Stare, ale jare - najlepsze stare gry, które wciąż goszczą na dyskach redakcji
Wracacie czasem do staroci? Powrót do starej gry może być ciekawym doświadczeniem. Zapytaliśmy członków redakcji, do których dawnych, około dwudziestoletnich gier wracają w przerwach między premierami.
Spis treści
- Stare, ale jare - najlepsze stare gry, które wciąż goszczą na dyskach redakcji
- Majesty – symulator szurniętego królestwa
- Dungeon Keeper – złe jest dobre
- Fallout 1 i 2 – piękny koniec świata
- Sid Meier’s Colonization – Amerykę skolonizowano w 1993 roku
- Carmageddon – krew, krowy i diesle
- Twierdza – a mury runą, runą, runą
- Heroes of Might and Magic 3 – syndrom jeszcze jednego tekstu
- Thief – kradzież popłaca
- Baldur’s Gate – wojownicy, chomiki i wampiry
- StarCraft (1 i 2) – drama w kosmosie
- Half-Life – „pół-życie” jeden
- Final Fantasy 7 – mali ludzie z wielkimi mieczami
- The Settlers II – ścieżka, którą ciągle chadzamy
- TES: Morrowind – brzydkie może być piękne
- Caesar III – gra o zawalaniu się budynków
- Planescape: Torment – RPG i traktat filozoficzny zarazem
- Gothic 2
Dungeon Keeper – złe jest dobre
Serce Lochu to punkt, od którego zależy Twoje zwycięstwo lub porażka. Jeśli przeciwnik go zniszczy, koniec gry.
W SKRÓCIE
- Producent: Bullfrog Productions
- Data premiery: 26 czerwca 1997
- Jak wrócić: wersja Gold na GOG-u, zwykła na Origin oraz cudem zachowane boxy na aukcjach
Cofnijmy się jeszcze bardziej! W 1997 roku z podziemi wyszła produkcja, która dla wielu ludzi stała się kultowa, tworząc niejako podgatunek i niedościgniony wzór do naśladowania. Dungeon Keeper jest dziś potwornie brzydką strategią, w której nasze jednostki to... dwuwymiarowe bitmapy poruszające się w środowisku 3D. Ale to przy tym wciąż okrutnie grywalna gra.
Peter Molyneux, gdy jeszcze był uzdolnionym twórcą, a nie projektantem miałkich doświadczeń, miał niezwykle oryginalny pomysł. Gracz wciela się bowiem w strażnika podziemi. Dodajmy, że jesteśmy źli, wredni i grzeszni, a wszelkie dobro, odwagę i zakutych w lśniące zbroje śmiałków witamy bełtami i kulą ognia.
Dungeon Keeper to gra strategiczna, w której kopiemy korytarze, wydobywamy złoto i rozbudowujemy swój posępny loch. Stawiamy więc kurnik, by nasze potwory miały co jeść, budujemy leża, by miały gdzie spać, oraz bibliotekę, warsztat czy salę tortur, by miały gdzie – ekhem – pracować. Stwory mają własne charaktery i niekoniecznie wzajemnie się tolerują. Pająk zje muchę, kościotrup nie cierpi demona żółciowego, a mag z pewnością spróbuje przypiec wampira. Podobnie jak w Majesty nie kierujemy nimi bezpośrednio i nie służą nam one za darmo – gdy nasze skarbce świecą pustkami, potrafią odejść lub zdemolować loch.
Wspominając najlepsze dubbingi w grach, pamiętamy o Baldur’s Gate, ale jakoś zapominamy o kapitalnej lokalizacji tego szacownego staruszka. To, co wyprawia tu narrator, przechodzi wszelkie granice dobrego smaku – jest tak potworne, niegodziwe, nieprawe, nikczemne i łajdackie, że... chcemy, aby opowiadał nam bajki na dobranoc. Głosy w samej gry również wypadły świetnie, że przypomnę tylko kultowe okrzyki: „Dzień wypłaty!”, „Atak na Serce Lochu!” czy „Twoje wnętrzności udekorują moje lochy, strażniku!”.
Gra posiadała mnóstwo smaczków, ukrytych sekretów i easter eggów, a przy tym stanowiła nie lada wyzwanie. Sequel wydany dwa lata później oparty był na nowym silniku 3D i choć osobiście dobrze go wspominam, nigdy nie podbił serc fanów tak mocno jak „jedynka” (czyli bez jeńców i dekapitując na miejscu). Były to jednak dwie dobre gry, które nie doczekały się pełnoprawnej kontynuacji (choć teaser „trójki” znalazł się jako dodatek w drugiej części cyklu!). Nie wypada tu nawet wspominać o obrzydliwym mobilnym projekcie EA zatytułowanym Dungeon Keeper z 2015 roku. Za coś takiego należy się wizyta w sali tortur.
Dlaczego wracamy?
- Bo dobrze jest być złym i przypalać żywym ogniem dobrych.
- Bo nic tak nie poprawia humoru jak „policzkowanie” kurczaków.
- Bo polski dubbing jest kapitalny.
- Bo dzięki modowi KeeperFX powrót okazuje się mniej bolesny.