Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 19 grudnia 2003, 15:28

autor: Artur Okoń

Władca Pierścieni: Wojna o Pierścień - recenzja gry

The Lord of the Ring: War of the Ring to strategia czasu rzeczywistego bazująca na twórczości J.R.R. Tolkiena, a dokładniej na jego najsłynniejszym dziele, czyli „Władcy Pierścieni”.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Władca pierścieni nadciąga! Po grze zręcznościowej wydanej przez EA, czas na strategię RTS. I niestety nie jest to pozycja na miarę ceny i oczekiwań.

Pierwsza gra strategiczna, której akcja rozgrywa się w Śródziemiu, oferuje nam dwie kampanie, w których możemy zagrać jako siły dobra, lub też słudzy Mordoru. Łącznie jest to 21 scenariuszy, dość luźno nawiązujących do historii opowiedzianej w książce. Wprawdzie będziemy mogli wziąć udział w sławnych bitwach jak chociażby ta, o Helmowy Jar, jednak o większość potyczek, które rozegramy w książce miejsca nie miała. Poznamy losy członków drużyny pierścienia przed ich wspólnym spotkaniem w Rivendalle, dzięki czemu cała historia nabierze nieco innego sensu. Możemy więc pomóc Gimliemu w walce z Orkami na zboczach Żelaznych Gór, jako Legolas tropić Goluma w lesie Mirkwood czy też wspomóc Boromira o obronie jego rodzinnych stron. Jednak moim zdaniem największą atrakcją jest możliwość zagrania jako siły Mordoru. Wszak zabicie Froda, Gandalfa czy innego Aragorna może dostarczyć niezapomnianych wrażeń :). Poza tym to zawsze jakiś powiew świeżości i chociażby złudzenie, że tak dobrze wszystkim znana historia będzie mieć inne zakończenie. Bez dwóch zdań, fabuła gry jest jedną z jej największych zalet.

Szczegółowo trzeba się przyjrzeć kwestii najistotniejszej, czyli mechanice gry. Wojna o pierścień jest klasycznym RTSem i według niej można by stworzyć dokładną definicje tego gatunku. Zbieramy więc surowce, rozbudowujemy bazę, tworzymy jednostki, opracowujemy technologie zwiększające ich możliwości i przechodzimy do ofensywy. Oczywiście kluczem do sukcesu jest tworzenie zróżnicowanej armii składającej się w wielu typów, wzajemnie wspierających się jednostek. Znajdziemy, więc tu odziały znakomite w walce w zwarciu, zwiadowców, strzelców lub specjalizujące się w niszczeniu budynków. Zabrakło jedynie jednostek morskich i powietrznych, choć to akurat można zrozumieć, bo w książce też ich było niewiele. Ale dość banałów, czas skupić się na konkretach. W Wojnie o pierścień uproszczono znacznie pozyskiwanie surowców. Istnieją tylko dwa (jedzenie i ruda), których złoża zawsze znajdują się niemal w sercu naszej mapy. Nie trzeba, więc toczyć o nie zaciekłych pojedynków, spokojnie zajmując się rozbudową. Podobnie jak w innych nowych RTS-ach w grze występują specjalne jednostki- bohaterowie. W tej roli odnajdziemy oczywiście naszych ulubieńców, wchodzących w skład Drużyny pierścienia, z Gandalfem na czele. Wraz z wygranymi walkami rośnie poziom ich doświadczenia, dzięki czemu stają się potężniejsi i bardziej odporni na ciosy przeciwnika. Jednak ich główną siłą są specjalne umiejętności które, albo zwiększają możliwości całej armii (morale, szybkość), albo zadają wrogom olbrzymie obrażenia. I tak np. Gimli może ogłuszać wszystkich otaczających go wrogów, a Gandalf rzucić zaklęcie deszczu meteorów, które podpalą wszystkie budynki w bazie wroga. Gra z założenia jest prosta, przez co zabrakło w niej chociażby możliwości ustawiania oddziałów w formacji, przez co na polu bitwy często panuje chaos. Jest to szczególnie denerwujące przy przemieszczaniu jednostek, albowiem nie podróżują one własnym tempem (a nie w grupie), przez co np. szybcy łucznicy wyprzedzają ociężałych Krasnoludów. Jeśli więc po drodze napotkacie oddziały wroga, to pozbawione ochrony Elfy zostaną błyskawicznie zdziesiątkowane. Strategia walki również opiera się na bardzo skomplikowanej taktyce, która brzmi „kupą mości panowie” ;). Jestem niemal pewien, że The Battle for Middle-Earth, którą w przyszłym roku wyda Electronic Arts będzie pod tym względem grą znacznie lepszą.

