego jest wierutną bzdurą). Podobny schemat jak przy Robaku czy nawet Tadeuszu wykorzystany był potem przy kształtowaniu postaci Kmicica.
Tu nie chodzi zatem o to, byś coś rozumiał ale o to, byś przyswajał właściwy system rozstrzygnięć normatywnych i przyswajał schematy idei zachowań pożądanych.

I pod tym względem Pan Tadeusz czegoś uczy. Natomiast pierdoły o "genialnym" detektywie reprodukuje schemat dokładnie odwrotny. Zimnego, wyrachowanego i cynicznego megalomana, który siłą rozumu zwalcza zło, tworząc raj na ziemi. Pan Tadeusz to postać romantyczna, która wie, że ma obowiązki wobec społeczności, która go zrodziła a Holmes to postać pozytywistyczna - wręcz scjentystyczna, która społeczność postrzega wyłącznie w kategoriach miejsca, w którym można wykazać swoją boskość.

Owszem. W czasach neoliberalnego obłędu jest to postać, której cechy niektórzy mogą lubić. Ale po co takie "trudne" i "przestarzałym" językiem napisane powiastki o Holmesie? Nie lepiej sięgnąć po "prawdziwie nowoczesną i postępową literaturę" w postaci Ironmena, Supermena i podobnych pajacyków?

Na etapie gimnazjum powinno się uczyć po prostu szacunku do słowa pisanego, docierając do uczniów tym co może ich zainteresować - kryminał, powieść sensacyjna etc.
Jak można szanować coś, co nie przerasta tego, kto ma to coś szanować? Toż to bzdura nie z tej ziemi!

i trzeba to robić w sposób delikatny bo niestety czytanie książek wymiera w naszym społeczeństwie.
Kolejna bzdura. Nic nie wymiera.Po prostu poddajesz się ideałowi małomiasteczkowego inteligenta, który roi sobie, że wiedza uzdrowi świat ze wszystkich jego bolączek i zamieni go w raj na ziemi. stąd postulat uczenia wszystkich. Niezależnie od tego czy oni sami tego chcą i czy mają ku temu jakiekolwiek predyspozycje. Tymczasem właśnie ideał wykształcenia powszechnego jest fundamentem tego, co cię uwiera i co stało się przyczyną powstania tego wątku. Nauka nie jest dla wszystkich. nauka jest dla tych, których Pan Bóg pobłogosławił większymi zdolnościami w tym właśnie zakresie.

07.03.2011 17:26
207
odpowiedz
zanonimizowany4090
97
Legend

"Nad Niemnem"... Boze. Juz wiem co czuje czlowiek tonacy w bagnie gdy desperacko miota sie w blocie... Cztery podejscia, na zasadzie "DAM RADE!" czy "zamknij oczy i mysl o Anglii" i 70 stron... Koszmar. Chyba jednyna ksiazka, ktorej nie zmoglem, choc bardzo sie staralem.

07.03.2011 17:41
208
odpowiedz
zanonimizowany641653
43
Generał

@Dycu

Kto ma czytać, ten czytać będzie, w pewnym momencie bowiem czytanie wchodzi w zakres zwykłej rozrywki, jak komputer, czy telewizja, trzeba to po prostu lubić.

Dokładnie, wiem to po sobie. Kiedyś nie tknąłem nawet książki, czytanie to były istne katusze. Z wiekiem stało się zgoła inaczej - po prostu je pochłaniam.

07.03.2011 18:16
Jedziemy do Gęstochowy
209
odpowiedz
Jedziemy do Gęstochowy
173
KENDO DROGA MIECZA

Kto ma czytać, ten czytać będzie, w pewnym momencie bowiem czytanie wchodzi w zakres zwykłej rozrywki, jak komputer, czy telewizja, trzeba to po prostu lubić.

Dokładnie, wiem to po sobie. Kiedyś nie tknąłem nawet książki, czytanie to były istne katusze. Z wiekiem stało się zgoła inaczej - po prostu je pochłaniam.

to jest nas dwóch...z tym że ja od zawsze lubiłem czytać.

A Nad Niemnem fajne było, za to Chłopi to była mordęga istna, przeczytałem ale żałuję, kompletnie niestrawne, nie wiem za co ten nobel.

07.03.2011 19:08
😍
210
odpowiedz
zanonimizowany486144
68
Generał

kompletnie niestrawne, nie wiem za co ten nobel

Gdyby przystępność i lekkostrawność była wyznacznikiem wartości książek, Coben odebrałby swego nobla, a o np. "Podróży sentymentalnej" nikt by nie pamiętał.

07.03.2011 19:46
Bukary
👎
211
odpowiedz
Bukary
222
Legend

Dzikouak napisał:
Matura to osobny problem. Wcześniej różni mędrkowie narzekali, że w szkole uczy się za dużo na pamięć i nie przekazuje się umiejętności samodzielnego myślenia. W jakim kierunku poszły zaś reformy? Oczywiście w stronę zakuwania i całkowicie nieprawktycznego uczenia się odpowiedzi na pamięć. Za moich czasów na maturze z polskiego i historii pisało się esej (pracę analityczną wymagającą posiadania wiedzy i umiejętności jej zebrania, uporżądkowania i zsyntetyzowania, przy czym za włączenie analizy międzyprzedmiotowej były dodatkowe punkty). Nauczyciel mógł bardzo luźno trzmać się programu, bo przecież oceniał wiedzę i zdolność jej wykorzystania. Współczesna matura ma formę testową, co zmusza nauczycieli do przekazywania uczniom nie wiedzy, a umiejętności rozwiązania testu.

Wyjątkowa bzdura. Po pierwsze, nowa matura z języka polskiego, w przeciwieństwie do tzw. "starej", kładzie zdecydowanie większy nacisk na umiejętności ucznia (nie zaś na "wykutą" wiedzę). Żeby się o tym przekonać, wystarczy przejrzeć standardy wymagań, które znajdują się na stronie Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, i zapoznać się z treścią arkuszy egzaminacyjnych z lat ubiegłych. Uczeń musi się wykazać umiejętnością czytania ze zrozumieniem tekstu publicystycznego na poziomie znaczeń, struktury i komunikacji, a także umiejętnością zredagowania dłuższego tekstu, który stanowił będzie próbę odczytania (zanalizowania, zinterpretowania, porównania, skomentowania etc.) utworu literackiego (czasami spoza kanonu lektur, a więc nieznanego abiturientowi) na poziomie idei (matura podstawowa) oraz organizacji (rozszerzona). Napisanie tego, co nazywasz "esejem", bardzo często ograniczało się do formułowania wyuczonych uogólnień i powielania podręcznikowych formułek o charakterze syntetycznym. Innymi słowy: uczeń piszący tzw. "starą maturę" w znacznie większym stopniu wykazywał się "pamięciową" wiedzą niż umiejętnościami.

Po drugie, niefrasobliwie powtarzasz fałszywe przekonania o tym, że nowa matura zabija oryginalność interpretacyjną i skłania do schematycznego myślenia. Dodatkowe punkty, które otrzymywałeś za "analizę międzyprzedmiotową" i które stanowiły rzekomo domenę "starej matury", teraz bardzo często wchodzą w skład podstawowej puli punktów, tworząc kategorię o nazwie "konteksty" (historycznoliteracki, filozoficzny, historyczny, biograficzny etc.). Mało tego, każdy egzaminator może dodatkowo przyznać uczniowi punkty za różnorodne walory pracy, które nie zostały uwzględnione w modelu odpowiedzi. Jak widać, oryginalność myślenia i twórcza interpretacja (nie "nadinterpretacja") zawsze spotkają się z uznaniem i zostaną odpowiednio nagrodzone. Co więcej, model odpowiedzi nie powstaje w głowie jednego człowieka, ale jest wynikiem pracy wielu ekspertów i wybitnych literaturoznawców. Nie stanowi też "zamkniętej na wieki" całości. Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę, że ostateczny kształt modelu odpowiedzi ustalany jest po analizie prac maturalnych, w wyniku której dopisuje się do schematu sensowne odpowiedzi uczniów. (I między innymi dlatego nie jest oficjalnie publikowany "na drugi dzień"; a wszelkie "klucze", które znajdziecie w czasopismach, mogą być niekompletne lub nawet błędne). Jedynym ograniczniem jest tutaj intentio operis; czasem nawet pomija się intentio auctoris (jeżeli została wyrażona), żeby dać uczniom możliwość swobodnej (w granicach rozsądku) interpretacji.

Tak więc wszelkie tyrady o wyższości "starej matury" z języka polskiego nad nową należy między bajki włożyć.

07.03.2011 20:18
EspenLund
212
odpowiedz
EspenLund
125
Legend

Azazello

Chodziło mi o to, żeby taki statystyczny Grześ poznał że czytanie książek może być fajną zabawą i rozrywką, bo raczej wątpię żeby zapałał wielką miłością do książek po musowym przeczytaniu przykładowego "Nad Niemnem".
Ale nie ma co, świata nie zmienimy dyskusją :).

