Małe silniki podbijają rynek samochodów. Przemysł motocyklowy śmieje się do rozpuku
W nowych autach spalinowych spotykamy coraz mniejsze silniki, nawet w klasie średniej lub sportowej. Jednostki o większej pojemności znajdziemy już w niektórych motocyklach.

Ktokolwiek choć odrobinę interesuje się motoryzacją, zapewne spotkał się z terminem „downsizingu” w odniesieniu do silników samochodowych. Producenci, szczególnie ci europejscy, kładą nacisk na jak najmniejszą pojemność silnika napędzającego auto. W rezultacie nawet w klasie średniej 1,5 litra pod maską nie jest niczym dziwnym. Tymczasem branża motocyklowa przygląda się temu zjawisku z rozbawieniem – silniki jednośladów stają się coraz większe i niejednokrotnie przerastają pojemnością te z aut.
Silniki aut maleją, te z motocykli – wręcz przeciwnie
BMW zaprezentowało odświeżone modele motocykli R 1300 i 900 o pojemnościach silników zwiększonych względem poprzedników. Podobnie robi Honda ze znanym modelem Hornet; najnowsza jego inkarnacja ma już 750 ccm, czyli o 150 ccm więcej od poprzedniej. KTM Duke 1390 także otrzymał większy silnik – 1400 ccm w porównaniu do 1301 ccm w starszym modelu.

Tymczasem wśród samochodów widzimy odwrotny trend. Od lat wdrażane są coraz mniejsze silniki i tendencja ta nie omija nawet klasy średniej i wyższej. W gamie aut Peugeota jednym z najbardziej popularnych napędów jest 1.2 PureTech. W kompaktowych modelach z grupy VW możemy spotkać silniki 1.0 TSi lub co najwyżej 1.5 TSi, jeśli wybierzemy wariant sportowy. Zamawiając Skodę Superb czwartej generacji domyślne otrzymamy silnik 1.5 TSi o mocy 150 KM. Taki napęd w aucie o długości niemal 5 metrów i wadze ok. 1,7 tony?
Nawet samochody sportowe mają pod maską coraz mniejsze motory. Dla przykładu Mercedes-AMG CLA 45 S 4MATIC+ standardowo posiada silnik o pojemności 2.0 litrów i mocy 421 KM. Jak uzyskiwane są tak duże moce z tak niewielkich jednostek? Odpowiedź nie jest jednoznaczna – takie parametry pracy osiąga się mocno wysilając silniki lub łącząc je z technologią hybrydową. To pierwsze z reguły polega na zastosowaniu potężnych turbosprężarek, które tłoczą do silnika większą ilość powietrza. W przypadku hybryd zaś podaje się łączną moc silników spalinowego i elektrycznych.
Mocno „podkręcone” silniki ładnie wyglądają na papierze, imponują mocą i momentem obrotowym, zarazem spełniając rygorystyczne normy emisji spalin. Nie ma jednak róży bez kolców – taka tendencja ma słabe strony. Downsizing najczęściej odbija się negatywnie na długości resursu maszyny, zakończonego remontem generalnym (co bywa nieopłacalne). Podczas gdy starsze, mało wysilone konstrukcje benzynowe potrafiły przejechać bez problemu 500 tys. km (a dieslom zdarzały się nawet 7-cyfrowe wyniki), nowsze zbudowane w duchu małych pojemności raczej tyle nie będą w stanie przetrwać. Choć czasem trafia się na używane auta z przebiegiem pow. 300 tys. km, z reguły należy do takich ogłoszeń podchodzić z dużą dozą rezerwy, ponieważ malutki silnik może już wtedy mieć poważne problemy.