Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 18 kwietnia 2006, 12:08

autor: Jacek Hałas

UberSoldier - recenzja gry

Wątek fabularny gry w bezpośredni sposób odwołuje się do ekspedycji Ernsta Sheffera, która miała miejsce w 1938 roku. Nazistom udało się wtedy dotrzeć do tybetańskiego miasteczka o nazwie Lhasa...

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Jeszcze kilka lat temu na PeCetowy rynek dość regularnie trafiały niezbyt skomplikowane strzelanki, w których akcję obserwowaliśmy z perspektywy pierwszej osoby. Jednym z podstawowych atutów tego typu pozycji był dynamiczny przebieg rozgrywki, wzbogacony licznymi walkami z siłami wroga. Znikomą rolę odgrywały natomiast pozostałe elementy, włącznie z rozbudowanym wątkiem fabularnym czy chociażby zagadkami, wymagającymi czegoś więcej, aniżeli tylko odnalezienia właściwego klucza czy karty magnetycznej.

W ostatnim czasie sytuacja zaczęła jednak ulegać zmianie. W moim osobistym przekonaniu obecnie największą popularnością cieszą się FPS-y z dwóch różnych grup. Mam tu na myśli produkty nastawione w głównej mierze na wieloosobowe potyczki oraz tytuły z elementami przygodowymi (prowadzenie rozmów z NPC-ami, zbieranie przedmiotów itp.) lub cRPG (rozwój sterowanej postaci). Nie oznacza to na szczęście, iż producenci zdołali już zapomnieć o sympatykach niezbyt wymagających i jednocześnie typowo rozrywkowych produkcji, czego świetnym przykładem może być premiera recenzowanego UberSoldiera. Z całą pewnością gra ta nie zostanie okrzyknięta mianem wielkiego hitu. Sądzę jednak, iż wielu osobom przypadnie do gustu. UberSoldier potrafi bowiem zapewnić kilkanaście godzin solidnej zabawy, nawet pomimo kilku poważniejszych wpadek, o których szerzej opowiem w dalszej części tego artykułu.

Kolega chyba za dużo dzisiaj wypił. :-)

Fabuła recenzowanej strzelanki w bezpośredni sposób odwołuje się do zamiłowań okultystycznych III Rzeszy. Pomysł nie jest nowy, również w grach. Wystarczy sobie bowiem przypomnieć kultowego Return to Castle Wolfenstein czy chociażby rodzimego Groma. Tak jak już wspomniałem, UberSoldier z całą pewnością powinien zostać zaliczony do grona produkcji, w których wątek fabularny odgrywa co najwyżej znikomą rolę. Nie powinno Was więc dziwić to, iż zabawa jest niezwykle liniowa (w 90% sytuacji do celu prowadzi wyłącznie jedna ścieżka), ewentualne zwroty akcji są bardzo przewidywalne, toczone przez pojawiające się na ekranie postaci rozmowy nadzwyczaj nudne, a samo zakończenie zbyt oczywiste.

Zaprezentowany przez producentów gry wątek fabularny w bezpośredni sposób odwołuje się do ekspedycji Ernsta Sheffera, która miała miejsce w 1938 roku. Nazistom udało się wtedy dotrzeć do tybetańskiego miasteczka o nazwie Lhasa. W rzeczywistości na nic ciekawego tam nie natrafili. W tym konkretnym miejscu gra proponuje inną wersję wydarzeń. Sheffer wchodzi w posiadanie wiedzy dającej mu możliwość przywracania zmarłych do życia. Co więcej, szaleniec liczy na możliwość uzyskania bezpośredniej kontroli nad swymi „podwładnymi”. Jak można się łatwo domyślić, dąży on do stworzenia armii tytułowych superżołnierzy, a my będziemy musieli mu w tym przeszkodzić.