07.03.2011 20:28
213
odpowiedz
Hajle Selasje
98
Eljah Ejsales

Będziecie tym Nad Niemnem rzucać w nieskończoność? Kanon lektur jest nawet jako taki, zaś inteligentny człowiek wcześniej czy później powinien rozwinąć określone nawyki czytelnicze, wedle swoich potrzeb i zainteresowań. Szkoła, która będzie epatowała byle czym w imię egalitarystycznych zapędów zacznie się przyczyniać nie tyle do zainteresowania dzieci i młodzieży literaturą, tylko do wyrabiania u nich poczucia, że wartościowe jest wszystko, a jak wartościowe jest wszystko, to nic nie jest wartościowe. Jak zwykle na populistycznym ołtarzu poświęci się iluś tam zdolnych i ciekawych świata uczniów, a dzieciaki, które od czytania książek wolą chodzić na siłownię i grać na konsoli i tak czytać nie zaczną. Poza tym czytanie byle czego wcale nie rozwija, w skrajnych przypadkach potrafi pewnie nawet uwsteczniać ;)

Bukary---->

Na marginesie (choć może niezupełnie), to trochę przykre, że współczesny maturzysta powinien móc przeczytać tekst publicystyczny ze zrozumieniem i traktuje się to jako nie lada osiągnięcie. Moim skromnym zdaniem ze zdolnym uczniem do podobnego poziomu dałoby się pewnie dojść już na poziomie egzaminu gimnazjalnego, no ale jam nie jest oświecony metodolog nauczania :) Można by wręcz dojść do absurdalnego wniosku, że bez matury człowiek nie jest w stanie przeczytać ze zrozumieniem gazety (a niebawem pewnie przyjdzie uczniom udowadniać, że potrafią przeczytać ze zrozumieniem ostrzeżenie przeciwpożarowe, mandat czy instrukcję obsługi zamrażarki :D).

07.03.2011 20:40
EspenLund
214
odpowiedz
EspenLund
125
Legend

Hajle Selasje

Czytanie nawet byle czego sprzyja nie robieniu błenduf ortograficznyh w karzdym zdaniu :) A wiele osób ma z tym problem, o wiele za dużo.

07.03.2011 20:45
215
odpowiedz
Hajle Selasje
98
Eljah Ejsales

Tak, tyle że pisanie w miarę poprawną polszczyzną to jest pochodna całościowego wykształcenia, niekoniecznie cel sam w sobie - bo ja wiem, czy lepsza znajomość ortografii warta jest czytania książek-śmieci, nie wiem też po prawdzie, czy tak postawione pytanie ma w ogóle jakieś znaczenie :)

07.03.2011 20:51
EspenLund
216
odpowiedz
EspenLund
125
Legend

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia - coś co dla Ciebie będzie ścierwem dla kogoś innego będzie fascynującą opowieścią :). A co do ortografii-szczerze wątpię żeby ktokolwiek potrafił poprawnie pisać bez czytania różnorakich tekstów, oczywiście nie mówię tutaj o forach w internecie, bo przez niektórych gagatków czasem łapię się na tym że muszę chwilę pomyśleć jak napisać dany wyraz :).

07.03.2011 20:54
Mastyl
217
odpowiedz
Mastyl
161
Za godzinę pod Jubilatem

Ja też mam 3 dychy.

Akurat młodzież zawsze ciągnęło do głupoty, nawet w dobrych liceach. Nigdy nie bylo wstydem być matołem i leserem na gruncie naukowym.

07.03.2011 21:02
Bukary
218
odpowiedz
Bukary
222
Legend

Hajle Selasje napisał:
Na marginesie (choć może niezupełnie), to trochę przykre, że współczesny maturzysta powinien móc przeczytać tekst publicystyczny ze zrozumieniem i traktuje się to jako nie lada osiągnięcie :) Na mój chłopski rozum ze zdolnym uczniem do podobnego poziomu dałoby się pewnie dojść już na poziomie egzaminu gimnazjalnego, no ale jam nie jest oświecony metodolog nauczania

Tylko w przypadku wyjątkowo uzdolnionych uczniów. Ale dla nich przewidziano konkursy przedmiotowe i olimpiady. Albowiem umiejętność odczytania tekstu publicystycznego na egzaminie maturalnym znacznie wykracza poza kompetencje inteligentnego gimnazjalisty. Z kilku powodów.

Zdarza się, że maturzyści mają do czynienia z dosyć skomplikowanymi tekstami o charakterze filozoficznym czy teoretycznoliterackim (np. Kołakowski, Szczeklik, Miłosz, Skarga), które z oczywistych względów sprawiałyby pewne trudności piętnasto- czy szesnastolatkowi.

Dalej: zadanie maturzysty polega na "pełnym" zrozumieniu tekstu, a to oznacza, że abiturient musi np. odczytywać znaczenia metaforyczne, aluzje, selekcjonować i hierarchizować informacje, dostrzegać analogie i przeciwieństwa, wnioskować, wskazywać zasadę kompozycyjną, zależności między zdaniami i akapitami, rozpoznawać intencję nadawcy, ironię, określać cechy stylistyczne tekstu i funkcje środków językowych etc.

Niektóre z wymagań (zwłaszcza jeśli idzie o poziom struktury czy komunikacji) mogłyby się okazać zbyt wygórowane dla gimnazjalisty, chociaż nie można wykluczyć, że raz na jakiś czas wśród uczniów pojawi się ktoś wyjątkowo uzdolniony. Ale egzamin maturalny czy gimnazjalny nie jest przeznaczony tylko dla wybitnych jednostek i musi być ujednolicony (m.in. z uwagi na sposób rekrutacji na wyższe uczelnie).

07.03.2011 21:11
219
odpowiedz
Hajle Selasje
98
Eljah Ejsales

Bukary---->

Naprawdę potrzeba ucznia wyjątkowo uzdolnionego? Przypuszczam, że 16-latek (?) zwyczajnie zdolny (a taki powinien odebrać dalsze wykształcenie w liceum, żeby pójść dalej na studia) powinien sobie z tym poradzić. Oczywiście obca byłaby mu znajomość niektórych pojęć czy idei, ale te można przecież zweryfikować ponownie na poziomie matury (w bardziej rozwijającej formie). Mówiąc bez ogródek, nie wiem, czy jako cywilizacja wystawiamy sobie dobre świadectwo, jeżeli potrzeba nam 12 lat edukacji, ażeby nauczyć ucznia czytania ze zrozumieniem. Podobnie jest zresztą w każdym innym aspekcie - rozszerzona matura z angielskiego na poziomie mniej więcej FCE podsumowuje dokonania językowe po ok. 10 latach nauki. Polski system oświaty sam sobie wystawia w ten sposób ocenę.

07.03.2011 21:25
Bukary
220
odpowiedz
Bukary
222
Legend

Hajle Selasje napisał:
Naprawdę potrzeba ucznia wyjątkowo uzdolnionego?

Tak. :)

Przypuszczam, że 16-latek (?) zwyczajnie zdolny (a taki powinien odebrać dalsze wykształcenie w liceum, żeby pójść dalej na studia) powinien sobie z tym poradzić.

Widać, że nie masz zbyt wielu doświadczeń związanych z poziomem umysłowym uczniów gimnazjum. Musisz zrozumieć, że gimnazjum przypomina bardziej szkołę podstawową niż liceum, chociaż założenia reformy były nieco inne. No cóż, nie pierwszy raz teoria rozmija się z praktyką. Dopiero zmiany, które nadchodzą w butach siedmiomilowych, "zacieśnią" związki gimnazjum i szkoły średniej.

Oczywiście obca byłaby mu znajomość niektórych pojęć czy idei, ale te można przecież zweryfikować ponownie na poziomie matury.

Ale przecież egzamin gimnazjalny weryfikuje stopień umiejętności czytania ze zrozumieniem. Arkusz egzaminacyjny również składa się z tekstu publicystycznego i tekstów literackich (chociaż, rzecz jasna, znacznie łatwiejszych niż na maturze).

Trzeba jednak pamiętać, że w przypadku egzaminu gimnazjalnego kładzie się nacisk głównie na tworzenie tekstów użytkowych: ogłoszenia, listu oficjalnego, zaproszenia, dedykacji, przemówienia etc. (czyli tego, co uczniowi w życiu potrzebne), a także na argumentację (rozprawka). Gimnazjalista może bowiem zakończyć swoją edukację, ma zestaw umiejętności potrzebnych do przetrwania we współczesnym świecie i nikt go nie zmusza do czytania "Nad Niemnem". To lektura tylko dla wybrańców, którzy pragną się dalej kształcić.

07.03.2011 21:33
😊
221
odpowiedz
Dycu
65
zbanowany QQuel

HS - W kwestii lektur w życiu się nie zgodzę że są dobrze dobrane. Owszem, znaczna część to bardzo dobre książki (Praktycznie wszystkie poza rzucanym tu i ówdzie Nad Niemnem czytało mi się z przyjemnością), ale zbiór tematyki lektur jest żenujący, tragiczny i po kilku latach czytania o ciągłej walce Polski o wolność (w sumie na dzień dzisiejszy tyle pamiętam z lektur, jestem w stanie powiedzieć że były dobre, ale tyczył się tego samego, badziewnego i nudnego do bólu z perspektywy współczesnego młodego człowieka tematu). Nie tędy droga, żeby ciągle walić o tym samym "bo to ważne i o tym trzeba wiedzieć", skoro młodego człowieka już to naprawdę po kilku latach zaczyna - no offence - gówno obchodzić.

Więc rozwijające, ciekawe, nietuzinkowe oraz trudne językowo lektury - tak, ale monotematyczność na zasadzie "bądźmy patriotami, wasi pradziadkowie w końcu brali udział w wojnie" - nie.

07.03.2011 21:46
Bukary
222
odpowiedz
Bukary
222
Legend

Dycu napisał:
Więc rozwijające, ciekawe, nietuzinkowe oraz trudne językowo lektury - tak, ale monotematyczność na zasadzie "bądźmy patriotami, wasi pradziadkowie w końcu brali udział w wojnie" - nie.

Kolejny mit zaraz upadnie.

No to zweryfikujmy kanon lektur pod kątem tematyki narodowowyzwoleńczej (jako dominującej).
TAK = utwór dotyczy głównie walki o wolność ojczyzny. NIE = nie jest to najważniejszy temat.

