Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 24 kwietnia 2009, 10:24

autor: Łukasz Malik

Kroniki Riddicka: Assault on Dark Athena - recenzja gry

Poprzednia gra z Riddickiem w roli głównej zaskakiwała świetnymi pomysłami i oczarowała wielu graczy swoim klimatem. Czy Assault on Dark Athena oferuje podobne doznania?

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Aż chciałoby się napisać, że takich gier jak Ucieczka z Butcher Bay z 2004 roku już się nie robi. Wydawać by się mogło, że w świecie zawłaszczonym przez twory dla casuali, ta produkcja nie miałaby teraz racji bytu (ba, nawet 5 lat temu nie odniosła należytego sukcesu). Wszak to gra dla dorosłych, stosunkowo długa, wymagająca, z antybohaterem w roli głównej, w której jesteśmy zaszczuci, nie ratujemy świata i obracamy się w środowisku samych degeneratów. Na szczęście jest takie studio jak Starbreeze, jest taki aktor jak Vin Diesel, który mimo wszystko wierzy, że uniwersum Riddicka może przynieść jego firmie Tigon trochę mamony. Efektem współpracy obu firm jest Assault on Dark Athena. Jest to pakiet, który zawiera w sobie odświeżoną wersję doskonałej Ucieczki z Butcher Bay oraz epizod zatytułowany właśnie Assault on Dark Athena. Tak naprawdę to dwie osobne i długie gry, opowiadające dwie różne historie, które uruchamiamy niezależnie (niestety na jednym checkpoincie). W recenzji skupię się na nowych przygodach Richarda B. Riddicka, bo w rozgrywce podstawowej wersji nie zaszły żadne większe zmiany. Odświeżono natomiast grafikę, podniesiono jakość tekstur, dodano głębię ostrości i kilka filtrów, które mają maskować to, że gra ma już 5 lat – i trzeba przyznać – robią to z wcale dużym powodzeniem. Poprawiono nawet ujęcia kamer w niektórych scenach oraz dodano kilka szczegółów na planszach – różnice są zauważalne na pierwszy rzut oka. Wzrosły oczywiście wymagania sprzętowe, choć nie ma tragedii (8800 GTS, 2GB RAM, full detale), ale w niektórych scenach animacja potrafi znacznie zwolnić.

Na górze nowa wersja Ucieczki z Butcher Bay. Podmieniono nawetniektóre modele postaci i zmieniono ustawienie kameryw przerywnikach filmowych. Na dole wersja PC z 2004 roku.

Oczywiście widać, że to nie nowość, ale i tak Ucieczka z Butcher Bay dalej jest fenomenalna. Po tylu latach od premiery produkcja z serii Call of Duty nadaje się co najwyżej do muzeum (z całym szacunkiem dla tego cyklu, który naprawdę lubię). W przypadku Riddicka rozgrywka pomimo upływu czasu praktycznie w ogóle się nie zestarzała. Niech Was nie zrazi dopisek „2004” w menu głównym. Ucieczka z Butcher Bay dalej zaskakuje wieloma rozwiązaniami i wielu twórców mogłoby się wzorować na dziele Szwedów.

Wisienką na torcie jest nowy epizod – czyli tytułowy Assault on Dark Athena, który rozpoczyna się zaraz po ucieczce z więzienia, z którego ponoć uciec się nie da. Ryśkowi jednak się udało. Niestety, długo nie nacieszył się wolnością, a na drodze do szczęścia stanął mu statek zdegenerowanych łowców nagród, pod wodzą charyzmatycznej kapitan Revas. Gdy ta dowiaduje się, że na pokładzie jej jednostki znajduje się najbardziej poszukiwany więzień w całej galaktyce, rozpoczyna się prawdziwe polowanie na grubą kasę, którą można dostać za skórę Riddicka. Cała historia jest niezaprzeczalną zaletą gry i choć nie chwyta za gardło, nie wyciska łez, to nie atakuje też powielaniem oklepanych schematów. Cieszy brak papierowych bohaterów, absurdalnych zwrotów akcji i wydumanych motywów działań czarnych charakterów. Revas nie ma ambicji władzy nad światem, kierują nią jakieś byłe zatargi z Riddickiem oraz chęć zysku. Poznajemy ludzi z krwi i kości, np. prawdziwego degenerata – mordercę i gwałciciela, matkę, która chce ocalić swoją córkę przed śmiercią z rąk najemników, a nad nimi wszystkimi góruje Riddick, pozbawiony wyższych celów, dbający tylko o własny interes. Jak sam twierdzi, nie ma duszy, choć autorzy w delikatny sposób sugerują, że pod umięśnioną klatą bije jednak serce.

