autor: Luc
Recenzja gry GTA V na PC - Los Santos piękne, jak nigdy przedtem
Kiedy Grand Theft Auto V debiutowało niemal dwa lata temu, wielu okrzyknęło ją grą praktycznie idealną, ale konwersja na konsole obecnej generacji, pokazała że może być jeszcze lepiej, przynajmniej w kwestii graficznej.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- Świetna optymalizacja;
- Poprawiona oprawa graficzna i możliwość gry w 60 klatkach na sekundę;
- Rewelacyjny, dający nieograniczone możliwości Tryb Reżysera i Rockstar Editor;
- Opcja stworzenia własnej stacji radiowej, nowy kanał także prezentuje się fantastycznie;
- To wciąż prawdopodobnie najlepszy sandboks w historii.
- Liczne, popremierowe problemy związane z instalacją oraz aktualizacjami
Przesunięcia, opóźnienia i ciągłe odwlekania – tego w historii Grand Theft Auto V od samego początku było mnóstwo. Choć doświadczyli tego w pewnym stopniu także i gracze konsolowi wyczekując trybu napadów, trudno porównywać to do bolączek posiadaczy pecetów. Początkowo nikt oficjalnie nie ogłaszał pojawienia się wersji na blaszaki, a gdy już do tego doszło, datę premiery przekładano aż trzykrotnie. Trudno dziwić się frustracji, jaką wówczas odczuwano, moment, na który wszyscy od dawna wyczekiwali nareszcie jednak nastąpił – GTA V zawitało na komputerach osobistych. Hucznych zapowiedzi było sporo, Rockstar zapewniał, że chce maksymalnie dopieścić nową edycję. W przypadku pecetowych portów słuchaliśmy tego wielokrotnie, ale cóż – nie zawsze miało to zbyt wiele wspólnego z prawdą. Jak jest tym razem? Czy twórcy faktycznie stanęli na wysokości zadania? Bez zbędnego trzymania Was w niepewności – po stokroć tak... choć z jednym, małym „ale”. Wszystko jednak po kolei.
W poniższym tekście nie będziemy szczegółowo odnosił się do samej zawartości gry. O bohaterach, otwartym świecie, tysiącach aktywności i pełnej swobodzie, które można znaleźć w GTA V, powiedziano już chyba wszystko. Pokrótce wspomnimy o poszczególnych elementach, aby naświetlić lekko sytuację osobom, które dopiero teraz rozpoczynają swoją przygodę z produkcją. Większość recenzji skupi się na jakości pecetowego portu, kwestiach technicznych oraz nowościach, jakie zaimplementowano w pecetowej edycji.
Niby to samo, a jednak coś innego
Opowiedziana historia oczywiście nie różni się od tego, co widzieliśmy w GTA V wcześniej. Śledzimy przygody trzech wyrazistych, mocno ze sobą kontrastujących bohaterów: Franklina - próbującego wyrwać się z własnego, ograniczającego go środowiska, Michaela – emerytowanego przestępcę, któremu można zazdrościć wszystkiego oprócz rodziny oraz Trevora – totalnie ześwirowanego i nieprzewidywalnego maniaka, który rozpętuje kompletny chaos wszędzie, gdzie tylko się pojawi. Obserwując ich poczynania oraz postępującą fabułę, zwiedzamy gigantyczne hrabstwo Blaine, wykonując dodatkowe misje, podziwiając widoki oraz łapiąc się całej masy pobocznych aktywności. Zabawy w kampanii potencjalnie starczy na kilkadziesiąt długich godzin, ale co istotniejsze – nie sposób mówić o jakiejkolwiek rutynie. Choć kiedy po raz pierwszy ogrywałem GTA V spędziłem z nim mnóstwo czasu i wydawało mi się, że widziałem w nim praktycznie wszystko, co istotne i godne uwagi, podczas sesji z wersją pecetową odkrywałem kolejne lokacje, zadania oraz postacie, których wcześniej po prostu nie widziałem. Świat jest tak zróżnicowany i ogromny, że nawet konsolowi weterani, powinni przy ponownym podejściu wsiąknąć w jego klimat w ekspresowym tempie i po prostu dobrze się bawić. Niemniej – sama zawartość kampanii oraz miasta nie uległa żadnej zmianie. Trudno jednak oczekiwać modyfikacji w czymś, co już wcześniej było praktycznie idealne.