Bogurodzica - NIE.
Kochanowski - NIE.
Morsztyn - NIE.
Naborowski - NIE.
Potocki - NIE.
Krasicki - NIE.
Mickiewicz, Ballady i romanse - NIE.
Mickiewicz, Pan Tadeusz - TAK (chociaż tylko w pewnej części).
Mickiewicz, Dziadów cz. II i IV - NIE.
Mickiewicz, Dziadów cz. III - TAK.
Słowacki, Kordian - TAK.
Krasiński, Nie-Boska komedia - NIE.
Norwid - TAK/NIE.
Prus, Kamizelka - NIE.
Prus, Lalka - NIE.
Orzeszkowa, Nad Niemnem - NIE.
Orzeszkowa, Gloria victis - TAK.
Konopnicka, Mendel Gdański - NIE.
Sienkiewicz, Potop - TAK/NIE.
Sienkiewicz, Quo vadis - NIE.
Tetmajer - NIE.
Kasprowicz - NIE.
Staff - NIE.
Wyspiański, Wesele - TAK.
Reymont, Chłopi - NIE.
Żeromski, Ludzie bezdomni - NIE.
Żeromski, Przedwiośnie - TAK/NIE.
Gombrowicz, Ferdydurke - NIE.
Nałkowska, Granica - NIE.
Borowski - NIE.
Herling-Grudziński, Inny świat - NIE.
Leśmian - NIE.
Tuwim - NIE.
Miłosz - TAK/NIE.
Baczyński - TAK.
Różewicz - NIE.
Herbert - TAK/NIE.
Białoszewski - NIE.
Szymborska - NIE.
Barańczak - TAK/NIE.
Mrożek - NIE.
Krall - TAK/NIE.

Sofokles - NIE.
Horacy - NIE.
Dante - NIE.
Szekspir - NIE.
Molier - NIE.
Goethe - NIE.
Dostojewski - NIE.
Conrad - NIE.
Kafka - NIE.
Bułhakow - NIE.
Camus - NIE.

A zatem: utworów o tematyce głównie narodowowyzwoleńczej jest znacznie, znacznie mniej niż tekstów poruszających problematkę egzystencjalną, filozoficzną, antropologiczną etc.

Warto również wspomnieć, że kanon lektur w gimnazjum jest inny. I tam tematyki narodowowyzwoleńczej prawie w ogóle nie uświadczycie w formie "książkowej".

07.03.2011 21:51
😊
223
odpowiedz
Dycu
65
zbanowany QQuel

Bukary - Nie bardzo rozumiem gdzie Ty swoją rację w ten sposób utwierdziłeś, bo tak duża ilość "Taków", szczególnie pośród licealnych lektur nadal mówi, że jest tego za dużo : )

Zresztą, nie ma się o co kłócić, Ja wciąż po prostu pamiętam jakie wrażenie robiły na mnie lektury i ich interpretacje przez lata nauki, którą skończyłem dosyć niedawno i rozumiem w pełni że młodego człowieka może naprawdę gówno obchodzić jak to było w gułagach, obozach, czy na przykład kto kiedy jak i co planował żeby polska była polską. I co byś tu nie powiedział, to po prostu robi złe wrażenie w oczach niewiarygodnej większości uczniów, nie poprzez sam fakt że Ci uczniowie wszyscy jak jeden mąż nie czytają książek i uważają że książki są złe, ale przez jakąś magiczną monotematyczność lektur. Powiesz mi że to jakiś mit czy inny badziew - ale sam jeszcze trzy lata temu siedziałem w klasie i zrzędziłem że znowu dwa tygodnie interpretowania dobrej książki pod kątem walki o wolność, czy coś tam innego, więc jakoś tak magicznie jednak zdołali na mnie złe wrażenie zrobić, a nie bierze się to z niczego, szczególnie że czytać lubię i na same książki raczej nie narzekam.

07.03.2011 21:54
224
odpowiedz
Hajle Selasje
98
Eljah Ejsales

Bukary---->

Widać, że nie masz zbyt wielu doświadczeń związanych z poziomem umysłowym uczniów gimnazjum. Musisz zrozumieć, że gimnazjum przypomina bardziej szkołę podstawową niż liceum, chociaż założenia reformy były nieco inne. No cóż, nie pierwszy raz teoria rozmija się z praktyką.

Dobrze wywnioskowałem z Twojej wypowiedzi, że przyznajesz mi rację in abstracto? Doceniam próbę ratowania czego się da, swoisty pragmatyzm, nie mający oparcia w szlachetnych ideałach, tylko szarej rzeczywistości polskich szkół. Z drugiej strony może to jest zaślepiające? Stawiasz wymagania przez pryzmat tego, jak jest, a nie jak być powinno. Może i "szeregowy nauczyciel" powinien myśleć w taki sposób (zresztą w przeciwnym razie kariery w publicznej edukacji pewnie by nie zrobił), ale problemem zaczyna być, gdy staje się to myśleniem dominującym u reformatorów (czy choćby decydentów podtrzymujących tego kolosa na glinianych nogach).

Trzeba jednak pamiętać, że w przypadku egzaminu gimnazjalnego kładzie się nacisk głównie na tworzenie tekstów użytkowych: ogłoszenia, listu oficjalnego, zaproszenia, dedykacji, przemówienia etc. (czyli tego, co uczniowi w życiu potrzebne), a także na argumentację (rozprawka).

Wracam do mojego toku rozumowania - IMO 6 lat dobrej edukacji powinno wystarczyć, żeby nauczyć istotę "żywą, dwunożną, nieopierzoną" pisania zaproszenia czy dedykacji, na litość Boską - do tego potrzebne są dwie umiejętności: pisania i myślenia!

Dycu---->

Chciałem sam zajrzeć do spisu i dokonać analizy, ale forumowy polonista mnie wyręczył :)

Założenie musi być takie, że w szkole realizuje się określone kanony. Nie bardzo wiem, dlaczego pokutuje przekonanie, że w zakresie języka polskiego ma być zawsze łatwo i przyjemnie (a przynajmniej to drugie). Założę się, że nie postawiłbyś podobnych żądań w odniesieniu do matematyki czy geografii. Zwracam też uwagę, że literatury "bogoojczyźnianej" jest w polskim kanonie relatywnie sporo, bo taką mamy historię. Próby przykrycia historii Polski, a tym samym zafałszowania historii polskiej literatury musiałyby wyglądać dość żałośnie.

07.03.2011 21:58
😊
225
odpowiedz
Dycu
65
zbanowany QQuel

HS - Zwróć uwagę na drugą część mojego postu - robi to takie wrażenie na uczniach, jakie robi, a potem ogrom pierdolenia o tym że dzieciaki książek nie chcą czytać. Z czym do ludzi bym rzekł, ale faktycznie, na Twój argument że nie musi być przyjemnie i fajnie nie da się odpowiedzieć właściwie inaczej jak:

Skoro ani przyjemnie, ani fajnie nie musi być, to przestańcie narzekać że nawyku czytania u młodzieży się nie udaje zaszczepić. Bo do narzekania to wszyscy chętni, do zwalania na młodzież, że coraz głupsza, to też wszyscy chętni, tylko jakoś znaleźć przyczyny całej sytuacji to już jakoś nie można.

PS: Odnoszę wrażenie że jakieś dziwne szyki przestawne mi wyszły w tym poście, chyba czas już spać, bo ledwo na oczy widzę, tak więc wybaczcie jak się to ciężko czyta ; )

07.03.2011 22:05
Bukary
226
odpowiedz
Bukary
222
Legend

Dycu napisał:
Nie bardzo rozumiem gdzie Ty swoją rację w ten sposób utwierdziłeś, bo tak duża ilość "Taków", szczególnie pośród licealnych lektur nadal mówi, że jest tego za dużo.

Chyba tylko 7 spośród 32 dłuższych pozycji porusza problematykę narodowowyzwoleńczą, przy czym część z nich jedynie w sposób zawoalowany i niekoniecznie dominujący (np. "Pan Tadeusz" czy "Przedwiośnie"). Jeśli zaś idzie o wybory wierszy, to bodaj tylko u 5 poetów (z 21) możesz znaleźć także utwory w bezpośredni sposób dotykające tego problemu. Napisałem "także", bo - rzecz jasna - znaczna część ich "kanonicznej" twórczości (np. Norwida czy Herberta) związana jest z zupełnie inną tematyką.

To według ciebie dużo? I pamiętaj, że w gimnazjum nie ma zbyt wielu książek o podobnej tematyce. Jest za to Tolkien, Le Guin, Philip K. Dick, Orwell, Dickens etc.

07.03.2011 22:06
227
odpowiedz
Hajle Selasje
98
Eljah Ejsales

Dycu--->

Sprowadzając rzecz do absurdu (którego nasz świat jest skądinąd pełen), możemy namawiać uczniów do czytania komiksów o Batmanie czy Dana Browna . Albo jeszcze lepiej - artykułów z Pudelka. Z desperacją w oczach błagając, żeby tylko coś przeczytali! Troszeńkę? Cokolwiek?

Na poziomie studiów wyższych to już świetnie działa - studiuj cokolwiek, gdziekolwiek. Tylko studiuj. W końcu stać cię! Na tym poziomie nędze takiego myślenia zapewne dostrzegasz, na innym coś Ci przeszkadza.

07.03.2011 22:08
😊
228
odpowiedz
Dycu
65
zbanowany QQuel

Bukary - ponownie, odnoszę do części postu o "wrażeniu" i "młodych" na których to wrażenie jest robione. Co mogę więcej dodać? Widzę Twój punkt widzenia, wspominam swój własny, szczególnie z liceum, bo wcześniej to już w sumie niewiele pamiętam i tyle. Wrażenie jakie było, takie było. Nie tylko Ja takie odniosłem, ale znaczna większość - i jeśli dalej uważacie że to zła młodzież, a nie "coś troszkę nie tak z układem lektur" to może faktycznie język polski w ogóle nie ma za zadanie przyzwyczajenia dzieciarni do czytania? A znowu skoro taka nie jest rola języka polskiego, to dlaczego narzekamy że młodzież nie czyta (Co w sumie też jest mitem mitomanów którzy opowiadają go sobie w mitologiczne wieczory mitów)?