W Wojnie o pierścień znajduje się jednak kilka w miarę oryginalnych, elementów. Pierwszym z nich jest wprowadzenie tzw. miejsc mocy. Są to rozmieszczone w różnych częściach mapy ołtarze, zdobycie i utrzymanie, których powoduje znaczny wzrost siły naszej armii. Możemy np. uzyskać zdolność skuteczniejszego burzenia budynków wroga, czy też szybszego leczenia ran naszych oddziałów. Miejsca mocy mają kluczowe znaczenie w przypadku gry w trybie pojedynków, albowiem wymuszają na graczach zastosowanie ofensywnej taktyki już od początku gry. Powolna rozbudowa ograniczająca się do bronienia własnej bazy doprowadzi do zguby, albowiem przewaga przeciwnika wynikająca z posiadania miejsc mocy będzie ogromna. Drugim elementem są punkty przeznaczenia, które zdobywamy wraz z każdym odbytym starciem. Dzięki nim, możemy zakupić dla naszych bohaterowi nowe umiejętności, lub też rzucać potężne zaklęcia, które niemal zawsze mają kluczowy wpływ na wynik bitwy. Dzięki nim, możemy chociażby zapewnić naszym jednostkom pełną ochronę przed pociskami wroga, czy też przyzwać Balroga, który samodzielnie potrafi zabić 50 jednostek przeciwnika. Szerzej na ten temat dowiecie się po rozegraniu trzeciej misji samouczka, która mówiąc szczerze jest jedyną godną uwagi, bo w pozostałych uczą wykonywania banalnych czynności

Niestety zarzutów wobec gry można mieć dość sporo. Po pierwsze jest wtórna- graficznie do złudzenia przypomina Warcraft 3, a pod względem rozrywki Battle Realms. Miłośników twórczości Tolkiena zdenerwują spore odstępstwa od historii opowiedzianej w książce- walczące ze sobą ramie w ramie Krasnoludy i Elfy, obozujące w jednej bazie to mała przesada. Tym bardziej, iż zawsze wydawało mi się, iż jedni i drudzy w ogóle nie mieszali się w wojnę z Mordorem, ograniczając się tylko do obrony własnego terytorium. Odstępstw od książki jest znacznie więcej, choć mimo wszystko proponuje je twórcom gry wybaczyć. Możliwość przyzwania Entów i Balroga jest prostym sposobem na zwiększenie atrakcyjności i nieźle spełnia swoje zadanie. Bo przecież, jeśli zamiast nich moglibyśmy przywołać wielkiego Smoka, to i tak fani książki zaczęliby marudzić, iż tych bestii w niej nie było (no, może jeden w Hobbicie). Chociaż i tak kilka dziwnych jednostek w grze można odnaleźć, jak chociażby Huorny (będące odmianą Entów) i Beorningowie (którzy mogą się zmieniać w niedźwiedzi). Czy to wada, oceńcie jednak sami. Niektórym do gustu nie przypadnie również grafika, która choć wprawdzie wygląda ładnie, to jakoś nie bardzo pasuje to tak podniosłej i dramatycznej historii. Jednak raz jeszcze podkreślę, iż są to wady tylko z punktu widzenia miłośników książki i osoby, które z nią styczności nie miały, uwagi na to nie zwrócą. Mimo wszystko fanom filmu polecam grę Powrót króla, w której o wiele bardziej można poczuć Tolkienowskiego ducha i narobić sobie smaczku przed zbliżającą się premierą. Należy też zwrócić uwagę, na długość gry-z powodzeniem można ją ukończyć w ok. 20h, więc moim zdaniem jest nieco za krótka. Poważnym mankamentem Wojny o pierścień są przesadzone wymagania sprzętowe. Fakt, grafika jest ładna, jednak z pewnością nie na tyle, by na procesorze z procesorem 2.5 GHz z 1GB RAMu gra miała prawo zwalniać w rozdzielczości 1024x768. A momentami zwalnia! Grać w scenariusz w którym bronimy Helmowego Jaru, przy maksymalnych detalach jest istnym samobójstwem, chyba, że dysponujemy komputerem takim jak w NASA ;). I pomimo, iż w innych misjach, gdzie występuje mniej jednostek, gra już się tak często nie zacina, to brak optymalizacji kodu jest moim zdaniem błędem niewybaczalnym.