Słuchając zgrabnie napisanych dialogów, poznajemy wiele szczegółów, które budują spójny obraz uniwersum i tłumaczą wydarzenia, w których uczestniczymy. Lakoniczne odzywki Riddicka powodują gęsią skórkę. Gdyby te kwestie wypowiadał, powiedzmy, jakiś wypacykowany marine, tarzałbym się po podłodze ze śmiechu, jednak głos Vina Diesela w połączeniu z aparycją Riddicka tworzy naprawdę wybuchową mieszankę. Generalnie cała gra aktorska stoi na bardzo wysokim poziomie i naprawdę nie wyobrażam sobie tego tytułu w pełni spolonizowanego. Pierwsze skrzypce (oprócz oczywiście Ryśka) gra Dacher, który pomaga nam wydostać się z Atheny i komunikujemy się z nim głównie przez interkom. Głosu użyczył mu Lance Henriksen (Millennium, Obcy), który od lat tkwi w kinie klasy B, co nie przeszkodziło mu odnaleźć się w dubbingu gier. Być może pamiętacie pastora z GUN lub admirała z Mass Effect – to właśnie Lance i jego zachrypnięty głos. Drugą niezwykle ważną postacią jest oczywiście główny szwarccharakter, czyli pani kapitan Revas. Ten zlepek pikseli cudownie ożywiła Michelle Forbes, jedna z moich ulubionych postaci z Battlestar Galactica (admirał Cain). Osoby, które grały w Riddicka i w nie mniej ciekawe The Darkness, wiedzą, że studio Starbreeze ma niezwykły dar ożywiania komputerowych postaci – motion capture, świetne modele, mimika, dialogi... Wszystko to daje niesamowity efekt. Filmową atmosferę buduje spora liczba sprawnie zrealizowanych przerywników związanych zarówno z opowiadaniem historii, jak i z wykonywanymi przez nas czynnościami (wspinanie się, otwieranie włazu itp.).

Pani kapitan Gail Revas.

A przecież to nie fabuła gra pierwsze skrzypce w Riddicku, tylko rozgrywka zbudowana wokół ciągłej ucieczki i osaczenia przez wrogów. W tym miejscu muszę zmartwić miłośników skradania – ten aspekt odszedł nieco w cień – jakkolwiek przewrotnie by to nie brzmiało. Nikt nie wyciął go z rozgrywki, ale przeważnie naszymi przeciwnikami są drony (coś na kształt sterowanych centralnie zombie – to, skąd się biorą, jest w grze dokładnie wyjaśnione). Nie dość, że to istoty trochę głupawe, to do ręki mają przymocowany karabin, który chwytamy automatyczne, gdy cichaczem zabijemy jego posiadacza – tym samym pokusa zabicia pozostałych poprzez otwarcie do nich ognia jest naprawdę gigantyczna. Żeby nie było wątpliwości – nie wyrywamy im ręki i nie możemy zabrać ich karabinu. Używając ich ciała jako żyw... martwej tarczy, możemy poruszać się tylko do tyłu i korzystać z ich uzbrojenia. Niemniej jest to spore ułatwienie w stosunku do zabezpieczonej genetycznie broni z pierwszej części. W miarę upływu godzin spędzonych z Assault on Dark Athena cała rozgrywka zmierza po równi pochyłej w kierunku strzelanki. Potem naszymi przeciwnikami są w większości najemnicy, którzy są sprytniejsi od dronów, ale nie jest to AI znane z F.E.A.R. Nie brak kilku bossów, mechów oraz bardzo denerwujących robocików-pająków.

Zabawa jest niesamowicie urozmaicona, autorzy sięgnęli po sprawdzone patenty z pierwszej części (bunt więźniów, sterowane mechem) oraz dodali masę innych fajnych pomysłów, które – co ważne – nie męczą ani nie nudzą gracza. Może trochę zagryzałem zęby na etapie, w którym wspinałem się po ścianie kontenerów w gigantycznym magazynie oświetlanym przez niemniej gigantyczny reflektor – gdy tylko znalazłem się w oświetlonym obszarze, stojący naprzeciwko mnie strażnicy momentalnie otwierali ogień. Niemniej, etap nie wymagał małpiej zręczności i perfekcyjnego wyczucia czasu. Takich niespodzianek i fajnych scen jest sporo. Mniej więcej w 2/3 gry przenosimy się na planetę Aguerra. Zarówno początek, jak i końcowe etapy na niej diametralnie różnią się od siebie gameplay’em. Na początku wyposażeni w zasadzie tylko w broń białą skaczemy z miejsca na miejsce, starając się dotrzeć do miasteczka. Gdy tam trafiamy, zdobywamy karabin Scar, wystrzeliwujący ładunki wybuchowe, które sami detonujemy. Rozpoczyna się prawdziwa zabawa. Przy okazji atmosfera na Aguerze jest niesamowita – klimat i zabudowa przywodzą na myśl Amerykę Południową, a mimo to jest nie mniej mrocznie i dołująco niż na pokładzie Atheny! Nie chcę w tym miejscu zdradzać za dużo i psuć Wam przyjemności z odkrywania wszystkich smaczków i tajemnic gry.