HS - Znowu troszeczkę rozminąłeś się z tym co mówiłem, bo na przykłąd nie bronię ludziom czytać Krajewskiego, który pisze ciekawym, nieprostym językiem, natomiast jest to literatura wyraźnie ciekawsza niż Iliada (Skądinąd też ciekawa, ale dla odpowiedniego czytelnika w odpowiednim miejscu i czasie). Nie mówię że literatura ma być prosta - bo w tym wypadku zazwyczaj jest nieźle, Ja jedynie czepiam się TEMATYKI lektur, która nie ma nic wspólnego przeważnie z formą.

07.03.2011 22:16
229
odpowiedz
Hajle Selasje
98
Eljah Ejsales

Dycu---->

A Ty najwidoczniej rozminąłeś się z moim postem. Ja doskonale rozumiem, o co Ci chodzi. Chcę tylko pokazać, czym się kończy odchodzenie od "niewzruszalnych" standardów i pewnych linii granicznych. Jeżeli odejdziemy od założenia, że na lekcjach języka polskiego odnosimy się przede wszystkim do historii polskiej literatury wykładanej wg ukształtowanych historycznie kanonów, to równie dobrze przyszłe pokolenie w ogóle odejdzie od literatury i zacznie wymagać komiksów. W myśl pozornie słusznego założenia - zachęcania do czytania. Krajewskiego to sobie można w pociągu poczytać, a nie w szkole (co nie jest bynajmniej oskarżeniem, zwyczajnie nie dla każdej książki jest miejsce w szkole).

07.03.2011 22:22
😊
230
odpowiedz
Dycu
65
zbanowany QQuel

HS - No w pewnym sensie rozumiem o co Ci chodzi - ale w takim razie skoro zgadzamy się w tej jednej kwestii, to możemy też zgodzić się w tej drugiej - że w takim wypadku nie powinniśmy wymagać jakiejś euforii wśród młodzieży na myśl o książkach ; )

Żeby poprzeć jeszcze moje zdanie przykładem innego przedmiotu na którym również nie musi być "milo i przyjemnie", bo był to w końcu Twój argument - fakt, na matematyce bym nic nie zmieniał - tyle że z matematyką się pożegnałem od razu po szkole, natomiast ideą języka polskiego jest zatrzymanie człowieka "w świecie książek" na dłużej, prawda...?

Tylko no właśnie - czy aby na pewno taką rolę powinien mieć język polski w szkołach : )?

I tym pięknym pytaniem rzuconym w eter kończymy audycję, czas spać, dobranoc : )

07.03.2011 22:25
Bukary
231
odpowiedz
Bukary
222
Legend

Hajle napisał:
Doceniam próbę ratowania czego się da, swoisty pragmatyzm, nie mający oparcia w szlachetnych ideałach, tylko szarej rzeczywistości polskich szkół. Z drugiej strony może to jest zaślepiające?

Nie za bardzo rozumiem. Powinienem od dziecka, które osiągnęło taki poziom rozwoju umysłowego, że nie potrafi pojąć znaczenia słowa "nonkonformizm", wymagać analizowania i interpretowania tekstów filozoficznych? Tutaj nie chodzi wyłącznie o program nauczania. Musisz również wziąć pod uwagę cechy psychofizyczne gimnazjalistów. To są bardzo często chłopcy, którzy - dosłownie - ciągną dziewczyny za warkocze (albo niedawno zostali ojcami). Większość uczniów posiada orzeczenia poradni psychologiczno-pedagogicznej o różnorodnych dysfunkcjach. Część ma daleko posuniętą dysgrafię. Niektórzy nie rozumieją poleceń z podręcznika. Itd. Itp. I wszyscy muszą ukończyć gimnazjum, bo państwo nałożyło na nich taki obowiązek. Powtarzam: więcej praktyki by się przydało. ;)

Stawiasz wymagania przez pryzmat tego, jak jest, a nie jak być powinno.

Znowu nie rozumiem. A jak być powinno? Moim zdaniem nauczyciele mają teraz szeroki wybór programów nauczania i świetnych podręczników, które oferują uczniom arcyciekawą lekturę. Zdajecie sobie sprawę z tego, że największy grymas zniechęcenia na twarzach gimnazjalistów wywołują np. teksty Lema? Że oni nie czytają Dicka z wypiekami na twarzy? A "Folwark Zwierzęcy" jest dla nich "jakiś taki głupi"?

6 lat dobrej edukacji powinno wystarczyć, żeby nauczyć istotę "żywą, dwunożną, nieopierzoną" pisania zaproszenia czy dedykacji, na litość Boską - do tego potrzebne są dwie umiejętności: pisania i myślenia!

Z pustego i Salomon nie naleje. ;) Poza tym: umiejętnośc pisania tekstów użytkowych to tylko jedna z bardzo wielu umiejętności, które należy przez 6 lat wykształcić u podopiecznych.

Krajewskiego to sobie można w pociągu poczytać, a nie w szkole (co nie jest bynajmniej oskarżeniem, zwyczajnie nie dla każdej książki jest miejsce w szkole).

O wilku mowa. Wczoraj wziąłem się za "Erynie". Miałem ochotę na ciekawą rozrywkę, ale styl i składnia tego tekstu są tak mierne w początkowych rozdziałach, a całe akapity - pozbawione polotu, że czeka mnie chyba droga przez mękę. ;) Tym bardziej że trochę się odzwyczaiłem od przeciętności, bo właśnie skończyłem "Vatrana Auraio" Huberatha, który był z kolei wyśmienity. Gorąco polecam!

07.03.2011 22:31
232
odpowiedz
zanonimizowany379058
66
Generał

Tu nie chodzi tylko o tematykę, tu chodzi też o treść i jakość.

To, co sam pamiętam, to przejście z romantyzmu do pozytywizmu, które bolało strasznie. Bo tak jak zdecydowana większość z mojego licealnego otoczenia jawnie kpiła z ideologii romantycznej (zwłaszcza mickiewiczowskiej), tak te utwory były po prostu dobre. Fajnie się je czytało, fajnie się o nich dyskutowało. Ale potem przyszedł pozytywizm(równocześnie z zagranicznym realizmem) i zrobiło się niefajnie. Orzeszkowa była po prostu przykra w odbiorze dla kogoś kto przed chwilą czytał "Zbrodnię i karę". Sienkiewicz w liceum to po prostu żenada-tak, czytałem i lubiłem trylogię. Gdzieś w okolicach późnej podstawówki. Wtedy były to dla mnie przyjemne książki. W liceum już tylko śmiać mi się chciało nad tym czarno-białym obrazkiem na temat wspaniałej Rzeczypospolitej. Jedyne, co mi wtedy z polskiej literatury się spodobało, to "Lalka" Prusa. Tylko, że ona to była bardzo specyficzna i niekoniecznie się wpasowywała w polski kanion.

Tu nie chodzi o to, żeby nie było lektur trudnych, tylko żeby były ciekawe i po prostu dobre, w skali bezwzględnej. To, że jestem Polakiem nie znaczy, że mam czytać polskie gówno zamiast świetnych zagranicznych autorów. A z tym się kojarzą lektury-z nudnym gównem, którego nikt normalny nie czyta. Jasne, częściowo jest tak dlatego, że pewnym osobom nie dogodzisz i wszystko dla nich będzie nudne, bo z braku nawyku czytania czynność ta przysparza im wiele trudności. Ale nawyki kształtuje się w podstawówce i tam są potrzebne największe zmiany.

Sam uczyć się szybko czytać zacząłem na komiksach z Kaczorem Donaldem. Potem przerobiłem wszystkie "Tomki" Szklarskiego, a dalej to już samo poszło. W klasach 4-6 wyrabiałem wielokrotność średniej krajowej przeczytanych książek w ciągu roku, był chyba taki moment, kiedy mogłem się zbliżać do setki. Ale nie było to dzięki szkole, tylko dzięki rodzicom, którzy mnie zachęcali do czytania i kupili mi całą masę książek, kiedy zacząłem czytać. Wiedzieli też, co mi podsunąć, żebym złapał bakcyla. Dzięki temu potem juz sam szukałem sobie ciekawych rzeczy do czytania.

I tak na koniec. Pierwszą książką, którą zacząłem czytać (normalnych rozmiarów, ~300 stron) był "Tomek w krainie kangurów". Pierwsza albo druga klasa podstawówki. Chyba mama mi kupiła. No i doszedłem jakoś do setnej strony i się zaciąłem. Książka wylądowała na półce. Leżała tam trochę czasu, przyszło jakieś nudne popołudnie, nie miałem co ze sobą zrobić, to złapałem za książkę. Pękła do wieczora i szybko poprosiłem o następną część. Czemu o tym piszę? Nie miałem wtedy komputera. Nie miałem konsoli. Krótko mówiąc-nie miałem alternatyw, niczego, co byłoby przyjemnym wypełniaczem czasu. Bo dopóki człowiek nie złapie bakcyla, czytanie nie jest przyjemnością, tylko nużącym obowiązkiem. Krótko mówiąc-miałem łatwiej. Gdybym się wychowywał dziesięć lat później mogłoby to potoczyć się inaczej. Dlatego właśnie w podstawówkach potrzebny jest nacisk na wyrabianie tych podstawowych nawyków. Tam powinna być największa selekcja nauczycieli, najwięcej pilnowania i uwagi. Bo jak tam się coś spieprzy, to potem jest tylko gorzej. To samo dotyczy zresztą innych dziedzin. Nikt, kto z matmy złapie duże zaległości w podstawówce bez naprawdę dużego nawału pracy nie będzie sobie radził z nią później.

