Najgorsze gry ze świata Star Wars - ranking Gwiezdnych Wtop
Dzień Gwiezdnych Wojen powinien być świętem radości. Postanowiliśmy jednak nieco nagiąć konwencję i przypomnieć przy tej okazji gry oparte na marce Star Wars, które być może powinny wręcz zostać wymazane z kart historii.
Spis treści
- Najgorsze gry ze świata Star Wars - ranking Gwiezdnych Wtop
- Star Wars: Jedi Arena (1983)
- Star Wars: Droids (1988)
- Star Wars: Masters of Teräs Käsi (1997)
- Star Wars: Force Commander (2000)
- Star Wars Episode II: Attack of the Clones (2002)
- Star Wars: Flight of the Falcon (2003)
- Star Wars: The Clone Wars – Republic Heroes (2009)
- Kinect Star Wars (2012)
- Star Wars: The Force Unleashed II (2010)
Star Wars: Droids (1988)
Wiele gier inspirowanych wydarzeniami z filmów z serii Star Wars stanowi zaprzeczenie – niekiedy wręcz wiekopomne – popularnej tezy, że interaktywne produkcje na licencjach filmowych to z reguły gnioty. Zupełnie inaczej rzecz ma się jednak z tytułami, którym rację bytu dały nie obrazy kinowe George’a Lucasa, lecz oparte na nich seriale animowane. I zanim nastały Wojny klonów, do których powyższe zdanie też pasuje jak ulał (a o których będzie jeszcze w tym tekście mowa), w latach 80. firma Nelvana z błogosławieństwem Lucasfilmu zrealizowała Star Wars: Droids – The Adventures of R2-D2 and C-3PO. Owa produkcja telewizyjna, mimo że doczekała się raptem kilkunastu krótkich odcinków, zdobyła dostatecznie dużą popularność, by wygenerować własne komiksy, zabawki oraz... grę wideo.
Ta ostatnia, zatytułowana Star Wars: Droids, została wydana przez firmę Mastertronic w wersji na komputery Amstrad CPC, Commodore 64 i ZX Spectrum w 1988 roku (a więc w czasach, kiedy prawa do gier na kanwie Gwiezdnych wojen należały nie do Lucasfilm Games, lecz do firmy Broderbund). Była to side-scrollowana gra zręcznościowo-logiczna z popularnymi droidami – C-3PO i R2-D2 – w roli głównej. Gracz miał za zadanie wydostać bohaterów z czeluści więzienia, do którego wtrącił ich Gang Frommów. W praktyce oznaczało to żmudną przeprawę przez osiem bliźniaczo podobnych poziomów, sprowadzającą się do łażenia w lewo i prawo przez niekończące się korytarze przy jednoczesnym pozbywaniu się napływających nieustannie botów strażniczych, szukaniu sposobu na otwieranie kolejnych drzwi... oraz zmaganiu się z iście szatańsko zaprojektowanym sterowaniem. W sumie pomysł mógł być całkiem niezły, ale komuś wyraźnie zabrakło umiejętności (a może chęci?), by oprzeć na nim grę wywołującą pozytywniejsze reakcje niż zgrzytanie zębów i jęki rozpaczy.