Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 22 lipca 2011, 12:55

autor: Jacek Hałas

Captain America: Super Soldier - recenzja gry

Kapitan Ameryka wybrał się na lekcje sztuk walki do Bruce’a Wayne’a. Ich efekt można sprawdzić w najnowszej grze z udziałem bohatera-patrioty, w której to właśnie efektowne potyczki odgrywają pierwszoplanową rolę...

Recenzja powstała na bazie wersji X360. Dotyczy również wersji PS3

W tym roku obrodziło kinowymi hitami o przygodach znanych superbohaterów i o ile filmy, które do tej pory miałem okazję zobaczyć, bardzo mi się podobały, to z ich growymi adaptacjami jest już zupełnie inaczej. Wirtualne perypetie Zielonej Latarni wypadły słabiutko, ale to cyfrowy Thor utwierdził mnie w przekonaniu, że przy tytułach opartych na głośnych licencjach nie pracują testerzy ani osoby odpowiedzialne za kontrolę jakości. Czy na straty wypada spisać również najnowsze przygody Kapitana Ameryki?

Dla mnie pierwszą dobrą nowiną było to, że autorzy nie podjęli próby ślepego kopiowania wydarzeń z nowego filmu. W rezultacie przenosimy się do ogarniętej II wojną światową Europy, najwięcej czasu poświęcając na eksplorację pewnej bawarskiej twierdzy. Arnim Zola prowadzi w tym miejscu eksperymenty mające na celu stworzenie udoskonalonych żołnierzy i planom tym należy naturalnie położyć kres. Nie jest to zresztą jedyna znana postać z uniwersum Kapitana Ameryki, albowiem w trakcie zabawy pojawiają się też między innymi Żelazny Krzyż (Iron Cross) oraz Madame Hydra. Nieco rozczarowała mnie natomiast stosunkowo mało istotna rola Czerwonej Czaszki, a jest to przecież odwieczny arcywróg tytułowego bohatera. Autorzy wyraźnie zostawiają sobie tu otwartą furtkę... pytanie, czy gracze pozwolą im na kontynuowanie opowieści. Również udział pomocników Kapitana Ameryki okazuje się znikomy, tak więc wypada liczyć w zasadzie na siebie. Mimo wszystko fabuła nie rozczarowuje bezsensownymi zwrotami akcji czy nieprzemyślanymi scenami, stanowiąc wystarczającą motywację do dalszej rozgrywki.

Walki to zdecydowanie najbardziej dopracowany element gry.

Gdyby przyznawano nagrody za najbardziej kompleksowe kopiowanie mechaniki innych gier, autorzy Captain America: Super Soldier byliby głównymi pretendentami do zgarnięcia statuetki w co najmniej jednej kategorii. Mowa o systemie walki, czyli najważniejszym punkcie recenzowanej gry, który prezentuje się bardzo podobnie do tego, co pamiętamy z Batman: Arkham Asylum. Tytułowy heros w efektowny sposób wyprowadza kolejne ciosy, rozprawiając się z zastępami zakapiorów, którzy gromadzą się wokół niego i atakują go zazwyczaj po kolei. W grze nie brak skoków za plecy, uników, chwytów, animacji ciosów kończących, a nawet ikonek informujących o uderzeniu ze strony wroga. Są one doskonale znane z przygód Człowieka Nietoperza i pozwalają uchylić się od ciosu czy (później) wyprowadzić skuteczny kontratak.

Dużą rolę odgrywa oczywiście tarcza Kapitana Ameryki, za pomocą której nie tylko możemy atakować przeciwników z odległości (w końcowej części gry trafia ona nawet w pięć celów), ale też, przede wszystkim, odbijać pociski. Jest to przydatne w zwykłych walkach (oponentów z karabinami mamy tu całkiem sporo) i wręcz wymagane w większości pojedynków z bossami. Kapitan Ameryka może też stosować różnorakie ataki specjalne, które stopniowo odblokowujemy. Umiejętności te są bardzo użyteczne i obejmują między innymi szarżę z użyciem tarczy, uderzenie nią o ziemię, złapanie delikwenta wraz z przejęciem kontroli nad jego bronią, a nawet wpadnięcie w tryb furii, a więc likwidowanie wrogów pojedynczymi ciosami. Wszystko to jak najbardziej się sprawdza i sprawia dużą przyjemność, o ile tylko zignorujemy nieustające uczucie deja vu. Szczególnie na najwyższym poziomie trudności musimy się sporo napocić, zmieniając styl w zależności od potrzeb i umiejętnie walcząc w grupie, by nie dać się zbyt często wytrącać z równowagi.