07.03.2011 22:40
233
odpowiedz
Hajle Selasje
98
Eljah Ejsales

Bukary---->

O praktyce mógłbyś mi prawić kazania, gdybym ja był nauczycielem, a Ty smutnym panem z kuratorium czy tam dyrektorem :) Prowadzimy dyskusję (ściśle teoretyczną, jak na internetowych mądralińskich przystało) na temat: dlaczego jest źle oraz czy mogłoby być lepiej, a przynajmniej tak mi się zdawało. Odpowiedź: w obecnym systemie nie może być dużo lepiej może i jest prawdziwa, ale tylko ocierająca się o istotę problemu, w końcu każdy system, który nie jest wart pielęgnowania należałoby zreformować, a nawet zrewolucjonizować. Jeżeli od samego początku mamy do czynienia z drastycznym obniżaniem wymagań (czyli dostosowywania całej edukacji pod uczniów najmniej zdolnych i pracowitych), to siłą rzeczy Salomon nie naleje z pustego. Ja doskonale rozumiem związek przyczynowy i świadomie (mam nadzieję) przeciwko status quo protestuję.

Zdajecie sobie sprawę z tego, że największy grymas zniechęcenia na twarzach gimnazjalistów wywołują np. teksty Lema? Że oni nie czytają Dicka z wypiekami na twarzy? A "Folwark Zwierzęcy" jest dla nich "jakiś taki głupi"?

Co więc z tym zrobić? Udawać, że wszystko jest normalnie? Czy może zawalczyć o te 20 czy 30 procent uczniów, którym się chce (albo zachce, gdy pojawią się solidne punkty odniesienia)? Paradoksalnie, w obecnym systemie mamy wielką "niesprawiedliwość społeczną". Pozytywne wzorce kulturowe czy edukacyjne zwykle się "dziedziczy" i realizuje niejako obok szkoły, która coraz częściej jest byle jaka i nastawiona na walkę o tych, którym nie zależy i którzy są obecnie przegrani na starcie (wciąż mogą być wspaniałymi mężami, ojcami czy patriotami i dobrymi ludźmi, ale niekoniecznie wykształceni - choćby byli magistrami).

Huberath jest u mnie na short-liście (ach ta angielszczyzna) :)

07.03.2011 22:44
😊
234
odpowiedz
zanonimizowany527083
46
Senator

Powiem coś od siebie.
Jestem obecnie w LO i orłem jeśli chodzi o naukę nie jestem. Ale patrząc czasem na ludzi z mojej klasy...zastanawiam się co tutaj robię. A właściwie co oni tutaj robią. W znaczeniu.. jak tacy debile dostali się do LO.

Może nie dane mi oceniać innych, ale krew mnie zalewa jak widzę osoby (w szczególności chłopaków z inteligencją na poziomie przekrojonego ananasa), których śmieszy psie gówno na ulicy.

Gimnazjum to jakaś śmieszna pomyłka. Miejsce, gdzie można przebimbać totalnie 3 lata i wyjść z tej placówki z pozytywną oceną.

Dojdzie do tego, że jedynymi tekstami, które będą czytane przez gimnazjalistów będą komentarze na różnych portalach społecznościowych, GG i produktach codziennego użytku. Chociaż może i to nie.

Ogółem mówiąc: trzeba po prostu więcej czytać. A, że niektórzy obecni w LO jak i w GIM nie potrafią, bo jedyne co ich interesuje to jak przelecieć puszczalskie dziewczyny, muza, imprezy i alkohol - to nie nasza wina. Skończą na łopacie lub nie.

btw. Ogląda ktoś "Matura to Bzdura"?
Nie sądzicie czasem, że na maturze powinniśmy napisać to co chodzi nam po głowie, a nie coś co musi trafić w klucz osoby układającej takie rzeczy? A jeśli nie trafisz.. to nie przejdziesz.

07.03.2011 22:58
EspenLund
235
odpowiedz
EspenLund
125
Legend

Hajle Selasje

To ja teraz troszkę odbiegnę od głównego wątku i zapytam:
Czy Dan Brown to jakiś wyznacznik "kiepścizny"? Bo osobiście bardzo lubię książki tego autora, zawsze potrafi upleść intrygującą sensacyjną fabułę, w każdym tomie do siebie podobną, ale rozrywkową :). Oczywiście nie uważam tych książek za jakieś dzieło sztuki, tylko za źródło dobrej rozrywki, ale to przecież głównie o to w tym wszystkim chodzi.

Przepraszam za offtop i życzę dobrej nocy

07.03.2011 22:59
Bukary
236
odpowiedz
Bukary
222
Legend

Hajle napisał:
Co więc z tym zrobić? Udawać, że wszystko jest normalnie? Czy może zawalczyć o te 20 czy 30 procent uczniów, którym się chce (albo zachce, gdy pojawią się solidne punkty odniesienia)?

Ale przecież główny problem nie tkwi w szkole! Już napisałem: programy i podręczniki są w porządku. Nauczyciele in pleno też, wbrew pozorom, nie sa tutaj najsłabszym ogniwem (chociaż wielu rzeczywiście nie nadaje się do pracy w szkole). Chodzi przede wszystkim o środowisko rodzinne i rówieśnicze. Rodzice często nie mają czasu ani ochoty zajmować się dziećmi, a dzieci same poznają świat dzięki Internetowi i telewizji.

Gdybyśmy mieli reformować szkołę, to sugerowałbym, żeby zmienić nieco wagę poszczególnych zadań nauczycieli: znacznie mniej papierkowej roboty, a więcej pracy z uczniami zdolnymi lub słabymi (konsultacje, ćwiczenia w małych grupach etc.). Tymczasem na nauczycieli nakłada się coraz więcej bzdurnych obowiązków, które nie wiążą się w sposób bezpośredni z nauczaniem (bo niby mają "za dużo wolnego", co jest kolejnym z wielu mitów na temat tego zawodu).

A poza tym wszystko rozbija się o pieniądze: chcesz mieć wysoki poziom nauczania, musisz zapewnić podopiecznym bazę materialną (sprzęt, sale gimnastyczne, pomoce, laboratoria) i zwiększyć liczbę oddziałów (żaby klasy nie liczyły więcej niż 15 uczniów). A pieniążków nie ma i nie będzie. Wiesz: kryzys, zaciskanie pasa, dziura budżetowa i inne bajki. Edukacja jest na końcu kolejki do żłobu.

08.03.2011 00:19
237
odpowiedz
zanonimizowany379058
66
Generał

Hajle=> Uczniowie, którym się chce zazwyczaj trafiają do przynajmniej w miarę porządnych liceów, w którym mają przyzwoity poziom edukacji. Przyzwoity = taki, na jaki system pozwala. Nie są kretynami, choć pewnie swoje dziury w wiedzy mają (moje wyszły w tym wątku np.). Ale nie ma ludzi doskonałych! Każdego można czymś zagiąć. Generalnie natomiast swój poziom ta część uczniów prezentuje i wstydzić się czego nie ma, chociaż mogą nie wiedzieć rzeczy, które dla ludzi starszych były oczywiste. Bo nie są dla nich tak istotne. Sam kiedyś w liceum zostałem zaskoczony datą konsytucji 3 maja (roczną). Jasne, pamiętałem, że to było jakoś niedługo przed drugim rozbiorem, ale daty rozważałem od 1788-1792. Głupio mi się zrobiło, doczytałem, pewnie już nigdy nie zapomnę. Ale jak patrzę na to z perspektywy czasu, to się zastanawiam: czy to było takie istotne? Wiedziałem mniej więcej kiedy, wiedziałem dlaczego, wiedziałem czym to się skończyło. Czy konkretna data zmieniła cokolwiek w mojej wiedzy na ten temat?

I tak generalnie jest ze współczesną edukacją. Zmniejsza się ilość pamiętanych zjawisk, ale IMO zwiększa rozumienie procesów. Reformy idą wolno, ale idą w dobrym kierunku. Bo nie jest problemem sprawdzić dokładną datę w sieci, kiedy zna się mniej więcej czas i okoliczności, wie pod jakim hasłem szukać. Ale sama data w pamięci jest niczym, to procesy historyczne mogą nas czegoś nauczyć.

Jeśli jednak piszemy o problemach w edukacji, to nie liceum jest problemem, a gimnazjum i podstawówka. Za dużo szkół partaczy swoją robotę na samym początku, okaleczając uczniów na lata. Trudno nadrobić zaległości z podstawówki.

Gimnazjum to dłuższy temat. Jeśli ma zostać, to szczerze mówiąc widzę jedno proste rozwiązanie problemu: wywalenie w kosmos kretynizmu zwanego rejonizacją. 13 latek jest wystarczająco duży, żeby dojeżdżać do szkoły. Jeden ruch i stałoby się to samo co w liceach-zamiast wyrównanego poziomu, który rzeczywiście krzywdzi zdolniejszych i bardziej skupionych na nauce, mielibyśmy gradację. Z miejsca podniósłby się poziom ludzi po dobrych gimnazjach, w efekcie można by podnieść poziom w liceach.

Tylko jest jeszcze druga sprawa. Liceów jest za dużo. Ktoś musi odbudować kretyńsko zniszczone technika i zawodówki. Ktoś musi też walczyć z przekonywaniem w szkole od dzieciaka, że praca fizyczna (w mniej lub bardziej zaawansowanej formie) jest czymś gorszym. Kilka prostych zmian, sporo pieniędzy (zawodówki i technika sporo kosztują, a i w liceach przydałyby się unowocześnienia).

Wiliam=>

Nie sądzicie czasem, że na maturze powinniśmy napisać to co chodzi nam po głowie, a nie coś co musi trafić w klucz osoby układającej takie rzeczy? A jeśli nie trafisz.. to nie przejdziesz.

Dwie bzdury w jednym zdaniu. Po pierwsze, matura nie jest od tego, żebyś pisał co Ci chodzi po głowie, tylko żebyś dokonał analizy utworu literackiego w oparciu o zdobytą wcześniej wiedzę i umiejętności. Jak ktoś ma potrzebę dzielić się przemyśleniami, to niech działa w szkolnej gazetce. Druga sprawa-żeby będąc dobrym uczniem całkowicie przestrzelić klucz i nie zdać matury, to się trzeba w czepku urodzić. Klucz jest tak skonstruowany, żeby praca na temat siłą rzeczy przeszła przez główne jego punkty, poza tym są jeszcze kryteria jezykowe. Nie dramatyzuj.

