Ikar znowu zbyt blisko słońca? - recenzja Kid Icarus: Uprising
Kid Icarus: Uprising to jedna z najciekawszych propozycji dla posiadaczy konsoli 3DS, nie wszystko jednak poszło po myśli fanów. Co się nie udało?
Recenzja powstała na bazie wersji 3DS.
- doskonałe połączenie rail shootera i strzelanki TPP;
- udane przełożenie klasyki na współczesny język;
- zawartość;
- możliwość dostosowania poziomu trudności do własnych preferencji;
- oprawa audiowizualna.
- niedopracowane sterowanie;
- backtracking w sekcjach TPP;
- okazjonalny chaos i utrata płynności animacji w trybie multiplayer.
Po ponad dwudziestu pięciu latach od debiutu kultowej marki Kid Icarus otrzymaliśmy jej nową odsłonę. W Kid Icarus: Uprising anioł Pit ponownie wybrał się w Zaświaty, by położyć ostateczny kres działaniom złowrogich sił. Niestety, nie wszystko ułożyło się zgodnie z planem. Co poszło nie tak i dlaczego jest mi z tego powodu przykro?
Kid Icarus: Uprising jest hybrydą dwóch gatunków – rail shooterów oraz gier akcji TPP. W praniu połączenie owo wyszło znakomicie. Otóż każdy poziom składa się dwóch głównych etapów. Rozgrywkę rozpoczynamy, walcząc z przeciwnikami w przestworzach, niesieni Mocą Latania przekazaną Pitowi przez boginię światła Palutenę. Kontrola nad bohaterem jest w tym trybie mocno ograniczona. Tak naprawdę możemy poruszać się jedynie w obrębie ekranu (unikając ataków lub przeszkód terenowych), gdyż Pit frunie automatycznie po z góry wyznaczonej ścieżce. Dodatkowo gracz steruje celownikiem, namierzając pojawiających się wrogów. Taka, a nie inna forma rozgrywki pozwoliła twórcom popuścić wodze fantazji i zaprojektować efektowne poziomy. Pit bardzo często przelatuje przez wąskie przesmyki, nurza się w chmurach, odwiedza rozpadliny i przemyka nisko, tuż nad powierzchnią ziemi, a my możemy podziwiać piękne obrazki. Dzięki dużej widoczności i ciekawej gry świateł Uprising plasuje się w czołówce najładniejszych gier na 3DS-a. Wrażenie robi też ogromna prędkość i dynamika rozgrywki.
Ponad dwadzieścia lat przyszło czekać fanom marki Kid Icarus na nową odsłonę przygód młodego anioła o imieniu Pit. Pierwsza, otoczona kultem część debiutowała na przełomie 1986 i 1987 roku i choć stanowiła znakomity miks rozwiązań znanych już wcześniej z gier Super Mario Bros., The Legend od Zelda oraz Metroid, szefostwo firmy Nintendo nie widziało w niej takiego potencjału jak w przygodach Mario, Linka czy Samus. Cierpliwości japońskiemu koncernowi wystarczyło tylko na sfinansowanie prac nad kontynuacją wydaną na przenośnego Game Boya. Po tym wydarzeniu Pit wynurzał się z Zaświatów jeszcze kilkakrotnie, aczkolwiek wart wzmianki jest jedynie występ w bijatyce Super Smash Bros. Brawl na Wii.
Zazwyczaj po ok. 10 minutach lotu Pit osiąga cel podróży, ląduje i resztę poziomu pokonuje na piechotę. Wówczas kamera trafia za jego plecy, a gracz może już bez przeszkód zwiedzać oddany mu do dyspozycji teren. W miarę pokonywania kolejnych lokacji bohatera atakują wrogowie, w walce z którymi warto korzystać z naturalnych osłon i ukształtowania powierzchni. Także tutaj nie brakuje oskryptowanych akcji – trafiają się dla przykładu zamknięte przejścia, które da się odblokować, likwidując wszystkich przeciwników, a czasami Pit wskakuje na magiczne szyny i rozgrywka powraca do stylu z rail shooterów. W tym trybie toczy się też zdecydowana większość pojedynków z bossami.
Swoją drogą finałowi rywale zaprojektowani zostali z polotem, starcia z nimi są ciekawe i wymagają korzystania z dodatkowych umiejętności Pita. Zresztą w Kid Icarus: Uprising za skórę potrafią zajść nawet podrzędni wrogowie – aby ich pokonać, należy odnaleźć i wykorzystać ich słabe punkty, co nierzadko może zająć trochę czasu. Przemierzając świat gry na piechotę, odblokowujemy też sekrety, znajdujemy nową broń i uzyskujemy dostęp do kolejnych magicznych zdolności. Niestety, jakość poziomów chodzonych nie robi już tak dobrego wrażenia. Lokacje są raczej proste – zazwyczaj nieco większe obszary łączą ze sobą wąskie korytarze (ewentualnie kładki zawieszone w powietrzu) – cierpią z konieczności pokonywania kilkakrotnie tych samych fragmentów etapu. Na szczęście zdarzają się wyjątki od tej reguły (np. misja z iluzjami optycznymi).