Tajemnicą nie są natomiast ostrza Ulaks, które w rękach Riddicka są prawdziwie śmiercionośną bronią. Dla zobaczenia genialnych kombosów warto czasem odłożyć karabin i się nimi „pobawić”. Wszystko w walce w zwarciu jest niezwykle proste – mamy w zasadzie tylko atak i blok oraz nadawanie kierunku ciosu klawiszami WSAD (lewym analogiem, gdy gramy na padzie). Kombosy wykonujemy, gdy Riddick otworzy pięść lub jego broń błyśnie, wystarczy wtedy nacisnąć odpowiedni klawisz. Rozpoczyna się prawdziwy taniec śmierci. Co prawda po pewnym czasie animacje zaczynają się powtarzać, jednak do samego końca gry nie znudziło mi się ich oglądanie. Przed każdym fatality alpha drone’a chciałem otwierać piwo i orzeszki.

Ulaks to najbardziej charakterystyczna i efektowna w użyciu broń.

Wspomniałem już o nowej broni, czyli karabinie Scar, poza tym większych rewolucji brak. Dalej nasze zdrowie reprezentowane jest przez kwadraciki, a leczymy się w stacjach NanoMED. Poziom ukrycia obrazuje filtr narzucony na obraz (jeżeli widzisz wszystko na granatowo, to znaczy, że Cię nie widać). Jedną rzecz zepsuto. W wersji PC z 2004 roku każdy rodzaj broni był przyporządkowany do jakiegoś klawisza numerycznego – jak w każdej szanującej się grze akcji. Athena, niestety, posiada konsolowe koło wyboru uzbrojenia (dość niewygodne dla właścicieli pecetów) i klawisze skrótów można przyporządkować jedynie dwóm narzędziom zagłady (odpowiedniki lewego i prawego kierunku na konsolowym d-padzie). Generalnie konwersja z pierwszego Xboksa w 2004 została przeprowadzona nieco lepiej. Jak wspomniałem na początku, tutaj optymalizacja czasem kuleje, ale nie jest źle.

Grafika pod względem technicznym odpowiada dzisiejszym standardom, choć nie powala na kolana. Na pierwszy plan wysuwają się świetne modele postaci. Gorzej wypadają nieco sterylne wnętrza statku. Ale pod względem projektu i budowania atmosfery dobrego hard SF dzieło Szwedów ze Starbreeze to mistrzostwo. Udźwiękowienie nie ustępuje grafice, a muzyka dostosowuje się do sytuacji na ekranie – standard.

Przechwałki marketingowców, że Dark Athena jest takiej samej długości jak podstawowa wersja, są chyba nieco na wyrost. Gra jest nieco krótsza i bardziej dynamiczna. Poza tym jest tak wciągająca, że nawet nie zauważyłem, kiedy ją skończyłem. Nie był to tak krótki i intensywny epizod mojego życia jak z Modern Warfare, ale ucieczka z więzienia zajmuje nieco więcej czasu niż ucieczka z pokładu Atheny. Zabawę może wydłużyć multiplayer. Mamy standardowe Deathmatch, Team Deathmatch, Capture the Flag oraz trzy bardziej oryginalne tryby: Butcher Bay Riot (trzy grupy, brak respawnu, zakup broni a la CS), Pitch Black (jedna osoba wciela się w Riddicka, reszta to najemnicy, którzy na niego polują) oraz Arena (walki 1 na 1 i 2 na 2 na małych mapkach).

The Chronicles of Riddick: Assault on Dark Athena to naprawdę świetny, choć nieco nietypowy produkt. Trudno oceniać go jako pełnoprawną kontynuację, ale nie jest to też remake z dodanym na siłę krótkim poziomem. Assault on Dark Athena to kawał solidnej gry, choć wtórnej w stosunku do Ucieczki..., która podniosła poprzeczkę niebywale wysoko – stąd ocena jest ciut niższa. Fani skradania będą nieco zawiedzeni. Fani Riddicka i miłośnicy pierwszej części powinni bez zastanowienia sięgnąć po pudełko z grą. Dla tych, którzy nie grali w Ucieczkę z Butcher Bay, to uczta nie z tej ziemi. Przed Wami dwie nietuzinkowe gry w jednym pudełku, osadzone w brutalnym, mrocznym, pozbawionym zasad moralnych świecie. Czego chcieć więcej? Chyba tylko pełnoprawnej kontynuacji.

Łukasz „Verminus” Malik

PLUSY:

  • różnorodność rozgrywki;
  • mroczne, dorosłe SF;
  • aktorzy podkładający głosy;
  • postać Riddicka;
  • w pudełku odświeżona wersja Ucieczki z Butcher Bay.

MINUSY:

  • nowy epizod jest nieco odtwórczy w stosunku do UzBB;
  • mniej skradania, więcej strzelania;
  • wersja PC jest nieco toporna.
Kroniki Riddicka: Assault on Dark Athena - recenzja gry
Kroniki Riddicka: Assault on Dark Athena - recenzja gry

Recenzja gry

Poprzednia gra z Riddickiem w roli głównej zaskakiwała świetnymi pomysłami i oczarowała wielu graczy swoim klimatem. Czy Assault on Dark Athena oferuje podobne doznania?

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.