Bukary=>

Jeśli chodzi o pieniądze to masz rację, te są zawsze potrzebne. Co do programów to bym się już kłócił, w liceum żeśmy nie jedną głupotę wytykali palcami. Ciekawy jest jednak problem pracy nauczycieli. Czekam wreszcie na oczywiste rozwiązanie tego problemu, którym byłby normalny, 40h tydzień pracy. Nie mam na myśli broń Boże 40 h lekcji. Uważam, że nauczyciel powinien przychodzić do szkoły o 8 i siedzieć tam do 16. Część z tego to lekcje, reszta sprawdzanie prac domowych, konsultacje, zajęcia uzupełniające i kółka. Po sprawie. Belfrzy nie noszą zwykle pracy do domu (czasami tak, ale to się w każdym zawodzie zdarza), w szkole realnie istnieją kółka zainteresowań, nauczyciel jest dostępny dla ucznia. Jedyny problem tutaj to sprawy pomieszczeniowe.

08.03.2011 02:45
Bullzeye_NEO
238
odpowiedz
Bullzeye_NEO
223
1977

Czy Dan Brown to jakiś wyznacznik "kiepścizny"? Bo osobiście bardzo lubię książki tego autora, zawsze potrafi upleść intrygującą sensacyjną fabułę, w każdym tomie do siebie podobną, ale rozrywkową :). Oczywiście nie uważam tych książek za jakieś dzieło sztuki, tylko za źródło dobrej rozrywki, ale to przecież głównie o to w tym wszystkim chodzi.

to nie ja jestem przywolany do odpowiedzi, ale mimo wszystko odpowiem: ksiazki dana browna nie maja w sobie ZADNEJ glebi. to jest po prostu surowa proza, przejscie z punktu a do punktu b, gdzie czytelnik nie musi w ogole zastanawiac sie nad trescia utworu.

horyzont oczekiwan rowny zero

08.03.2011 04:19
239
odpowiedz
zanonimizowany688961
26
Generał

@Hajle Selasje - Jeżeli odejdziemy od założenia, że na lekcjach języka polskiego odnosimy się przede wszystkim do historii polskiej literatury wykładanej wg ukształtowanych historycznie kanonów

"Ukształtowana historycznie" to może być religia, a nie nauka. Filologia i pedagogika ulega rozwojowi, co powinno znajdować odzwierciedlenie w praktyce. Bo wiesz, dobór lektur nie zawsze ma sens. Często popełniany jest bowiem błąd, że niektóre książki uważa się za "popularne" a więc mniej wartościowe, chociaż ich popularność wynika z faktu, że były wielokrotnie przetwarzane w kulturze, chociaż w chwili pojawienia się mogły być przełomowe.

Mówiąc bez ogródek, nie wiem, czy jako cywilizacja wystawiamy sobie dobre świadectwo, jeżeli potrzeba nam 12 lat edukacji, ażeby nauczyć ucznia czytania ze zrozumieniem.

Dlatego właśnie nie lubię wyrażenia "czytanie ze zrozumieniem" a zwłaszcza używania go jako nazwy umiejętności, bo jest to przyczyną nieporozumienia takiego, jak to. _Zrozumienie_ tekstu nie zależy od posiadania uniwersalnej i mierzalnej abstrakcyjnie zdolności "czytanie ze zrozumieniem", ale umiejętności _analizy znaczenia_, czyli zdolności do przeczytania tekstu, określenia jego kontekstów, znajomości poruszanej tematyki, czasami też rozwiniętej wiedzy językowej (idiomatyka) i historyczno-literackiej (inferencje). Wystarczy dobrać odpowiednio złożony tekst i ustalić właściwe kryteria oceny.

"Przeczytanie ze zrozumieniem" np.: fragmentu "Semantyki i struktury wspólnoty" Niklasa Luhmana albo "Czasoprzestrzeni i grawitacji" Seana Carrolla wykracza poza poziom dobrze dobrze wykształconego absolwenta szkoły wyższej nie zajmującego się teorią systemów bądź fizyką.

Można by wręcz dojść do absurdalnego wniosku, że bez matury człowiek nie jest w stanie przeczytać ze zrozumieniem gazety

Znaczna część ludzi po maturze i z dyplomami wyższych uczelni nie jest w stanie w pełni zrozumieć tekstu o gospodarce albo o polityce zagranicznej porównującej współczesną politykę zagraniczną z polityką międzywojenną. Nie dlatego, że jest głupia, ale dlatego, że nie posiada konkretnej wiedzy (w pierwszym przypadku - o procesach ekonomicznych, w drugim - o historii i polityce.

to równie dobrze przyszłe pokolenie w ogóle odejdzie od literatury i zacznie wymagać komiksów.

Komiksy to również literatura. Nierzadko dużo trudniejsza w odbiorze od literatury ze względu na operowanie tekstem i obrazem. Opozycja książki-komiksy nie ma żadnego uzasadnienia teoretycznego i zwykle obnaża brak wiedzy porównującego. Żeby daleko nie szukać: z jednej strony masz Henryka Sienkiewicza, z drugiej - Alana Moore'a. Twierdzisz, że ten pierwszy jest w jakiś istotny sposób lepszy?

Cała sprawa nie ma nic wspólnego z "egalitarnością". Wręcz przeciwnie. Na liście lektur jest wspomniany Sienkiewicz. Dlaczego właśnie on, a nie Kraszewski, Przyborowski lub Łoziński? Dlaczego reprezentantem pozytywizmu (i rozwijającego się wtedy historyzmu) jest autor lekkich powieści przygodowych o znikomej wartości historycznej, a nie książek względnie dobrze (jak na ówczesny stan wiedzy) pokazujących procesy historyczne?

Zwracam też uwagę, że literatury "bogoojczyźnianej" jest w polskim kanonie relatywnie sporo, bo taką mamy historię.

Jaką? Litetatura "bogoojczyźniana" to przecież w dużej mierze romantyzm (a i tam Mickiewicz traktował tę tematykę z przymrużeniem oka, a Słowacki nie raz i nie dwa wyrażał miał do niego stosunek krytyczny). W pozytywiźmie masz z kolei "pracę u podstaw", czyli postulat zerwania z mitologią i kontunuowanie tradycji państwowych w sposób racjonalny (krzewienie kultury, pracę, formacje polityczne). Na początku XX wieku pojawia się tematyka rewolucyjna, ale to już nie jest cecha literatury europejskiej.

Ponadto, czy dziwi Cię fakt, że pozycje odnoszące się do literatury _polskiej_ odwołują się bezpośrednio do polskiej historii? A część z tych, które się odwołują, czynią to komediowo ("Pan Tadeusz"), rozliczeniowo ("Wesele", "Przedwiośnie") albo analitycznie ("Miłosz"). A te kilka pozostałych lektur to i tak dość niewiele zważywszy na naszą historię. Najwięcej patriotyzmu i to dość toksycznego (czyli uzyskiwanego poprzez wykrzywianie wizerunku przeciwnika) jest u... Sienkiewicza. Zwłaszcza w "Krzyżakach", w których tematyka "bogoojczyźniana" gra rolę drugoplanową.

@EspenLund - Czy Dan Brown to jakiś wyznacznik "kiepścizny"?

Zależy jak definiujesz kiepściznę. Pod względem stylistycznym i kompozycyjnym to nic szczególnego, ot, zwykła pulpa, ale mogąca stanowić nienajgorszą rozrywkę. Dużo gorzej jest z wartstwą merytoryczną, bo Dan Brown plecie tak niestworzone bzdury, jakby nie zadawał sobie trudu sprawdzenia najbardziej podstawowych faktów. Pewnie, są gorsi autorzy, ale jest wielu lepszych.

@Bukary - Masz rację. Widziałem, jak to wyglądało na początku i wyszedłem z błędnego założenia, że ludzie nie mają motywacji do naprawienia tych błedów. Miło, że rozwiałeś moje wątpliwości. W sumie dobrze wiedzieć, że nauczyciele wciąż potrafią egzaminować, a procedury są sensowne.

@Finthos - Znowu przychodzi mi się zgodzić. Warto jednak zauważyć, że infrastruktura jest całkiem spora, gdyż jakoś funkcjonowała dwadzieścia-trzydzieści lat temu. Obecnie mamy zaś niż demograficzny, więc teoretycznie, jeżeli pozostawić szkoły i nauczycieli, to może się okazać, że dla mniejszej liczby ucznió te warunki będą jak znalazł. Ale tu jednak zgadzam się z Bukarym i nie mam większych złudzeń co do tego, że w ramach cięcia wydatków szkoły i etaty zostaną zredukowane.

Bo tak jak zdecydowana większość z mojego licealnego otoczenia jawnie kpiła z ideologii romantycznej (zwłaszcza mickiewiczowskiej), tak te utwory były po prostu dobre.

Bo one są dobre. Jeżeli podchodzi się do "czucia i wiary" w sposób sieriozny, to uczniom pozostaje wizja egzaltowanych proto-emo. A wystarczy pokazać, jak wiele z ideologii romatycznej jest we współczesnym horrorze, wyjaśnić skąd się wzięła literatura gotycka, pokazać jak wiele z nadnaturalności i alogicznej sprawczości z "Dziadów" jest w j-horrorze, pokazać jak wpływy romantyczmu ukształtowały opowiadanie lorda Plunketta, prekursora fantasy i lekcje od razu robią się ciekawsze.

Jedyne, co mi wtedy z polskiej literatury się spodobało, to "Lalka" Prusa. Tylko, że ona to była bardzo specyficzna i niekoniecznie się wpasowywała w polski kanion.

Wiesz, taka drobna uwaga - Prus był dziennikarzem, bywał za granicą i starał się być na bieżąco z literaturą światową. A że akurat przebywał we francji, gdzie panowała moda na realizm, to i postanowił napisać coś z duchem czasu.