Podstawowa różnica polega jednak na tym, iż nie wcielimy się w postać jednego z członków niemieckiego ruchu oporu, choć ugrupowanie to odgrywa w grze dość istotną rolę. Sterowana przez nas postać to Karl Stolz. Jest on jedną z przywróconych do życia osób. Niestety, muszę Was nieco zmartwić, gdyż autorzy recenzowanej gry nie wykorzystali pewnego patentu, który w moim osobistym przekonaniu mógłby w znacznym stopniu uatrakcyjnić całą rozrywkę. Założenie tworzonych przez Sheffera żołnierzy było takie, iż powinni oni być mu w stu procentach posłuszni. Nie zdziwicie się pewnie jeśli powiem, iż w przypadku głównego bohatera gry mamy do czynienia ze zgoła odmienną sytuacją. Osobiście wolałbym gdyby producenci w rękach szaleńca pozostawili choćby częściową kontrolę nad sterowaną postacią, co mogłoby w konsekwencji doprowadzić do wielu ciekawych sytuacji (nikt Stolzowi tak na dobrą sprawę nie mógłby zaufać). Tak się niestety nie stało.

No dobra... proszę się natychmiast przyznać! Kto zapomniał zakręcić kurek?

UberSoldier nie posiada żadnych trybów multiplayer. Należy więc sądzić, iż kampania dla pojedynczego gracza powinna oferować całą masę interesujących potyczek czy widowiskowych akcji... i tak w rzeczywistości jest, choć niektóre lokacje sprawiają wrażenie nie do końca przemyślanych. Generalnie jednak nie ma na co narzekać. Tak jak już wcześniej wspomniałem, UberSoldier jest bardzo liniową produkcją, w której zazwyczaj nie dysponujemy zbyt szerokim wachlarzem dostępnych działań. Producenci gry w wyraźny sposób postarali się nam to jednak wynagrodzić. Przygotowane przez nich etapy są przede wszystkim bardzo długie. Osoby przyzwyczajone do wielu współczesnych strzelanek, w których średnio co kilka minut przechodzi się do kolejnej strefy będą tym mile zaskoczone. Poziomy w UberSoldier niejednokrotnie wymagają poświęcenia im nawet godziny wolnego czasu. Długość plansz odbija się niestety w negatywny sposób na czasie ich ładowania, choć można to jeszcze jakoś przeboleć, tym bardziej iż quickload’y wykonywane są już znacznie szybciej.

Kolejny mocny punkt recenzowanej gry związany jest z prezentowanymi na ekranie wydarzeniami. UberSoldier to jedna z niewielu produkcji, w której nieustannie bierzemy udział w ciekawie zaprezentowanych wydarzeniach. O ile w początkowej fazie zabawy nie jest to jeszcze zbyt zauważalne, o tyle końcowe poziomy gry zdecydowanie przypadły mi do gustu. Osoby preferujące spokojną eksplorację kolejnych plansz będą tym oczywiście zawiedzone, choć już teraz powinny wiedzieć, iż recenzowana strzelanka niczym szczególnym ich raczej nie zdoła zainteresować. Wróćmy jeszcze na chwilę do samych walk. Autorzy w sprytny sposób wykorzystali możliwości zastosowanego engine’u oraz fizyki świata gry. Do tych elementów powrócę nieco później. W efekcie większość wykonywanych działań prowadzi do efektownych eksplozji, czy innych ciekawie zrealizowanych scenek, w wyniku których masowo eliminujemy wrogie jednostki, starając się utrzymać głównego bohatera przy (drugim) życiu.

Warto jednocześnie zaznaczyć, iż zabawa jest dość zróżnicowana. Mam tu w głównej mierze na myśli przygotowane poziomy. Nie zabrakło zarówno „otwartych” plansz, w których często korzysta się ze snajperki i podejmuje ryzykowne działania, jak i równie ciekawych podziemnych korytarzy. W tym drugim przypadku trzeba być zazwyczaj bardzo ostrożnym. W mijanych po drodze pomieszczeniach mogą bowiem skrywać się wrogie jednostki, które nie zawahają się zaatakować nas z zaskoczenia. Co ciekawe, niektóre lokacje premiują działanie z ukrycia, choć taki stan rzeczy nie trwa zazwyczaj zbyt długo. Mimo wszystko należy potraktować je jako miły przerywnik od właściwych walk. Pewnym urozmaiceniem jest również poziom zlokalizowany wewnątrz łodzi podwodnej. W tym przypadku możemy zabawić się zarówno w operatora peryskopu, jak i w strzelca pokładowego, wyznaczonego do eliminacji nadlatujących (i zrzucających torpedy) wrogich myśliwców.

Czy to autostrada do piekła? Ech... czyżbym znowu zabłądził?