A skoro już jesteśmy przy kwestiach technicznych to wypada na ten temat skreślić kilka słów więcej. Grafikę w Wojnie o pierścień można doskonale opisać dwoma słowami: wykapany Warcraft 3! Panowie z Blizzarda pewnie już składają pozew do sądu, albowiem olbrzymia ilość elementów do złudzenia przypomina ich produkcję. Ten sam układ opcji (to można wybaczyć), identyczny widok kamery, zbliżone możliwości jej rotacji i identycznie wyglądające sekwencje filmowe, to tylko kilka przykładów. A już najbardziej rozbawiła mnie jedna z jednostek- jak może pamiętacie w Warcraft 3 był Orki jeżdżące na wilkach. Tu Orki jeżdżą na wargach i trzeba naprawdę bystrego oka by dostrzec różnicę! Nie powiem jednak, że to wada, wszak Warcrat 3 wyglądał całkiem nieźle, a Wojna o pierścień prezentuje się jeszcze lepiej, kładąc większy nacisk na dopracowanie szczegółów. Całość prezentuje się naprawdę znakomicie, oczywiście pod warunkiem, że ktoś lubi grafikę z kreskówek. Mimo wszystko, ze oprawę graficzną Władca pierścieni dostaje ode mnie niemal maksymalną ocenę. Ścieżka dźwiękowa również może się podobać. Nie jest to może muzyka na miarę Howarda Shore’a jednak nie nuży i pasuje do klimatu rozgrywki. Odgłosy poszczególnych postaci również zostały podłożone całkiem dobrze, i brzmią dość podobnie do swoich filmowych odpowiedników.

Wystawienie końcowej oceny nie jest łatwe. Powiedzmy sobie szczerze - gdyby gra nie nawiązywała do Władcy Pierścieni to prawdopodobnie nikt by na nią uwagi nie zwrócił, albowiem jest to pozycja bardzo przecięta. Typowy, nieskomplikowany RTS, na który doświadczeni gracze nie zwróciliby specjalnie uwagi. Mimo wszystko, gra ma swój urok i można się przy niej całkiem dobrze zrelaksować. Ot, pograć kilka/naście dni by odprężyć się po powrocie ze szkoły. Władcę Pierścieni ratuje fabuła, wszak gra jako siły Mordoru to nie lada gratka.

Artur „Mao” Okoń

Władca Pierścieni: Wojna o Pierścień - recenzja gry
Władca Pierścieni: Wojna o Pierścień - recenzja gry

Recenzja gry

The Lord of the Ring: War of the Ring to strategia czasu rzeczywistego bazująca na twórczości J.R.R. Tolkiena, a dokładniej na jego najsłynniejszym dziele, czyli „Władcy Pierścieni”.

Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne
Laysara: Summit Kingdom - recenzja gry we wczesnym dostępie. Widzisz tamtą górę? Możesz na niej zbudować miasto idealne

Recenzja gry

Laysara: Summit Kingdom jest doskonałą pozycją dla graczy, którzy uwielbiają logistyczne przeszkody stające na drodze do budowy miasta idealnego. Polskie studio Quite OK Games zdecydowanie wie, co robi, oby tylko Early Access okazał się dla niego łaskawy.

Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Nic dziwnego, że to najbardziej wyczekiwana gra na Steamie
Manor Lords - recenzja gry we wczesnym dostępie. Nic dziwnego, że to najbardziej wyczekiwana gra na Steamie

Recenzja gry

Polski średniowieczny city builder Manor Lords ma potencjał, by okazać się jedną z najciekawszych gier tego roku. Jak jednak wygląda na początku swojej przygody z Early Accessem? I czy spełnia pokładane w nim nadzieje? Sprawdziłem.