@Wiil.i.aM - Nie sądzicie czasem, że na maturze powinniśmy napisać to co chodzi nam po głowie, a nie coś co musi trafić w klucz osoby układającej takie rzeczy?

Nie. Szkoła posiada konkretny program i matura jest egzaminem, która sprawdza wiedzę i umiejętności. Od pisania tego, co "chodzi po głowie" są pamiętniki, gazety i fora internetowe. W szkole musisz wykazać się wiedzą. Jasne, jeżeli masz jakieś ciekawe przemyślenia, które pasują do kontekstu, to możesz się podzielić i jeśli zrobisz to dobrze, to jeszcze dostanie dodatkowe punkty.

Tak nawiasem mówiąc, nie jestem wielkim fanem matury. Osobiście uważam, że lepiej sprawdziłyby się cząstkowe egzaminy roczne na każdym roku, które dają lepszy obraz umiejętności ucznia i pokazują jego ewentualny rozwój. Wtedy jeden źle napisany egzamin o niczym nie przesądza. Nie mówiąc już o tym, że taki reżim nauki świetnie przygotowuje do sesji studenckiej.

08.03.2011 11:58
240
odpowiedz
Hajle Selasje
98
Eljah Ejsales

Dzikouak--->

"Ukształtowana historycznie" to może być religia, a nie nauka. Filologia i pedagogika ulega rozwojowi, co powinno znajdować odzwierciedlenie w praktyce.

Kultura i nasz jej odbiór zawsze jest uwarunkowany historycznie.
Poprzez literaturę, ale także jej odbiór, zbiorowy i indywidualny, wyraża się "dusza narodu". Przede wszystkim zaś w miarę stały kanon oparty jest na wpajaniu wspólnych wartości i ciągłości pokoleniowej. Istnieje jednoznaczna wartość w tym, że nasze pokolenia (a raczej - ich część) posługuje się tym samym kodem kulturowym, co pokolenia przeszłe. Dogmat, że taka np. pedagogika musi podlegać ciągłemu rozwojowi doprowadziła i doprowadzi jeszcze bardziej nas wszystkich na manowce, stając się coraz bardziej zdehumanizowana i ślepa.

Wystarczy dobrać odpowiednio złożony tekst i ustalić właściwe kryteria oceny.

Zapomniałeś dodać, że te właściwe kryteria, to m.in. takie kryteria, żeby przepchnąć stosunkowo dużo uczniów.

"Przeczytanie ze zrozumieniem" np.: fragmentu "Semantyki i struktury wspólnoty" Niklasa Luhmana albo "Czasoprzestrzeni i grawitacji" Seana Carrolla wykracza poza poziom dobrze dobrze wykształconego absolwenta szkoły wyższej nie zajmującego się teorią systemów bądź fizyką.

Czytanie licznych postmodernistów przekracza nawet możliwości profesora filozofii (o odpowiedniej czystości umysłu). Nie chodzi o to, żeby szafować tutaj skrajnymi przykładami, ludzie się śmieją z obowiązkowej matury z matematyki, że jest tak banalna, że "nie można jej nie zdać", a Ty mi wyskakujesz z Luhmannem i Carollem. W zeszłym roku na maturze podstawowej był tekst niejakiego Bendyka z Polityki, a dwa lata temu artykuł z pisma "Focus". Czytania takich rzeczy w sposób świadomy powinno się wymagać od średnio rozgarniętego człowieka, a nie od maturzysty, który lada moment pójdzie na medycynę czy studia inżynierskie. W ten sposób w miarę kumaty 19-latek nie robi do matury z polskiego absolutnie nic, bo wie, że zda ją z palcem w nosie. Trzeba być ślepym, żeby nie dojrzeć, do czego to prowadzi.

Cała sprawa nie ma nic wspólnego z "egalitarnością". Wręcz przeciwnie. Na liście lektur jest wspomniany Sienkiewicz. Dlaczego właśnie on, a nie Kraszewski, Przyborowski lub Łoziński?

O tym pisałem powyżej, poza tym egalitarność w kanonie lektur będzie prowadziła do rugowania Sienkiewicza, bo w powszechnym odbiorze jest za długi i za nudny, a więc wydaje się nie do przebrnięcia.

Ponadto, czy dziwi Cię fakt, że pozycje odnoszące się do literatury _polskiej_ odwołują się bezpośrednio do polskiej historii?

Mnie dziwi? Eee? Zwracam uwagę, że pojęcia literatury "bogoojczyźnianej" użyłem ironicznie.

Bukary---->

Cóż, biurokracja tłamsi nie tylko szkoły, w pełni się zgadzam, że absurdalne jest zarzucanie pełnego pasji nauczyciela papierkową robotą po uszy. Wielki Brat musi mieć kontrolę nad wszystkim, dlatego nie ma za bardzo w polskiej szkole miejsca dla osobowości wśród nauczycieli (może poza jakimiś gimnazjami czy liceami akademickimi). Myślę, że siłą rzeczy z roku na rok coraz mniej zdolnych ludzi będzie chciało się szarpać w szkołach. W takim gimnazjum to już chyba nie wystarczy powołanie, a potrzebny jest heroizm. W ten sposób coraz więcej będzie w polskiej edukacji nauczycieli byle jakich, a bez dobrych nauczycieli na dobrą szkołę nie ma szans.

Finthos--->

I tak generalnie jest ze współczesną edukacją. Zmniejsza się ilość pamiętanych zjawisk, ale IMO zwiększa rozumienie procesów. Reformy idą wolno, ale idą w dobrym kierunku. Bo nie jest problemem sprawdzić dokładną datę w sieci, kiedy zna się mniej więcej czas i okoliczności, wie pod jakim hasłem szukać. Ale sama data w pamięci jest niczym, to procesy historyczne mogą nas czegoś nauczyć.

To akurat jest nonsens. Historia na pewnym poziomie to po prostu zapamiętywanie. Nie możesz podjąć walki na poziomie abstrakcyjnych pojęć czy idei, jeżeli nie masz opanowanej określonej chronologii wydarzeń, które potrafisz zidentyfikować i opisać. To jest właśnie jeden z największych absurdów zatruwających nasz system edukacji. Z tego, że bezmyślne wkuwanie jest absurdalne nijak nie wynika to, że należy odstąpić od zapamiętywania. To najlepsza droga do tego, żeby wykształcić ćwierćinteligenta, który będzie ze swadą rozprawiał bez żadnego pokrycia, co znaczy demokracja, a co równość. Ot, takiego Dominika Tarasa :]

Jeśli jednak piszemy o problemach w edukacji, to nie liceum jest problemem, a gimnazjum i podstawówka. Za dużo szkół partaczy swoją robotę na samym początku, okaleczając uczniów na lata. Trudno nadrobić zaległości z podstawówki.

Pewnie w znacznej mierze masz rację. Liceum to obecnie 1/4 całości edukacji. W szczególności rozpaczliwy jest stan gimnazjów, które stają się jedną, wielką czarną dziurą w życiorysach młodych ludzi. Pozostaje czekać na ministra z jajami, który przywróci naruszony porządek. Co do tych elitarnych gimnazjów, to w większych miastach tak się właśnie dzieje - powstają specjalne gimnazja przy liceach, które uczą najlepszych (zwykle po prostu najbardziej pracowitych, w końcu to trzynastolatkowie). A reszta niech się martwi sama.

Tylko jest jeszcze druga sprawa. Liceów jest za dużo. Ktoś musi odbudować kretyńsko zniszczone technika i zawodówki.

Wolny rynek wcześniej czy później zrobi swoje i mit wyższej edukacji dla każdego rozbije się w drobny mak. Pozostanie tylko pytanie o koszty "wykształcenia" setek tysięcy ludzi ponad ich potrzeby i możliwości.

08.03.2011 16:31
😊
241
odpowiedz
Dycu
65
zbanowany QQuel

Tylko jest jeszcze druga sprawa. Liceów jest za dużo. Ktoś musi odbudować kretyńsko zniszczone technika i zawodówki.

Wolny rynek wcześniej czy później zrobi swoje i mit wyższej edukacji dla każdego rozbije się w drobny mak. Pozostanie tylko pytanie o koszty "wykształcenia" setek tysięcy ludzi ponad ich potrzeby i możliwości.

Czekamy na to, czekamy i się doczekać nie możemy, a tu już drugie pokolenie po zarządzaniu, socjologii i filologiach zaczyna w mc-donaldach bułki sprzedawać : )

Obawiam się że zakorzenienie wyższości studiów i w ogóle elitarności studiów jako takich u Polaków jest znacznie głębsze niż nam się wydaje ; )

08.03.2011 17:01
Bukary
242
odpowiedz
Bukary
222
Legend

Finthos napisał:
Czekam wreszcie na oczywiste rozwiązanie tego problemu, którym byłby normalny, 40h tydzień pracy. Nie mam na myśli broń Boże 40 h lekcji. Uważam, że nauczyciel powinien przychodzić do szkoły o 8 i siedzieć tam do 16. Część z tego to lekcje, reszta sprawdzanie prac domowych, konsultacje, zajęcia uzupełniające i kółka. Po sprawie. Belfrzy nie noszą zwykle pracy do domu (czasami tak, ale to się w każdym zawodzie zdarza), w szkole realnie istnieją kółka zainteresowań, nauczyciel jest dostępny dla ucznia. Jedyny problem tutaj to sprawy pomieszczeniowe.

To nie jest żadne rozwiązanie. Dlaczego?

Bo wielu nauczycieli już pracuje 40 godzin tygodniowo, a nawet znacznie więcej. Z dwóch przyczyn: albo uczą języka polskiego (w jednej szkole), albo uczą innych przedmotów na kilku etatach (w różnych szkołach). ;)

Problem można rozwiązać nieco inaczej.

