Recenzja gry Wargame: Red Dragon - świetna seria RTS-ów obniża loty - Strona 3
Po wzbogaceniu serii Wargame o samoloty, deweloperzy z Eugen System doszli do wniosku, że kolejnym logicznym krokiem będzie dodanie okrętów. Na ile był to dobry pomysł?
Triumf na lądzie
Wojna na lądzie w Wargame: Red Dragon trzyma wysoki poziom prezentowany przez wcześniejsze odsłony. Można zauważyć, że w przypadku niektórych map tempo rozgrywki uległo zmniejszeniu – co jest efektem nie tylko ich ogromnych rozmiarów, ale i usunięcia z gry dziwacznych strzałek posiłków, które w AirLand Battle potrafiły chociażby „wylatywać” z góry w centrum mapy. Kolejnym usprawnieniem jest dodanie jasnej informacji skąd przybędzie jednostka, którą właśnie wybraliśmy, co w poprzednich częściach często umykało w ogniu bitwy i wiązało się z niepotrzebnymi stratami. Rzeki przestały być tak wielkim utrudnieniem dla wojska, bowiem nareszcie pojazdy przystosowane do pokonywania tego typu przeszkód mogą je przekraczać.
W Red Dragon pojawił się naprawdę potężny sprzęt. „Zabawka” taka jak warty 150 punktów śmigłowiec Ka-52 o świetnych zdolnościach obserwacji, zdolny zwalczać piechotę, radary i wszystko, co lata – zawstydza najmocniejsze helikoptery z AirLand Battle, jednak jego strata jest bardzo odczuwalna. Nie inaczej jest na ziemi, gdzie „zwykłe” czołgi wspierają supernowoczesne pojazdy nowej generacji, jak Leclerc czy Challenger 2. Wargame to ponownie uczta dla fanów militariów, którzy mogą się zachwycać jak i krytykować niektóre niedopatrzenia autorów – burza o to, że Korea Północna otrzymała w uniwersum gry T-90S, wybuchła już w pierwszej zamkniętej becie.
Eugen Systems robi sobie przerwę od serii Wargame na rzecz Act of Aggression. Nowy RTS będzie traktować o konflikcie ONZ i USA z tajemniczą organizacją Cartel w niedalekiej przyszłości. Gra ma w swojej mechanice rozgrywki przypominać klasyczne produkcje z budowaniem bazy i pozyskiwaniem surowców pokroju Command & Conquer, czy StarCraft, odbiegając dość znacznie od semirealistycznych klimatów, do jakich przyzwyczaiła nas trylogia Wargame.
Mechanika działania artylerii po raz kolejny uległa kompletnej wymianie, w Red Dragon najlepsze zestawy są drogie i nieliczne, jednak bardzo skuteczne. Ostrzał artyleryjski nie powoduje już tylko ogłuszenia, może on dość precyzyjnie niszczyć wszystko, co nie jest czołgiem. Te ostatnie też nie są zresztą do końca bezpieczne, gdy do gry wchodzi artyleria rakietowa z odpowiednią amunicją. Mimo początkowych obaw jej sposób działania nigdy nie zirytował mnie tak, jak zdarzało się to w European Escalation.
Interesującą nowością są dowódcze oddziały piechoty, pozwalające graczowi wybrać, czy przy trzymaniu sektora stawia na odpowiednie ukrycie przed przeciwnikiem, czy na mobilność i pancerz, oferowane przez pojazdy dowodzenia. Samoloty nareszcie doczekały się flar, które widowiskowo zrzucają, gdy przeciwnik wystrzeli pocisk przeciwlotniczy. Mają one sprytnie zrealizowaną funkcję informacyjną, która polega na tym, że intensywność wystrzeliwania pułapek cieplnych odnosi się do poziomu ECM – czyli współczynnika określającego szanse na uniknięcie trafienia.