Wielu z Was zastanawia się zapewne, w jaki sposób wykorzystany został fakt sterowania postacią, która od dłuższego czasu powinna znajdować się sześć stóp pod ziemią. Na samym początku pragnąłbym rozczarować te osoby, które liczyły na wachlarz zdolności porównywalny do bohaterów takich gier jak Second Sight czy Psi-Ops. Sterowana postać tak na dobrą sprawę dysponuje wyłącznie jedną ciekawą umiejętnością. Jest to możliwość wytwarzania specjalnego pola siłowego. Pozwala ono na całkowite zatrzymanie lecących w naszą stronę pocisków. Nie muszę chyba rozpisywać się na temat zalet takiego pola. Dość powiedzieć, iż jego uaktywnienie w miarę bezpiecznie pozwala dotrzeć do bardziej oddalonych przeciwników, tak aby móc osobiście się z nimi rozprawić. Warto również korzystać z niego w sytuacjach, w których należy wykonywać bardziej skomplikowane czynności, będąc pod ciągłym ostrzałem ze strony wroga. Jak można się łatwo domyślić, pole siłowe ma ograniczony czas działania. Na całe szczęście limit ten można sukcesywnie wydłużać.

W wielu sytuacjach można liczyć na pomoc ze strony innych członków drużyny. Ich rola nie ogranicza się wyłącznie do wysadzenia przejść prowadzących do nowych części mapy. Członkowie drużyny biorą zazwyczaj aktywny udział w kolejnych starciach, choć z oczywistych względów z większością napotykanych oponentów musimy radzić sobie na własną rękę. Mimo wszystko dobrze wiedzieć, iż możemy na kogoś liczyć. Szkoda tylko, iż w trudniejszych misjach, w których wróg dysponuje sporą przewagą liczebną, pomocnicy bardzo szybko giną. Do tego typu sytuacji nie dochodzi na szczęście zbyt często.

Jeśli zaś chodzi o przeciwników, muszę przyznać, iż przeważnie nie grzeszą oni zbytnią inteligencją. Większość nazistów ogranicza swój udział w zabawie do okupowania wybranej przez siebie pozycji i prowadzenia ciągłego ostrzału. Zdarzają się jednak wyjątki. Warto między innymi zwrócić uwagę na fakt, iż przeciwnicy lubią korzystać z granatów. Co więcej, najczęściej lądują one niedaleko sterowanej postaci, tak więc trzeba się bardzo pilnować. Wyjątkowo skuteczni są również wrodzy snajperzy, których likwiduje się zazwyczaj w pierwszej kolejności. Szkoda natomiast, iż zabrakło pełnoprawnych bossów. Wyjątek stanowi końcowy przeciwnik. W kilku miejscach wpadamy również na obdarzonych dość nietypowymi zdolnościami wrogich oficerów. Przez znaczną część zabawy zmagamy się jednak ze „zwykłymi” żołnierzami.

Boom! Headshot! hmm... nie do końca... Boom! I po budynku!

Arsenał dostępnych broni jest całkiem pokaźny. Trzeba przyznać, iż jest w czym wybierać. Warto jednocześnie dodać, iż sterowana postać może mieć przy sobie maksymalnie cztery giwery oraz kilkanaście granatów. Do naszej dyspozycji oddano różnorakie pistolety, mniej lub bardziej skuteczne karabiny maszynowe, wyjątkowo potężne cekaemy, wspomniane już wcześniej snajperki, a nawet wyrzutnie rakiet czy miotacze ognia. Ze zdobyciem amunicji do najczęściej używanych giwer zazwyczaj nie ma problemów. Gorzej jest natomiast z potężniejszymi modelami broni, z których w rezultacie korzysta się w ostateczności. Warto jednocześnie zaznaczyć, iż główny bohater może używać niewielkiego nożyka. Paradoksalnie w wielu sytuacjach był on bardzo przydatny, szczególnie wtedy, gdy korzystałem ze wspomnianego już wcześniej pola siłowego. Broń ta pozwala w błyskawiczny sposób pozbyć się (bądź też powalić na ziemię) najbliżej rozstawionych przeciwników.