90 % polonistów pracuje teraz ponad 40 godzin tygodniowo (średnio, bo zdarzają się tygodnie, w których pracy jest znacznie więcej lub znacznie mniej). 90 % wuefistów pracuje teraz 18 godzin tygodniowo i ani sekundy dłużej. Zarówno jedni, jak i drudzy zarabiają tak samo, chociaż polonista spędza dwa razy więcej czasu w szkole lub nad sprawami szkolnymi w domu. (Powyższy rozkład procentów wynika z moich obserwacji, a nie z jakichś badań statystycznych).

Co zatem zrobić?

Po pierwsze, "przywiązać" nauczyciela do konkretnej placówki, której powinien się w pełni poświęcić (w ramach swojego czasu pracy). Innymi słowy, zakazać pracy na kilku etatach w różnych miejscach. Z tym musi się wiązać zwiększenie zarobków, ponieważ nauczyciel nie zdoła utrzymać się z "gołej" (jednoetatowej) pensji i równocześnie pogłębiać swojej wiedzy oraz rozwijać umiejętności pedagogiczno-wychowawczych.
Problem: rzekome ograniczanie "swobód obywatelskich" i brak pieniędzy.

Po drugie, zróżnicować płace nauczycieli wedle jasnych kryteriów, tzn. wprowadzić np. wymierne (i sensownie obliczane) dodatki za konkretne zadania pracowników, czyli - dajmy na to - poprawę wypracowań lub opiekę nad uczniami w czasie zawodów sportowych, bądź też wyznaczyć inne pensum (tzn. zróżnicować liczbę godzin przypadających na etat w zakresie poszczególnych przedmiotów). To również wiąże się z napływem dodatkowych pieniędzy do szkoły.
Problem: sprzeciw związków zawodowych (bo "wszyscy nauczyciele muszą być równo traktowani") i brak pieniędzy.

Po trzecie, należy zlikwidować wszelkie przejawy zbędnej biurokracji w szkole. Czas pracy polonisty wygląda następująco: 30 % - zajęcia, 20 % - poprawa prac pisemnych, 40 % - wypełnianie i tworzenie różnych dokumentów, 10 % - doskonalenie swoich umiejętności i przygotowywanie ciekawych zajęć. Aby poprawić jakość kształcenia, przynajmniej ostatnie dwa elementy powinny się prezentować w taki sposób: 10 % - wypełnianie i tworzenie różnych dokumentów, 40 % - doskonalenie swoich umiejętności i przygotowywanie ciekawych zajęć.
Problem: polityka edukacyjna kolejnych rządów i niepotrzebna armia urzędników, którzy nigdy nie pozwolą zlikwidować swoich stanowisk.

Warto również zwrócić uwagę na to, że wszelkie wprowadzane ostatnio zmiany w zasadach pracy nauczyciela (np. tzw. dodatkowe "godziny karciane" czy też konieczność konstruowania osobnych planów nauczania i wymagań edukacyjnych dla każdego ucznia z orzeczeniem poradni) nakładają dodatkowe obowiązki na nauczycieli, którzy i tak już urabiają się po pachy (takich przedmiotów, jak chociażby język polski), a nie mają żadnego wpływu na tych, którzy raczej leżakują na zajęciach (np. wuefiści). Co więcej, zmiany wymyślone przez panią minister poszerzają obszar czasowy, który określiłem mianem "wypełnianie i tworzenie różnych dokumentów", a to musi się odbyć kosztem owych 10 % przeznaczonych na przygotowywanie dobrych zajęć.

Nie widzę więc większych nadziei na poprawę jakości kształcenia. Nie spodziewam się bowiem zmiany ministra i wpompowania milionów złotych w edukację i pensje dla nauczycieli.

Bo nie jest problemem sprawdzić dokładną datę w sieci, kiedy zna się mniej więcej czas i okoliczności, wie pod jakim hasłem szukać. Ale sama data w pamięci jest niczym, to procesy historyczne mogą nas czegoś nauczyć.

To ja ci zadam pytanie: czy udałbyś się z zepsutym samochodem do mechanika, który za każdym razem, gdy podnosi maskę i musi coś naprawić albo odkręcić, zerka do podręczników, schematów czy instrukcji i szuka tam potrzebnych informacji?

08.03.2011 19:44
243
odpowiedz
Hajle Selasje
98
Eljah Ejsales

Dycu---->

Oczywiście nie staje się to z dnia na dzień, ale coraz więcej ludzi dostrzega, że fach w ręku zapewnia lepszy standard życia, a państwu coraz mniej uśmiecha się łożyć na edukację ludzi, którzy nie są w stanie z niej skorzystać (stąd m.in. postulat odpłatności za studiowanie na drugim kierunku). Oczywiście, tak po prostu ludzie nie zaczną postępować racjonalnie, ale powinno być trochę lepiej.

08.03.2011 19:55
Widzący
😃
244
odpowiedz
Widzący
235
Legend

Czytam Was i jakoś nie widzę żeby ktoś zauważył najważniejszą funkcję "oświaty". Nie chodzi o nauczanie, kochani, to jest najtańszy sposób na zdjęcie z rynku pracy setek tysięcy chętnych.

12.03.2011 03:10
245
odpowiedz
zanonimizowany688961
26
Generał

@Widzący - Czytam Was i jakoś nie widzę żeby ktoś zauważył najważniejszą funkcję "oświaty". Nie chodzi o nauczanie, kochani, to jest najtańszy sposób na zdjęcie z rynku pracy setek tysięcy chętnych.

Naprawdę sądzisz, że wśród dwunastolatków lat jest tak wielu chętnych do pracy? Bo wiesz, ten wątek dotyczy też szkół podstawowych i gimnazjów :o)

12.03.2011 08:08
sidney22
📄
246
odpowiedz
sidney22
16
Games lover

Witam.

Widzę, że tu ładna dyskusja rozgorzała.
Głupota dzieciaków to nie ich samych wina, gdyż dzieciak, jak to dzieciak nie jest zbytnio odpowiedzialny za siebie. Nawet w gimnazjum, które jest co najmniej dziwnym tworem, który przerobiłem na własnym uczniowskim tyłku.
Największą winę ponoszą sami rodzice, który nie wymagają od swoich pociech jakiegokolwiek zaangażowania względem czegokolwiek.
Kolejnym problemem są nauczycielskie pensje. Każdemu spada motywacja do nauczania, gdy dostajesz głodowe pieniądze za to, że próbujesz z matoła zrobić przynajmniej ogarniętego człowieka.

Jednakże to wszystko jest jedynie wypadkową polityki prorodzinnej rządów w naszym kraju. Nie jeden partii, a wszystkich, które rządziły do tej pory. Oświatę zostawiono samej sobie, bez środków finansowych, bo ktoś zapomniał, że szkoła jest z definicji nierentowna. Tam kształci się tych, którzy dopiero będą zarabiać pieniądze...Wieczne zmiany kierunków tego rejsu po uczniach teraz wydają plony w takiej oto przytaczanej w pierwszym poście postaci. Można jedynie pogratulować. "Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie"

Pozdrawiam

14.03.2011 12:50
Bukary
247
odpowiedz
Bukary
222
Legend

Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie.

Doskonała puenta z klasyka. Mam nadzieję, że w jakiejś niezbyt odległej przyszłości do władzy dojdzie ekipa, która chociaż się nad tym dictum porządnie zastanowi.

14.03.2011 12:52
248
odpowiedz
simian-raticus
37
Generał
14.03.2011 13:31
Belert
😃
249
odpowiedz
Belert
182
Legend

Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie.
piękny cytat ...szkoda ze chowamy polgłówków.Do łopaty.Ew z g... studiami w rodzaju stosunki miedzynarodowe w Gornej Wolcie.Gdzie wystarczy placic 400-500 zeta co miesiac i po 5 latach na luziku masz magistra.A to ze wszyscy wiedza ze to mgr jest tyle teraz warte jak kiedys zawodowka :)

14.03.2011 16:09
250
odpowiedz
zanonimizowany688961
26
Generał

@Belert - piękny cytat ...szkoda ze chowamy polgłówków.Do łopaty.

Ale co w tym złego? Po pierwsze - człowiek nie posiadający wykształcenia nie musi być od razu "półgłówkiem". Tego rodzaju pogarda jest jednym z powodów, dla których poziom edukacji spada pod rządami polityków nastawionymi bardziej socjalistycznie.

Ew z g... studiami w rodzaju stosunki miedzynarodowe w Gornej Wolcie.

No i? Jak zawsze, mamy w kraju zdolnych i wysoko wykwalifikowanych specjalistów, którzy nawet bardzo niską jakość studiów potrafią wyrównać nauką na własną rękę i ludzi, którzy obijają się na studiach, z których przy odrobinie wysiłku lub chęci mogliby wynieść bardzo dużo.

Gdzie wystarczy placic 400-500 zeta co miesiac i po 5 latach na luziku masz magistra.A to ze wszyscy wiedza ze to mgr jest tyle teraz warte jak kiedys zawodowka :)

Ale to jest tak naprawdę problem tych ludzi, którzy ulegli zdewaluowanej dziś propagandzie, że "trzeba mieć wykształcenie" i zdecydowali się poświęcić pięć lat na studia, które ani ich nie interesowały (bo studiowanie dla hobby to fajna sprawa), ani też do niczego nie były im potrzebne. Moim zdaniem nie zaszkodziloby trochę propandy mówiącej, że same studia i formalne wykształcenie wcale nie gwarantują otrzymania pracy za wyjątkiem nielicznych zawodów (lekarz, terapeuta, prawnik, inżynier etc.).

@sidney22 - Oświatę zostawiono samej sobie, bez środków finansowych, bo ktoś zapomniał, że szkoła jest z definicji nierentowna.

Wiesz, tu nawet nie o to chodzi, bo brakiem pieniędzy da się wytłumaczyć braki kadrowe albo przepełnione szkoły, ale nie sukcesywne obniżanie jakości kształcenia na każdym poziomie, także wyższym.

Forum: Czy głupota jest teraz trendy?
początekpoprzednia12