Wrogowie w grze niemal zawsze pojawiają się w ilościach hurtowych. Początkowo są to głównie żołnierze Hydry, którzy stanowią wyzwanie jedynie w większych grupach. Z czasem trudniejsi do pokonania przeciwnicy stają się coraz częstszym widokiem i są to między innymi barczyści osobnicy, którzy dźwigają wielkie działa czy broń białą. Ciekawie prezentują się pojedynki z istotami o nazwie Screamer, wytwarzającymi swego rodzaju fale uderzeniowe, mogące powalać bohatera na ziemię, a nawet chwilowo pozbawiać go tarczy. Przysłowiową wisienką na torcie okazują się oczywiście bossowie, których w trakcie zabawy spotykamy średnio co kilka etapów. Walki z ich udziałem są przemyślane i sprawiają frajdę, tym bardziej, że bywają dodatkowo utrudniane – na przykład przez uciekający czas czy trujący gaz, który otacza arenę zmagań. Niewielkich zmian powinien doczekać się jedynie poziom skomplikowania tych starć, bo mnie dla przykładu więcej problemów sprawiło rozprawienie się z Madame Hydrą niż z ostatnim przeciwnikiem.

Wszelkie akrobacje wykonywane są, niestety,niemal w pełni automatycznie.

No dobrze, wiemy już, że model walki w grze jest udany, nawet jeżeli to wierna kopia, a nie zlepek autorskich pomysłów. Ale co z resztą? Tu sprawy nie wyglądają już, niestety, tak różowo i można wręcz odnieść wrażenie, że eksploracji i innym elementom poświęcono mniej czasu i uwagi. Najgorzej wypadają różnorakie akrobacje, dzięki którym nawet niesławny Prince of Persia z 2008 roku jawi się jako trudna gra. W zdecydowanej większości przypadków nasza rola ogranicza się bowiem do wciskania przycisku A. Co więcej, obranie złego rytmu nie jest przez program karane choćby upadkiem, a jedynie brakiem premii za wyczucie czasu. Badane przez Kapitana Amerykę lokacje na pierwszy rzut oka wydają się dość rozbudowane, ale po krótkiej weryfikacji (połączonej z wzorowanym również na Arkham Asylum trybem „prześwietlania” okolicy) dochodzimy do wniosku, że tylko niewielka część platform i półek jest interaktywna. Cała reszta pozostaje dla herosa niedostępna, przez co rozgrywka często jest liniowa. Doskwierał mi również brak zagadek (bo ciśnięcie tarczą w podporę czy zawór wyzwaniem nie jest), choć równocześnie muszę przyznać, że prościutkie minigry, związane np. z korzystaniem z maszyny szyfrującej, nie znudziły mi się do samego końca.

Główna kampania ma do zaoferowania w sumie osiemnaście rozdziałów, przy czym te dalsze są już wyraźnie krótsze. Gra nie jest, niestety, przesadnie długa – mnie zajęła 5 godzin bez dziesięciu minut. Oprócz wspomnianej już wcześniej możliwości zabawy na wysokim poziomie trudności Captain America: Super Soldier zachęca na szczęście do wydłużenia czasu rozrywki również na inne sposoby. Warto tu przede wszystkim wspomnieć o wszechobecnych znajdźkach, na poszukiwanie których możemy wyruszyć także po załatwieniu ostatniego bossa. Bardzo spodobało mi się to, że sekrety w grze nie są bezsensownymi śmieciami, które zbiera się bez większego entuzjazmu. Każde znalezisko ma jakieś znaczenie. W większości przypadków chodzi o gromadzenie akt wywiadowczych, dzięki którym zdobywamy punkty doświadczenia i tym samym odblokowujemy nowe umiejętności. Nie brak także dzienników audio i wideo oraz schematów, których kolekcjonowanie obnaża słabe punkty określonych typów wrogów i jednocześnie ułatwia ich likwidację w kolejnych starciach. Średnio udanym dodatkiem są natomiast wyzwania, w których zdobywa się medale i między innymi walczy na arenach (przypomina Wam to coś?) czy wykonuje popisowe akrobacje w połączeniu z eliminacją jednostek wroga.

