Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Rise of the Tomb Raider Recenzja gry

Recenzja gry 9 listopada 2015, 09:01

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Rise of the Tomb Raider - pojedynek z Uncharted 4 będzie trudny

Lara Croft powraca. Po świetnym restarcie marki deweloperzy z Crystal Dynamics przygotowali przygodę na Syberii, gdzie młoda bohaterka poszukując źródeł nieśmiertelności musi stawić czoła zagrożeniu ze strony zakonu Trójcy.

Recenzja powstała na bazie wersji XONE. Dotyczy również wersji PS4

PLUSY:
  1. sprawdzona formuła pierwszej części;
  2. fabuła nawiązująca do przeszłości rodziny Croftów;
  3. miejscami zachwycająca oprawa graficzna;
  4. mnóstwo zabawy dla osób lubiących eksplorację.
MINUSY:
  1. sporo drobnych bugów;
  2. bardzo nierówne tempo rozgrywki;
  3. gdzieś zapodziały się emocje obecne w poprzedniej części;
  4. polska wersja językowa.

Recenzując dwa i pół roku temu pierwszą po restarcie marki część Tomb Raidera, wpadłem w niekłamany zachwyt. Studio Crystal Dynamics, podążając śladem konkurencji, wypracowało znakomitą, nowoczesną formułę rozgrywki. Niespecjalnie oryginalną, ale taką, w której idealnie zazębiały się wszystkie elementy – walka o przeżycie w nieprzyjaznym środowisku, tajemnica, kapitalne postacie i przede wszystkim emocje. Szybkie tempo akcji, trafione pomysły i udany projekt lokacji nie pozwalały odłożyć pada aż do końca przygody. Przygotowując sequel, twórcy mieli więc twardy orzech do zgryzienia. Jak przeskoczyć tak wysoko zawieszoną poprzeczkę? Zdawałem sobie sprawę, że łatwo nie będzie, wobec czego starałem się nie mieć wygórowanych oczekiwań względem Rise of the Tomb Raider. Po kilkunastu godzinach potrzebnych do ukończenia zabawy mam już jednak wyrobiony pogląd na temat gry, która... no cóż... jest bardzo dobra, ale poprzedniej odsłony cyklu przebić jej się nie udało.

Lara w trakcie gry uczy się języków obcych co pozwala jej na odczytywanie treści monolitów.

Fabuła „dwójki” zabiera nas na Syberię. Lara poszukuje zaginionego miasta i grobowca niejakiego Proroka, ponoć nieśmiertelnego, który zaszył się wraz ze swoimi wyznawcami w syberyjskiej głuszy po tym, jak ścigany przez zakon Trójcy musiał uciekać z terenów dzisiejszej Syrii. Sama opowieść nie byłaby może tak ciekawa, gdyby nie nawiązania do przeszłości rodziny Croftów, a konkretnie ojca Lary, którego przed śmiercią bez reszty pochłonęła sprawa poszukiwań źródła nieśmiertelności. Co, jak się po czasie okazuje, miało niebagatelny wpływ na życie zarówno naszej bohaterki, jak i Ann, partnerki ojca dziewczyny.

Poza Syberią na chwilę zawitamy także w ogarniętej wojną domową Syrii.

Historia przedstawiona w grze może się podobać, ale od razu pragnę zaznaczyć, że nie jest specjalnie oryginalna. W trakcie przygody nie brakuje zwrotów akcji, zdrady, nowych i starych znajomości. Twórcy nie mogli się oprzeć, by nie zaprezentować postaci psychopaty Konstantina, który w pewnym momencie skojarzył mi się z Vaasem czy Pagan Minem z serii Far Cry. Scena, w której facet dosłownie wciska jednemu ze swoich strażników gałki oczne do środka głowy, to iście diabelski sposób powiedzenia graczowi „dzień dobry”.

Dotrzeć do grobowców nie jest tak łatwo jak się na pierwszy rzut oka wydaje.

Przez prawie cały czas brakowało mi właściwie jednego: emocji. Lara poniewierana w każdej scence przerywnikowej poprzedniego Tomb Raidera, a mimo to podnosząca się i walcząca o przetrwanie na nieprzyjaznej wyspie Yamatai miała w sobie cechy nadludzkiego herosa, dowodzącego, że „co mnie nie zabije, to mnie wzmocni”. Przez większą część RotTR brakowało mi tego typu zagrywek. Naprawdę komuś przeszkadzało, że młoda dziewczyna posyła na tamten świat dziesiątki najemnych zbirów? To przecież gra stricte zręcznościowa. Była w tym adrenalina, tym bardziej że projekty większości lokacji sprzyjały kombinowaniu, nie pozwalając zarazem na zbytni spadek tempa akcji. W „dwójce” jatki nie brakuje – wokół latają granaty i koktajle Mołotowa, terkoczą karabiny maszynowe, a w głowy żołnierzy zakonu Trójcy godzą strzały z łuku lub nieodzowny czekan Lary, ale ani razu przez całą grę nie poczułem się jak przed ponad dwoma laty, kiedy ciekawość kolejnych wydarzeń nie pozwalała mi odejść od konsoli. Może przez fakt, że w zasadzie wszystko sprowadza się tu tak naprawdę do powtórki z rozrywki i zdecydowanie zbyt mało elementów zostało poddanych porządnemu liftingowi? A może po prostu twórcom zabrakło tym razem tego błysku geniuszu obecnego w „jedynce”? Poprzednia część była tak dużym pozytywnym zaskoczeniem, że po dwóch i pół roku powtórka z praktycznie tego samego nie ma już takiej siły przebicia.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

AntaresHellscream Ekspert 12 listopada 2016

(PS4) Microsoft wykupił czasową ekskluzywność najnowszej odsłony kultowej serii Tomb Raider dla platform Xbox One i Windows Store na PC. Posiadacze PlayStation 4 musieli przez to czekać aż rok na poznanie kolejnego epizodu przygód Lary Croft. W międzyczasie na platformie Sony pojawił się jednak świetny Uncharted 4: Kres Złodzieja. Czy wobec tego wszystkiego warto było czekać na Rise of the Tomb Raider? Tak, gra jest bowiem bardzo dobra, a na PS4 prezentuje się naprawdę godnie.

8.5
Recenzja gry Rise of the Tomb Raider na PS4 - 20 lat i 11 gier później Lara wciąż zachwyca
Recenzja gry Rise of the Tomb Raider na PS4 - 20 lat i 11 gier później Lara wciąż zachwyca

Recenzja gry

Rise of the Tomb Raider trafiało do kolejnych grup graczy na raty. Teraz do edycji xboksowej i pecetowej dołącza rocznicowa wersja przeznaczona dla posiadaczy PlayStation 4, której przyglądamy się w niniejszej recenzji.

Recenzja gry Rise of the Tomb Raider na PC - świetna konwersja!
Recenzja gry Rise of the Tomb Raider na PC - świetna konwersja!

Recenzja gry

Kontynuacja przygód Lary Croft na Xboksie One wypadła znakomicie i udowodniła, że konsola Microsoftu ma w sobie dość mocy, by olśnić oprawą graficzną. Wersja pecetowa pokazuje jeszcze więcej, choć sama rozgrywka nie zmieniła się przecież ani na jotę.

Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y
Recenzja gry Alone in the Dark - tu straszy klimat, nie jumpscare'y

Recenzja gry

Alone in the Dark to powrót nieco zapomnianej dziś marki, która 32 lata temu położyła fundamenty pod serie Resident Evil, Silent Hill i cały gatunek survival horrorów. I jest to powrót całkiem udany, przywołujący ducha oryginału we współczesnej formie.