Elementy związane z oprawą wizualną UberSoldiera zdecydowanie przypadły mi do gustu. Na plus należy przede wszystkim zaliczyć świetnie wykonaną fizykę świata gry. Na tego typu elementy nie zwracałem zazwyczaj zbyt dużej uwagi. Tym razem było jednak inaczej. Większość napotkanych obiektów można przewrócić i/lub zniszczyć. Nieporównywalnie większą frajdę sprawiają jednak pojedynki rozgrywane w zamkniętych pomieszczeniach i to najlepiej z użyciem giwer obdarzonych potężną siłą ognia. Jeszcze ciekawiej prezentują się wspomniane już wcześniej eksplozje. Większość z nich możemy osobiście wywoływać, strzelając w beczki czy butle z gazem. Niektóre z eksplozji zostały jednak w pełni wyreżyserowane. Świetnym przykładem może być trwający kilkanaście sekund istny pokaz fajerwerków, którego świadkiem byłem w jednym z końcowych poziomów gry.

Ładnie prezentują się również modele niektórych postaci, a także efekty towarzyszące użyciu pola siłowego. Niestety, wszystkie te atrakcje wizualne mają swoją cenę. Aby móc uruchomić grę w najwyższych detalach i przyzwoitej rozdzielczości, należy dysponować potężnym sprzętem. Odnoszę więc wrażenie, iż większość osób będzie musiała z paru rzeczy zrezygnować, tak aby móc nacieszyć się płynnym przebiegiem rozgrywki. W ramach pocieszenia dodam, iż duża liczba wrogich jednostek na ekranie nie robi na silniku gry większego wrażenia. Nie trzeba się więc obawiać drastycznego spadku liczby wyświetlanych klatek. Nienajlepiej prezentują się niektóre tekstury, choć w dużej mierze uzależnione jest to od możliwości posiadanego sprzętu. Zdecydowanie gorzej wypada natomiast warstwa dźwiękowa, na którą składają się w głównej mierze TRAGICZNIE zrealizowane dialogi pomiędzy głównymi postaciami gry. Zdecydowanie lepiej prezentują się pod tym względem odgłosy płynące z pola walki.

Kolorki... gdzie podziały się moje kolorki...?

UberSoldier w moim przekonaniu jest dość przyzwoicie wykonanym shooterem, przy którym można się doskonale bawić. Podstawowy problem tej gry związany jest jednak z jej długością. Wspomniana już wyżej kampania singleplayer składa się z zaledwie kilkunastu poziomów. W rezultacie grę można ukończyć w przeciągu paru godzin. Jedynym ratunkiem wydaje się być stopniowany poziom trudności. Trzeba przyznać, iż gra momentami potrafi być bardzo wymagająca. Nie zmienia to jednak faktu, iż po jej skończeniu nie miałem ochoty do niej powracać, tym bardziej iż nie zadbano nawet o symboliczny multiplayer. Ewentualną decyzję o zakupie gry radziłbym więc solidnie przemyśleć. UberSoldier nie starcza na zbyt długo, ale oferuje za to rozrywkę na stosunkowo wysokim poziomie.

Jacek „Stranger” Hałas

PLUSY:

  • ładna grafika, wzbogacona świetną fizyką świata gry;
  • bardzo efektowny przebieg rozgrywki;
  • bogaty wachlarz dostępnych giwer;
  • ciekawie zaprojektowane i jednocześnie bardzo zróżnicowane poziomy.

MINUSY:

  • tak na dobrą sprawę, poza masową eksterminacją pojawiających się na ekranie przeciwników, gra ta niewiele ma do zaoferowania;
  • brak multiplayera;
  • krótki czas zabawy (na niższych poziomach trudności).

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

UberSoldier - recenzja gry
UberSoldier - recenzja gry

Recenzja gry

Wątek fabularny gry w bezpośredni sposób odwołuje się do ekspedycji Ernsta Sheffera, która miała miejsce w 1938 roku. Nazistom udało się wtedy dotrzeć do tybetańskiego miasteczka o nazwie Lhasa...

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.

Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności
Recenzja gry Outcast: A New Beginning. Dobrze zagrać w grę z otwartym światem bez zbędnych aktywności

Recenzja gry

Outcast: A New Beginning jest produkcją „bezpieczną”. Nie jest wybitny, ale też nie ma w nim nic, co by mnie odpychało. Problemy techniczne rzucają się jednak w oczy, a największą wadą tej gry okazuje się wysoka cena.