Od strony wizualnej Captain America: Super Soldier stanowi połączenie ciekawych pomysłów i wizji artystycznych z bardzo przeciętnym wykonaniem pod względem technologicznym. Na pewno podobać może się wystrój i dobór lokacji. Mamy tu między innymi położone w bardzo malowniczej scenerii niewielkie miasteczko, wielopoziomowe więzienie, ogromną elektrownię czy wreszcie wspomnianą wcześniej twierdzę, na którą składają się m.in. duży dziedziniec, rozbudowana sieć kanałów i wielgachna biblioteka. Przyjemność z odkrywania kolejnych obszarów psuje niewielki stopień skomplikowania obiektów czy momentami koszmarnej jakości tekstury. Kolejne etapy przedzielone są bardzo dynamicznymi przerywnikami filmowymi, które braki w treści nadrabiają seriami eksplozji (efekt ognia jest, niestety, słabiutki) czy akcjami pokroju samolotu wbijającego się w ścianę budynku lub wykolejenia się wielkiego składu. Animacja ruchów postaci jest nierówna, bo o ile z atakami Kapitana Ameryki (oglądanymi w obowiązkowym spowolnieniu czasu) jest wszystko w porządku, to już przeciwnicy poruszają się dość pokracznie. Absolutnie nie do zaakceptowania jest niestabilna ilość klatek na sekundę. Utrata płynności animacji zdarza się przede wszystkim w filmikach, choć dotyczy też niekiedy właściwej gry, przeszkadzając w wyraźny sposób w wykonywaniu perfekcyjnych skoków czy wyprowadzaniu idealnych ataków. Atutem warstwy dźwiękowej jest przede wszystkim głos Chrisa Evansa, czyli filmowego Kapitana Ameryki (ponoć aktor użyczył też swego wizerunku, ale mnie trudno było doszukać się uderzającego podobieństwa). Nie jest to zresztą jedyna gwiazda ekranu w tej produkcji, bo dla przykładu głos Czerwonej Czaszce podkłada Mark Hamill.

Kapitan Ameryka używa swojej tarczy głównie do zadawaniaobrażeń, także poprzez odbijanie pocisków.

Captain America: Super Soldier trudno nazwać absolutnym niewypałem, od którego z dala powinni trzymać się nawet najbardziej zagorzali miłośnicy komiksowych bohaterów. Nie jest to jednak też tytuł, który będzie można stawiać na równi z tuzami gatunku. Otrzymaliśmy ponadprzeciętną grę, której najmocniejszą stroną są atrakcyjne dla oka i przyprawione pewną głębią walki. Jeżeli więc największą frajdę czerpiecie z upokarzania wrogów, to śmiało możecie się na nią skusić. W przeciwnym wypadku lepiej rozejrzeć się za czymś bardziej rozbudowanym, ładniejszym i dłuższym.

Jacek „Stranger” Hałas

PLUSY:

  • bardzo przyjemny, dość złożony i niezwykle efektowny system walk;
  • emocjonujące pojedynki z bossami;
  • zróżnicowane i ciekawe lokacje;
  • duża liczba sekretów, odnajdywanie których jest sowicie wynagradzane.

MINUSY:

  • akrobacje niewymagające żadnego wysiłku ze strony gracza;
  • mocno przeciętna grafika z problemami z zapewnieniem płynnej animacji;
  • liniowość i krótki czas rozgrywki (nie licząc sekretów i dodatkowych wyzwań);
  • mało znacząca rola Czerwonej Czaszki w prezentowanych w grze wydarzeniach.

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Captain America: Super Soldier - recenzja gry
Captain America: Super Soldier - recenzja gry

Recenzja gry

Kapitan Ameryka wybrał się na lekcje sztuk walki do Bruce’a Wayne’a. Ich efekt można sprawdzić w najnowszej grze z udziałem bohatera-patrioty, w której to właśnie efektowne potyczki odgrywają pierwszoplanową rolę...

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.